Dwa Oświecenia. Polacy, Żydzi i ich drogi do nowoczesności

PAMIĘTNIKI STANISŁAWA AUGUSTA PONIATOWSKIEGO PAMIĘTNIKI STANISŁAWA AUGUSTA CZĘŚĆ PIERWSZA. Haec enim est sors hominum in primis Reipublicae officiis constitutorum, ut non solum nihil in ea contingat, quod eos non afficiat, sed ut neque illis quidquam fere eveniat, quod non sim ul ipsam Respublicam afficere possit. Unde et privata eorura vita posteris tradenda est exemplo velmonitioni. Jeżeli najlepszą historyą jest ta, która większą prawdą naucza czytelnika praw i przykładów przekazanych mu przez poprzedników; jeżeli prawdy wypadków tak dokładnie świadomym być nie może, jak działająca w nich osoba, bo ze znajomością faktów (wspólną jej ze świadkami) łączy jeszcze właściwą jej samej znajomość pobudek, w takim razie, dosyć byłoby w pisarzu własnej swojej historyi przypuścić szczerość i dokładność, aby opowiadaniu jego dać przed innemi pierwszeństwo. A przypuszczenie takie niepodobieństwem nie jest. Szczerość, jak każden inny przymiot, jest darem Stworzyciela; kto przyszedł na świat z wyraźniejszem do niej usposobieniem, ten chętnie kształcić się w niej będzie, i przystosuje ją do historyi: jeżeli zdarzenia jego życia wpłynęły na wypadki ogólne; jeżeli sam kocha ojczyznę swoją i ludzkość, jeżeli myśli nareszcie, że błędy, do których przyznanie się najwięcej kosztuje miłość własną, w połowie już okupuje męztwo samego wyznania, uczynionego w celu służenia czytelnikom, jak służą szczątki rozbitego okrętu, ostrzegające wędrowców, których własna ich droga na też same prowadzi głębiny. * Urodziłem się 17. Stycznia 1732 r. w Wołczynie, w województwie brzeskiem (na Litwie) w majętności należącej wtenczas do mojego ojca, na rok przed śmiercią Augusta II.** * Pam iętniki te, rozpoczęte w 1771 roku, dorywczo tylko i z wielkiemi przestankam i pisane być mogły, z powodu mych zatrudnień i ustawnych kłopotów, zwłaszcza po tej dacie, tak że druga ich część zaledwo w dziesięć lat po pierwszej rozpoczętą być mogła. ** Rodzeństwo miał Stanisław August następujące, braci: 1) Kazimierza, ur. 15. Września 1721, żonatego z Apolonią Ustrzycką, których syn Stanisław ur. 1754 r. a córka Konstancya wyszła za Stan. Tyszkiewicza, później jenerała. 2) Franciszka, ur. 1723 kanonika krakowskiego. 3) Aleksander, który zginął pod Ypres. 4) Andrzeja, jen. w służbie austryackiej, żonatego z hr. Kińską, ojca hr. Józefa, ur. 1762 r. i Teresy, ur. w 1765 r. żony Tyszkiewicza, referendarza koronnego. 5) Michała, ur. 1736 roku, prymasa. Siostry: 3 Podczas zamieszek które nastąpiły, porwany z kolebki, odwieziony zostałem jako zakładnik do Kamieńca, przez wojewodę kijowskiego Potockiego (później wielkiego hetmana i kasztelana krakowskiego), który tym sposobem chciał dowieść przywiązania swego do króla Stanisława Leszczyńskiego, chociaż skrycie prowadził już układy z jego współzawodnikiem, Augustem III., o wiele pierwej nim ojciec mój zdawszy Gdańsk Rosjanom, zmuszony został poddać się prawom zwycięzcy, razem z prymasem Potockim i innymi magnatami polskimi, znajdującymi się wtenczas w tem mieście. Dogadzał w tym razie jak i w wielu innych, temu uczuciu namiętnej nienawiści, jakie miał dla mego ojca, a które było przyczyną wielu wypadków za panowania obu Augustów a nawet za moich rządów, rodząc wieczne współzawodnictwo między domem Potockich i moim, co podzielali z jednej strony bracia mojej matki, książęta Czartoryscy z licznymi stronnikami swymi, a z drugiej Radziwiłłowie, Mniszech i tylu innych. Po skończonem oblężeniu Gdańska, rodzice mnie tam sprowadzili. Miałem wtenczas trzy lata; od tej chwili matka zajęła się mojem wychowaniem, z tym wyższym umysłem, który już jej za wychowanie starszego rodzeństwa mojego zjednał był sławę, a z większą jeszcze pieczołowitością. Ta prawdziwie niepospolita niewiasta nietylko wyuczyła mnie sama połowy tych rzeczy, które zazwyczaj zlecają obcym Ludwikę, ur. 1728 r., później Zamoyską, której córka była za Mniszchem, marsz. kor. 2) Izabellę, ur. 1730. hetmanową w. koronną Branicką. 1* 4 nauczycielom, ale nadto, starała się zahartować i podnieść duszę moją, tak, że w istocie, stosownie do jej widoków, wyróżniło mnie to od innych dzieci, ale zarazem stało się powodem niektórych wad moich. Uważałem się za wyższego od współtowarzyszy, bom nie pozwalał sobie tego, co im za winy poczytywano, a umiałem nie jedną rzecz, jakiej ich jeszcze nie nauczono. Stałem się m ałą istotką zarozumiałą i dumną. Rzeczywista i powszechna ułomność wychowania narodowego w Polsce, zarówno pod względem naukowym jako też i moralnym, sprawiała, iż matka strzegła mnie od obcowania ze wszystkimi, których przykłady według niej, zgubnemi stać się mogły; to mnie tyleż zła z jednej, co dobra z drugiej przyniosło strony. Szukając ludzi doskonałych, nie mówiłem już prawie z nikim, a wielka ilość tych, którym się zdawało że nimi pogardzam, była powodem smutnego przywileju, że w piętnastym już roku miałem nieprzyjaciół; z drugiej jednak strony, kierunek jaki mi nadano, ustrzegł mnie od wszystkiego, co w złem towarzystwie zaraźliwem bywa dla młodzieży. Powziąłem i zachowałem odtąd odrazę ku wszelkiej obłudzie; ale (na wiek i położenie moje) miałem za nadto tej odrazy ku wszystkiemu, co nauczono mnie uważać za nizkie i pospolite. Takim sposobem nie dano mi być dzieckiem; a miało to ten skutek, jak gdyby w roku wyrzucono Kwiecień. — Uważam to dzisiaj za nienagrodzoną stratę, nad którą ubolewam, bo myślę, że skłonność do melancholji, jakiej nieraz tak boleśnie doświadczam, jest skutkiem tak przedwczesnej i sztucznej mądrości, która nie ustrzegła mnie jednak od błędów, jakie popełnić było mojem przeznaczeniem, ale w najmłodszych latach o mało mnie entuzjastą nie zrobiła. We dwunastym już roku dręczyły mnie aż do choroby teologiczne wątpliwości, co do wolnej woli, przeznaczenia, omylności zmysłów, pyrronizmu czystego i t. p. Zawsze z wdzięcznością wspominać będę O. Śliwickiego, * który mnie mądrze od tych udręczeń wybawił. Zamiast uciekania się do syllogizmu, miał rozum powiedzieć mi tylko: „Moje dziecko, czy być może, żebyś zupełnie powątpiewał o rzeczywistości tego co widzisz i słyszysz ? Gdyby w istocie tak było, nie byłbyś temu winien, ale Bóg nadto jest dobry, aby ciebie z niepokoju i boleści, jakiej doświadczasz, wybawić nie miał, bylebyś prosił go o to z ufnością, jako Stwórcę twojego, o którego istnieniu już samo twoje istnienie najwyraźniej przekonywać cię musi.“ Tych słów kilka, głos miły i przyjazny, z jakim wypowiedziane były, i wewnętrzna zapewne potrzeba wydobycia się z tego stanu, uspokoiły mnie. Nie pochodziło to ztąd, żeby matka moja miała pretensyę uczyć mnie metafizyki w tych latach, ale było naturalnem następstwem tego, że unikając płochości dziecięcej i przyzwyczaiwszy się słuchać wszystkiego, co w około mnie mówiono, pochwyciłem i próbowałem zgłębiać wiele idei, nad któremi nie życzono wcale, żebym się nawet zastanawiał. Tkliwość naturalna, przy żywej wyobraźni, sprawiły, że czułem pociąg dochodzący do najwyższego uniesienia * Śliwicki stał w Polsce na czele zgromadzenia księży Missjonarzy, zwanych we Francyi Lazarystami. Przyp. Króla. ku ludziom i rzeczom, które zasługiwały lub zdawały mi się zasługiwać na szacunek i uwielbienie, ale z drugiej znowu strony, z surowością cenzora ganiłem i brzydziłem się prawie wszystkiem, co znajdowałem godnem nagany. Skończyłem nareszcie lat szesnaście; umiałem na ten wiek dużo, byłem bardzo prawdomówny, bardzo posłuszny rodzicom, przez cześć dla ich przymiotów, nad które nic nie przypuszczałem wyższego; wierzyłem, że kto nie jest przynajmniej Arystotelesem albo Katonem, jest niczem; zresztą, wzrostu byłem bardzo małego, przysadzisty, niezgrabny, słabowity i pod wielu względami istny arlekin zdziczały. Takiemu, jakim byłem, kazano odbyć pierwszą moją podróż. Trzydzieści sześć tysięcy Rossyan pod wodzą księcia Repnina, ojca tego, który we dwadzieścia lat potem takim się głośnym stał w Polsce, przechodziło wtenczas przez nasze ziemie, dążąc na pomoc Maryi Teresie. Ojciec mój, który dotychczas kierunek mojego * Wskutek traktatu zawartego w Petersburgu d. 23. Czerwca 1747 i podpisanego przez posła angielskiego Hindforta, z jednej, a kanclerza Bestużewa i vicekanclerza Woroncowa z drugiej strony, cesarzowa Elżbieta za 100,000 funt. ster. rocznej subwencyi, zobowiązała się utrzymywać w gotowości na rozkazy Anglii 30,000 żołnierza na granicy Inflant i Litwy. — Dnia 30. Listopada tegoż roku stanęła nowa między obu tem i państwam i i Holandją umowa, na mocy której, tak zwane morskie mocarstwa brały na swój żołd 37,000 wojska rosyjskiego, które z początkiem 1748 r. ruszyły przez Polskę, Morawią i Czechy i dostały się aż do Frankonii. Przelękniona tem Francya, już w Marcu tegoż roku 7 wychowania wyłącznie prawdę powierzył był matce, polecił mnie wtenczas Lievenowi, drugiej z porządku osobie w tej armji, a dawnemu znajomemu swemu. Odbyta kampanja, według mego ojca, znaczyła więcej dla dokończenia wychowania, niż wszystkie akademie; matka moja miała odwagę podzielać zupełnie jego zdanie i wiecznie żałować nie przestanę, że ich zamiary w tym względzie nie mogły przyjść do skutku. Kto będąc powołany do rządzenia państwem nie zna sam wojny, jest jak człowiek pozbawiony jednego z pięciu zmysłów; jeżeli w ciągu życia zmuszony do dłuższej lub krótszej wojny, prowadzić ją będzie przez swoich jenerałów i jedynie przez jenerałów, ci zaś wiedzą że nie tylko ich ramieniem działać, ale nawet ich oczami patrzeć na rzeczy musi, wtenczas nadużywają tej przewagi, a i wojsko przywiązuje się prawdziwie tylko do wodzów, którzy je prowadzą, panującemu zaś ulega o tyle, o ile to się tym wodzom spodoba. Według mojego przekonania, każdy człowiek wyższego urodzenia (zwłaszcza w kraju wolnym) i każdy syn panującego, powinien odbyć kampanię, skoro mu się do tego zręczność nadarzy, a nawet, powinien przez rozpoczęła rokowania o pokój; d. 2. Sierpnia stanęła umowa, mocą której posiłkowe wojska rosyjskie wrócić miały na powrót do Rosji, Francya zaś zobowiązywała się takąż ilość własnego żołnierza wycofać z Niederlandów. W krótce potem, bo w Październiku 1748 roku podpisanym został pokój w Akwizgranie, który zakończył długą europejską wojnę, znaną pod nazwaniem wojny o sukcessyę austryacką. Przypisek Tłumacza. czas niejaki pełnić czynną służbę w jakim korpusie. Nie należy uważać za pedantyzm zajęcia się drobnemi szczegółami służby; wyuczyć się ich można tylko pełniąc je wszystkie; a stanowią one istotną podstawę wielkich obrotów wojennych, będących szczytem sztuki wojskowej. Cała różnica między niższym oficerem a wodzem zależy na tem, że dla pierwszego ostatecznym celem jest to, co drugiemu służy tylko za narzędzie. Ale wróćmy do naszego opowiadania. Zaledwo przybory do mojej wyprawy skończone zostały, dowiedziano się o podpisaniu przedwstępnych warunków traktatu w Akwizgranie; ,,nie zobaczysz tym razem wojny“ , powiedział mi ojciec, „ale dla przypatrzenia się przynajmniej zgromadzonym armiom, ruszaj natychm iast. Dał mnie listy do marszałków de Saxe i Loewendahl, * i do kilku przyjaciół w rozmaitych * Maurycy hr. Saski, syn naturalny Augusta II. i hrabianki Maryi Aurory Kónigsmark, jeden z największych wojowników ówczesnych. W r. 1709 walczył pod księciem Malborough we Flandryi — później pod hr. Eugeniuszem w wojnie z Turkami i przy oblężeniu Belgradu; w r. 1726 przez Stany kurlandzkie ks. obrany, bronił się z 60 żołnierzami w Mitawskim zamku od oblegających go 800 Rosyan, gdy Rzplta. polska się przeciw niemu oświadczyła, wrócił do Francyi, gdzie już pierwej pułkiem dowodził, a nie przyjąwszy ofiarowanego sobie przez Augusta III. głównego dowództwa armii saskiej, we Francyi stale pozostał; odznaczył się pod dowództwem marszałka Bernich, a w wojnie o sukcessyę austryacką w r. 1741 wziął szturmem Pragę, później Eger i wojska marszałka de Broglie odprowadził nad Ren. W r. 1744 został marszałkiem Francyi; kampanje we Flandryi tegoż roku i walne zwycięztwo pod Fontenny 1745 okryło krajach, które zwiedzić miałem. Za towarzysza drogi dodano mi majora Koenigfels, dawniej adjut. sławnego marsz. Municha, który po upadku tego ostatniego, zamieszkał w domu mojego ojca. Wzrosły w służbie rosyjskiej, bardziej od kogo innego był uzdolniony do odbycia kampanii jako ochotnik przy rosyjskiej armii, a raz na towarzysza dla mnie wybrany, pozostał nim, chociaż cel podróży zupełnej uległ zmianie. Nie umiał po francuzku, a cały jego układ zdawał się nieodpowiedni dla krajów i ludzi, których poznać miałem; zdrowy jednak rozsądek jego i prawość starczyły za go sławą. Po tej bitwie zajął Bruksellę — otrzymawszy naturalizacyę francuzką w r. 1747, został marszałkiem wszystkich wojsk francuzkich, i nareszcie głównodowodzącym w Niederlandach. Zdobycie BergenopZoom przyspieszyło traktat akwizgrański. Resztę życia spędził w znacznej części w ustąpionym mu przez króla zamku Chambort (ur. 1695, umarł 1750 roku). Loewendahl Olryk Fryd., syn ministra saskiego, a wnuk Ulryka Guldenlowa, naturalnego syna Fryderyka III., króla duńskiego; w 1713 r. bił się w Polsce w szeregach austryackich; wszedł później do służby duńskiej i odznaczył się w wojnie ze Szwedami; w r. 1716 widzimy go znowu w armii austryackiej pod Belgradem , następnie od r. 1718—21 w Sycylii i Sardynii, poczem został felmarszałkiem i jeneralnym inspektorem piechoty saskiej; w roku 1733 bronił Krakowa, w r. 1734 — 35 dowodził wojskami saskiemi nad Renem. — Z tamtąd przeszedł do służby rosyjskiej i za odznaczenie się w Krymie, został tam głównodowodzącym; w r. 1743 w stąpił do armii francuzkiej i walczył w sławnej bitwie pod Fontenoy. Po wzięciu szturmem BergenopZoom mianowany został marszałkiem Francyi. Urodził się 1700, umarł 1755 r. wszystko. Rodzice wymagali odemnie jak przedtem od starszych braci słowa honoru, że nie będę grał w gry hazardowne, nie skosztuję wina ani żadnego gorącego trunku, i nie ożenię się przed trzydziestym rokiem. Dochowałem wiernie tych przyrzeczeń, z których drugie (w myśli moich rodziców) miało być dla mnie ochroną na przyszłość od niepomiarkowaneno u nas używania napojów we wszystkich zgromadzeniach szlacheckich, a nawet i w domach, do tego stopnia, że można się było narazić na nieprzyjaźń najpotrzebniejszych sobie ludzi, odmawiając pić tyle, ile proszono, chyba iż kto mógł dowieść, że nigdy z nikim nie wychylił kieliszka. Przykład mego wychowania, chociaż mniej ściśle naśladowany w domach innych magnatów polskich, przyczynił się może do widocznego zmniejszenia u nas tego nałogu, który August II. szczególniej w Polsce rozszerzył. Wyjechałem nareszcie i przez Częstochowę, Troppau, Koniggratz, Pragę, Eger, Bareith i Kolonię przybyłem 10. Czerwca do Akwisgranu, gdzie Kauderbach, wówczas poseł saski, a niegdyś protegowany przez mojego ojca i nauczyciel starszych moich braci w Hadze, przedstawił mnie reprezentantom innych państw, zebranym na kongres. Książe (naówczas hrabia) Kaunitz, ambasador a później pierwszy minister przy dworze wiedeńskim, pomimo różnicy wieku i stanowiska, pomimo pewnych dziwactw, jakie mu przypisywano, przyjął mnie najuprzejmiej i nawet godzinę prawie rozmawiać ze mną raczył. We trzy dni później przybyłem do Maestricht, gdzie się jeszcze wtenczas znajdował główny sztab marszałka Lowendahl. Wódz ten przyjął mnie bardzo dobrze, największą uprzejmość okazał Konigfelsowi, którego zuał w Rosyi i dostarczył nam wszelkich możliwych a od niego wyłącznie zależących ułatwień dla rozpatrzenia się wre wszystkiem, co mogło obudzać rozsądną ciekawość młodego podróżnika w samem Maestricht i jego okolicach. Odezwał się raz przy mnie do Konigfelsa: „młody Poniatowski, nasłuchawszy się od ojca i od was o surowości służby szwedzkiej, rosyjskiej i niemieckiej, musi być teraz nie mało zdziwiony, widząc marszałka Francyi otoczonego swoją armią a pomimo to chodzącego co wieczór do teatru i spędzającego dni wpośród swoich aktorek. Poczułem w tej chwili, jak łatwo jest ludziom wysoko postawionym zjednać sobie serca młodzieży, skoro postrzegną albo odgadną wrażenia, jakie wywierają sami; i z jaką następnie łatwością przychodzićby im powinno pozyskanie popularności. Pomimo wielkiej sławy wojennej Lowendahla i najlepszego przyjęcia, jakiegom od niego doznał, złe rzeczy, jakie o nim słyszałem od Flamandów, których zrabował i zniszczył, przeważały w moim umyśle na jego niekorzyść; otóż mimo to wszystko, wspomniane odezwanie się jego, zrodziło w sercu mojem wyraźny ku niemu pociąg, którego przed samym sobą zaprzeczyć nie mogłem, potępiając go nawet. — Ponieważ jechał do Brukselli, więc się tam za nim udałem, gdzie przedstawiony byłem marszałkowi, de Saxe dnia 30. Czerwca. Zdało mi się, że oglądam najpierwszego na świecie męża; postać w istocie miał bohaterską, słuszny, budowy atletycznej, silny jak Herkules, spojrzenia był nader łagodnego, rysów zupełnie męzkich, przy szlachetnym ruchu głowy; dźwięk jego głosu przypominał organy; chodził zwolna, ale wielkiemi krokami; każde słowo z ust jego (a był na nie oszczędny) każde najmniejsze poruszenie wywoływało ruch wielki wśród otaczających. Od trzystu do czterystu oficerów francuzkich napełniało codzien jego salony i nie mogłem bez wzruszenia widzieć ludzi noszących najpierwsze imiona tego narodu, tak przywykłego wodzić rej wszędzie, a którego historyę tak skwapliwie czytałem, widzieć mówię tych ludzi tak posłusznych, skromnych, pełnych uszanowania, gotowych na każde skinienie człowieka, który ich nauczył zwyciężać. Był jeszcze rządzcą Niederlandów, które dla Francyi zdobył; przedmiot czci dla żołnierza i niższych oficerów, zazdrości ale zarazem i uwielbienia dla starszych, nawet dla jenerałów, nie wywoływał skarg ze strony samych Flamandów; a tymczasem pokonani przez niego wodzowie do tego stopnia głosili jego pochwałę, że książę Cumberland, chcąc ozdobić mieszkanie swoje w windsorskim pałacu, portret marszałka zawiesić w nim kazał. Przyjął mnie z dobrocią i uprzejmie mówił o mojej rodzinie, zwłaszcza o starszym moim bracie, który pod jego okiem odbył kampanię 1741 i 42 roku. * Przypomni sobie czytelnik, że podczas wojny, jaka wynikła po śmierci cesarza Karola VI., wojska francuzkie były ciągle nieszczęśliwe, póki marszałek de Saxe naczelnego nad niemi nie objął dowództwa. Przyp. Króla. Pamiętam własne jego naówczas wyrazy: „Życzyłbym bardzo, powiedział mi, żeby tutaj był zemną: nie spotykałem młodego człowieka, któryby więcej wojskowych zapowiadał zdolności, dojśćby mógł daleko, gdyby tą drogą szedł dalej; lubiłem go bardzo, bo wiem, że i on lubił mnie także. Traktat pokoju, który już wtenczas uważano za zawarty, był przyczyną, że Francuzi nie utrzymywali obozu; wojska ich w małych oddziałach rozłożone były na stałych już leżach, tak że nie wiele ich widziałem, chyba po fortecach. Pamiętam , że w Mestricht rozmawiałem z młodym oficerem artyleryi, który nie wiele przedtem, mając zaledwie lat dziewięć, rannym był przy oblężeniu tegoż miasta. Król francuzki wydał mi się bardzo wielkim wobec takich przykładów gorliwości i poświęcenia, które zdawały się nie dziwić go wcale. Im mniej podróż moja stawała się wojskową, tem bardziej ciekawość nią obudzało wszystko, co ten kraj piękny ma do widzenia pod względem swojej uprawy, sztuk pięknych, a szczególniej malarstwa; byłem w uniesieniu na widok Rubensów i VanDycków, a mój mentor tak był rad, że jeszcze tylko goniłem za obrazami, iż pomimo całej oszczędności swojej, pozwolił mi w Brukselli zrobić pierwsze tego rodzaju kupno; Mowa tu o Aleksandrze Poniatowskim, starszym bracie Stanisława Augusta, urodzonym ochotnik biorąc udział w tej wojnie, Ypres 1725 roku , który jako zginął przy oblężeniu myśliłem nabywszy mały obrazek, że skarb prawdziwy posiadam. Z Brukselli przez Mechlin (Malines) i Antwerpię udałem się do BergenopZoom, gdzie wtenczas jeszcze w imieniu Francyi dowodził Szwajcar, kawaler de Court, którego grzeczność i wyłączna uprzejmość w pokazaniu mi wszystkiego, co tam z powodu wiekopomnego oblężenia tak było zajmującem, dała mi poznać raz jeszcze, jakie to szczęście, być synem człowieka sławnego, a znanego osobiście i kochanego w wielu krajach. Kawaler de Court, dzięki przyjaźni, jaką miał dla mego ojca, dał mi list do rodaka swego, jenerała Carnabi, zostającego w holenderskiej służbie i dowodzącego wtenczas w Rosenthal najdalej posuniętemu oddziałowi wojsk Rzpltej. między BergenopZoom i Breda. — Ten znowu zapoznał mnie z innym jeszcze Szwajcarem, panem Bouquet, jenerał kwatermistrzem holenderskim, który nie tylko pokazał mi obóz 30,000 wojska, rozłożonego w okolicach Breda, ale nawet mi wskazówki na piśmie, które w podróży, jaką po Holandyi odbyć chciałem, miały mi służyć za przewodnika, jakkolwiek na ten raz, dla krótkości zostawionego mi czasu, pobieżnie tylko wszystko oglądać mogłem. Chociaż dziecko jeszcze, nie bez przyjemności byłem świadkiem nadzwyczajnego zapału, jaki massy całe tamecznego ludu, w najbardziej radykalnych manifestacyach, okazywały książęciu Oranii, pomimo ciężkich strat, jakie Rzplta. poniosła od chwili, gdy objął władzę Stadhoudera, strat, które on sam nawet, przez, niesprawiedliwe protekcye swoje, miał na kraj sprowadzić. Zapał tłumu spotęgowało jeszcze w tej chwili, gwałtowne zniesienie przez motłoch dzierżawy kilku gałęzi dochodów publicznych. Dnia 5. Sierpnia wróciłem do Akwisgranu dla użycia wód tamecznych; zdawało się bowiem rodzicom moim, że one do rozwinięcia sił moich i wzrostu przyczynią się. — Doznawałem już cierpień, które w temperamencie moim zdradzały zaród reumatyczny. Myślano żem pedagrę odziedziczył po ojcu. Wszelkie żądanie rodziców było dla muie najwyźszem prawem; był zaś w Akwisgranie doktor Capel, dawniejszy lekarz mojego ojca, który pełnił niemal obowiązek gospodarza tych źródeł; pokazało się jednak, że wody dla mnie musiały być niezdrowe, bo w nocy tegoż dnia, kiedy je pić zacząłem, doznałem tak silnego kurczu we wnętrznościach, żem kolana moje do żołądka prawie przyciskać musiał, a przytem duszenie, które mnie mało nie pozbawiło życia. Zanim zdołano sprowadzić ratunek, Konigfels na chybił trafił, wlał mi do gardła łyżkę lawendowej wody; to mi wróciło oddech i utrzymało przy życiu aż do przybycia doktora, który przez kilka tygodni musiał mną opiekować się, jakby sześćdziesięcioletnim chyrlakiem, przepisywać rozmaite kąpiele i łaźnie, aby tylko postawić na nogi. Butelkę lawendowej wody, która mi ocaliła życie, kilka godzin przedtem oddał ludziom moim, służący posła hanowerskiego, któregom nie znał; a gdy ten zaraz potem zniknął, nie mogłem już nigdy rozjaśnić sobie tej zagadki. — Przyszedłszy jako tako do zdrowia, udałem się do Eyndhoven i Kuremonde, dla przypatrzenia się znajdującym się tam jeszcze angielskim i austryackim wojskom. W Kuremonde widziałem tego kawalera Faulkner, któremu Wolter przypisał swoją Zairę. Przez Kassel i Drezno wróciłem do Warszawy, w końcu Października 1748 roku. Był to rok sejmowy. Zaraz, pierwszego dnia, referendarz Siemieński z łatwością obrany został marszałkiem. Ówczesnemu ambasadorowi rosyjkiemu Bestużewowi, bratu wielkiego kanclerza cesarstwa, zdawało się to zapowiadać niebezpieczne dla jego dworu kroki, kupił więc unieważnienie wszystkich postanowień tego sejmu. Umieszczono mnie wtenczas przy moim wuju, księciu (Michale) Czartoryskim, wówczas podkanclerzym litewskim. Stanowisko jego i charakter zrobiły zeń jednego z najpopularniejszych ludzi w Polsce, i myślano, że on najlepiej do życia publicznego u nas przysposobić potrafi młodego człowieka. Mając lat dwadzieścia, zjednał był dla siebie wyłączne względy Fleminga, feldmarszałka saskiego, a rzeczywiście pierwszego ministra Augusta II. do spraw polskich, chociaż tego tytułu nie nosił. Dzięki tym względom, w 25 roku został podkanclerzem litewskim, a mając przez to głos przy rozdawnictwie urzędów w prowincyi, zyskał zaraz i wziętość. Posiadając więcej nauki i ukształcenia niż ich w ogólności miano wtenczas w Polsce, skłonny do uszczypliwości, pod rządami ministra potężnego, a lubiącego dowcipne słówka i przycinki, ks. Czartoryski przyzwyczaił się wypowiadać każdemu myśl swoją bez ogródki. Wielu ludzi, którym wpływy jego u Fleminga były potrzebne, znosiło to wkrótce, przyznał sam sobie prawo cenzurowania i karcenia a długie trwanie jego urzędu, i rzeczywiste zasługi, jakie na nim położył, przyzwyczaiły zwolna i samą publiczność do znoszenia w jego ustach tego tonu, w którym on sam i wiele osob upatrywało w końcu cnotę Katona, zwłaszcza od czasu, gdy się nią posługiwać zaczął na karcenie błędów i słabości panowania i dworu Augusta III. Istotna jego zasługa wykazała się głównie w tem, że do urzędów i na starostwa prowadził zazwyczaj najuczciwszych ludzi na Litwie, pozyskując czasem dobrodziejstwa dworu nawet dla osób z urodzenia lub stosunków, mianych za należące do nieprzyjaznego jem u stronnictwa; podobnego rodzaju promocyi podejmował się dość często aby zauważano jego bezstronność, a znowu dość rzadko, aby te liczbą swoją dalszym jego planom zaszkodzić mogły. Ponieważ z natury rządu wypływało, że skład coroczny trybunałów, najważniejszą dla wszystkich był sprawą, zjednał więc sobie pochwały i wdzięczność współobywateli, starając się zawsze, aby do nich wchodzili ludzie zdolniejsi i uczciwsi od tych, których zazwyczaj prowadzili tam inni panowie litewscy, spółubiegający się z nim o wziętość. Z pomiędzy panów polskich owego czasu, jego to krytyki i rady najbardziej przyczyniły się do tego, że Jezuici i Pijarowie zrzucili jarzmo barbaryzmów pod jakiem i wówczas jęczały ich szkoły. Nie idzie zatem wcale, aby własne jego przemówienia i listy były wzorem prawdziwej wymowy; przeciwnie, zadziwią one potomność (jeżeli do niej dojdą) dziwactwem stylu i używanych wyrażeń, dochodzącem do tego stopnia, że wbrew nawet temu co się dziać zwykło w przededniu wieków oświeconych, książę podkanclerzy naśladowców nie znalazł, chociaż sam siebie za nowe światło ogłaszał. Jakimkolwiek był jednak, zawsze mu wielka należy się wdzięczność za to że pierwszy powstał na nadmiar barbaryzmów, do jakiego ciemnota Augusta II. i niedbalstwo Augusta III. doprowadziły literaturę w Polsce. — Zdarzyło się, że w ciągu dziesięciu ostatnich lat życia Augusta II. i przez dwie trzecie panowania Augusta III. nie miał nad sobą nikogo, prócz dworu lub faworyta, którzy na sprawy litewskie patrzyli jedynie jego oczyma, a w rzędzie współzawodników swoich w tej prowincyi, znajdował tylko ludzi, których wady albo nawet występki, stawiły nieskończenie niżej od niego. Miał jeszcze dar wielkiej cierpliwości w słuchaniu procesów i procesujących się, obok rozwagi i poczucia sprawiedliwości, skąd łatwo sprawy obejmował i wydając wyrok jako sędzia, zawsze prawie umiał zadowolnić obie strony, gdy te na jego sąd polubowny się zdały. Zrazu wsparł go wziętością i stosunkami swojemi mój ojciec: w czasie o którym mówię, miał on już własną swą popularność szeroko ugruntowaną na Litwie, a w Koronie posiadał poszanowanie i miłość znacznej części stronników brata swego, wojewody ruskiego. Ci mieli go za wyrocznię w przedmiocie prawa,a nawet za pracowitszego od brata; tem bardziej, że lubił się popisywać ze swemi zatrudnieniam i, obszerną korespondencyą, działalnością wielką, okazałą rządnością i wielu rzeczami, których był, lub zdawało mu się, że jest główną sprężyną. Próżność posunięta aż do śmieszności, była nieraz jego wadą, i wielu ludzi skorzystało z niej, żeby go ująć dla siebie albo oszukać; ale istotnie, mógł się poszczycić, że w porównaniu do współczesnych sobie rodaków, bardzo często i umysłem i charakterem górował nad wszystkićm co go otaczało. Nie tracił nigdy nadziei, to czego pragnął, uważał prawie za niezawodne, w klęskach zaś i niepowodzeniu umiał dopatrzyć zawsze dobrą stronę. Z wewnętrznego usposobienia, (byleby mógł krytykować i sprzeczać się trochę) był zawsze towarzyskim i wesołym. Tak lubił oddawać usługi, że można mu było przebaczyć, iż chluby z nich szukał. Z natury serdeczny, byłby skuteczniej dobrym, gdyby w ostatnich zwłaszcza latach życia rządzonym nie był przez ludzi, którzy umieli nim kierować, wmówiwszy mu, że on nimi rządzi. Ponieważ często i dużo mówił o reformie wychowania narodowego, słowami i własnym przykładem do pilności zachęcał, niezmiernie liczne korespondencye w całym kraju utrzymywał, a nadewszystko lubił mówić głośno i prawie nieustanie o sprawach publicznych i prywatnych, które rozmaicie na te ostatnie wpływały, myślano więc, że to najlepsza będzie dla mnie szkoła, w której nabiorę gruntownej znajomości o stanie narodu, wprawię się do pisania i rozmaitych manewrów, potrzebnych do zyskania popularności. Znaczenie naszej rodziny zdawało się w tym roku dosięgać szczytu przez małżeństwo mojej młodszej siostry z hr. Branickim, wojewodą krakowskim i hetmanem polnym koronnym, a córki Księcia podkanclerzego z Sapiehą, wojewodą podlaskim; obydwa odbyły się jednocześnie dnia 19. Października. Markiz des Issarts, ówczesny poseł francuzki w Polsce, składając mojej rodzinie z tego powodu zwykłe powinszowania, dodał: iż ostrzeże swój dwór, że związki te dadzą nam w kraju przewagę nazbyt wielką, aby nie powinna zwrócić na siebie uwagi rządu francuzkiego, któremu rodzina moja według niego nie miała być przychylną. Następstwa jednak nieodpowiedziały tym pozorom, z powodu osobistego charakteru i stosunków tych ludzi. Branicki, jedyny potomek starożytnego domu, był bogaty i umiał używać swego majątku w taki sposób, iż słusznie uchodził za pana polskiego owych czasów, którego dom jaśniał największym przepychem i gustem. W młodości swojej był wspólnikiem wszystkich uciech Augusta II. — W latach kiedy się sejmy odbywały w Grodnie, król ten i syn jego August III. niejednokrotnie przebywali w Białymstoku, rezydencyi Branickiego, i podejmowani tam byli z całym swym dworem z zadziwiającym przepychem i świetnością. Domy mieszkalne w Białymstoku i Horoszczy z ogrodami swymi stanowią prawdziwe pomniki jego gustu, któremi przyozdobił Polskę. Chociaż małego wzrostu, Branicki miał powierzchowność pana; posiadał zaś wszystkie zręcznostki imponujące gminowi, a w dodatku jeszcze i tę, że nie wdał się był dotąd w żadną sprawę trudną i nie ściągnął na siebie nienawiści żadnej z dwóch głównych nieprzyjaznych sobie fakcyi, które wtenczas dzieliły Polskę. Był obecnie wojewodą krakowskim i hetmanem polnym koronnym, a zdawał się obiecywać, iż z upodobania i nawet przez miłość własną będzie pracował nad polepszeniem stanu armii a więc i państwa, jak skoro osiągnie wielką buławę, która po ośmdziesięcioletnim Potockim zapewne ry hło zawakować musiała, a której on, Branicki, posiadający łaskę u dworu, zdawał się być pewny; to było po w odem, że obydwie partye ubiegały się w pozyskaniu go dla siebie. Takie były korzyści jakie hetman z sobą przynosił; ale z drugiej strony, mierność jego zupełna w przedmiotach najważniejszych dla wszelkiego męża stanu (którą sam czuł, a której powodem w znacznej części było jego ukształcenie, przyjemne ale powierzchowne), uzbrajała jego próżność przeciw każdemu, od kogo lękał się być przyćmionym. Książe wojewoda ruski, pomimo zwykłej mądrości swojej, za nadto mu zawsze uczuć dawał, jak mało szacunku i dobrej woli miał dla niego. Książe podkanclerzy nazbyt w stosunkach z nim, dogadzał pedagogicznemu i krytycznemu usposobieniu swemu, aby go nieprzyjaciele nasi przekonać nie mieli, że połączywszy się z mojemi wujami, nigdy nie będzie ich sprzymierzeńcem, lecz pozostanie tylko narzędziem w ich ręku; kiedy przeciwnie Potoccy, pochlebiając mu uniżenie, upewniali najsolenniej, że po śmierci wielkiego hetmana, będącego ich głową, nie przestaną go uważać za protektora swego domu. Do tych intryg przyłączyły się podmuchy francuzkie, a nieraz nawet zasiłki pieniężne paryzkiego dworu, co prawie zawsze stawiło go w opozycyi z Czartoryskimi. Wszystko to razem sprawiło, iż żadnej dla mojej familii nie przyniosły korzyści: i osobista skłonność, jaką, zdawał się mieć dla mojego ojca i przywiązanie jakie powinien był zachować dla żony, której wdzięki były powodem, że starał się o jej rękę, ale której cnota i anielska słodycz nie zdołały ustalić sześćdziesięcioletniego rozpustnika. Namiętnie lubiący wystawę i ciągle nią zajęty, nie zawsze przebierał w środkach, gdy szło o je j podtrzymanie; ograniczony jako człowiek polityczny i bardzo leniwy, posiadał niesłychaną uwagę i przebiegłość w rzeczach tyczących się jego prywatnych przedsięwzięć i celów; obłuda nawet nie była mu obcą. Dom jego wydawał się doskonalą m injaturą wielkiego dworu, pełnego intryg, podstępów, spółzawodników, ulubieńców, bardzo zepsutych ale wykwintnych i świecących ogładą, a wszystkich prawie (prócz Mokronoskiego) kupionych przez Brühla, faworyta Augusta III., aby ich patron jemu znowu nie szkodził. Ponieważ zadowolenie próżności i wygodne życie, raczej niż ambicya, były dźwignią czynności Branickiego, byleby więc się utrzymywał na wierzchu, byleby zewnętne oznaki jego znaczenia, a rzeczywiste uciechy i zyski nie doznawały uszczerbku, mało się troszczył o sprawy publiczne, nawet o takie, do których go nakłaniali właśni jego faworyci, bo i tych oszukiwał kolejno, a wspaniałomyślnym względem nich okazał się zaledwo w testamencie. Takim był człowiek, który dla dostatków i wykwintnej a rozkosznej wystawności swojej, znanym był na dworach europejskich, dzięki opisom cudzoziemców, a zwłaszcza Francuzów, znajdujących wiele przyjemności i jakby drugą ojczyznę pod jego dachem. Zdawało się, że Sapieha, brat cioteczny Branickiego, powinien był zapewnić wyłączną wziętość wujowi mojemu na Litwie. Głowa domu i potomek znakomitego i bardzo jeszcze w tej prowincyi poważanego rodu, wdowiec po żonie, która go wzbogaciła; sam przez się zdolnym był do pracy, znał się na sejmikowych manewrach i miał w nich upodobanie; popularny z godnością, umiał być wspaniałomyślny w tych razach, chętnie udzielał synom szlacheckim, znajdującym się przy nim, ukształcenia jakie sam posiadał (a miał go więcej, niż cała większość jego współobywateli), wymownym też był dosyć na czasy, w których żył. Miał brata, koadjutora biskupstwa wileńskiego, otwartego opiekuna literatury, wielkiego intryganta, z którym podzielał dziedziczną nienawiść do domu Radziwiłłów, nieprzyjaznego Czartoryskim. Wszystko to jednak nie zdołało utrzymać go przy moim wuju i nie wystarczało przeciw intrygom hr. Bruhla, który w kilka lat później potrafił już zasiać kąkol niezgody między teściem i zięciem. Należy tu dać poznać tego sławnego faworyta, który pod imieniem króla panował przez lat dwadzieścia cztery. Wdrożony do interesów za Augusta II., którego zrazu był paziem a później ministrem, znalazł przegrodzoną sobie drogę do wyniesienia się i zaszczytów, od śmierci króla aż do 1739 roku, przez Sułkowskiego, który go nie lubił; ale odkąd upadek tego ostatniego postawił go na jego miejscu, utrzymanie się na niem stało się wyłącznym celem usiłowań hr. Brühla; używał zaś ciągle do tego środków wbrew przeciwnych tym, które zgubiły Sułkowskiego. Sułkowski wychowany także jako paź przy Auguście III., kiedy ten był zaledwo książęciem elektoralnym, dobry jeździec, namiętny myśliwy, temi zrazu przymiotami uzyskał przystęp do łaski pana, który później przywiązał się do niego z pewnego rodzaju namiętnością tern dziwniejszą, że najmniejszego nie miano powątpiewania o czystości obyczajów Augusta III.; namiętność ta jednak tak w końcu stała się przeważną, że całe usposobienie królewskie i wszystkie jego skłonności od niej zależały. Sułkowski tak jej był pewnym, że odjeżdżał na długo, porywczo nieraz odzywał się do królowej, z góry i najgorzej traktował każdego, kto mu się nie podobał, nie wzbraniając nikomu przystępu do pana, którem u przewodził publicznie, na którego dąsał się tak często, że się zdawał wyszukiwać sposobu zniechęcenia go do siebie, do tego stopnia, że można powiedzieć, iż sam króla zmusił, aby go usunął. Sam bardzo ograniczony, odzywał się nieraz głośno, że bał się i nie lubił ludzi rozumnych, ale nigdy pomówionym nie był o oszustwo albo brak uczciwości. Finanse saskie nie były zagmatwane póki on był w łaskach, a źródłem jego bogactwa były dobrowolne datki pana, którego wcale od interessów usunąć się nie starał. Chociaż nie ze znakomitego pochodził rodu, pam iętał jednak, że był Polakiem i starał się rozwinąć w królu upodobanie do pobytu w Polsce i do zajęcia się jej sprawami. Brühl przeciwnie, przyjął dla siebie za zasadę, odosobnić zupełnie króla, a ponieważ z powodu samej formy rządu, łatwiej mu to przychodziło w Saksonii, utwierdzał go więc coraz bardziej we wrodzonej mu już niechęci do Polski, w której August III. znajdował się zawsze jako podróżny, do tego stopnia, że cały skład jego dworu zupełnie saskiego, aż do samych nawet tytułów kilku pierwszych urzędników, polegał na tem przypuszczeniu. Zresztą duma i lenistwo były głównemi wadami Augusta III ; skorzystał z nich Brühl, żeby mu wmówić, że większe posłuszeństwo znajduje w swojem państwie dziedzicznem, i wtenczas kiedy się tak urządzi, aby wszelkie jego rozkazy odnosiły się wprost do jednego tylko człowieka, któryby potrafił oszczędzić mu długich dyskussyi, a sam miał dosyć zdrowia, aby zarazem być jego ministrem we wszystkich departam entach, głównym nadzorcą zabaw, wiecznym towarzyszem podróży, polowań, przechadzek, słowem każdego kroku króla po za jego pokojem, do którego wejścia nawet onby tylko w imieniu królewskiem udzielał. Tym właśnie wybranym człowiekiem był Brühl, który nie będąc ani uczonym, ani finansistą, ani wojskowym, ani jeźdzcem, ani myśliwym, ani muzykiem, ani znawcą sztuk pięknych, potrafił za pomocą wrodzonej giętkości i sprytu, a także sypanych podwładnym pieniędzy, uchodzić w oczach swego pana, za wystarczającego wszystkiemu. N atura obdarzyła go temperamentem żelaznym i tw arzą przyjemną, na której bezsenność, największe utrudzenie i niepokój, najmniejszego nigdy nie zostawiały śladu. Zawsze uśmiechnięty, świeży, zawsze grzeczny i nawet i nawet pochlebiający wszyst26 kim , nikogo otwarcie ku sobie nie zraził, mierności nawet często pociągał, a tym którzy mu zaszkodzić mogli, umiał tak trudnym i nieznośnym uczynić przystęp do króla, którego był pewien, że go się nigdy nie zaprze i nie opuści, iż naresztę znużeni walką, wszyscy mu się prawie poddali. Zresztą, odróżniał on trafnie ludzi, którzyby się mogli posunąć z nim osobiście do ostateczności (czego się lękał bardzo) i umiał tego uniknąć rozmaitemi sposobnmi, stosownie do usposobienia każdogo; albo uległością, albo dobrodziejstwami, których był szafarzem, albo naresztę trafiając w słabą stronę człowieka, którą odkryć z łatwością i z której skorzystać zawsze potrafił. Nie mając wykształconego smaku, z natury lubił wystawę wszelkiego rodzaju, klejnoty, przepych w ubiorze, i ten posunął do niesłychanego stopnia. Znane i stałe wydatki Brühla wynosiły miljon talarów rocznie, a pan jego tylko się w tem przeglądał, jak w obrazie i świadectwie własnej swojej wielkości. W końcu, nietylko sam faworyt, ale wszyscy jego krewni, powinowaci, ulubieńcy ich i jego metressy, tak przywykli każde zachcenie swoje uważać za prawo, że gdy dobrodziejstwa pana wystarczyć na wszystko nie mogły, finanse saskie, których najwyższym zawiadowcą był minister, cierpieć na tem zaczęły. Wprawdzie, przepych stołów królewskich i całego dworu, polowań i widowisk, a także zadziwiające kupna brylantów i obrazów, służyły przez czas długi do wytłumaczenia pustek w skrzyniach królewskich; przyczyną niedostatku zdawały się być upodobania samego Pana, będące prawem ; prawda jednak w końcu zaczęła na wierzch wychodzić; wiedziano, że pomimo wszystkiego, summ przeznaczonych na utrzymanie wojska nie naruszono na wydatki królewskie, a wojsko opłacone nie było. Ojciec Ligeritz, spowiednik króla, odważył mu się o tem powiedzieć. Brühl pokazał pokwitowania z ostatniego kwartału, nie opłaciwszy poprzednich, i zaraz kazał oddalić spowiednika, który do konfrontacyi już nawet przed panem dopuszczonym nie został, bo sam trud objaśnień i tłumaczeń się, kłopoty przy zaprowadzeniu nowago ministerstwa, dzielenie rozkazów pomiędzy kilku poddanych i nawykanie do nowych twarzy, już zastraszało niedołęztwo Augusta III. Nareszcie dwa napady pruskie, (w istocie bardzo dla Saksonii dotkliwe) dały Brühlowi możność przypisywania tej tak pozornej przyczynie, wszystkich pomyłek i całego nieporządku jego administracyi. Król stał się nieprzystępnym dla wszelkich skarg na Brühla, który, w kilka lat po upadku Sułkowskiego, rządził najzupełniej umysłem królewskim, zarówno w rzeczach tyczących się spraw polskich jako też i saskich. Ogromna liczba dozorców i szpiegów wszelkiego stanu, hojnie opłacanych przez Brühla, uwiadamiała go nietylko o wszystkiem co się tyczyło osoby królewskiej, ale nawet o wszelkich, jakichkolwiekbądź zamiarach i knowaniach przeciw niemu samemu. Zresztą, ponieważ nie rozumiał istotnej sławy i mało dbał o nią, a chodziło mu o zachowanie posady i wygód, jakich mu ona dostarczała, ponieważ całej swej zręczności ku tem u jedynie używał, nie był więc istotnie ani dobrym, ani wielkim, ani znowu okrutnym, był tylko zepsutym, miernym , a często nawet maluczkim człowiekiem. Całe panowanie króla przybrało barwę duszy ulubieńca, co się aż nadto przyczyniło do zniżenia charakteru narodowego. Spędziwszy rok prawie przy wuju podkanclerzym, przekonałem się, jak często w wielkich i małych rzeczach wziętość i sława bywa przywłaszczoną. To polityczne wykształcenie, jakiego w tym domu miałem tak niezawodnie nabyć, dało się prawie sprowadzić do zera. Nigdy tak nie próżnowałem; wuj nie dawał mi roboty i rzadko się dowiadywał, czy dopominałem się o pracę u jego głównego sekretarza; mogłem był zepsuć się pod wszystkiemi względami i aniby tego dostrzegł; zdało mu się że mnie kształci, prawiąc czasem nauki o rzeczach oklepanych, i jednym istotnym pożytkiem, jaki z tej szkoły wyniosłem, było poznanie stosunków i podstaw popularności, jaką miał, zwłaszcza na Litwie. Ten przykład dał mi do myślenia, że kiedy rodzice dbali o wychowanie dzieci, umieszczają je po za oczami, chociażby przy osobach, o których najwyższe mają wyobrażenie, powinni im wyznaczyć pewne zatrudnienia, np. czytanie jakie lub robienie wyciągów z dzieł, rozbiorów, postrzeżen i t. p., któreby im dzieci potem pokazywały, a to aby je ustrzedz od próżnowania, chybaby wiedzieli z pewnością, iż mają stałe zatrudnienie, nakazane im przez osobę, której są powierzone. Ale wkrótce nowe mym oczom przedstawiło się widowisko. Posłano mnie, abym był świadkiem otwarcia trybunału w Piotrkowie. Dla zrozumienia tego co tam zaszło, należy powiedzieć czem było i czem powinno było być coroczne otwieranie naszych trybunałów, a także dla czego rodzina moja wyłączny w tern udział brała tego roku. — Od czasu ustanowienia przez króla Stefana Batorego tej najwyższej instancyi sądowej, zwanej u nas po prostu trybunałem, i od czasu zaprowadzenia w niej zmian niektórych przez konstytucyę 1726 roku, wszystkie województwa koronne obowiązane były wybrać w połowie Września (według litery prawa, w pierwszy Poniedziałek po święcie Narodzenia Najświętszej Panny Maryi) dwóch albo trzech deputatów, którzy w połowie Października (według litery prawa, w pierwszy Poniedziałek po dniu świętego Franciszka) powinni byli zebrać się w Piotrkowie, dla złożenia razem tego najwyższego trybunału, mającego rozstrzygać w ostatniej instancyi wszystkie sprawy ziemstw i grodów w Koronie. Pierwej jednak, nim zasiedli właściwe im krzesła w ratuszu miejskim, musieli dowieść prawności wyborów swoich przed cenzorami, którymi byli: sędzia i pisarz ziemski sieradzki, albo w zastępstwie ich : starosta piotrkowski, lub jego urzędnicy sądowi. — Dla prawości wyboru wtenczas, należało być wybranym na deputata jednomyślnie, przez wszystkich na wryborach obecnych, a do wotowania mających prawo. Dla zarzucenia nieprawności i niedopuszczenia pretendentów do przysięgi, (którą wspomiani cenzorowie czytali im po uznaniu prawności ich wyboru), uciekano się do następnych sposobów: Produkowano protestacyę (zwaną manifestem) sejmiku zabrzęczanego deputata, w którym wyrażono, iż tacy a tacy, szlachetnie urodzeni, właściciele ziemscy powiatu, głośno, na rzeczonym sejmiku, opierali się wyborowi tego deputata, i że przez opozycyę swoją zniszczyli, albo jak wyrażano się wtenczas, zerwali sejmik, i że manifest był zaniesiony do Grodu. Drugi sposób obalenia wyboru deputata zależał na złożeniu (zawsze przed tymiż samymi cenzorami) kondemnaty na kandydata, to jest dekretu, wydanego nań zaocznie w jakiemkolwiekbądź sądownictwie krajowem, przed, albo nawet i po wybraniu go na deputata. Sposoby obrony przeciw takim zarzutom były następujące: 1) złożenie Laudum, to jest zaświadczenia urzędników od wyborów przed władzami każdego województwa, iż taki a taki prawnie wybranym został; 2) dowiedzenie, iż manifesta zanoszone przeciw obranemu deputatowi napisane były przez nieobecnych na sejmiku; 3) albo, że choć obecni, opozycyi swojej nie objawili głośno podczas wyborów; 4) że ci, których manifesta produkują, nie mają posiadłości ziemskiej w powiecie; 5) że sami znajdują się pod pod kondemnatą; albo naresztę 6) złożenia zrzeczenia się kondemnaty przez tego, na czyją prośbę była ferowaną. Wzmiankowani cenzorowie wyrzekali w tych wszystkich razach ostatecznie; od nich zależało postanowić, że taki a taki dopuszczonym będzie do przysięgi na deputata, taki a taki usunięty zupełnie, a inny nakoniec zawieszony, aż póki sprawa jego przez koło uznanych już prawnie deputatów, rozpatrzoną i rozstrzygniętą nie zostanie. Taki był porządek prawny, który nadwerężyły następne nadużycia. — Ktokolwiek w Polsce miał sprawę w tym trybunale, albo chciał w kraju nabrać wziętości, ten starał się mieć większość koła deputatów złożoną z przyjaciół; usiłowano więc jednocześnie przeprowadzić na tych sejmikach ile było można, wybory osób na które rachowano z pewnością, a także zerwać wszystkie sejmiki, gdzie nie miano dostatecznego wrpływu; ponieważ zaś jednomyślność wotów na sejmikach była rekwizytem legalnym, najniezbędniej potrzebnym, który jeden manifest znosił, mogło się więc zdarzyć i istotnie zdarzało się często (z powodu walczących z sobą partyi w Polsce), że między zebranymi w Piotrkowie, nie było siedmiu deputatów świeckich, wolnych od wszelkiego zarzutu prawnego. Owóż, gdy prawo wymagało koniecznie tej przynajmniej liczby deputatów dla kompletu trybunału, bardzo często kraj zostawałby bez sądownictwa, gdyby dla uniknienia tego zła, wspomnieni cenzorowie i zgromadzające się zazwyczaj wszelkiego stanu osoby na reassumpcyę każdego trybunału, nie dokładały wszelkich starań w celu otrzymania od przyjeżdżających z manifestami i kondemnatami na deputatów, aby dobrowolnie od zaniesienia ich odstępowali. Dotychczas nie było jeszcze nadużyć; ale skoro cenzorowie pozwolili sobie przyjmować albo usuwać deputatów, przez osobiste względy, albo nienawiść, bez uwagi na dokumenta, które ich broniły lub potępiały, zaczęły też i prywatne interesowane w tem osoby używać przekupstwa, dla zapewnienia sobie u nich przyjęcia lub odrzucenia deputatów. Jeżeli cenzorowie byli nieprzekupni, albo już przez drugą, stronę ujęci, wtenczas wichrzący magnaci do innych uciekali się sposobów. Według prawa, pierwszy Poniedziałek w Październiku po św. Franciszku, przeznaczony był na ostateczne uprawnienie wyboru deputatów; dnia tego, w katedrze piotrkowskiej, po wielkiej mszy, starszy z cenzorów, odczytywał deputatom rotę przysięgi na sędziów, siedząc za stołem , na którym pierwej produkowano wszystkie manifesta, kondemnaty, lauda i pokwitowania, na zasadzie których przypuszczono do przysięgi, albo też usuwano deputatów. Stół ów zatem był punktem, do którego jak można najbardziej przybliżyć się, było interesem każdego, kto miał manifest, kondemnatę, laudum lub pokwitowanie do złożenia. W interesie też party i i ich przy wódz ców było i od ich sprytu zależało, otoczyć ten stół stronnikam i swoimi, a oddalić od niego przeciwników, bo wszystko, co tam produkowanem nie było, nie miało żadnego znaczenia. — Zrazu posługiwano się tylko zręcznością, ale wkrótce ustąpiła ona tłum nem u naciskowi przytomnych, starających się pozajmować najpierwej miejsca, poczem, odpychano już nieraz siłą współobywateli, chcących się tam docisnąć albo wyrywano im papiery, którem i gotowali się popierać lub też obalać wybranych deputatów. Skoro liczba i siła zaczęły ważyć na tej szali sprawiedliwości, naród uląkł się słusznie, aby tej rzeczy rozstrzygać nie zaczęli wielcy hetmani, nieograniczeni dawniej panowanie wojska. Wprowadzono więc w 1717 roku do przysięgi hetmaóskiej wyraźne zastrzeżenie: iż nigdy na to żadnym sposobem nie użyją wojsk rzeczypospolitej. Aby ominąć to zastrzeżenie, partja Potockich w tym roku (1749) już w Sierpniu rozpuściła pogłoskę, iż niejaki Pęcherzewski na czele bandy rozbójników, pustoszył okolice Piotrkowa. Ten Pęcherzewski rzeczywiście nie istniał, równie jak jego bandyci. Jednakże, stary hetman wielki koronny Potocki, skorzystał z wymyślonej mary i rozkazał wojewodzie smoleńskiemu Sapiezie, ówczesnemu regimentarzowi w Wielkopolsce, aby zebrał oddział wojska dla wytępienia tych mniemanych burzycieli publicznego spokoju, co posłużyło mu do wykonania istotnych zamiarów wielkiego hetmana; kazał więc sobie towarzyszyć aż do samego Piotrkowa, oddziałowi wojsk rzeczypospolitej. Jeden z Potockich (ten, który umarł jenerałem artylerji litewskiej, a wtenczas był tylko starostą tłomackim), siostrzeniec hetmana wielkiego koronnego, kazał się był wybrać deputatem na sejmiku bełzkim, którego nieprawności dowodzić, przyjechał do Piotrkowa sam osobiście, ówczesny kasztelan bełzki Lipski. Potocki chciał zostać marszałkiem trybunału, aby za własną powagą i przez wpływy na kolegów, unieważnić wszystkie akta prawne, w ostatnich latach przed trybunał wniesione, a mające na celu udowodnić, iż hr. Brühl pochodził w prostej linji od starożytnego domu polskiego, istniejącego niegdyś w rzeczypospolitej, a którego gałąź jedna przed dwóma wiekami kraj była opuściła, i aby wznowić przeciw starszemu bratu mojemu, wielkiemu podkomorzemu proces, będący następstwem pojedynku, w którym miał nieszczęście zabić w r. 1744 hrabiego Tarłę, wojewodę lubelskiego. Jedną z wad głównych prawodawstwa naszego była nieskończoność procesów wnoszonych przed trybunał koronny; ktokolwiek przegrał sprawę, mógł następnego roku, a nawet i w kilka lat później, wznowić ją, pod pretekstem, że dekret, na który się skarżył, naruszał prawo (quod vim legis sapit, taką była formuła); a jeżeli wygrał, przeciwnik jego mógł znowu szukać odwetu na trzecim trybunale i tak bez końca; bywały sprawy przesądzane aż do dwudziestu razy. W 1768 r. zło to ukróconem zostało; prawo tego roku postanowiło, iż dwa jednozgodne dekreta w jednej sprawie przez dwa trybunały wyrzeczone, rozstrzygają proces ostatecznie. Pieniacze odtąd starają się niedopuścić zgodności dekretów. Potoccy mogli skorzystać z tego stanu rzeczy, żeby dać uczuć mojemu bratu najgorsze skutki swojej niechęci, której źródłem było dawniejsze współzawodnictwo wielkiego hetmana z moim ojcem, a której teraz dodawała bodźca zazdrość, jaką obudzało (przeważne wówczas) stanowisko rodziny mojej u dworu. Potoccy chcieli się zemścić za to na Brühlu, a upokorzyć przeciwników swoich w osobie mojego brata. Oczywiście, dla własnej obrony rodzina moja musiała przeciwić się nieprawnemu istotnie wyborowi Potockiego, który dążył do marszałkostwa trybunału. Na nieszczęście, pięciu tylko było prawnie wybranych deputatów, Potoccy zaś nie zgadzali się na usunięcie przeszkód w przyjęciu dwóch innych (którzyby utworzyli komplet) inaczej, jak pod warunkiem zgodzenia się na ich kandydata. Daremne były rokowania w tej mierze, aż do południa 6. Października. Godzina służby bożej, mająca według zwyczaju poprzedzać cywilny akt dnia tego, już minęła, i kilka zaledwo zostawało godzin, podczas których, obecne jeszcze na niebie słońce, mogło uchodzić za rekwizyt prawny; zebrały się więc obie strony o godzinie pierwszej, w katedrze piotrkowskiej, nie tyle już w nadziei dokonania czego dobrego, jako raczej w oczekiwaniu scen krwawych. Nie chcąc mieć tej winy na sobie, wyraźnie zaleciliśmy szlachcie z naszej partji nie dobywać pierwej szabel i nie rąbać nikogo, dopóki kto z naszych ranionym nie będzie; było około tysiąca szlachty z naszej strony, było jej trochę mniej z drugiej, ale tę mniejszość wynagradzało sowicie wojsko rzeczypospolitej. Wojewoda smoleński Sapieha wszedł do kościoła poprzedzony kompanją tatarską, z czapką na głowie a dłonią na rękojeści szabli, daremnie podkanclerzy litewski Sapieha, krewny jego, znajdujący się tam z nami, przekładał mu nieprzyzwoitość i nieprawność tego kroku; kilkuset dragonów i innych Tatarów, pod wodzą Wojewody smoleńskiego i starosty oświęcimskiego Małachowskiego (później krajczego koronnego), drugiego podwładnego wielkiego hetmana, stało tuż przy kościele gotowych nadbiedz na pierwsze wezwanie. Wielki podkomorzy znalazł starostów tłomackiego i oświęcimskiego, siedzących w pierwszej ławce kościelnej, i poszedł umyślnie zająć miejsce pomiędzy nimi z pobudek, które zobaczymy niżej. Jeden z przyjaciół naszych, Glinka (wówczas pisarz, a później podkomorzy łomżyński), przemówił głośno do zgromadzonych, wyrażając zadziwienie i zgorszenie swoje z powodu, iż widzi wojska rzeczypospolitej z wyraźnem pogwałceniem konstytucji 1717 roku, używane przy otwarciu trybunału; Starosta oświęcimski odpowiedział mu wprawdzie, ale w jego mowie były tylko czcze wyrazy, bo fakta same za nadto go potępiały. Wkrótce potem, kilku ze szlachty, znudzonych tem, iż nie przystępowano do zwykłych w tym dniu czynności, udało się do zakrystji po stół, przy którym wykonywała się przysięga; coroczny ten przedmiot uwagi ogólnej, bez rozkazu nawet dowódców partyj, wywołał w podwładnych usiłowanie zbliżenia się doń jak można najbardziej; hałaśliwy ruch przez to wszczęty omylił dowódzcę Tatarów przyprowadzonych przez wojewodę smoleńskiego; dał znak, podnosząc w górę czapkę, i w tejże chwili Tatarzy dobyli szabel, a wielka liczba szlachty z naszej strony tłumnie wyszła z kościoła, bo nie mając żadnego umówionego znaku, ani hasła, ani rozkazu do walki, sami nie znali sił własnych. Jednocześnie, niejaki Czarnecki, krzykacz płatny przez Potockiego, z gołą szablą w ręku, myśląc że chwila już nadeszła, stanął przed wielkim podkomorzym i zawołał; „zabiłeś wojewodę lubelskiego, chcesz panu Potockiemu przeszkodzić do marszałkostwa w trybunale, myślisz że jesteś tu panem, otóż pokażemy ci własnym twym kosztem, że tak nie jest.“ Tymczasem niejaki Komorowski, koniuszy kasztelanowej kamieńskiej (siostry starosty tłomackiego) krzyczał toż samo po prawej stronie wielkiego podkomorzego, gdy brat jego, oficer artylerji, przeskoczywszy kilka ławek, stanął tuż za podkomorzym i już do połowy dobył szabli; w tem wielki podczaszy koronny Goźdzki (później wojewoda podlaski) znajdujący się w Piotrkowie, a właściwie do żadnej nie należący partji, odwróciwszy się przypadkiem, postrzegł ten ruch oficera i z oburzeniem zapytał go, dla czego pałasza dobywa? Zmięszany Komorowski odpowiedział, że dla obrony — „Mogłeś w takim razie zostać na miejscu odparł Goźdzki, i odepchnąwszy go w tył, zmusił do włożenia napowrót szabli w pochwę. Wtenczas wielki podkomorzy ująwszy ręce sąsiadów swoich, starostów tłomackiego i oświęcimskiego, położył je na kieszeniach swego żupana, mówiąc: Pomacajcie panowie — widzicie, że mam dwa pistolety przy sobie, przeznaczone są dla was, jeżeli w tejże chwili nie każecie uciszyć się i szabel do pochew schować krzykaczom i żołnierzom swoim; wiedziałem o waszych projektach, mogłem porobić także wojenne przygotowania z jedną szlachtą moją, ale nie chciałem mieć tej winy na sobie; siadłem umyślnie między wami dwóma, abyście byli ze mną w kompanji, w razie, jeżelibyście nastawali na moje życie.11 Kiedy to mówił, pułkownik Błędowski nie dobywając pałasza, * Ten Błędowski w czasie wojny rozpoczętej w Czechach w 1741 dowodził z odznaczeniem się pułkam i ułanów A ugusta III., z których zreformowani Tatarzy, po zawarciu pokoju przeszli po większej części do pułków Rzeczypospolitej rzucił się pomiędzy Tatarów; wołając: „Bracia! przypomnijcie sobie dawnego dowódcę waszego, upamiętajcie się, ja to wam mówię, że posługują się wami do złego To ich wstrzymało. — Jenerał Mokronoski, człowiek bardzo popularny, niedobywszy także szabli, powściągnął massę szlachty Potockiego, przedstawiając okropność kroku, do jakiego ich popychano. Małachowski i Potocki, widząc że pierwsze poruszenie tłumu zwolniało, a po zapowiedzi podkomorzego, nie śmiejąc głośno dawać swoim nowych krwawych rozkazów, krzyknęli istotnie, aby szable schowano do pochew, a po chwili wezwali podkomorzego na konferencję do zakrystji. Wypadek jej był taki, że z powodu niedostatecznej liczby deputatów, trybunał otwartym być nie mógł; brat mój odrzekł: „Wy za to odpowiadać będziecie. Zaniesiono manifest do grodu, tłumaczący pobudki nieotwarcia trybunału. Poszliśmy wszyscy oddać wizytę kasztelanowej kamieńskiej, która przypatrując się pierwej z trybuny koło organów, całej tej scenie tak nieodpowiedniej dla kobiety, zajętą była teraz, przy pomocy pół tuzina ładnych siostrzenic i służebnic, nalewaniem puharów węgrzyna całym secinom stronników swego brata. Przyjęła nas z największą grzecznością, powtarzając jednak zcicha, na lewo i naprawo, że wielka szkoda, iż nie dokonano roboty. Ta kobieta szukała Ci Tatarzy są, potomkowie tych, których Witold, wielki książę litewski przesiedlił w XV. wieku z Bessarabji do Litwy; przyjęli tam obyczaje i język polski, zachowując mahometańską religję; są to spokojni obywatele i w ogólności dobrzy żołnierze. Przyp. Króla. zawsze sławy z popularności i z wyrażeń i odpowiedzi, które miała za dowcipne, ale które po większej części dalekie były od słodyczy i skromności płci jej właściwej. Nazajutrz, wszyscy się z Piotrkowa rozjechali, w trwożnem oczekiwaniu następstw, jakie wywoła ten fakt dotąd bez przykładu, iż Polska przez rok cały miała być pozbawioną najwyższego trybunału. jednak nadzwyczajnego nie zaszło; bezpieczeństwo publiczne naruszone nie było, i czekano, nie czyniąc żadnych następnie kroków, na otwarcie trybunału w Maju 1750 roku. T o dowodzi z jednej strony, jak ta społeczność jest dobrą, a z drugiej, że póki (jak mówią Anglicy) naród nie dojrzeje do rewolucji, ta jest niemożebną, pomimo najdziwniejszych nawet wydarzeń. Była to pierwsza moja kampanja polityczna, a że wypadek był równie niesłychany jak burzliwy, ja zaś pierwszy zaniosłem o nim wiadomość do Warszawy, uważałem więc siebie za bardzo ważną osobę, której wszyscy, w pierwszych zwłaszcza chwilach, powinni byli słuchać z uwagą i zajęciem równem przynajmniej temu, jakie znalazłem u moich rodziców, którzy mnie natychmiast wyprawili dla złożenia relacji hrabiemu Wielopolskiemu, wielkiemu chorążemu koronnemu. Był to człowiek bardzo poważany wtenczas, z powodu urodzenia swego, prawości, zamiłowania w naukach, i rozległych stosunków; szwagier Mniszcha, przez żonę, siostrę wielkiej hetmanowej Potockiej, miał wiele do powiedzenia w obu tych domach, a w ogólności miano go za człowieka bezstronnego i nieskazitelnego; ale miłował on spokojność swoją, i swoje wygódki nadewszystko; znalazłem go strojącego skrzypce, (na których zresztą grał źle bardzo) bo się gotował wykonać duo z bankierem Tepperem. Powiedziałem mu wchodząc, że przyjeżdżam z Piotrkowa, i że niema trybunału; odpowiedział mi zrazu: „zaraz, kochany chłopczę!“ odegrał potem swoją sonatę i dopiero wtenczas słuchał mojego opowiadania, zaledwo mym oczom i uszom wierzyć mogłem! Nigdy później nie doszedłem do tak zupełnej obojętności w podobnych razach, doświadczenie jednak nauczyło mnie z czasem, jak wiek i ciągłe zajęcie się interesami osłabiają wrażenia największych nawet nowin, ku wielkiemu zawsze zdumieniu ludzi, mniej z interesami oswojonych. Dwór był w Saksonji. To sprawiło także, iż nie spieszono się bynajmniej zaradzić tej przerwie sprawiedliwości. Jednakże, ponieważ przykład był niebezpieczny, udawano zajęcie się na serjo, i w tym celu, przyśpieszono o kilka miesięcy przyjazd królewski w 1750 r. Zazwyczaj, w latach sejmowych król zjeżdżał zaledwo w Sierpniu. Tego roku przybył w M aju, i sejm zwyczajny, który miał się rozpocząć w Październiku, zmienionym został na naddzwyczajny, zwołany o dwa miesiące wcześniej. Zdaje mi się, iż Brühl, w głębi duszy powiedział był sobie, że sejm będzie zerwany; ale gdyby nawet do tego nie przyszło, miał trwać tylko dni piętnaście, jako sejm nadzwyczajny; czy tak więc czy owak, Brühl przyrzekał sobie, iż tego roku odprowadzi swego pana napowrót do Saksonji przed terminem wielkich łowów w Hubertsburgu, co w oczach króla poczytanem mu być miało za nową zasługę, gdyż August III. to polowanie (najwyższą dla niego przyjemność), uważał za stracone w latach, kiedy zjeżdżał do Polski. Przed nadejściem sejm u, wysłano mnie do Berlina; częste i dość gwałtowne choroby moje skłoniły rodziców, do usłuchania w tem rady hr. K ajserlinga, am basadora wówczas rossvjskiego, już poraź drugi w W arszawie. Podczas pierwszego pobytu między nami, zjednał on był sobie nie tylko ścisłą przyjaźń mojej rodziny ale też nie mniej szacunek i życzliwość całego narodu, przywykł zaś był zajmować się mną wyłącznie, od r. 1744, w którym ulegając natrętnym prawie jego prośbom, rodzice zgodzili się, aby mi dawał lekcje logiki, ta bowiem nauka razem z matematyką stanowiła ulubione jego zajęcie, którem u oddawał się codziennie. Zajęcia jego poselskie nie dozwoliły mu dawać mi tych lekcij porządnie i bez przerwy, zawsze jednak uważał mnie od tego czasu za swojego ucznia, i tem u w znacznej części przypisać muszę gorliwość, z jaką się zajmował wszystkiem co się mnie tyczyło, aż do samej śmierci, jak się to da widzieć później. W chwili, o której mówię, pełen był uszanowania dla doktora L ieberK tihn, którego znał w Berlinie. Utrzymywał, że on jeden zdoła mnie wyleczyć. Zasłużona sława lekarza i nadarzająca się sposobność dania mi poznać jednę jeszcze stolicę, skłoniła rodziców moich, że mnie tam posłali, polecili mhie przyjacielowi swemu, panu de Bülow, urodzonemu w Kurlandji, a wówczas ministrowi saskiemu przy berlińskim dworze. Wody Eger i mydlane pigułki wynalazku Lieberkuhna, były to środki, jakie mnie doktor w Berlinie przepisał. Pigułki te przez lat kilka skutecznie mnie broniły od kurczów w żołądku, jakim podległy byłem; wstrzykania zaś i doświadczenia anatomiczne, jakim się Lieberkühn z wielkim skutkiem oddawał, stały się podczas całego leczenia rozrywką moją i nauką. Poszanowanie, jakiego słusznie doznawał w Berlinie p. Bülow, nie tylko od osób pryw atnych, ale co zwłaszcza dla ministrów zagranicznych było niezmiernie rzadkióm, od samego króla pruskiego, było powodem żem doświadczył tylu przyjemności w Berlinie, ile ich tylko mógł tam doznać codziennie za rządów Fryderyka II.* Na dworze królowej i królowej matki, przyjmowano dwa razy na tydzień cudzoziemców, damy miejscowe i tych nielicznych poddanych króla pruskiego, którzy nie byli wojskowemi, bo ci ostatni obarczeni obowiązkami swojego stanu , nie mogą zgoła oddawać się towarzystwu; mówiono mi zaś nawet, że król pruski świadomy najdrobniejszych szczegółów życia każdego z swoich oficerów, nie lubi, jeżeli z nich który ma upodobanie i poszukiwanym bywa w towarzystwach. Wynika ztąd i z surowej w ogólności służby, której godziny nie rymują wcale z godzinami płci pięknej, że większa część pruskich oficerów z nudy oddaje się brudnemu pijaństwu, i nabiera gburowatego i krzykliwego prostactwa, część ich jednak, słysząc ciągle powtarzane u dworu imię Woltera i wiedząc jakie król nad innemi pierwszeństwo językowi i * To było pisane przed śmiercią Fryderyka II . (przyp. króla.) literaturze francuzkiej przyznaje, oddawała się czytaniu tych dzieł, i widziano pomiędzy nimi kilku, którzy najwykwintniejszy umysł i obyczaje łączyć umieli z gruntowną znajomością wojennego rzemiosła. Jednego z takich posiada Polska, w osobie jenerała Cocceja. Zachowanie się kobiet polskich wówczas było na zewnątrz daleko skromniejsze niż teraz, dlatego też tem bardziej dziwiły mnie damy berlińskie; zdało mi się, że wolteromania z którą niektóre bardziej dla mody niż z przekonania popisywały się, i zbyt śmiałe nieraz wyrażenia za dowód wyższego światła miane, nadawały im pozory nienaturalne i sztuczne, jak gdyby chciały uchodzić za bardziej wyzwolone niż były niemi w istocie; może to przeświadczenie pochodziło od popędu nadanego wyobrażeniom przez pisma i mowy króla filozofa. Znajdował się on w Prusach, kiedy przyjechałem do Berlina, i zaledwo po trzech tygodniach powrócił spotkałem go dwa razy i zawsze do mnie przemówił. Miał postać zakłopotaną, jakby człowieka, który czuje, że musi zawsze lepiej mówić od innych i lęka się, aby mu się to nie udało; wzrok bardzo niespokojny, wejrzenie dzikie a błędne, postawę siebie niepewną, suknie brudne, i całą postać zbyt mało szlachetną; słyszałem wiele osób oceniających go tak sam o, choć to się tylko do powierzchowności odnosi. Nie tu miejsce, ani też może być moim zamiarem dać wizerunek dokładny tego króla; szły szałem co dzień w Berlinie, rozmaitego stanu i położenia poddanych jego, odzywających się o nim bardzo niepochlebnie, i nawet dość głośno, o czem ma być dokładnie uwiadomionym i z czem się oswoił, ale go to nie obchodzi bynajmniej. Przed powrotem jego z Prus, zwiedziłem Charlottenburg, Postdam i cały pałacyk w Sanssouci, pokój nawet, w którym mieszkał i pracował najczęściej. Panował w nim wielki nieporządek, książki, papiery, rozrzucone i pomieszane, wszędzie urywki wierszy jego ręką pisanych, nawet wiele mebli nagromadzonych bez ładu. Kobiety, które z urzędu oprowadzają ciekawych po pałacach królewskich tego kraju, i które tam nazywają Castellanes, mówiły mi, że mają rozkaz wyraźny zostawić rzecz każdą na miejscu, w którem ją król wychodząc zastawił, tak, że w Charlottenburgu widziałem marmurową głowę Juliusza Cezara pod kanapą i przewodniczka moja upewniała mnie, że jej nie poruszy; w sypialnych króla pokojach, widziałem wszędzie przygotowane jego wzrostu kurtki, z kosztownej i haftowanej materyi uszyte, ale mówiono mi, że on ich nigdy nie nosi. Kurtki te zwróciły moją uwagę, bo zdawały się być tam umieszczone z rozkazu, jakby z urzędu a nie zgadzały się wcale z wyobrażeniem jakie mieć było można, o rannym stroju wojaka-filozofa. W sypialni jego w Sanssouci widziałem dwa małe, zupełnie do siebie podobne łóżka, obok prawie postawione; prawiono o nich rozmaite rzeczy w Berlinie, ale kasztelanka mówiła mi, że król w nocy zmieniał łóżko, przechodząc z jednego na drugie, dla uniknięcia gorąca, które zresztą bardzo lubi. Pokój, który zamieszkuje w lecie, wychodzi na południe, a niemasz prawie dnia w roku, w którym by niemiał ognia na kominie; opowiadano mi nawet, że osoby tam przyzywane mdlały nieraz od gorąca. Widziałem szafy jego bibljoteki w Sanssouci ale kasztellanka upewniała mnie, że klucza od nich niema. Kopuła tego pałacyku cała z fałszywego marmuru, okrągłem oknem u góry oświecona, i stojący w ogrodzie Merkury Pigalla, wydały mi się najpiękniejszemi tam rzeczami. Ponieważ nie jest zamiarem moim i do przedmiotu mego nie należy, opisywania niedostatku i prawie ubóstwa w jakiem żyje królowa i dwór jej cały, ciągłego przymusu pod jakim zostają bracia królewscy, ani powtarzania znanych powszechnie przez tyle już osób opowiadanych szczegółów o wojsku i prawach Fryderyka II., dodam tu więc tylko, że podczas pobytu mojego w Berlinie, zapoznałem się z posłem angielskim przy dworze pruskim, kawalerem Karolem Hanbury Williamsem, który mnie wtenczas obsypał grzecznościami i dobrocią, a później takiej miał dowieść przyjaźni. Kiedy byłem jeszcze w Berlinie, marszałek nadworny Mniszech poślubił córkę hr. Brühla. Starszy mój brat, wielki podkomorzy, którem u ją ojciec ofiarował, powiedział mu: „Masz nas bez tego za przyjaciół, oddaj córkę Mniszchowi, a będziesz miał za sobą Potockich i drugą połowę całej Polski.“ Wstręt jaki brat mój miał wtenczas do wszelkiego małżeństwa, z powodu serdecznego uczucia jakie go wyłącznie zajmować się zdawało, był istotną pobudką takiej odpowiedzi, wywarła ona jednak skutek. Przyjaciele skłonili Mniszcha, wbrew prawie jego woli, aby został zięciem faworyta, który jeszcze przez czas jakiś utrzymał dobre z moją rodziną stosunki. Mniszech z razu wydawał się bardzo umiarkowanym w widokach władzy i wpływu dla siebie. Po dwóch miesiącach pobytu w Berlinie, wróciłem do Warszawy, dość jeszcze w porę abym został wybrany posłem na sejm. Spotkało mnie to pierwszy raz w życiu, na sejmiku w Zakroczymie, za drugim uniwersałem. N. B. Kiedy pierwsze zwoływane dla obioru posłów sejmiki, których termin był: przy sejmach zwyczajnych sześciotygodniowy a przy nadzwyczajnych czterotygodniowy od czasu ogłoszenia uniwersałów, zerwane były, królowi przysłużało prawo zwołania drugich i trzecich nawet sejmików. Zostałem więc obrany posłem razem z Szydłowskim, dziś kasztelanem mazowieckim a żeby niczego niebrakowało do zwyczajów i obyczajów ówczesnych byłem świadkiem zwady i dobytych pałaszy przy uczcie, jaka miała miejsce po moim obiorze. Sejm rozpoczął się, dnia... Dobrze życzący spodziewali się iż zapobieźy temu, co było powodem jego zwołania, to jest, zerwaniu trybunału. Wojewoda ruski doradzał dworowi, aby Rzewuski zrzekł się województwa podolskiego, dla tego, aby potem mógł być wybrany posłem z ziemi chełmskiej, jak się istotnie stało, w zamiarze zostania marszałkiem sejmowym. Twórca tego projektu spodziewał się, iż człowiek, który potrafił doprowadzić szczęśliwie do końca sejm pacificationis 1736 r. obradujący wówczas pod jego laską, i który później wdany był w najmozolniejsze praktyki * Umarł wojewodą płockim 1798 r. Przyp. Króla. popularności, i znał je wszystkie, będzie zarównio szczęśliwym w powtórnem marszałkostwie; ale partja Potockich widziała w tym wyborze tylko człowieka uchodzącego wtenczas za stronnika wojewody ruskiego, a grzeczność jego ceremonialną do zbytku i aż do uniżenia pokorną, miała tylko za pokrywę wielkiej ambicji. Potoccy w tym wyborze znaleźli jeszcze pretekst użalania się na zniewagę wyrządzoną stanowi rycerskiemu, jak gdyby w całem, tak licznem jego kole, nie było ani jednego człowieka godnego laski marszałkowskiej i jak gdyby uciekając się w tem ubóstwie do stanu senatorskiego, potrzeba było dawać ten przykład nowy, nieużyteczny, i wymyślony zapewne dla pokrycia zgubnych zamiarów. Nienawiść partji silnie się objawiła z obu stron, a rzeczy doszły do tego stopnia, że hetman wielki koronny Potocki wierzył, albo udawał że wierzy, iż wojewoda ruski podał radę aresztowania go i odwiezienia do Koenigstein, jak byli tam z rozkazu Augusta II. zawiezipni dwaj synowie Jana Sobieskiego. Nie mogę twierdzić ani za, ani też przeciw temu przypuszczeniu, ale dotychczas kilka osób poważnych ma je za słuszne i uzasadnione; to pewna, że stary Potocki w wigilię dnia naznaczonego jakoby na jego uwięzienie, kazał napełnić ładownice i nabić broń, całemu wojsku znajdującemu się pod jego rozkazami w Warszawie. Wiadomo, że wielcy hetmani w tenczas nie przyjeżdżali nigdy do Warszawy i nie podróżowali po kraju bez eskorty kilkuset żołnierzy z wojska rzeczypospolitej, albo utrzymywanych własnym ich kosztem; nazajutrz, Potocki aresztowanym nie był, ale po kilkudniowych nieużytecznych kłótniach z powodu wyboru marszałka, poseł bełzki, nazwiskiem Wydżga, stronnik Potockich, zerwał sejm, zanosząc formalny manifest. Akt ten tem był uderzający, że na czterech poprzednich sejmach, wichrzyciele poprzestawali na zapełnieniu bezowocnemi sprzeczkami całych sześciu tygodni na zwyczajmą sesję sejmową przeznaczonych i tak niedopuszczali żadnego postanowienia. Taki sposób przeszkadzania wszelkiemu dobru, winy przynajmniej za to nie przywiązywał do nikogo. Dymissja Rzewuskiego, nagana jakiej lękali się być przedmiotem Potoccy, w razie, gdyby sejm przyszedł do skutku, (bo był zwołany jedynie dla spowodowanego przez nich zerwania trybunału), korzyść jaką upatrywali w zniszczeniu planów swoich przeciwników, wszystko to razem, ożywione jeszcze tchnieniem francuzkiem, sprowadziło to zerwanie, które na nieszczęście naśladowano już odtąd na wszystkich następujących sejmach, za panowania Augusta III. Na ten raz, wybuch niezgody wewnętrznej poprzestał na tym akcie; nowy przywilej królewski przywrócił napowrót Rzewuskiemu godność senatorską i województwo podolskie a wkrótce potem, gdy we Wrześniu nadszedł termin zwykłych deputackich sejmików, trybunał 1750 r. nastąpił po trybunale 1748; brak zaś jego przez cały rok 1749 nie dał się czuć niczem więcej, prócz tego, źe przyzwyczaił naród do nowego jeszcze bezładu. Być może, że należało życzyć jakiego nagłego i gwałtownego nieszczęścia, aby obudzić rodaków z letargu, w którym pleśnieli, myśląc, iż niczego obawiać się nie mają, oprócz zaprowadzenia prawa stanowienia uchwał większością głosów. Zerwany ten sejm nadzwyczajny posłużył dworowi za pretekst do uwolnienia się od kopotu zwoływania sejmu zwyczajnego, który przypadał w tym roku; wkrótce też powrócono do Saksonji. Podczas pobytu dworu w Polsce stosunki moje z Williamsem stały się daleko ściślejsze, i posłużyły do zjednania mi w wielkim świecie pewnego poważania, dając już pozór człowieka skończonego, czego mi jeszcze sam wiek odmawiał, a co nawet wzrost mój malutki, który zaledwo w tym roku się rozwinął, jeszcze bardziej opóźniał. Wjechawszy za dworem do Drezna, Williams chciał ze mną utrzymywać korespondencję cyfrowaną, w interesach mojej rodziny, i to spowodowało rodziców, że mnie tam następującej jesieni posłali, ale pierwej asystowałem ślubowi brata, który zimą po sejmie 1750 roku w sposób nagły i niespodziewany ożenił się z panną Ustrzycką, córką kasztelana przemyskiego. Odbywszy z nim razem wszystkie podróże po Polsce, przedsiębrane przez niego po ślubie, w celu zaprezentowania żony całej naszej rodzinie, wyjechałem do Saksonji, towarzyszyć królowi, którego znalazłem na święto-michalskim jarmarku w Lipsku; przez kilka dni, które tam spędził, przysposobiłem się do łowów w Hubertsburgu; tam to król polski August III. prowadził dwór z największą wystawą, tam czuł się najszczęśliwszym; zgromadzał około siebie całą swoją rodzinę. Wszyscy zagraniczni ministrowie rezydujący przy jego dworze, wszyscy dostojnicy cywilni i wojskowi jeg państw , spieszyli za nim , równe jak znakomitsi cudzoziemcy, znajdujący się w Dreźnie. Cały ten świat mieszkał, był karmiony i podejmowany kosztem króla, a życie, jakie pędzono w Hubertsburgu, było istotnie roskoszne. O ósmej rano ukazywał się król idący na mszę; o pół do dziewiątej jechano za nim i w jego powozach na wyznaczone miejsce polowania, gdzie, w cieniu drzew, znajdowano wspaniałe śniadanie zastępujące obiad; ztam tąd spieszono konno spędzać jednego, dwóch lub trzech jeleni za jednem polowaniem. Mundury dworskie żółte z błękitem i srebrem, piękność koni, ogromna ilość powozów napełnionych daniami z otoczenia królowej, a nadewszystko zachwycająca piękność tego lasu, mającego trzy mile w przecięciu, i przedzielonego dwudziestu czterema drogami, przeprowadzonemi pod sznur; wszystko to z tej rozrywki robiło prawdziwe święto, dla tych nawet, którzy sami myśliwymi nie byli. Myśliwi gonili zwierza z zapałem, w ślad za synami królewskimi ; najmniej zapaleni, jak ja, towarzyszyli hrabiemu Brühlowi, który, choć nie szedł w ślad za psami prowadzonymi przez doświadczonych myśliwych, choć nigdy nie zapuszczał się w las, zawsze jednak szerokiemi drogami umiał trafić na samą chwilę śmierci jelenia. Było to jedyne zatrudnienie, podczas którego Brühl nie był nie odstępnym towarzyszem króla, który jechał zazwyczaj za polowaniem w powozie, mając obok siebie jedną tylko królowę. Podczas polowania, a zwłaszcza polowania pomyślnego, król zdawał się być niepodobnym do siebie; wesoły, ujmujący, rozmówmy, zdumiewał wszystkich mających wtenczas najłatwiejszy do niego przystęp, bo się nie mogli wydziwić, że to ten sam monarcha, zazwyczaj taki dumny, surowy, milczący, a z powodu ścisłej i drobiazgowej etykiety, prawie niedostępny. Wracano zwykle z łowów między czwartą a piątą po południu; miano godzinę czasu na spoczynek, zmianę stroju, a potem udawano się do teatru , gdzie była muzyka Hassa, prześliczne głosy i pyszne balety; wieczerzano potem razem z królem za niezmiernym stołem, w bardzo pięknej sali, rzęsiście oświeconej, w której wszyscy zaproszeni, mężczyźni i kobiety, nosili mundury równie śliczne jak bogate; po wieczerzy, około dziesiątej, król się oddalał i przechodzono do apartamentów następcy tronu , którego żona, Antonina, księżna bawarska, chociaż bardzo brzydka, zachwycała wdziękiem rozmowy i głosu. P rawie co dzień bywała u niej muzyka i to doskonała; a około dziesiątej wychodzono stamtąd , żeby jeszcze odwiedzić hrabinę Brühl; ktokolwiek zaś znał tę kobietę przyznać musi, że pierwszy minister i faworyt nie mógł nawet żądać bardziej uzdolnionej do zjednania mu przyjaciół, a przynajmniej do zmniejszenia zazdrości i złośliwych uczuć, jakich każdy człowiek na takiem znajdujący się stanowisku, a zwłaszcza hrabia Brühl, obawiać się musiał. Miałem zresztą u niej wszystkie przywileje dziecka rodziny, z powodu ścisłych stosunków, jakie ją z moją matką łączyły. Nieobecność jej zięcia od kilku miesięcy, zdawała się mocno niecierpliwić jej córkę, panią Mniszchowę, i razem z innymi przyznawałem, że mąż jej w tym razie był winien nie tylko wobec niej, ale jeszcze bardziej wobec samego siebie. — Od hrabiny Brühl wychodziłem zazwyczaj około północy z panem Willjams, hrabią Salmour, albo z posłem holenderskim Kalkoen, dla spędzenia jeszcze u którego z nich godziny lub więcej, na przypominaniu, wśród serdecznej wesołości, wszystkich wypadków dnia ubiegłego; pozwalaliśmy tam sobie, i kochani bliźni szerokie zajmowali miejsce w tych rozmowach naszych, jak się każdy łatwo domyśli. — Wesołe to życie trwało sześć tygodni. Byłem zdrów, miałem niewiele pieniędzy, ale daleko więcej, niż potrzeba żadnych długów, wolny od wszelkiej troski, żyłem w roskosznej okolicy, w pięknej porze roku, w dobranem towarzystwie, byłem prawie zakochany, a nie rozpustny bynajmniej, spotykałem ludzi, którzy zdawali się zadowolnieni i zajęci jedynie zabawą, nigdy, w całem życiu mojem, nie byłem tak szczęśliwy, jak przez tych sześć tygodni; ale kiedy minęły, dobre czasy minęły z niemi razem, a rodzice kazali mi opuścić Saksonję i jechać do Wiednia. * Salmour, piemontczyk, synowiec tego, który był nauczycielem następcy tronu, młody człowiek, bardzo miły, bardzo wykształcony i bardzo wesoły, zakochany wtenczas, a później ożeniony z hrabianką Łubieńską, pierwszą damą dworu królowej, rodzącą się z mojej siostry stryjecznej. Krzyp. Króla. Znana tam hrabina de Brühl, hrabina Sternberg, z domu Stahremberg, żona ministra wiedeńskiego przy naszym dworze, i Williams, nadawali mi listów, i przybyłem do Wiednia w końcu 1751 roku , mając lat dziewiętnaście, żadnego guwernera i nikogo, coby dla mnie zastępował jego miejsce, jak hrabina Brühl i Williams w Dreźnie. Wiedeń był dla mnie rzeczą zupełnie nową, i bardziej okazałą niż wszystko, co dotąd widziałem w Saksonji, gdzie byłem prawie jak w domu. W towarzystwach berlińskich zdają się potrzebować cudzoziemców, tam, gdzie byłem podczas pierwszej mojej podróży, spotykałem wszędzie przyjaciół mojego ojca, których przyjęcie mnie ośmielało; nic podobnego nie przyszło mi na pomoc w Wiedniu. Znalazłem tutaj dwór wielki i okazały, którego nikt obmawiać nie śmiał, mnóstwo osób prywatnych, bardzo bogatych i żyjących wystawnie, ale zimnych, i do których przystęp był w ogóle trudny, kobiety prawie wszystkie skromne i do zawierania stosunków z cudzoziemcami nie skłonne, do czego zapewne przyczyniały się najbardziej znane zasady cesarzowej, otoczonej ogólnym szacunkiem, i której jedyną prawie wówczas wadą było, aż do drobiazgów posunięte szperanie w życiu prywatnem i obyczajach poddanych. W szystko to razem budziło we mnie poszanowanie, ale obok tego nakładało przymus i sprowadzało nudy. Za punkt honoru uważałem dla siebie wejście do najpierwszych wówczas towarzystw wiedeńskich, a spotkałem się w nich z niezbędną zupełnie a niewypowiedzianie nudną dla mnie koniecznością grania w karty, w gry komersyjne; znalazłem też cały ton mowy za nadto różny od zwykłego mi dotąd, abym , w początkach zwłaszcza, zakłopotany i jakby zmięszany tein nie był. — Przedarłem się w końcu, i niektóre zawiązałem stosunki. Przyjmowano mnie uprzejm ie i mile w domu Dietrichsteina, dla tego żem był siostrzanem wojewody ruskiego, którego księżna serdeczną była przyjaciółką; hrabina Róża de Harrach, żona i siostrzenica prezesa Rady nadwornej (Conseil auliqne), królową angielską nazywana, mile witała we mnie poleconego jej przez Williamsa człowieka; August Sułkowski, starszy syn byłego faworyta Augusta III, od dawna w wiedeńskich towarzystwach znany, pomógł mi także do zabrania tak zwanych znajomości. Jedną z nich była znajomość z komandorem Sinzendorf, którego egzystencja w Wiedniu tem była dziwniejszą, że nie będąc wcale źle widzianym u dworu, jeden prawie ze wszystkich zachował sposób wyrażania się, obejścia i w ogólności życia, starego trzpiota francuzkiego; podegryk, bardzo mile oczytany, bardzo udzielający się i rozmowny, nie raz był w stanie zarówno nauczyć jak zabawić tych, których do poufnej przypuścił rozmowy; damy najwyższego towarzystwa, równie jak mężczyźni warstw wszelkich, ubiegali się wtenczas o zaszczyt takiej rozmowy z komandorem, przykutym podegrą do swojej kanapy. A jednak dobrą sławę dziwnego tego człowieka ćmiły wielkie plamy, tylko że wziętość jego albo może szczęście zgładziły je w pamięci ludzkiej, albo większej części współczesnych dowiedzieć się o nich nie dały. Drugim człowiekiem, powierzchowności bardziej surowej, ale którego uprzejmości i nauki doznałem, był hr. Firmian, ten sam , który później rządził księstwem Medjolańskiem w imieniu domu austrjackiego. Dobrze też byłem przyjęty przez hr. de Canal, posła króla sardyńskiego, który, w trzynaście lat później, bardzo mi się stał użytecznym w Wiedniu. Widziałem tam owego księcia Józefa Wacława Lichtenstein, któremu, w rozmowie z Marją Teresą, gdy użył wyrażenia: „ Artylerja Waszej Cesarskiej Mości, cesarzowa przerwała temi słowy: Mów książę moja artylerja, bo nie tylko jesteś jej wielkim mistrzem, ale zarazem i prawdziwym twórcą. Utrzymują w istocie, że znaczną część ogromnych swoich dochodów na to obrócił; uchodził za najbogatszego a zarazem i najwspaniałomyślniejszego z poddanych austrjackiego domu; zarzucano mu tylko nieco chełpliwości. Uważano, że lubił opowiadać rzeczy nadzwyczajne, za które niktby poręczyć nie chciał; nie sprzeciwiano mu się jednak, bo te opowiadania w gruncie nie szkodziły nikomu; rzeczywiście odważny i za takiego uznany powszechnie, wódz szczęśliwy, * Bardzo już wtenczas był szanowanym w Wiedniu, jako człowiek posiadający gruntowną znajomość czynności i obowiązków poselskich, uczony i naukę lubiący; zawarł był także bardzo mu osobiście przydatne stosunki, poślubiwszy żonę z domu węgierskiego hr. Palfy. zwycięzca pod Placencją, wyglądał jednak nieraz na fanfarona. W domu hrabiny de Harrach poznałem hr. Luchesi, sycyljanina rodem, a jenerała kawalerji w służbie austrjackiej, który, licząc lat pięćdziesiąt, przy twarzy afrykańskiej i sposobie wyrażania się zupełnie dziwacznym, potrafił jednak podbić wszystkie panie i zdobyć sobie pewne prawa w towarzystwach wiedeńskich, u samej nawet Cesarzowej. Były to wprawdzie, zarówno u dworu jak w mieście, raczej wyróżnienia pewne, niż istotne łaski, pomimo to jednak, była to osobistość bardzo niewygodna; bo piękne panie, najwyżej położone nawet i najświętsze, a które on w języku swoim nazywał monstrami piękności, nie śmiały przy nim ani spojrzeć łaskawie na każdego, na kogo mu się podobało dąsać się w tej chwili. Był to, jednem słowem, prawdziwy despota towarzyski, którego tyranja tem była nieznośniejszą, że się nie opierała na żadnem istotnem prawie, najmniej zaś na umiejętności podobania się w rzeczy samej tak mężczyznom jak kobietom. Wziętość jego stała się modą w Wiedniu od chwili, gdy, odznaczywszy się w boju, w pierwszych latach panowania Marji Teresy, zażądał od niej w nagrodę swych czynów, albo dowództwa pułku, albo kokardy złożonej z wstążek, które cesarzowa nosiła. W tak rycerski sposób przełożony Marji Teresie wybór, w chwili jeszcze, gdy była zakłopotaną uiszczeniem się z uczynionej dawniej obietnicy, zapewnił mu dowództwo pierwszego opróżnionego pułku, a nadto wyłączny przywilej składania u stóp jej wyrażeń w maurytańskim guście. Wojna 1756 roku rozczarowała zupełnie, co do zdolności wojskowych jenerała, tych wszystkich, których oszukało pod tym względem początkowe jego powodzenie, samochwalstwo, a nadewszystko wziętość ogólna, jakiój używał. Taki, jakim był, okazał się nieraz grzecznym dla mnie, a dnia pewnego ofiarował mi nawet, dla mnie samego albo dla którego z mych braci, stopień chorążego w pułku kiryssjerów, a było to w istocie nec plus ultra łaski z jego strony. Przełożenie to stało się pierwszą pobudką zaciągnięcia się mojego brata do tej służby, i dobrego imienia, na jakie w niej zarobił. Byłem też wprowadzony do domu starej księżnej, Wiktorji Sabaudzkiej, siostrzenicy i dziedziczki sławnego księcia Eugenjusza, która, będąc żoną księcia Sasko-Hilburgshausen, feldmarszałka austrjackiego. rozstała się z nim i prowadziła dwór osobny, w pałacu zbudowanym przez wuja. Pannami honorowemi przy niej były dwie siostry, hrabianki Kotulińskie, z rodziny morawskiej; w starszej, Anieli, kochał się bardzo cesarz Franciszek Józef I , chociaż, pomimo to, nikt jej dziewictwa później nie zaprzeczał. Wydała mi się bardzo ładną i nadzwyczaj miłą, zwłaszcza od chwili, gdy zdała się dawać mnie pierwszeństwo nad pewnym oficerem, Szwedem z urodzenia, a służącym w Austrji, który się starał o jej rękę. Ta okoliczność, a przytem dwie wizyty, które tym paniom złożyłem, i podczas których siostra hrabianki Anieli nie wyszła ze swego pokoju, dały powód poufałemu w tym domu nuncjuszowi Sarbellioni do wniosku, żem przyrzekł pojąć za żonę hrabiankę Kotulińską, co wszakże nie miało miejsca; powiedział o tem księżnie Sabaudzkiej, i jak o rzeczy pewnej, napisał do moich rodziców, których znał, będąc pierwej nuncjuszem papiezkim w Polsce. W skutek tego ostrzeżenia ojciec napisał mi list piorunujący, zakazując pokazywać mu się na oczy, gdyby to było prawdą; — księżna Sabaudzka ze swojej strony pałac swój przedemną zamknęła, co było powodem, żem żądał prędzej opuścić Wiedeń i wyjazd mój ztamtąd istotnie przyśpieszyłem. Wróciłem do Polski w Kwietniu 1752 roku. Jechałem przez Morawy, które wydały mi się najbardziej kwitnącym po Niderlandach krajem , jaki miałem zręczność oglądać. Z tamtąd, przez Kraków, dostałem się do Łubnic, w województwie Sandomierskiem, majętności księcia, wojewody ruskiego, który się tam znajdował. Ponieważ wtenczas najbardziej głaskać mnie zaczął, wtenczas więc też zacząłem poznawać bliżej tego znakomitego człowieka, który później tak przeważnie i w tak rozmaity sposób miał wpłynąć na dalsze życie moje. Tu , zdaje się, najwłaściwsze byłoby miejsce, skreślić jego portret; ale są dusze głębokie, które ani się łatwo przejrzeć na wskroś, ani też odmalować od razu nie dają. Mogę powiedzieć, że się starałem wyuczyć księcia wojewody jak książki; znajomość moja i sąd o nim dojrzewały z biegiem wypadków, przy poufnych stosunkach i wspólnem zajmowaniu się interesami, a czytelnik pozna go najlepiej, śledząc za mną dalszy ciąg tego opowiadania. Tu trzeba powiedzieć, że wojewoda ruski miał znowu za zasadę wyszukiwać i przywiązywać do siebie wszystkich ludzi młodych, w których zdawało mu się dostrzegać jakikolwiek talent lub przymiot, wrodzony czy nabyty, który mógł zrobić ich użytecznymi w jakimkolwiekbądź zawodzie, i że nikt bardziej nad niego nie posiadał daru pochlebiania miłości własnej, opanowania serca i umysłu, ludzi ufnych z natury. Pewien rodzaj uroku w jego postępowaniu wzbudzał dlań uwielbienie, a nie można było dostrzedz najmniejszej przesady, żadnego ukrytego celu w jego krokach i wyrażeniach, które, zwłaszcza dla oczu niewspartych jeszcze doświadczeniem, zdawały się jedynie wypływać z istotnej jego życzliwości. Zrazu przypuszczał, że młody człowiek, wracający z pierwszej swojej podróży, odbytej bez mentora, musiał być w złych interesach, i ofiarował mi pieniądze; daremnie go upewniałem, żem miał jeszcze za co dojechać do rodzicielskiego domu; powiedział mi: „Jesteś moim siostrzanem, nie odmówisz mi przyjemności zrobienia ci podarunku; oto dwieście czerwonych złotych, ale, proszę cię, nie mów o tem nikomu. Powiedziałem, że miał zupełne prawo robić mi podarunki, ale że rodzice wiedzieć o tem będą; wtenczas wziął się na inny sposób; zaczął mówić mi o nich, a zwłaszcza o mojej matce, z największą czułością, jak gdyby ubolewał nad interesem, który po czterdziestu latach najtkliwszej i najściślejszej przyjaźni, zasiał pierwsze nasiona niechęci między nimi, w czem sobie jednak nie przypisywał winy. Przy tej zręczności dorzucił kilka słów o wielkim podkomorzym, bracie moim, o jego słabych stronach, chcąc niby dać do zrozumienia, że ja, na jego miejscu, nie byłbym tak przeciw wujowi zawinił, jak ten brat mój, którego on, pomimo to, zawsze lubił. Im bardziej czułem się usidlony tą mową, tem bardziej lękałem się, abym się nie dał pociągnąć do przyznania jakiejkolwiek winy matce, która, w przekonaniu mojem, mieć jej nie mogła, zwłaszcza w razach, gdzie chodziło o jej bezinteresowność i zamiłowanie prawdy. Przypominam sobie, żem mu odpowiedział, mniej więcej w następujących wyrazach: „Niepodobna mi przypuścić, aby fakta inaczej się miały, niż mi je matka opowiedziała, ale wierzę, żeście mogli oboje zapatrywać się na nie z różnego stanowiska; nie mogę poczytywać bratu memu za winę, iż, wzrósłszy z myślą, że pułk gwardji pieszej koronnej odstąpiony był wujowi przez mego ojca pod warunkiem, iż go wuj na nowo starszemu jego synowi odda, gdy ten do lat dojdzie, uczuł się boleśnie dotkniętym, ujrzawszy raptem zawiedzione te nadzieje, tak odpowiedne jego talentom; ale nie mówiąc już o synie kochanego wuja, dla którego rozumiem ojcowskie jego przywiązanie, cała ta sprawa, i jeszcze dziesięć innych, jej podobnych, nie są warte, według mnie, nieocenionego dobra, jakiem jest rzadka i przykładna jedność i zgoda, ta siła prawdziwa i chluba naszej rodziny; myślę więc, że należałoby już o całej tej rzeczy nie wspominać i uważać ją za zupełnie pogrzebaną.“ Uściskał mnie, i zdawał się być rad bardzo z mego sposobu myślenia w tym względzie; spędziłem jeszcze dni kilka u niego, podczas których przekonał mnie najzupełniej, że mię szacował i kochał zarówno, i wróciłem do Warszawy tak pełen tej idei, że matka moja uznała za potrzebne zabezpieczyć mnie przeciw łatwemu w tym razie omamieniu miłości własnej. i przeciw skutkom zręczności bardzo biegłego człowieka, mającego do czynienia ze szczerym i niepodejrzliwym zgoła młodzieńcem. Opowiedziała mi historję swego brata jak następuje: Przyszedłszy na świat z charakterem gwałtownym i dumnym, czego najoczywistsze dowody składał już w dzieciństwie swojem, ale obdarzony zarazem bardzo niepospolitym umysłem, od jedenastu lat życia potrafił już tak nad sobą zapanować, iż wydał się zupełnie zmienionym; do tego stopnia, że od tego czasu, ktokolwiek go z bliska nie znał, albo ciągle za nim nie śledził, miał go za człowieka umiarkowanego pod wszystkiemi względami. W szesnastym roku posłano go podróżować ze starszym bratem i nauczycielem; miał już wtenczas dosyć rozwagi i zręczności, aby oszczędzać miłość własną starszego brata, którem u zdawał się ustępować we wszystkićm. Nie przeszkodziło to starszemu, dziś w. kanclerzowi litewskiemu, zazdrościć mu, chociaż przez cale życie korzystać nie omieszkał z przewagi, jak ą sobie nad młodszym bratem przypisywał. Rozdzielili się wkrótce: młodszy został w Malcie, gdzie przywdział krzyż zakonu i rozpoczął swój zawód na jego galerach; po niewielu latach oddano go do służby austryjackiej, gdzie odbył kilka kampanji i znajdował się, między innemi, w pamiętnej bitwie pod Belgradem 1718 roku, wygranej przez księcia Eugenjusza. Podczas tej służby w najlepszych zostawał stosunkach ze sławnym Guido Stahrembergem , z jenerałam i de Merci i de Bonneval; lubiony był bardzo i wyróżniany wśród innych przez wszystkie znakomitości wiedeńskie tak mężczyzn jak kobiety, wyjąwszy jednego księcia Eugenjusza, a to z powodu, iż zdawał się być przywiązanym do wielu osób nielubiącycli księcia, który , jak większa część sławnych w rozmaitych czasach wojowników, bardzo miał wiele stron ulegających krytyce, skoro nie prowadził wojny. Guido Stahremberg, współzawodnik jego sławy, w służbie ostatnich cesarzy austryjackiego domu, z wielu innymi zaprzeczał nawet zasługi niektórym jego czynom wojennym, gdzie być może istotnie, że mu jedynie szczęście dopisało; zresztą hrabina Bathiany, kobieta w wieku, nie piękna, nie bardzo rozumna a niezmiernie zysku patrząca, nie zdawała się zasługiwać na to , aby bohater wieku co zimy wawrzyny swoje u stóp jej składał. Wyższy umysł łatwo daje się skusić ponętą wystąpienia przeciw sławie narzucającej się tłumom , jeżeli dopatrzy niewłaściwych źródeł jej blasku; tak się stało z księciem Czartoryskim wobec księcia Eugenjusza; ale to zamknęło przed nim dalszy w tym kraju zawód; po kilku latach służby nie mógł przejść nigdy stopnia pułkow nika; książę Eugenjusz nie przebaczał nikomu, kto się przed nim nie korzył. Książę Czartoryski jednakże pozostałby zapewne w Austrji, gdyby m atka moja, którą zdawał się najbardziej z całej rodziny kochać, nie dołożyła wszelkich starań , podczas krótkiego czasem pobytu jego w Polsce, w celu odwiedzenia krewnych, aby go skłonić do zbliżema się znowu do ojczyzny, której obyczaje, rząd i cale położenie stało mu się zarówno nienawistnem jak obcem; myślał, że nigdy w niej do znaczenia nie dojdzie. Ojciec mój, bardzo lubiony przez Augusta II., ofiarował mu pomoc swoją i wpływy, co wątpię wszakże, aby widoki jego ku Polsce zwróciło, gdyby nie powzięta nadzieja zaślubienia wdowy po Deuhofie, wojewodzie połockim , jedynej dziedziczki rodu Sieniawskich i niezmiernych ich bogactw, prócz tego pięknej, miłej i o której rękę dobijano się w całej Polsce. Jeden z Potockich, wówczas starosta bełzki, dzisiaj wojewoda kijowski, był jego współzawodnikiem, i to się stało zarodkiem ich zobopólnej i trwałej ku sobie niechęci. Szwagier mój, Branicki, z którym wuj przypadkiem miał jakieś zajście jeszcze z Wiednia był także przez czas pewien w rzędzie starających się o piękną wdowę. Starosta stężycki Tarło, zmarły później jako kasztelan lubelski, szukał z nim nawet osobistej kłótni, w której wuj, dawszy mu dwa razy do siebie wystrzelić, sam nie strzelając, poprzestał na zapytaniu, czem jeszcze teraz mógłby mu służyć? Odpowiedź ta zrobiła wrażenie na wdowie; wszakże, zaledwo po trzech łatach stałych i często wszelkiej nadziei pozbawionych zabiegów, potrafił naresztę zniewolić serce swej pani. w czem nawet, jak w wielu innych rzeczach, niezmiernie mu pomogły zręczne i wytrwałe starania moich rodziców. Gdy województwa mazowieckie i ruskie zawakowały, ojciec mój, któremu August II. wybór między niemi zostawił, ustąpił tego przywileju księciu Czartoryskiemu; ten wybrał województwo ruskie, ojciec więc mój objął mazowieckie, ustąpiwszy mu jeszcze pierwej za zgodą króla pułk gwardji pieszej koronnej, pod warunkiem, iż książę go starszemu jego synowi napowrót odstąpi, skoro ten lat dojdzie. Ponieważ ta umowa zawartą była tylko ustnie, po dwudziestu więc latach wojewoda ruski zaprzeczył jej we wszystkich prawie punktach, co w matce mojej stało się powodem gorzkiego bardzo do końca życia uczucia, którego nie mogła się pozbyć, choć je potępiała, a to dla tego, że (mimo całego rozumu) powzięła była nadludzkie prawie wyobrażenie o charakterze brata, który, od czasu gdy ujrzał przyszłość swą przez ożenienie zupełnie zapewnioną, zaczął stygnąć w tej nieograniczonej ufności, jak ą dotąd matce mój okazywał. Jednakże, długo jeszcze, w naradach familijnych i w naradach swego stronnictwa, układał z nią projekta i kroki, jakie przedsiębrać miano. Wkrótce wypadki, zaszłe po śmierci Augusta II., zaprowadziły go, razem z całą moją rodziną, do Gdańska, gdzie o mało nie umarł z ciężkiej choroby, która zdrowie jego na resztę życia podkopała. Gdy spokojność w Polsce została przywróconą, wojewoda ruski zdawał się zajmować wyłącznie urządzeniem niezmiernych dóbr, jakie mu żona wniosła, i tak pomyślnie tego dokonał, że utrzymywano powszechnie, iż podwoił dochody, spłaciwszy miljon czerwonych złotych długu, który je obciążał. Im bardziej zdawał się być oddany temu jedynemu przedmiotowi, tem mniej dwór i Potoccy zważali na politykę wojewody; upodobanie jego w wygodach, wiele istotnego lenistwa, które lepiej jeszcze udawać umiał, były przyczyną, iż myślano, że nienawidził wszystkich zachodów około popularności sarmackiej, i że, jeżeli się kiedy zajmował sejmikiem jakim albo składem trybunału, lub czynnościami na sejmie, czynił to wcale nie z upodobania ani przez ambicję, ale dla tego jedynie, że stanowisko, jakie zajmował, nje pozwalało mu całkiem od tych spraw się usuwać; zawsze prawie tak się umiał urządzić, że proszono go o to, czego w istocie sam najgoręcej pragnął. Ostrożność jego wyrażeń, najstaranniej ukrywana sztuka i głęboki rozmysł przewodniczący wszystkim jego krokom, tym zwłaszcza, które za najbardziej naturalne uchodzić miały, tak utrwaliły przekonanie o jego mądrości, łagodności i prawości, że nieraz usuwały się przed nim największe zawady, i że umiał wmówić najzaciętszym nieprzyjaciołom swojej familji i jej interesów, że zasługiwał osobiście na wyjątkowe z ich strony zachowanie się. Powodem do tego było umiarkowanie, jakiemu z jego strony wierzono, bo właściwie bratu jego, kanclerzowi, przypisywano wszystko, co najbardziej raniło nieprzyjaciół i współzawodników mojej rodziny, kiedy tymczasem w istocie wojewoda ruski daleko dalej od wszystkich swoich krewnych posuwał zasady absolutnej władzy i egoizmu, ilekroć zdawało mu się, że może tego dopełnić skutecznie, ukrywszy jeszcze rękę, z której pocisk wypadał. Głęboka przenikliwość i bystrość zdumiewająca, jak ą się odznaczał, służyły mu szczególniej w ocenianiu okoliczności i lud z których chęci, a nieraz nawet i wady, najlepiej w danym razie usłużyć mu mogły. W gruncie, nie lubił wcale dawać, i wszystko, co w jakikolwiekbądź sposób dotykało jego własności, obchodziło go tak mocno, że z trudnością zachowywał wtenczas maskę umiarkowania; jednakże, przyznać należy, że jest panem nie zaś niewolnikiem grosza, umie dawać i to w sposób zobowiązujący; daje nawet dość często i w wielkiej tajem nicy; tylko nigdy nie daje dla przyjemności dania; tego w nim nie m a; robi to zawsze w jakim ś celu, odnoszącym się do niego samego, chociaż umie wmówić, że czyni to z uczucia, przez szacunek i przywiązanie. Gdybym nie przeżył z wojewodą ruskim lat kilku, w najbliższej poufałości, podziwiałbym w nim tylko, jak tylu innych, duszę najpogodniejszą, najbardziej oświeconą i wyższą nad wszystkie drobne namiętności i usterki tłu m u ; sąd prawie nieomylny, ilekroć się nie spieszy (co mu się zresztą bardzo rzadko zdarza); wiadomości rozległe we wszystkich gałęziach, wymowę szlachetną a trzeźw ą, talent usunięcia i cieniu powątpiewania we w szystkich, którymi chce rządzić, oczarowania ich niejako, nie pozwalając sobie nigdy nie tylko zjadliwej uszczypliwości, ale nawet krytyki publicznej. — Czytelnik przekona się z kolei razem ze mną, o ile w istocie dalekim był od tej doskonałości. Aż do 1752 roku , mniej więcej, rodzina moja w sprawach krajowych kierowała się wedlug zdania Rady, w której różność charakteru członków, za domyślnem przyzwoleniem wszystkich, następującym sposobem podzieliła role: Książę kanclerz, jako najbardziej mowny, największy publicysta w kraju, imaginacji płodnej, zazwyczaj odzywał się pierwszy i kwestję pod wszystkiemi jej względami przedstaw iał; kilku doborowych przyjaciół, wezwanych do rady, roztrząsało ją, m atka moja i wojewoda ruski najczęściej wyjaśniali ją ostatecznie, a mój ojciec, szczery, otw arty, kochający, wesoły, ruchawszy, silniejszy i więcej od innych datny, bardziej też kochany i popularny, wykonywał; zdanie jego rozstrzygało zaledwo w razach niespodziewanych i nagłych; n ik t wtenczas rychlej i szczęśliwiej nad niego nie przejrzał tego, co począć należało, i zwykle wówczas pociągał za sobą. Takim był aż do 76 roku życia; wtenczas dopiero widocznie posuwać się zaczął, i od 1752 roku coraz się bardziej uchylał od spraw publicznych, kiedy tymczasem dwaj jego szwagrowie, pozyskawszy już stałą i dobrze ugruntow aną wziętość, a licząc mnóstwo własnych klientów, mniej jego pomocy potrzebować i żądać zaczęli. M atka moja ze swej strony, z wielu powodów na nich zażalona, oddała się odtąd prawie wyłącznie dwom przedm iotom : pielęgnowaniu m atki swojej, księżny C zartoryskiej, kasztelanowej w ileńskiej, i dokończeniu wychowania swych dzieci przy posuwaniu ich na właściwej każdemu drodze, usunąwszy się sama ze sceny wielkiego świata, jeszcze bardziej, niż to czyniła od dawna. W krótce po moim powrocie udałem się do Radomia, dla pełnienia obowiązku komisarza województwa mazowieckiego, w dykasterjum, które, wskutek dziwacznego połączenia różnorodnych idei, utworzonem było za Augusta II. dla opracowywania przedmiotów, zajmujących od 1764 roku dwie oddzielne komisje: wojny i skarbu. W istocie komisja radomska nie ograniczała wcale władzy wielkich hetmanów i wielkich podskarbich, służyła tylko do zwolnienia ich od części uciążliwych obowiązków; że jednak sposób wnoszenia tam spraw i cała procedura sądowa zupełnie była taką ja k w wielkim trybunale koronnym, kadencja zaś trw ała tylko sześć tygodni, chętnie więc posyłano tam młodych ludzi; przeznaczonych do życia publicznego, dla wyuczenia się sądownictwa i nabycia popularności. Nigdzie w Polsce nie oddawano tyle ukłonów i nie pito tak wiele, jak. w Radomiu; tam też uczułem się szczęśliwy, że wiedziano powszechnie, iż nigdy wina czystego nie kosztowałem ; utrzymałem się przy mojej wstrzemięźliwości, alem był za to zimnym i tem bardziej znudzonym świadkiem najwyuzdańszego pijaństwa. Nie ono jednak było powodem kłótni, jaka wybuchła między Rudzieńskim , * kasztelanem czerskim, ówczesnym marszałkiem tej komisji, i Kossowskim, ** podskarbim nadwornym, pierwszym komisarzem wojskowym; obaj byli poufnymi przyjaciółmi mojej rodziny, *** co nie małym dla mnie było kłopotem ; zwiększała zaś ten kłopot ta jeszcze okoliczność, iż mimowolnie stałem się przyczyną ich kłótni. Zwyczaj chciał, aby wspomniana komisja wysyłała do króla deputację złożoną z dwóch członków; pierwszym, co do stopnia, bywał zawsze Małopolanin, i mianowany nim został przez marszałka Rudzieńskiego, któremu przysługiwało to prawo, Rzewuski, dzisiejszy marszałek nadworny koronny, a wówczas komisarz województwa ruskiego; — miejsce drugiego członka z Wielkopolski, przeznaczał marszałek siostrzanowi swojemu, Karczewskiemu, wówczas budziszewskiemu, a później liwskiemu staroście, który był młodszym moim kolegą z Mazowsza; Kossowski myśląc, że ta zręczność przedstawienia się w urzędowym charakterze królowi nie powinna mnie ominąć, tak żywo upomniał się o to u marszałka, że ten uczuł się obrażonym * Który umarł wojewodą mazowieckim Przyp. Króla * * Który umarł wielkim sekretarzem koronnym — jest to ojciec dzisiejszego podskarbiego nadwornego. Przyp. Króla. * * * Rudzieński po dwóch latach opuścił moją rodzinę — Kossowski pozostał nam wierny do śmierci. Przyp. K róla. Uważałem za mój obowiązek zabrać głos dla uciszenia kłótni, prosząc z mej strony Rudzieńskiego, aby trwał w wyborze swojego siostrzana, a biskup krakowski, Załuski, * prezydujący tego roku w Radomiu, pomógi mi do pogodzenia zwaśnionych. Komisja miała do króla przemowę we Wschowie, dokąd zjeżdżał w lata sejmowe dla podpisania uniwersałów, które, według prawa, powinne być podpisywane na ziemi polskiej. Król przyjeżdżał tam z Drezna we trzydzieści godzin, bawił tyle, ile potrzeba było dla podpisania uniwersałów i wracał niezwłocznie napowrót, a do Warszawy zjeżdżał jak mógł najpóźniej, przed terminem sejmu zwyczajnego.** Bawił we Wschowie dni kilka chyba w razie, kiedy okoliczności sprowadziły tam jakie Smatas Consilium albo jaką wschodnią misję; czuł się u siebie tylko w Saksonji a nawet * Prawo, ustanawiające tę kom isję, zawarowało zarazem, że wszyscy biskupi Polski mieli jej przewodniczyć: każdy z nich po dwa lata z rzędu. Przyp. Króla. ** Termin ten przypadał w Poniedziałek po św. Michale; sejmiki powinne były poprzedzać sejm , jak jest i teraz, o sześć tygodni, a uniwersały poprzedzały znowu sejmiki o drugie sześć niedziel, tak, że król powinien był znajdować się w Warszawie już na początku Czerwca, co uważał za czas zupełnie dla siebie stracony. Przyjeżdżał zazwyczaj dopiero w Sierpniu, a na Boże Narodzenie bywał już w Saksonji, skąd znowu zaledwie po ośmnastu wracał miesiącach, robiąc zupełnie na odwrót to, do czego Pacta Conventa obowiązywały, bo według nich, miał w każdem dwóleciu sześć miesięcy spędzać w Saksonji, a ośmnaście w Polsce. Przyp. Króla. nie wyobrażał, aby mógł w Polsce zamieszkać. Z racji pobytu swego na ziemi polskiej (poza granicami której prawo pozwalało mu tylko rozdawać stopnie wojskowe) podpisał tym razem po śmierci wielkiego hetmana Potockiego, przywilej na kasztelanię krakowską dla mojego ojca, któremu odwieźć go miałem przyjemność, bo sam nie znajdował się we Wschowie. Mój szwagier, Branicki, po Potockim został wielkim hetmanem , Rzewuski zaś, wojewoda podolski, a dzisiaj krakowski, dostał m ałą buławę. Wkrótce po wycieczce do Wschowy trzeba było myśleć o sejmikach, a nie była to rzecz łatwa w owych czasach. — Chcąc być wybranym na posła, nie dosyć było mieć wielu przyjaciół w okolicy, trzeba było koniecznie nie mieć ani jednego oponenta; ukrywano swoje kroki, tajono miejsce, w którem miano starać się o wota, z obawy, aby jaki nieprzyjaciel osobisty lub stronnik innej partji, dowiedziawszy się, nie wzbudził tam przeciwników. Ojciec mój miał w ziemi łomżyńskiej przyjaciela, nazwiskiem Glinkę, * rejenta wówczas tegoż powiatu. Był to człowiek bardzo biegły we wszystkich sejmikowych manewrach i po swojemu sprytny; jemu też zalecono mnie, powierzono, poddano, na to , abym został posłem. W istocie smutniej jeszcze niż zaszczytnie * Zrobiłem go podkomorzym łomżyńskim; jest to ten sam, który w Piotrkowie miał mowę 1749 roku przeciw nadużyciom władzy wojskowej. Przyp. Króla. było wtenczas ubiegać się o ten urząd; wiedziano z góry, że żaden sejm nie przychodził do skutku, że król się o to wcale nie troszczył, minister jego daleko mniej jeszcze, wszyscy ministrowie polscy nie wiele też więcej nad nich, że zresztą, gdyby nawet wszyscy najmocniej tego pragnęli, było to prawie niepodobieństwem, z powodu wytężonej uwagi mocarstw ościennych, starających się zrywać sejmy, ku czemu niesłychane znajdowali ułatwienie w zgubnem i niedorzecznem Liberum veto. Jedyną korzyścią tej nieużytecznej godności poselskiej była tylko możność oparcia się jakiemu, istotnie zgubnemu, projektowi, gdyby go dwór wymyślił, * sposobność obeznania się z reprezentacją publiczną, wdrożenia się do spraw narodowych, lub za narodowe mianych, i przygotowania sobie dróg do innych stanowisk, na których kiedyś, tak lub owak, możeby się udało czegokolwiek dokonać. A jednak, dla dojścia do tego lichego posłowania, trzeba było co dwa lata nadskakiwać kilku secinom ludzi, którzy wprawdzie z urodzenia mogli nazywać się Szlachtą, właścicielami ziemskimi takiego lub takiego powiatu, ale z których połowa zaledwo umiała czytać, a daleko większa część służyła dawniej, lub obecnie zostawała na usługach u tychże samych magnatów, którzy teraz ubiegali się o ich wota dla siebie albo swych dzieci. Trzeba było przed sejmikiem, kilka dni z urzędu, * Jak n. p. zawiązanie konfederacji w zamiarach szkodliwych. Przyp. Króla. derezonować od rana do wieczora z tą ciżbą, podziwiać ich brednie, zachwycać się nad ich płaskiemi konceptami, a nadewszystko ściskać ich brudne, kapcańskie osoby; na wytchnienie trzeba było dziesięć albo dwanaście razy na dzień bonferować z matedorami z okolicy, to jest, trzeba było, pod zasłoną największej tajemnicy, wysłuchać szczegółów ich drobnych kłótni domowych, oszczędzać ich zobopólne zawiści, wstawiać się za promocją ich do urzędów w powiecie, układać z nimi, ile i któremu ze szlachetnie urodzonych wyborców dać trzeba było pieniędzy;* nareszcie, trzeba było jeść z nimi śniadania, objady, podwieczorki, wieczerze za stołam i równie brudnemi jak licho usłużonemi, a to wszystko na to, aby w końcu, bardzo często widzieć owoc tych pokłonów, wydatków, i całej tej cierpliwości, zniszczony w jednej chwili przez jakiego bałwana, zostającego na żołdzie przeciwnika, albo nawet przez zły humor tylko jakiej osobistości, która poświęcała i ciebie i sejmik cały nieukontentowaniu swojemu do nastręczanego tobie kolegi, lub do którego z dygnitarzy powiatowych, który pracował dla ciebie, a którego promocję u dworu ten gbur spodziewał się zniszczyć, burząc twoją elekcję, bo syn magnata, ubiegający się o godność poselską, taką promocję, w nagrodę udzielanej sobie pomocy, zazwyczaj przyrzekał. * Przynajmniej na sejmikach naszych nie było, jak w Anglji, poprzedzającej wybory przysięgi de non accituenda picunia, Przyp. Króla. Tam Glinka przyjął mnie w swoim domu z największemi oznakami radości i uszanowania; codzień rano i wieczór powtarzał mi w mowach swoich, „że czuje się najszczęśliwszym z ludzi, posiadając w osobie mojój nieoceniony klejnot, który powiat łomżyński powinien oprawić w kosztowny pierścień swojej godności poselskiej, aby oświecał na przyszłym sejmie cały horyzont sarmacki Na takie to biedoty w podobnymże stylu musiałem odpowiadać ze dwieście albo trzysta razy w ciągu tygodnia, podczas którego pan Glinka posiadał mnie w swoim domu albo obwoził po powiecie, od domu do domu, zbierając obietnice wotów od wszystkich wyborców. Zostałem nareszcie posłem, unanimi voto, razem z miejscowym starostą Przyjemskim, po czem Glinka zawiózł mnie do domu pana starosty makowskiego, a był to ze wszystkich dni dla mnie najcięższy. Stary starosta, dotknięty pedogrą, nieruchomy, żył jeszcze dla tego tylko, aby pić; żona jego była przedmiotem najgorętszych zapałów pana Glinki, który, sam będąc wdowcem, spodziewał się, że i ona wkrótce owdowieje; tymczasem zaś umieścił przy niej córkę swoją z pierwszego małżeństwa, ośmnastoletnią dziewczynę, tłustą, białą, prawdziwą Kunegundę, która, mówiąc nawiasem, w gorący dzień sierpniowy ustroiła się w piękny, czarny aksamit z pluszem różowym na odwrotnej stronie. Glinka zaproponował bal tym dwóm paniom, które z nim i ze mną złożyły jedyny kadryl, a stary mąż przedstawiał zgromadzenie. Miejscem dla tańców był rodzaj drewnianego przedsionku, mającego dwanaście stóp w kwadrat, wspartego na czterech słupach, gdzie rodzina przychodziła oddychać świeżem powietrzem, u drzwi domu, z napół przegniłą z desek posadzką. Starosta zasiadł w jednym kącie, jedyne, rozstrojone skrzypce, zajęły drugi, a Glinka i ja, służąc tym damom naprzemian, tańcowaliśmy od szóstej po południu do szóstej zrana. Po każdym skończonym tańcu Glinka wychylał pełny kielich, ostatnią kroplę płynu strząsając na paznogieć, a stary starosta wiernie towarzyszył ochocie, pijąc zawsze za moje zdrowie, na co, jako niepijący, tem niższemi odpowiadać musiałem ukłonami. Nie, gdybym na to własnemi nie patrzył oczyma, nie wierzyłbym nigdy! Igła obeszła w koło cyferblatu, a Glinka pił i tańcował jeszcze; tylko trzy razy z urzędu zmieniał ubranie swoje, zawsze mnie przepraszając najpokorniej; odwiązał pas naprzód, potem zdjął koutusz, naresztę żupan, i został w jednej koszuli, a w dodatku, do szerokich swych polskich spodni i wygolonej głowy, nadział na wierzch pudermantel pani domu, przyklaskującej tym miłym konceptom. O szóstej rano prosiłem o pardon; z trudnością otrzymałem pozwolenie udania się do osobnego pokoju, gdzie zaledwo czas miałem zmienić bieliznę, kiedy pani domu, z przewodnikiem swoim i jego córką, znowu tam na mnie napadła. Klęcząc prawie, wypraszałem się, żeby mi dano odetchnąć, i z wielką biedą otrzymałem pozwolenie wyjechania po objedzie do Warszawy. Jeszcze nie byłem wyjechał z podwórza szlachcianki, kiedy oś w moim powozie złamała się; miałem siebie za straconego, rozpacz ogarniała mą duszę, ale Glinka wspaniałomyślnie użyczył mi swego powozu, rad, że miał pretekst pozostać przy swojej pani, póki wlokłem się między sosnami, po piaskach tego lichego i tak biednego powiatu, że dosłownie konie moje i ja o mało co nie zginęliśmy z głodu w tej drodze. Kładę tu konie przed sobą dla tego, że ojciec najpierwej mnie o nie zapytał, kiedy wróciłem do domu. Ojciec mój namiętnie konie lubił, i dał mnie był ulubiony swój zaprząg; kiedy mu powiedziałem, że jeden z siedmiu koni, i to najpiękniejszy, padł nagle w tej smutnej pielgrzymce, zapomniał na kwadrans, że byłem przyobleczony nietykalnem dostojeństwem posła i przepowiadał mi, że nigdy nie stanę się porządnym człowiekiem, bo nie umiem utrzymać powierzonych mi rzeczy, a nadewszystko szanować koni, których całą wartość, szlachetność i wszystkie zasługi wyliczył mi wtenczas; był to niemiły moment; ale na resztę byłem już za Komżą, pan Glinka już mną nie komenderował, czułem się prawdziwie szczęśliwy; tak to zło przebyte staje się dobrem. Zaledwo od dwóch tygodni byłem w Warszawie, kiedy trzeba było myśleć o podróży do Grodna. Poprzedziłem w drodze do Białegostoku króla, który tam wkrótce także nadjechał. Piszą w historji, że książę d’Epernon zadziwił dwór Ludwika XIII. świetnością przyjęcia, jakiego mu udzielił w zamku swoim Cadillac; hr. de Broglie, poseł francuzki, świeżo wtenczas przybyły do Polski, zdumiony był przyjęciem, jakiego doznał August III. od w. hetmana Branickiego w Białymstoku. Król i cały dwór jego był podejmowany i wożony przez dni kilka przez w. hetmana, który, między innemi, urządził mu w Horoszczy świetną zabawę, zupełnie w jego guście. Mnóstwo dzikiego zwierza, przywiezionego w klatkach do lasków tego roskosznego miejsca, pędzono potem po wązkiej drożynie z desek, między dwoma ścianami, aż na wierzchołki drzew, rosnących nad kanałem; tam znajdowały urządzone zapadnie, przez które, z wysokości trzydziestu stóp spadając do wody, dawały królowi zręczność strzelania w lot, gdyby chciał, wilków, dzików i niedźwiedzi; psy myśliwskie, u stóp drzew, czekały na te zwierzęta, żeby je ścigać na ziemi i wodzie, aż póki się królowi nie podobało strzelać do nich. Jeden z tych niedźwiedzi, spotkawszy czółno, wlazł na przód jego, chcąc się od psów uchronić; młody Rzewuski, brat marszałka, zmarły później w Wiedniu, i Saul, pierwszy urzędnik saski z biura praw zagranicznych, chroniąc się na tył czółna, gdzie był przewoźnik, tak je przechylili, że wywróciło koziołka; niedźwiedź po raz drugi zakreślił wielki łuk w powietrzu, i wpadł do wody tuż około tych panów, dla których wszystko skończyło się na strachu, a ich przygoda bardzo zabawiła króla. Po drodze z Białegostoku do Grodna, w puszczy białowieżskiej, należącej do królewskiej ekonomji grodzieńskiej, byłem świadkiem, z całem otoczeniem królewskiem, drugiego nadzwyczajnego polowania, jakiego już nigdzie więcej w całej Europie mieć nie można: polowania na żubry, które w Europie, w tej tylko znajdują się puszczy, i jeszcze w Prusach brandeburgskich. Przeszło trzy tysiące wieśniaków robiło obławę w tym lesie, rozległym na mil kilka, i wpędziło całe stado tych zwierząt, ze czterdzieści sztuk liczące, do wielkiej, płóciennej zagrody, ze czterysta stóp w przecięciu mającej, w pośrodku której wysoki, kryty namiot służył królowi za schronienie dla wygodnego strzelania do nich. Król, królowa i ich synowie, książęta Ksawery i Karol, używali do strzelania broni gwintowanej, tak wielkiego kalibru, że widziałem u jednego z największych żubrów dwie łopatki przeszyte od jednego strzału. Po skończonych łowach udano się naresztę do Grodna. Sejm ten 1752 roku, którego końca pomyślnego nikt ze znaczniejszych osób nie spodziewał się i nie życzył nawet sobie, zajmował jednak wszystkie stronnictwa, z jednego powodu. Po śmierci wielkiego kanclerza litewskiego Sapiehy, trzeba było nie tylko poruczyć jego pieczęć podkanclerzemu, księciu Michałowi Czartoryskiemu, ale jeszcze oddać, po tym ostatnim, podkanclerstwo komu innemu; najznakomitsi zaś współzawodnicy byli znowu dwaj Sapiehowie: jeden, wojewoda podlaski, zięć księcia Czartoryskiego, drugi, wojewoda mścisławski (dziad małego Sapiehy, dziś jenerała artylerji litewskiej), podtrzymywany przez wielkiego i wszystko, co nam było przeciwne. Mniszech, zięć Brühla, już czynnie przeciw nam występujący, i ambasador francuzki, popierali starostę mścisławskiego; wuj mój jednak otrzymał przewagę, powiedziawszy Bruhlowi: „Prawo chce, żeby pieczęcie nie były rozdawane, aż po wybraniu marszałka sejmowego, i na zalecenie posłów; jeżeli nie będę miał z góry podpisanego przywileju dla mojego zięcia, przyrzekam, że obiór marszałka nie przyjdzie do skutku; ponieważ zaś sejm uważa się za niebyły, jeśli na nim nie obrano marszałka, więc tegoroczna podróż królewska do Grodna będzie zupełnie daremną i nie uwolni go od podjęcia tej samej pańszczyzny za lat dwa, dla dogodzenia prawu, które chce, aby po dwóch sejmach w Warszawie, trzeci odbywał się w Grodnie. Była to najstraszniejsza groźba dla tego dworu saskiego, który z trudnością zjeżdżał do Warszawy, ale dla którego podróż na Litwę była podwójnym przedmiotem wydatków, kłopotów i nudy; i oto, co dało pieczęć zięciowi księcia Czartoryskiego. Postępek ten jego nie był zapewne aktem patrjotyzmu, zdawał się jednak być wymówionym w oczach tych wszystkich, którzy wiedzieli z góry, że sejm do skutku nie przyjdzie, a uważali wybór wojewody, podlaskiego za daleko korzystniejszy dla sprawy ogólnej, nad wybór jego krewnego, niższego pod względem osobistych przymiotów od swego współzawodnika, a którego stronnictwu, nie wiem dla czego, nie przyszło na myśl użyć tegoż samego sposobu dla poparcia swego kandydata. Póki ta sprawa w cichości gabinetu rozstrzygniętą, nie była, zostawiano, jak zawsze, posłom nie wtajemniczonym w te wszystkie sekreta, wolność perorowania na ślepo, bez żadnego kierunku i wytkniętego celu, dla zajęcia posiedzeń i zabicia czasu. Zdarzyło się, iż niejaki Chojecki, poseł województwa kijowskiego, z fakcji Potockich, dzisiejszy chorąży źytomirski, był w jakiejś rzeczy zdania, które mi się nie zdało być dobrem; odważyłem się wtenczas, po raz pierwszy, wystąpić z mową publicznie, bez uprzedniego przygotowania, zbijając jego przekonanie: zdawało się, że miałem prawo za sobą i względy Izby poselskiej dnia tego; nie miało to istotnie żadnego skutku, ale ośmieliło mnie samego, dało cokolwiek poznać, i było jedynym owocem nieskończonych ukłonów moich w Łomży. Nazajutrz rozdano pieczęcie, a następnego dnia poseł rawski, nazwiskiem Morski, przekupiony przez sam dwór, zerwał sejm uroczyście aktem złożonym na piśmie; Massalski zaś, podskarbi nadworny litewski, syn hetmana polnego, obrany marszałkiem tego sejniu dla tego jedynie, żeby pieczęcie mogły być rozdane, powiedział, według zwyczaju, piękną mowę, jak gdyby był bardzo zdziwiony zerwaniem sejmu; król odjechał uszczęśliwiony, że tylko dwa tygodnie bawił w Grodnie, zamiast sześciu,, jak w 1744 roku. Jeżeli pod względem politycznym sejm ten był bardzo smutnym faktem dla każdego dobrego Polaka, widzącego, do jakiej ostatecznej nicości stronnictwa wszystkie zdawały się zgodnie przyprowadzać państwo, to pobyt sam w Grodnie, na krótki czas swego trwania, był rzeczą równie wesołą jak osobliwszą. Trzeba wyobrazić sobie mniemaną stolicę, w której, oprócz pałacu królewskiego, dwa tylko były murowane domy prywatne; wszystkie inne, drewniane, jakkolwiek źle urządzone, popisywały się pewnego rodzają zbytkiem, tem dziwaczniejszym, że się łączył z wielkićm nieokrzesaniem i ubóstwem. Tak n. p. żadna pani litewska nie wyobrażała sobie, aby mogła przyzwoicie figurować w Grodnie, nie mając wielkiego, bogato galonowanego łoża, kiedy ściany mieszkań po większej części były nagie. Widziałem z nich jednę, która, chcąc inne w tern przesadzić, miała w dwóch oddzielnych pokojach dwa ogromne łóżka; jedno galonowane, drugie z bogatej haftowanej materji, jak baldachin; była też przedmiotem ogólnej zazdrości wszystkich, a zwłaszcza swojej bratowej, której jedyne ogromne łóżko, suto galonowane, nie znalazło w całem mieszkaniu dość wielkiej izby, w którejby się pomieścić mogło, tak, że przód tego łóżka przeze drzwi wchodził do drugiego pokoju i służył tam za kanapę. Ale w tych drewnianych pałacach, a raczej w tych chatach, mieściły się prześliczne kobiety, bardzo gościnni mężowie, i tańcowano w nich codzień; Warszawiacy zaś szczególniej tam wyróżniani byli, wśród pokornych oświadczeń tych ludzi, mających siebie za parafjanów. Mieszkałem razem z Williamsem w domu hr. Fleminga, i przepędzaliśmy prawie codzień wieczory tak, jakeśmy je rok temu spędzali z nim i z Salmourem w Hubertsburgu. Raz poszliśmy we trzech na zgromadzenie do księcia Michała Radziwiłła, wojewody wileńskiego i hetmana wielkiego litewskiego, który na prędce dokończył był swego obszernego pałacu, będącego z pałacem Sapiehów jedynemi murowanemi budowlami w Grodnie. Słusznie powiedziano, że dom tego Radziwiłła wyglądał pod wszystkiemi względami na szpital w tryumfie; bezład i skąpstwo oburzające napotykało się tam co chwila obok rzeczy najkosztowniejszych i hojności bez granic; bez gustu i wiadomości, pragnął on namiętnie uchodzić za człowieka obdarzonego i jednem i drugićm ; ze śmieszną próżnością rozpowiadał przy każdej zręczności najdziwaczniejsze androny i najpocieszniejsze kłamstwa o wielkości swych przodków i swojej własnej; ale przynajmniej nie był okrutnym i krwawym jak jego brat, ani pijakiem, srogim i głupim , jak syn; i owszem, lubił pogadankę i wesołość, rad byłby widział całą rzeczpospolitę objadającą i wieczerzającą codzień u niego, byleby go poważano; lubił nawet, aby każdy grał rolę pana u niego, czego też sobie nie odmawiano; ztąd rozkazywał tam, kto chciał, ale i słuchał, kto chciał. Dla ozdoby wielkiej sali pałacu umyślił rozwiesić na jej ścianach portrety królów polskich (już nie wiem po kim odziedziczone); wszędzie, gdzie miejsce okazało się być za ciasne, kazał im poobcinać ramiona i ręce, i przemalować zwężonych tak na nowo, aby, bądź co bądź, mogli się pomieścić na przeznaczonych dla siebie ścianach. Można łatwo wyobrazić sobie wzbudzającą litość postawę tych obciosanych królów, których nam jednak dobry książę pokazywał jako arcydzieła. Naśmiawszy się dobrze jego kosztem, wyszliśmy, udając się na jakiś bal, aleśmy się zatrzymali na schodach, chcąc się przypatrzyć niesionej na górę wieczerzy było istotnie co widzieć (a uręczam czytelnika, że nie jest to wcale zmyślona historyjka); przeszedł koło nas sążnisty hajduk, niosący ogromny półmisek szpinaku, wpośród którego pływały, jakby trzy wyspy, trzy duże kawały szpikowanej cielęciny; hajduk, jak cała służba Jego Książęcej Mości, od dawna pensji nie pobierał, a żył własnym sprytem; cielęcina uśmiechała mu się, walczył czas jakiś z pokusą, ale prędko znalazł się, jak wszyscy począwszy od Adama, grzesznicy, w stanie zgryzoty po popełnionej winie; ażeby ją zakryć, rozprowadził łapą jak kielnią szpinak na półmisku, zapełniając nim miejsce połkniętej cielęciny. Widząc to, powinszowaliśmy sobie, żeśmy postanowili jeść wieczerzę gdzie indziej. Tysiące szczegółów, równie prawdziwych, mogłyby złożyć nie romans, ale komiczną historję tego radziwiłłowskiego domu. — Wszystko, cośmy widzieli w Grodnie, zdawało nam się tak pociesznem i niezwyczajnem, żeśmy tam jeszcze tydzień zabawili po odjeździe króla, poczem wróciłem do Warszawy. Jakkolwiek poważnym jest cel tego pisma, pozwalam sobie jednak rozweselać je niekiedy, nietylko dla ulżenia sobie pracy, ale jeszcze bardziej dla tego, że odmalowane szczegóły mogą służyć do dokładnego obrazu obyczajów, ducha, czasu i ludzi, o których mówię. Wróciwszy do Warszawy, widziałem zbliżające się postanowienie wydania za mąż córki wojewody ruskiego za księcia Lubomirskiego, wówczas strażnika, a dzisiaj wielkiego marszałka koronnego. Ojciec zostawił mu niewielki majątek; dwa lata spędzone w akademji w Turynie, trochę podróży, nie wielki udział w kampanji czeskiej, a później służba szambelana przy królu i doskonałe towarzystwo domu Lubomirskich w Dreźnie, dokończyły jego wychowania. Wróciwszy do Polski, przywiązał się do wojewodziny ruskiej, swojej siostry ciotecznej,* która ze wszystkich krewnych zdawała się go lubić najwięcej. Namówiła męża, że tego ulubionego krewnego wziął do swego domu, wypłacał mu nawet pensję i przyczyniał się do jego ukształcenia. W krótce publiczność przeznaczyła go na zięcia wojewody ruskiego; że tak być miało w istocie, o tem ostatnia dowiedziała się wojewodzina, i długo oświadczała najwyraźniej całe ztąd nieukontentowanie swoje; powodem zaś jego była przedewszystkiem córka, bo tem więcej miała powodów do smutku, że wy chodziła za mąż, czując wstręt * Matka wojewodziny ruskiej była z domu Lubomirska, rodzona siostra wojewody czernichowskiego, ojca marszałka wiel. kor. Przyp. Króla. do Lubomirskiego, jedynie z posłuszeństwa rozkazom ojca. Książę wojewoda nigdy dotykalniej nie dowiódł, że w rzeczach, odpowiadających jego widokom, nic go wstrzymać nie mogło, jak zmuszając do uległości rozkazom swoim tę córkę ukochaną, jedyny na pozór przedmiot jego powolności i upodobania. Zauważano, że skoro córka skończyła lat piętnaście, wojewoda ruski zaczął z nią rozmawiać po dwie i trzy godziny na dzień, i nietylko okazywał jej najczulsze względy, ale jeszcze obchodził się z nią jak z osobą, którą o tyle poważał o ile kochał, do tego stopnia, że ta córka przestała (że tak powiem) być młodą jak była, i zbyt wcześnie usunęła się od właściwych jej wiekowi zabaw i towarzystw. Przedwczesna ta dojrzałość, wynosząc ją ponad całą prawie młodzież ówczesną, stała się następnie dla niej źródłem wielu smutków. Od kolebki wychowaną była przy księżnie kasztelanowej, w której domu schodziły się codziennie wszystkie jej wnuki; z pomiędzy nich księżniczka Izabella Czartoryska, o której tu mowię i ja, czuliśmy wzajemnie największy ku sobie pociąg; powoli zamienił się on w ścisłą i tkliwą przyjaźń, a przez długie bardzo lata był najsłodszem nawyknieniem mojego serca. Kiedy ojciec zaczął ją traktować jak dorosłą pannę, ja, prócz niego, byłem prawie jeden, względem którego zachowała ton dawnej ufności i przywiązania. Ojciec jej, badając przyczyny wstrętu do męża, którego jej przeznaczał, mówił jej o mnie, jak o człowieku, z którym nie mogłaby być szczęśliwą, i nadał tenże sposób wilżenia księżnie kasztelanowej, która powiedziała o tem mojej matce. W skutek togo rodzice postanowili wysłać mnie za granicę; mieli też za zasadę, że młody człowiek więcej odnosi korzyści podróżując kilku nawrotami, i wracając od czasu do czasu dla odetchnienia rodzinnem powietrzem, niż kiedy mu każą odbyć krąg wielki za jednym razem. Zostawały mi do widzenia nieznane jeszcze: Francja i Anglja, nie licząc Włoch, a mogłem tylko zyskać na oglądaniu powtórnem po niejakim czasie, miejsc już pierwej widzianych; wyjeżdżałem z żalem, ale musiałem być posłuszny. — Posłano mnie naprzód dla objęcia starostwa jurysdykcji przemyskiej, które ojciec kupił dla mnie u księcia Hieronima Radziwiłła, wielkiego chorążego litewskiego, brata tego, którego pałac widziałem w Grodnie. Ztamtąd, w końcu Marca 1753 roku, przebyłem tę część Karpat, którą Beskidami zowią, i przez Preszów (Eperies), Kaschau i Spiż puściłem się drogą, zwaną później drogą kurjerów, w czasie kampanji 1756 roku, kiedy tam tędy tylko utrzymywała się komunikacja między wiedeńskim i petersburgskim dworem. W całej tej części Węgier mieszkańcy mówią językiem słowackim, prawie polskim, ale wszyscy też, nawet kobiety, z równąż łatwością tłumaczą się jakąś huzarską łaciną, tak , że na jednej stacji pocztowej, gdziem jadł objad, słyszałem jak gospodyni do psa swojego odezwała się po łacinie, rozkazując, aby wlazł do koła obracającego rożen, i pies posłuchał. Jechałem dalej przez Presburg do Wiednia, gdziem znalazł Williamsa, wysłanego tam przez dwór angielski z wvłącznem poleceniem * i hrabiego Fleminga w nowo mu udzielonym przez Augusta III. charakterze ministra saskiego. Ich towarzystwo, ich zasługi i przyjaźń, jak ą mi okazywali, dała mi w Wiedniu blask pewien, ja kiego pierwej nie miałem. Miałem przyjemność spotkać tam jeszcze, jako ambasadora rosyjskiego, tegoż samego Kajserlinga, który był pierwej u nas. W istocie, żył tylko z uczonymi i nie pokazywał się nigdzie; nie bywał prawie u dworu, a z ministrami rozmawiał tylko wtenczas, kiedy interes jaki osobistego wdania się koniecznie wymagał. Takie zachowanie się, które mu w Wiedniu zrobiło opinję człowieka zagrzebanego w książkach i nie zajmującego się bynajmniej interesami, było tylko pokrywką wielkiej z jego strony czujności, którą wywierał za pomocą sekretnego szpiegostwa. Jego, Fleminga i Williamsa najczęściej w tym czasie widywałem w Wiedniu. Ostatni odbył niebezpieczną chorobę, podczas której miałem zręczność doglądać go troskliwie, co wzmocniło jeszcze przyjaźń jego dla mnie. Ważny wypadek zajmował wtenczas żywo cały Wiedeń, a stosownie do rodzaju utrzymywanych z Austrją stosunków, i inne dwory europejskie. Hr. Kaunitz, odwołany z Paryża, gdzie był ambasadorem, * Polecenie to tyczyło się miejsc obronnych na baryerze, chociaż Keith, ambasador angielski w Wiedniu, od lat kilku, i bardzo u dworu lubiony, jeszcze się tam znajdował. został kanclerzem państwa, a więc dyrektorem wydziału spraw zagranicznych. Różne portreta, złe i dobre, nowego ministra, rozmaite prognostyki co do przyszłych jego rządów, jakie z tysiąca ust słyszałem , bawiły mnie i nauczały zarazem. — Wszyscy Austrjacy dawnego kroju, wzrośli w nienawiści francuzkiego imienia, ubolewali gorzko nad losami państwa, które, według nich, miało być wydane na pastwę nowych zasad i nowych obyczajów, pod rządem ministra, który w Wiedniu, z mowy, obejścia i upodobań swoich, zdawał się być zupełnym Francuzem; kiedy tymczasem, przez szczególniejsze dziwactwo, tenże minister w Paryżu starał się przybierać pozory mentora wad francuzkich, i unikał tamecznych uprzejmości i nadskakiwania, niezwykłego nawet w tym kraju, zwłaszcza względem cudzoziemca dumnego, dziwacznego w obejściu, a u którego w drobniutkich rzeczach nie jednej nawet dostrzegano śmieszności. Poważanie jednak, jakie zjednać dla siebie potrafił, będąc ambasadorem, zaraz po zakończonej, a nieszczęśliwej przeciw Francji wojnie, dowodziło, że człowiek ten musiał w gruncie wartość prawdziwą posiadać ; dowiódł jej później całemu światu , a dzisiaj odmówić mu jej nie mogą nawet nieprzyjaciele. Uznają za jeden z wielkich rysów charakteru i panowania Marji Teresy, że oceniwszy tak dobrze hr. Kaunitza, dała mu to stanowisko wbrew wszystkim głosom jego przeciwników, i że go na niem utrzymała stale, chociaż minister najmniejszego sobie nie zadał trudu dla pozyskania przychylności równych mu osób, i żadną demonstracyą obłudną nie starał się dogodzić bigoterji pobożnej swej monarchini. Próbowała ona kilka razy dać mu uczuć niezadowolenie z powodu utrzymywanych przez niego aktorek, ale na to odzywał się zawsze: „Odpowiedzialny jestem przed cesarzową i królową za postępki moje jako jej minister i poddany, ale za żadne inne; jeżeli monarchini nie rada z moich usług, to całą tę pracę i interesa z radością porzucę, i będę żył spokojnie w mojem hrabstwie na Rittbergu.“ Podobna odpowiedź wysadziłaby niezawodnie ministra z miejsca, zależącego od pani de Maintenon. Hr. Kaunitz pozwolił sobie nawet nieraz przekroczyć prawidła dworskiej etykiety, i wtenczas zwykł był mawiać usłużnym, którzy go ostrzegali, myśląc, że to czyni przez nieuwagę: „że tam , dokądby jego zarękawek wejść nie mógł, i on sam chodzićby przestał. — Oto już dziewiętnaście lat zajmuje to stanowisko, i nie zdaje się wcale, aby je prędko miał opuścić. Dla tego też, gdyby, przychodząc na świat, zostawiono mi do wyboru, czyim chcę być poddanym, między wszystkimi panującymi, żyjącymi dzisiaj, wybrałbym Marją Teresę na moją królowę. Wstępując na tron, znalazła ona wojsko i finanse w rozstroju; pomimo trzech wojen, prawie ciągle nieszczęśliwych, umiała obie te gałęzie podnieść wyżej daleko, niż były za któregokolwiek z jej przodków, a jednak nie wycieńczyła poddanych; wszystkie gmachy publiczne w Wiedniu, wszystkie drogi w państwach swoich wzniosła lub budowała na nowo, a pomimo to bogatą jest, czego dowodzi, darząc często i hojnie; pobożną jest do bigoterji i nigdy nie znano u niej słabości przeciwnych jej zasadom, a jednak nietylko jest łagodną i uprzejmą, ale umiała jeszcze powściągać różne przywłaszczenia duchowieństwa, i poprawić i podnieść wychowanie młodzieży wszystkich stanów. Polityka jej była zręczna, ale nie fałszywa; dotychczas przynajmniej nie prowadziła innej wojny, jak wre wlasnej obronie; ma też szczęście być prawdziwie kochaną przez swoich poddanych. W trzydziestoletniem jej panowaniu nie znanem jest żadne, przeciwne prawości przedsięwzięcie. Oby tak piękny przykład sam z sobą nie stanął w sprzeczności, i umiał pozostać czystym na wzór dla potomnych! i oby ojczyzna moja nie miała powodu uskarżać się na niestałość cnoty ludzkiej! * W kilka dni po objęciu posady przez księcia Kaunitza, opuściłem Wiedeń, udając się do Drezna dla obejrzenia obozujących wojsk saskich. — Prawdopodobnem jest, że hr. Brtthl chciał już wtenczas pokazać Austrji i Anglji, że Saksonja ma jeszcze armją, i armią piękną; pierwszej, dla zjednania sobie u niej poszanowania, a w razie nieszczęścia ze strony Prus, nawet pomocy i opieki; drugiej, dla uzyskania pieniężnych zasiłków, gdyż Anglja do tej pory jeszcze miała zwyczaj utrzymywania w Niemczech wojsk na swym żołdzie, nawet w czasie pokoju. Ponieważ jednak * Pisałem to w Lutym 1772 roku. Przyp. Króla. cztery pułki saskich dragonów stały prawie zawsze w Polsce, i teraz znajdowały się w ekonomjach królewskich,* więc się w obozie pod Ibikau, który trwał trzy tygodnie, nie znalazło więcej nad 14,000 żołnierza. Król zdawał się tak gustu do tego nabierać, że postrzegano z tego powodu pewną nawet niespokojuość u Brühla, tern bardziej, że hrabia Rutowski, naturalny brat królewski, który dowodził obozem jako saski feldmarszałek, miał tam prawo przychodzić codzień do króla po osobiste jego rozkazy; — skoro też obóz zwinięto, potrafił hrabia Brühl, bardziej niż kiedy, odosobnić króla od wszystkich. Nie wiele widziałem w obozie, bom dostał febry zaraz prawie po przyjeździe do Drezna, ale, wychodząc w dni piękne, raz wieczorem w operze, oparty o kratki orkiestry, znalazłem się między dwoma młodymi Lichtenstejnami, którzy, jak wielu cudzoziemców, przyjechali byli dla oglądania obozu; postrzegłem, że przybierali pozór, jak gdyby ciągle między sobą mieli coś do mówienia na ucho, i dla tego przyciskali mnie z obu stron, do tego stopnia, że zmuszony byłem powiedzieć starszemu, iż mnie to boli. „Nudzisz mnie pan “ odpowiedział. Było to o parę kroków od króla, który zazwyczaj z małej swej loży przypatrywał się przedstawieniu; prócz tego, nazajutrz czekałem * Pomimo Pactów Conv. które zaprzysięgając A ugust III. zobowiązał się nie utrzymywać w Polsce więcej nad 1200 ludzi wojska saskiego. Przyp. Króla. paroxyzmu, poszedłem na wieczór do hrabiego Brühla, żeby powiedzieć temu Lichtenstejnowi: „Mówiłeś mi pan wczoraj, że pana nudzę; zabawię więc pana jutro rano o dziewiątej, za wielkim ogrodem.“ — „Dobrze, odpowiedział, będę tam. Prosiłem potem pisarza Rzewuskiego, który był także w Dreźnie, żeby był moim sekundantem. Upewnił mnie, że nikomu o tem nie mówił, a jednak nazajutrz, o siódmej już zrana, wszedł do mnie jenerał Fontenay* i powiedział, że kawaler de Saxe,** zarówno interesując się mną i Lichtenstejnem, chciałby zapobiedz dalszym skutkom naszej kłótni. — Odpowiedziałem: Że musi mnie przeprosić przy świadkach, albo bić się. Jenerał wrócił w pół godziny, oświadczając, że kawaler de Saxe prosi mnie, abym przyszedł do niego, i że Lichtenstejn mnie tam przeprosi. Znalazłem tam w istocie nietylko mojego przeciwnika, ale i stryja jego, księcia Józefa Wacława Lichtenstejna, o którym wspominałem wyżej, i który, przyjechawszy także dla zobaczenia obozu, mieszkał u kawalera de Saxe. — On pierwszy odezwał się do mnie: „Żałuję bardzo, że mój synowiec panu ubliżył, i proszę pana, abyś mu swoją powrócił przyjaźń, o którą, przepraszając, prosić pana będzie. Zaraz wszedł młody człowiek, przeprosił mnie w obecności * Francuz w służbie saskiej, dawny przyjaciel mojej rodziny, i jeden z filarów sławnego wówczas towarzystwa pałacu Lubomirskich w Dreźnie. Przyp. Króla. ** Drugi brat poboczny Augusta III. Przyp. Króla. stryja, kawalera de Saxe i jenerała Fontenay, kazano nam uściskać się, i sprawa była skończona. Nie wiem jakim sposobem dowiedziała się była o tem księżniczka Lichtenstejn, stara panna, siostra księcia Józefa Wacława, przywykła do Saksonji i w niej osiadła; ta uwiadomiła królowę i jej brata, i zajęcie, jakie dwór wtenczas okazywał jeszcze dla wszystkiego, co się do mojej odnosiło rodziny, a także chęć, aby się nic nieprzyjemnego nie wydarzyło tyle znaczącemu w Wiedniu człowiekowi, co stary Lichtenstejn, była powodem, że tak tę drobną w sobie samej sprawę załatwiono. Williams, wróciwszy z Wiednia do Drezna, zaraz zrobił projekt odwiedzenia, z powodu własnych interesów, Anglji; a ja, skorom się z febry wyleczył, przyjąłem propozycję odprowadzenia go do Holandji. Spędziliśmy trzy dni w Hanowerze, gdzie postrzegłem, że Williams, jakkolwiek Anglik całą duszą, nie zaniedbywał tego, co oni nazywają the back stairs. Starannie odnowił znajomość ze wszystkiemi osobami płci obojej, które w jakichkolwiek zostawały stosunkach z Milady Yarmont. Przez wszystkie trzy dni obiadowaliśmy za stołem, który król angielski stale tam utrzymuje dla znakomitych cudzoziemców przejeżdżających przez Hanower, a przy którym obowiązki gospodarza spełniał wielki marszałek elektorstwa. Wkrótce przybyliśmy do Hagi, gdzie Williams zatrzymał się tylko tydzień. — Przed wyjazdem polecił mnie ministrowi angielskiemu, kawalerowi de York i hrabiemu Bentink, panu na Rhon i Pendrecht; ten ostatni miał jeszcze wtenczas zachowanie u dworu księcia Oranji, jako głowa stronnictwa, które podczas rewolucji 1748 roku zapewniło temu domowi dziedziczną władzę stathudera. Był to wielki przyjaciel mego ojca, i to go najlepiej dla mnie usposobiło; do tego stopnia polubił mnie nawet, że, ku wielkiemu zdziwieniu wszystkich, którzy się uskarżali na jego humor nietowarzyski, przyjmowany byłem u niego prawie jak dziecko własnej rodziny, a zdaje mi się, że nie zaślepia mnie wdzięczność w uznaniu go za jednego z najznakomitszych ludzi, jakich spotykałem ; po wielu latach odbierałem jeszcze od niego dowody stałego dla mnie uczucia i przychylności. Kawaler de York przyjął mnie także i obchodził się ze mną, jakby to czynił z młodym Anglikiem, ukochanym przez własną jego rodzinę. Obydwa przedstawili mnie w sposób najbardziej zaszczytny, księciu Ludwikowi Brunświckiemu, feldmarszałkowi, dowodzącemu armją holenderską, w czasie małoletności teraźniejszego książęcia Oranji, którego miejsce, z tytułem regentki, zajmowała matka, będąca córką króla angielskiego, Jerzego II. Bentink, York i książę Ludwik stanowili wtenczas rodzaj tryumwiratu, ściśle połączonego z sobą, który jednak po latach kilku miał się rozchwiać, odkąd Bentink i brat jego Karol zaczęli się uskarżać, że dwór księcia Oranji nie oddaje im należnego poszanowania, a książę Ludwik, utrwalając coraz bardziej znaczenie swoje u dworu i w narodzie, sam także od nich usuwać się począł. Kawaler de York, odbywszy całą wojnę, aż do 1748 roku, został, mając lat 23, posłem angielskim w Paryżu ; chociaż najlepiej w tamtym kraju przyjęty, chociaż z twarzy i wymowy bardziej od wszystkich Anglików do Francuzów zbliżony, okazywał jednak w samym Paryżu całą angielską dumę sławnego lorda Stairs, który, będąc tam posłem po utrechtskim traktacie, tak się wysilał na pokazanie dworowi Ludwika XIV., jak mało był olśniony wielkością tego imienia. Znalazłem w nim umysł i wyrażenia tak antigallikańskie, jakiemi tylko mieć je może najmniej oświecony Anglik; nie przeszkadza mu to jednak być jednym z najmilszych i najgruntowniejszych ludzi (wyjąwszy jego uprzedzenia narodowe) jakich spotykałem. Tryumwirat, o którym mówiłem, i względy, jakiemi mnie zaszczycali ci ludzie, zjednały mi przystęp do znakomitych ludzi w Rzeczypospolitej, czem nie wielu cudzoziemców cieszyć się mogło. Poznałem, dzięki te Inuż. wielkiego pisarza trybunału, Fagela, którego miejsce syn teraz zajmuje, admirała Schyrvena, burmistrzów z Amsterdamu: Van der Hoppa i de Dieu. — Van der Hopp był posłem w Paryżu i zjednał sobie wyłączny szacunek kardynała Fleury, nie schlebiając wcale jego widokom; de Dieu nie dawno był wrócił z poselstwa w Petersburgu. Tak mnie pochlebiała przychylność tych ludzi, wszystkich niemal podeszłego już wieku, że podczas dwumiesięcznego pobytu w Holandji zabierałem znajomości wyłącznie prawie tylko z osobami, które były w stosunkach z nimi i z ówczesnym saskim ministrem, Kauderbachem, u którego nawet na jego żądanie, mieszkałem. Był między nimi stary żyd portugalski, Svasso, który szczególne okazywał mi przywiązanie, widząc wstręt, jaki miałem do wszelkiego prześladowania i do tych zasad, które spowodowały wyrok Sołtyka, wówczas kijowskiego a dziś krakowskiego biskupa, skazujący na stos jedenastu żydów w Polsce. Pokazywał mi z tego powodu bullę papieża, Marcina V., potępiącą rozpowszechnione uprzedzenie, które przypisywało żydom rozmaite przesądne praktyki, wymagające krwi dziecka chrześciańskiego. Szczególniejszym człowiekiem był baron Croning, którego wtenczas w Hadze widziałem ; uchodził do tego stopnia za żyjący dykcjonarz polityczny, że ludzie miejscowi i zagraniczni ministrowie, chętniej się jego, niż swoich książek radzili, skoro ich przyjmował u siebie, co zresztą nie łatwo otrzymać było można, od czasu gdy stał się smutnym przykładem zgubnego wpływu, jak i na ludzi najuczciwszych i na najmocniejsze umysły wywiera zbyteczne przejęcie się jedną, wyłączną myślą. Pewnego dnia, wracając do domu, spotkał chirurga, który był właśnie upuścił krwi jego żonie; przypadkiem zapytał go, czyby jeszcze komu krew tego dnia puszczał? Dowiedziawszy się, że istotnie oddał takąż usługę człowiekowi dotkniętemu wścieklizną, posługując się tym samym lancetem, którego używał dla jego żony; tak się przejął obawą, aby taż żona nie dostała wścieklizny, że pomimo tego, iż piękną tę kobietę bardzo dotąd kochał, przerwał z nią wszelkie stosunki. Wszystkie pojęcia o zaraźliwości różnych chorób tak odtąd opanowały jego umysł, że powoli urządził dla domu swego i swojej własnej osoby rozmaite stopnie formalnej i nie dającej się przestąpić kwarantanny, którym ulegali wszyscy przybywający ze stron, mniej lub więcej zbliżonych do miejsc, które uważano za siedlisko morowego powietrza. Doszedł w końcu do tego, że się lękał dotknięcia każdego żyjącego człowieka; golił się i ubierał sam, a kto chciał być przyjętym u niego, musiał złożyć tyleż zaręczeń i poświadczeń zdrowia, ile w szpitalu zapowietrzonych. Jako Polak, a więc sąsiad Turków, więcej w tem jeszcze od innych napotykałem trudności. Wprowadzony nareszcie, ze zdziwieniem ujrzałem maleńkiego człowieczka w szlafroku i pantoflach, bez spodni, z lichą peruką i lichszym jeszcze kapeluszem na głowie, który w tym stroju ukazywał się czasem, choć rzadko, na ulicy, a rozmawiając u siebie z gośćmi, i wielkiemi krokam i chodząc po pokoju, roztwierał ciągle swój szlafrok i robił siusiu do małych ceberków, w połowie napełnionych piaskiem i porozstawianych na posadzce. Opisywanie rozmaitych wycieczek moich do północnej Holandji i miast znaczniejszych Rzpltej, byłoby tylko nieużytecznem powtarzaniem tego, co tysiąc już razy opowiadanem i drukowanem było. Powiem więc ty lko, że po dwóch m iesiącach, spędzonych w tym kraju, udałem się do P aryża, dokąd przybyłem ostatniego Sierpnia, opatrzony w pięć listów, które mnie do tyluż rozmaitych, a bardzo różnych towarzystw wprowadzić i znajomości w nich ułatwić miały. Pierwszym był list mojego ojca do pani de Bezenval. z domu Bielińskiej, siostry ciotecznej mojej matki, której mąż, Szwajcar rodem, był niegdyś posłem francuzkim w Polsce, umarł zaś w stopniu pierwszego oficera gwardji szwajcarskiej we Francji. Dom tej ciotki już tę mnie wielką dostarczył przyjemność, że miałem w nim jakby kątek własny w samym Paryżu; przyjmowany byłem o każdej porze, a ta dogodność tśm ważniejszą stała się dla mnie, że syn tej pani, baron, zajmujący już wysoki stopień w korpusie, którym dowodził jego ojciec, uważanym był jeszcze w pięknym świecie za eleganta pierwszój klasy, i on to wskazał mnie księciu de Richelieu, pierwszemu szambelanowi dworu, dla przedstawienia Jego Królewskiej Mości. Siostra barona de Bezenval, wdowa po margrabim de Broglie, zrazu bardzo światowa kobieta, zmieniając teraz tryb domu i niemal z pobożności, zaczęła się ograniczać do towarzystwa (tak zwanych) najszanowniejszych (les plus respectables). Sposób życia tego brata i siostry wpłynął na znajomości, jakich mi dostarczyli. Drugi list, także mojego ojca, wprowadził mnie do pani Geoffrin, którą czytelnik pozna w ciągu dalszego opowiadania. Trzeci był od jenerała Fontenay z Drezna, do hrabiego Fryzji, siostrzeńca marszałka de Saxe, bliskiego naówczas przyjaciela barona de Bezenval, i podzielającego z nim razem względy najwytworniejszych towarzystw ; miany był przy tem za jednego z młodych francuzkich jenerałów brygady (marechal de camp), którzy się w pierwszej wojnie najbardziej odznaczą. Hr. Fryzji wyjechał do Drezna w tydzień po moim przyjeździe do Paryża, ale przez tych dni kilka z wyłączną uprzejmością zajął się wprowadzeniem mnie do domu księcia orleańskiego, księżny Luxemburskiej z domu Yilleroy i kilku innych najpierwszego tonu, a to w sposób taki, iż od razu zjednał mi wszędzie daleko serdeczniejsze przyjęcie, niż go zwykli w początkach doświadczać cudzoziemcy w tym kraju, i słusznie powiedzieć mogę, że jem u to zawdzięczam większą część doznanych tam przyjemności. Jednakże nie dla tego tylko obraz jego wyrył się głęboko w mojej pamięci, bo gdyby mi był nawet żadnej nie oddał usługi, i tak musiałbym uledz wdziękowi jego towarzystwa, i serdeczności, jak ą mi okazywał; nie mogę zaś zapomnieć, że rad mi dobrych udzielał, a kilka razy nawet przestrzegł skutecznie. Williams pisał przezemnie do hr. Abermale, ówczesnego posła angielskiego w Paryżu, ale zobaczyłem go zaledwo w miesiąc po moim przyjeździe, kiedy za staraniem tegoż Williamsa gabinet angielski zalecił mu, aby był dla mnie przystępnym. Okazał mi wtenczas wiele grzeczności i poznałem w nim człowieka nietylko szanownego, jak bardzo wielu Anglików, ale nawet tak niezwykle miłego obejścia, że ubiegający się na wyścigi w uprzejmości dla niego Francuzi, ubolewali tylko, iż nie dosyć na te z ich strony oznaki odpowiada; potrafił nawet dojść do tego, co rzadko ministrom zagranicznym się udawało, że Ludwik XV. czuł się swobodnym w jego towarzystwie i często nawet rozmawiać z nim lubił. Dom hr. Abermale pozostał jednak dla mnie towarzystwem czysto angielskićm, które odwiedzałem dość często, i jako angielskie, z przyjemnością nawet, ale które żadnych mi znajomości i stosunków francuzkich nie ułatwiło. Hrabina Brühl dała mi list do pani de Brancas, pierwszej damy dworu ówczesnej Delfiny, córki króla polskiego, Augusta III. Pani ta, poważnego już wieku, wydala mi się być żyjącem uosobieniem dam dworu Ludwika XIV. Jej sposób wyrażania się, obejście, rodzaj grzeczności i ujęcia, wszystko to przypominało mi co chwila mnóstwo anegdot czytanych o tym dworze — ; prócz jednego wszakże pytania, jakie mi zadała wobec dwudziestu osób, widząc mnie zaledwo raz drugi. — A czy wiesz pan, kto zrobił księcia Akwitanii? (starszego brata panującego dzisiaj Ludwika XVI. i zmarłego przed nim) spytała mnie. Łatwo wyobrazić sobie jak byłem zmięszany; ją to bawiło, i powtórzyła pytanie raz drugi, żądając odpowiedzi. Zapewne Delfin, odpowiedziałem nareszcie cały zarumieniony. Otóż nie! odrzekła, odgaduj pan lepiej. — Ach pani! racz mnie uwolnić od tego ... nie mogę... — Widzę więc, że trzeba to panu powiedzieć; otóż, św. Franciszek Ksawery; królowa polska napisała do Delfiny, aby była grzeczną dla tego świętego; ona spełniła zalecenie matki, i temu zawdzięczamy książęcia Akwitanji. Ile razy byłem w Wersalu, zawsze prawie obiadowałem u pani de Brancas i nie mogłem się nasłuchać do sytu jej opowiadań o przeszłych i obecnych czasach nie oświadczając się nigdy sama za dawniejszym dworem i nie przyznając mu pierwszeństwa, umiała ona jednak rozmową swoją do takiego wniosku usposobić umysły słuchaczy. Gdybym nie wiedział, że znała panią Maintenon, byłbym to odgadł z jej stylu i całego obejścia. List księżny d e Brancas do hr. Brühl, pisany z Wersalu dnia 8. Grudnia 1753 roku po powrocie z Fontainebleau. „Trzeba zdać pani sprawę o dziecku, któreś mi powierzyła. Znalazłam go tutaj, ale tak świetnego, tak doskonale umiejącego latać o własnych skrzydłach, że moja pomoc była mu zupełnie niepotrzebną. Ktokolwiek znał ojca, z radością witał syna tego, o którym mówiąc, przytaczamy zawsze wiersz: „C est lui, gai etait Fami, le compagnon et le rival d'Aleide,“ Nie potrzebowałam nic dodawać do czci, jaką mają dla niego we Francji, ale że cnoty kobiet są zawsze mniej znane, więc też opowiedziałam wszystko, co wiem o znakomitej przyjaciółce Pani, Panią samą wskazując jako poręczycielkę jej niezaprzeczonej wyższości, której ślady zreszą łatwo widzieć można w młodym hrabi Poniatowskim. W istocie, Pani, nie można o nim zbyt dobrze się, odzywać. Nie spotykałam cudzoziemca, któryby z tak korzystnemi przybył tu warunkam i, i któryby z podróży swoich tak wielki mógł odnieść pożytek. Zdaje się być świadomym praw i zwyczajów nietylko w Polsce, lecz i w ościennych z nią, krajach; zna naszą historję, anegdoty z każdego panowania ; rozmowa jego miła i daleko wyższa od rozmowy bardzo wielu Francuzów; stara się poznać wszystko; równie zajęty naukami i sztuką rządzenia, wojskowością i wojną, uczy się wszystkiego, mówi o wszystkiem bardzo dobrze, bez chełpliwości, ze skromnością owszem; równie miły z niego towarzysz rozmowy dla ministra, jenerała, akademika, dla starej damy dworu, a mówią mi, że naszym młodym i pięknym paniom się zdawało, iż nic nie umie prócz sztuki podobania się, i że na tem polu bardzo mu się też w ogólności udaje. Nie chce się sam przyznawać do tych wszystkich przymiotów, ale powtarza zawsze, że zupełne oddanie się wychowaniu dzieci ze strony jego matki powinno go było uczynić takim, za jakiego jest miany. O matce odzywa się zawsze z taką czcią i uszanowaniem, że ztąd wnosimy, iż przymioty serca nie ustępują w nim przymiotom umysłu i charakteru. Przewiduję, że się wyrobi na użytecznego krajowi człowieka. Podjął się zrobić dla Pani portret Delfiny, abyś nie doznała przestrachu i boleści na widok tego, który dała hrabinie de Loss, a który jest szkaradny, i ani troszeczkę nie podobny do tej prześlicznej, młodziuskiej i milutkiej twarzyczki, bo w rzeczy samej możnaby ją teraz jeszcze wziąść za księżniczkę Marją Józefę, chociaż już trzy razy była matką. Nie wiem, Pani, czy wyobrażasz sobie, że cierpliwie znosić będę brak odpowiedzi, który byłby dowodem zupełnego o mnie zapomnienia; gdyby tak być miało, wpadłabyś Pani, która kochasz prawdę, w błąd największy, bo oświadczam Pani najuroczyściej, że nikt nie pragnie goręcej być zaszczycanym jej względami, nikt szczerzej oddanym jej być nie może, nad tę, która ma zaszczyt pisać się Pani najniższą i najobowiązańszą Księżna de Brancas. Spotykałem kilka razy u tej pani księcia de Richelieu, a nadzwyczajna ciekawość, jaką obudzała we mnie szczególniejsza jego sława, została w części zaspokojoną, gdym usłyszał niektóre jego zdania. — Uderzyło mnie najbardziej, że dowodził nieważności ustanowionego wtenczas przez rząd pośredniego jakoby trybunału, w zastępstwie parlamentu, wygnanego przed kilku miesiącami do Pontoise, za opór stawiany niektórym żądaniom dworu. — Książę Richelieu wydał mi się równie wymownym jak śmiałym, i zdało mi się, że Wolter słusznie tak pochlebnie odzywał się o nim, że Mazulhim nie zawsze ulicznym tylko był bohaterem. — Miał już wteczas posąg w Genui, wziął później szturmem Minorkę, przyczynił się do umieszczenia pani du Barry i do zniesienią parlamentów; Wolter przestał go chwalić, i jest już tylko mumią przestarzałego dworaka. On to przedstawił mnie królowi francuzkiemu, który, według zwyczaju, nic mi nie powiedział, ale zapytał u księcia de Richelieu, czy nic miałbym lulku braci? Przytaczano mi te słowa jego, jako jeden z tysiącznych dowodów dokładnej u Ludwika XV. pamięci genealogji, wieku i rysów raz mu przedstawionych i po imieniu nazwanych osób. Królowa Marja Leszczyńska przyjęła mnie, jak przyjmowała każdego Polaka, z wyłączną uprzejmością, będącą u niej skutkiem tkliwego przywiązania do kraju, w którym urodziła się wprawdzie, ale który jednak opuściła w niemowlęctwie, i już na zawsze. — Mówiła doskonale po polsku i nigdy się nie odzywała po francuzku do tych, którzy znali nasz język. Jakkolwiek pochlebną była ta okoliczność, a, królowa wyraźnie rodaków swoich wyróżniała pomiędzy wszystkimi, łaska jej jednak wielkiego nie dodawała blasku, zwłaszcza od chw ili, gdy, w skutek źle zrozumianej pobożności, zmusiła króla, swego małżonka, aby opuścił jej łoże, które w tym celu napełniała nieznośnemi dla niego zapachami. Król kochał ją tak wyłącznie, że, kiedy przed nim chwalono wdzięki jakiej kobiety, zwykł był zapytywać, czyby piękniejszą była od królowej ? — i wtenczas dopiero, gdy ta zapragnęła ascetycznych czystości, król zaczął mieć metressy. Pani de Pompadour, która nią była od lat kilku, świeciła jeszcze wtenczas całym blaskiem piękności; a tyle tylko o niej powiedzieć mogę, bo przypadek tak zrządził, że zawsze mi coś przeszkodziło słyszeć ją mówiącą a nawet widzieć, prócz tej chwili jedynej, kiedy jej byłem przedstawiany. Nie domyślano się wtenczas we Francji wszystkich przymiotów, jakie wynaleziono później w Delfinie, synu Ludwika XV., nie wiele przed jego śmiercią; żona jego uchodziła za kobietę rozumną, ale lubioną nie była; o córkach królewskich wspominano tylko wtenczas, kiedy mówiono o wielkiem do nich przywiązaniu ojca. — Był jeszcze wtenczas u dworu francuzkiego człowiek, którego imię, strój, a nadewszystko sposób wyrażania się, przypominały czasy Ludwika XIV., a którego charakter jednał mu miłość ogólną i poszanowanie ; był nim stary marszałek de Noailles. Kochał on bardzo mojego ojca, i dla tego przyjął mnie z nadzwyczajną dobrocią, nazywał swojem dzieckiem, a tak lubił zarzucać mnie rozmaitemi pytaniami, że pewnego razu zagadnął w taki sposób: „I cóż tam w krajach, z których przybywasz, mówią o nas, ministrach francuzkich?“ — Czy książę każe mi być zupełnie szczerym? zapytałem. — Tak , żądam , wymagam nawet tego, odpowiedział. — Pozwoli więc książę marszałek, żeby mu powiedział, że słyszałem Niemców, Anglików, i Holendrów zgadzających się na to , że gdyby Francja kierowała się zawsze w polityce swojej zasadami marszałka de Noailles, nabranoby do niej ufności, boby się przekonano, że ma zasady sprawiedliwości i uczciwości, które uspakajając innych, jej samej wyszłyby na dobre; marszałek de Noailles, to jak mówią Anglicy, prawdziwy gentlemen, można na jego słowie polegać; słyszałem też same osoby w podobnych prawie wyrazach odzywające się o margrabi de Puisieulx. marszałek nie odrzekł ani słowa, zmienił przedmiot rozmowy, i wyszedł z salonu, zostawiwszy mnie tam z córką swoją, hrabiną de la Marek, i księżną de Brancas, z powodu wysokiego wzrostu znaną powszechnie pod imieniem wielkiej. Widziałem że obie te panie prowadziły między sobą po cichu bardzo ożywioną rozmowę, nareszcie hrabina de la Marek podnosząc głos, odezwała się do mnie: panie hrabio Poniatowski, nie mogę się wytrzymać, i muszę panu powiedzieć, żeśmy były zdziwione i obrażone do żywego, słysząc jakeś przyrównywał lokaja do pana; czyż panu nie wiadomo, że margrabia de Puisieulx wszystko czem jest zawdzięcza marszałkowi de Noailles, ale że nigdy na jednej z nim desce postawionym być nie może? — „Przysięgam pani odpowiedziałem, żem zgoła o tem wszystkiem nie wiedział, i że nie miałem wcale myśli zrobienia pani najmniejszej przykrości. Im więcej się wymawiałem, tem bardziej napadała na mnie, i sam marszałek wróciwszy zaledwo ją powstrzymał, mówiąc: ależ nie miał w tem siej myśli. Wyrażenie to, pomimo przyjaznego tonu jaki starzec zachował, przekonało mnie, iż i on nie zupełnie mnie uniewinniał, a nie mogłem wyjść ze zdumienia, słysząc, że nazywano lokajem takiego Puisieulx, który piastował tekę ministeryalną po tylu swoich przodkach, znanych już w historyi. We trzy dni później, przyszedłszy do pani Geoffrin, która od chwili mojego przyjazdu, nie przestawała dobrocią i pieszczotami mnie otaczać, a nawet obsypywać pochwałami, z nie małem zdziwieniem ujrzałem, jak wstawszy nagle i wziąwszy się w boki, szła prosto ku mnie z roziskrzonem okiem: „Cóż to malcze, powiedziałeś marszałkowi de Noailles o panu de Puisieulx? „zapytała mnie. Opowiedziałem jej szczegółowo rzecz całą, a wysłuchawszy dodała: „Naucz że się gapiu (grosse bete), że kiedy człowiek zapytuje co o nim mówią, to znaczy że chce żebyś go chwalił, i chwalił jego jednego. Przyjąłem burę z pokorą i starałem się oswoić z rozmaitego rodzaju wyrażeniami, jakich pani Geoffrin stosownie do okoliczności używa, a przekonałem się w tym razie, jak w tylu innych, że zbyt świetny początek bywa zazwyczaj zapowiedzią nieuniknionej klęski. Łaski jakiemi mnie w przeciągu dwóch pierwszych tygodni zaszczycała pani Geoffrin, graniczyły prawie z zachwytem; to też wynagrodziła sobie w następstwie. Ale chwila największych moich frasunków i utrapień jeszcze nie była nadeszła. Kazała mi pojechać ze swoją córką m argrabiną de la F erte Imbault, do Pontoise, dla przypatrzenia się przeglądowi pułku dragonów de la Mestre de Camp, uważanego wtenczas za wzór taktyki i najwyższą doskonałość w kaw aleryi, odkąd niejaki de Portorie, m ajor tego pułku, talenta w nim swoje rozwijał. Brat mój, wielki podkomorzy, nieraz mi rozpowiadał o waleczności tego pułku, z którym bił się przeciw Austryakom pod Sahaj w Czechach, 1741 roku, pod dowództwem tegoż samego księcia de Ghóvreuse, którego najgoręcej poznać chciałem, i którem u przy tej zręczności byłem przedstawiony. Był to ten sam, który umarł w 1772 roku jako gubernator Paryża, prawnuk Jana d’Albert, brat wielkiego hetmana, (konnetabla) de Luynes, a szwagier przez żonę hrabiego d’Egmont Piguatelli. dzisiejszego zięcia książęcia de Richelieu. Rad byłbym w tej podróży poznać znakomitszych członków parlam entu paryzkiego, wygnanego wtenczas właśnie do Pontoise, i zawsze żałować będę, żem nie widział we Francyi tych prawików i mężów należących do sądownictwa, a posiadających rzadkie w tym narodzie przymioty, powagi, gruntownej nauki, głębokiego przejęcia się wielkiemi zasadami praw człowieka i obywatela, umilone jeszcze zwykłą a prawdziwie ujmującą żywością francuzką. Ale musiałem po trzech dniach wracać do Paryża, z panią de la Fertć Imbault, już wtenczas trochę głuchą, dużo mówiącą, żartującą ze swojej gadatliwości, a w gruncie dobrą i miłą osobą Mieszkała ona razem ze swą matką u której jest jedynaczką, a która robiąc jej wiele dobrego i szacując ją prawdziwie, nie lubi wcale jej towarzystwa. Pani Geoffrin mówiła mi nieraz: „Moja córka ma dobry charakter i rozum, ale przypadamy do siebie jak koza i karaś,“ to też, lubiąc obydwie, rad byłem szczerze, nie widzieć ich razem, bo pani Geoffrin w dobrym humorze, i taż sama pani Geoffrin kaprysem jakim zamglona, to jak najpogodniejsze niebo w klimacie najszczęśliwszym i groźna zawierucha sfer najmniej umiarkowanych. Osobliwsza to kobieta, otoczona od lat czterdziestu wyłącznem prawie poszanowaniem wszystkich niemal osób Świecących we Francyi zasługą, talentem, lub wdziękami, zawdzięcza to urokowi swojego umysłu, usługom przez nią oddawanym z gorącem sercem a z rzadką zręcznością i bardzo wielce szlachetnym postępkiem. Życie jej pewno będzie opisane i stworzy obraz zupełnie innego rodzaju, ale mogący służyć za pendant do obrazu życia sławnej Ninon de l’Enclos. Licząc już lat siedmdziesiąt, chodzi piechotą, pisze, służy przyjaciołom, łaje ich nawet i tyranizuje z taką żywścią, jak przed trzydziestu laty. Największą ma pretensyę do głębokiej znajomości ludzi, a chociaż w tern, jak w rzeczach sztuki zdarzało się jej mylać, biada t mu, ktoby jej dał poczuć, że złapał ją na podobnej omyłce. Nadzwyczajna żywość szczególną nadaje siłę jej pochwałom i naganom, unosi ją nieraz, a jednak, pomimo całej tej żywości, umiała zawsze prowadzić się dobrze, utrzym ać interesa w porządku i zręcznie zjednać sobie potężnych tego świata i wszelkiego rodzaju znakomitości. Za nadto jest niepospolitą i żywą, aby nie miała nieprzyjaciół; nie brak też jej takich, którzy opowiadają rozmaite z jej młodości anegdoty, powtarzając na przykład, że była tem, co siostry miłosierdzia nazywają we Francyi, som du pot, największą oddają sprawiedliwość jej znajomości życia, i rozległości jej umysłu, kiedy z tak nizkiego pochodząc stanu, potrafiła sobie zjednać ogołu poważanie i zająć w towarzystwie stanowisko na jakiem się dotąd utrzymuje. Poznałem n niej prezesa Montesquieu, który mając dla niej wiele przyjaźni, nie był wcale jej czcicielem, jak widać z listów jego, pisanych do niejakiego księdza Guasco, który je z urazy do pani Geoffrin drukiem ogłosił. Nie zapomnę nigdy żem słyszał u niej tego sławnego człowieka, śpiewającego ułożoną przez siebie piosenkę do sławnej księżny de la Valiere, która uchodziła za młodą i piękną aż do pięciudziesięciu lat, a którą także widywałem u pani Geoffrin, jej przyjaciółki od lat trzydziestu. Trzeba było tak dobrze i poufale znać prezesa Montesquieu jak go znała pani Geoffrin, żeby w nim przełamać nadzwyczajną prostotę, nieśmiałość i skrom ność, która go okryw ała niby zasłona, a nieraz staw ała się powodem pewnego zakłopotania; zdawał się niewiedzieć zupełnie o uszanowaniu, jakie wzbudzała powszechnie sława dzieł jego. Pani Geoffrin pozwalała mi czasem obiadować u niej, kiedy u swego stołu miała kilku uczonych ; miałam szczęście spotykać tam żyjącego jeszcze Fontenella; pani Geoffrin stawiała przy nim mały żelazny piecyk, aby go utrzym ać w tem peraturze jakiej przy swych 96 czy 97 latach potrzebował do życia. Przyzwyczaiłem się był u babki mojej do rozmawiania z głuchym i: nie tak krzyczeć jak powoli i dobitnie wyrazy wymawiać trzeba; temu zawdzięczałem kilka pochlebnych bardzo dla mnie rozmów z Fonteuellem. Zachował był przy schyłku życia ten rodzaj zalotności umysłu i przesady w wysłowieniu, jakiemi się odznaczał w młodości; raz mnie zapytał bardzo poważnie, czybym tak dobrze umiał po polsku, jak po francuzku? Nie wiem, dla jakiej fantazyi pani Geoffrin nie chciała nigdy żebym należał do jej artystycznych obiadów; z kilku anegdot, o których dowiedziałem się później, wnoszę, że nie chciała dać mi postrzedz, jak ci panowie pozwalali sobie często nie być jednego z nią zdania, a nieraz nawet z ostrą występowali krytyką. Ojciec mój polecił mnie jej jako drugiej matce; przybrała sobie ten tytuł i stale trzymała się wszystkiego co połączoną z nim powagę w umyśle moim ugruntować mogło; prawda że macierzyńską też czułość w najżywszy sposób okazywała mi zawsze. Nie mogę też wstrzymać się od wymienia tutaj człowieka, nadto dziwnego, aby mógł być przepomnianym. Jest nim książę de Gevres, ówczesny gubernator Paryża. Przedstawiony mu byłem o południu. Leżał w łóżku, którego firanki z obu stron podniesione, przywiązane były do ściany, jakby u położnicy zaczynającej już przy końcu słabości przyjmować gości u siebie. Lat miał sześćdziesiąt nosił czepiec kobiecy zawiązany pod brodę, a w tej chwili robił czółenkiem jakąś kobiecą robótkę. I ten człowiek dawniej wojnę prowadził, i zniewieściałe nawyknienia jego nie dziwiły nikogo, owszem, byli zeń radzi. Powiedziałem sobie: „człowiek podróżuje, aby u innych widział to , czego u siebie zobaczyć nie może, pozory zaś mylą i trzeba się nauczyć nie dziwić się niczemu. Dopełniała się wtenczas w Paryżu rewolucya, którą możnaby nazwać ważną, ze względu na znaczenie jakie do niej przywiązywało wielu Francuzów; muzykę włoską zaczęto wprowadzać do teatrów paryzkich. Nowatorowie odznaczali się zapałem właściwym wszystkim powstającym sektom, artykuły zaś Jana Jakuba Rousseau w tym przedmiocie, dostarczały im argumentów i udzielały najwyższej w owym czasie powagi; przeciwnie, stronnicy dawniejszej muzyki, Lully, do tego stopnia mieli siebie za ludzi rozsądnych, za dobre głowy w narodzie, że niektórzy z nich utrzymywali nawet, iż nie jest dobrym patryotą, kto podtrzymuje błaznów (bufonów); tak nazywano wędrowną trupę opery komicznej, złożoną z Włochów, którym , dzięki zbiegowi rozmaitych drobnych koliczności, udało się zajmować wyłącznie przez dwa miesiące teatr wielkiej opery francuzkiej. Stoiczne dusze jęczały nad tem, że nędzni kuglarze zajęli scenę na której przez tyle czasów fałszywe wywodziła tony panna Feli i beczał wielki Chasse, ku zbudowaniu uszu francuskich. Ponieważ między stronnikami muzyki włoskiej, a raczej na ich czele, stało kilku najznakomitszych encyklopedystów, których wtenczas nie nazywano jeszcze filozofami, ale których wielu już oskarżało o bezbożność i zbyt republikanckie zasady, więc rozmaite namiętności teologiczne, a za niemi i duch mniej lub więcej monarchicznycli partyj wmięszał się do tego muzycznego sporu, który zajmując umysły podczas mojego pobytu w Paryżu, odwracał uwagę od wygnanego parlamentu, który bez tego zajmowałby pewno wszystkich. Wygnanie parlamentu było jedną z tych prób nieograniczonej władzy, jakich od czasu do czasu pozwalają sobie królowie francuzcy od panowania Ludwika XIVgo. Członkowie parlamentu utrzymywali jednak, że to wygnanie było tylko przechodzącą burzą, i że ich stała wytrwałość doprowadzi w końcu do tego, że szanowani od narodu, przez sam dwór uznani będą za prawdziwych przedstawicieli Francyi. Ludwik XV. parlament rozwiązał, ale Ludwik XVI. zwołał go na nowo, a chociaż zastrzegł sobie wyraźnie prawo rozwiązania go znowu w potrzebie, ogólne jednak usposobienia umysłów we Francyi każe wnosić, że nadzieje stronnictwa parlamentarnego mogą się ziścić nakoniec. W owym czasie nie przypuszczano nawet, aby zniesienie parlamentu, było rzeczą możliwą. Książe Conti, jedyny wtenczas między Burbonami, który zajmował się pogodzeniem stanów z koroną, jako rzeczą dla obu stron zarówno niezbędną, cieszył się za to wziętością i poszanowaniem ogólnem, chociaż stracił na zachowaniu u króla, od czasu gdy pokazywać zaczął, że faworycie ulegać nie chce. Przez pewien przeciąg czasu, książę Conti stale co tydzień pracował z królem, bez najmniejszego w tem udziału ministrów, nie bardzo mu podobno zazdroszczących tego, bo przewidywali, że zbiór rozmaitych okoliczności, nie pozwoli tem u księżęciu osiągnąć polskiej korony; czem jednak tak był jeszcze wtenczas, zajęty że ktoś żartując powiedział, iż książę Conti we trzy dni po sądzie ostatecznym jeszcze będzie przemyślał nad sposobami zostania królem polskim. Postanowił sobie największą okazywać uprzejmość każdemu Polakowi przybyłemu do Francyi! dla mnie też był najłaskawszym, co pozwoliło mi widywać go często i z bliska. Pomimo zasad popularnych z jakim i popisywał się zrazu, zdradzał czasem w sobie rysy charakteru, pokazujące, że Polska miałaby w nim króla, któryby prawdziwym chciał być panem. Zresztą, w towarzystwie uprzejmy i m iły, lubiący wesołość, wygodę, i liczne u siebie zebrania, w rozmowie wydał mi się człowiekiem nie tylko dużo umiejącym, ale nawet pracowitym i pilnym; chociaż wielu ludzi we Francyi nie lubiło go, nie dobry widząc w nim charakter, prawie wszyscy jednak przyznawali mu wyższe zdolności i talenta. Najdziwniejszem mnie się zdawało, że twierdząc iż podczas wojny nikt zuchwalszych nad niego nie robił projektów, niektórzy powątpiewali jednak o osobistej jego odwadze. Pokładano wtenczas wielkie nadzieje we Francyi na synu jego, hr. de la M arche; nie ziściły się one, ale też dodają, że książę Conti żeniąc syna wbrew jego woli i będąc tym sposobem sprawcą smutnego domowego pożycia, sam w jego sercu niechęć ku sobie, a następnie i ogólne zniechęcenie zaszczepił, które go w końcu całkiem sprowadziło z drogi. W ostatnich czasach, on jeden ze wszystkich książąt krwi pozostał przy Ludwiku XV. kiedy ojciec jego ze wszystkimi innymi opuścił dwór po rozwiązaniu parlamentu. Księżna orleańska, siostra księcia Conti, przyjeżdżała często uprzyjemniać pobyt brata w wiejskim jego domu IsleAdam. Twarz tej księżny, cała jej postać, w spoczynku lub w ruchu, na koniu lub pieszo, w tańcu czy też na kanapie, przypominała zawsze najwdzięczniejsze płótna W atteau, i wszystko cokolwiek bądź rzek ła, mogłoby służyć za przedmiot dla pendzla tego sławnego malarza. Mąż zrazu niezmiernie w niej rozkochany, skończył na oświadczeniu jej największych grzeczności; miał on już wtenczas opinię, jakiej dotąd używa, najlepszego człowieka, zrazu nieśmiałego trochę w obec nowych swych znajomości, ale prędko przychodzącego do poufałości i łatwego w obejściu ; bardzo ruch lubiącego, pomimo wielkiej otyłości, która zresztą pomaga mu w odgrywaniu roli bankiera. Wychowanego wśród zasad bardzo surowych, zdziwiło mnie nie pom ału, gdym ujrzał pierwszego książęcia krwi, grającego role komiczne w obecności pięciuset osób; rozmyśliłem się później, że skoro mu to nie ujmuje poważania, słuszna jest, aby się mógł bawić w sposób przynoszący tyleż przyjemności jemu samemu co drugim. Ze zmianą czasu i miejsca, zmieniają się wyobrażenia a z niemi wartość prawdziwa wszystkiego co w rzeczy samej ani złem ani dobrem w istocie swej nie jest. Bardzo mnie było przyjemnie, wśród osób składającli od trzech czy czterech pokoleń dwór księcia Orleańskiego, znaleźć wszystkie prawie imiona tak dobrze mi znane z opisów tego dworu za Ludwika XIV., zostawionych nam w pamiętnikach sławnej księżniczki krwi z tych czasów ( Mademoiselle) i kardynała de Retz. Stara pani de Polignac, honorowa dama księżny Orleańskiej, tak urokiem swego dowcipu, czarowała na tym dworze, jak siostrzenica jej, margrabim de Biot wdziękami urody; zakochany w niej, ale bez wzajemności hr. Fryzyi, i baron Bezenval, bardzo często i poufnie na tym dworze przyjmowani, wprowadzili mnie tam. Spotkałem w jego salonach księdza Allaize, nauczyciela wówczas, księcia Chartres, a który odwiózłszy do Polski starszego brata mojego, księdza, który już nie żył, był także moim przez kilka miesięcy nauczycielem. Ojciec mój, podczas ostatniej swej do Francji podróży, wziął go był z domu pp. Bezenval, którzy mnie teraz zapoznali z marszałkiem de Belle-Isle. Od dawna pragnąłem widzieć człowieka, który tak bardzo ubiegał się o sławę; publiczność przyznawała mu niektóre rzeczywiste przym ioty, ale wiadomem było, że oprócz wszystkich środków, jakie dowódzey wojsk, ambasadorowie i ministrowie posiadają dla zjednania sobie stronników, marszałek de Belle Isle, płacił jeszcze pensye najrozmaitszym ludziom, wszelkiego stanu i wieku, a między nimi lekarzom i dyrektorom dewotek, aby między klientelą swoją rozpowszechniali jego zasługi i wyższość. Upodobaniem jego było uchodzić zawsze za zajętego najważniejszemi rzeczami; wyrażał się sentencjonalnie i z pewną uroczystością; i miał tak ą minę kiedy ostatni raz byłem u niego, chociaż właściwie już nie był wtenczas ministrem. Nieraz przypierał prawdziwie do kąta, człowieka rzeczywistej zasługi, bardzo miłego, i który z natury swojej zdawał się bardzo dalekim od przypisywania sobie jakiejkolwiek wyższości; był nim książę de Nivernois, późniejszy członek nie jednego poselstwa, a którego córkę poślubił był hrabia de Gisors, syn marszałka de Belle-Isle. Młody ten człowiek odznaczał się już szczególniejszćm wychowaniem, jakie od ojca odebrał; aż do ślubu swojego niemiał nigdy karety; chodził piechotą do Paryża, a podróże odbywał konno; od lat najmłodszych wdrażał go ojciec do całej surowości służby wojskowej, której wszystkie stopnie przeszedł kolejno, i kazał mu bardzo szczerze zajmować się rozmaitego rodzaju naukami, ucząc zarazem pomiarkowania, skromności i wielkiej uprzejmości tak, że przy szczęśliwem usposobieniu i najzacniejszej naturze, wyszedł na człowieka, o którym mówiono tak we Francyi jak i we wszystkich krajach, gdzie podróżował, że był nie tylko najdoskonalszem dziełem swego ojca, ale także najmilszym i najzacniejszym ze swoich rówienników Francuzów. Margrabina de Broglie, córka barona de Bezenval przedstawiła mnie także księżniczce krwi, pannie de Charolais, którą wtenczas poprostu nazywano Mademoiselle. Mogła ona wraz z kilku innemi służyć za przykład, jak było prawdziwem dowcipne słówko jednej pani, która strofowana przez starą ciotkę z powodu nienagrodzonej (według niej) krzywdy, jaką sobie samej postępowaniem swem wyrządzała, odpowiedziała jej: „Niech ciocia będzie spokojną, poprawię się aż nadto w porę, a dobra opinia odrasta w Paryżu jak paznogcie.“ Panna de Charolais używała w młodych latach piękności swojej w najszerszem tego wyrazu pojęciu; słyszałem o niej najdziwniejsze historye, opowiadane przez tych samych, którzy za moich czasów cytowali ją jako jedną z najszanowniejszych we Francyi księżniczek i kobiet; jako osobą najlepszego tonu, którą najbardziej obmawiać lubiące dewotki odwiedzały, chociaż i wtenczas miała urzędowego amanta, mieszkającego w jej domu. Tego dnia, kiedy będąc jej przedstawiony szedłem za nią wraz z innymi do ogrodu, rzekła zwracając się do mnie: „proszę pana przynieść mój tyłek ; “ kiedy powtórzywszy tę prośbę ujrzała że stoję nieruchomy i zdumiały, zapytała z pewną niecierpliwością, czy nie słyszałem iż mnie prosiła abym przyniósł jej tyłek? Odpowiedziałem, że mi się zdawało iż zawsze go z sobą nosi. Litowała się nad moją nieświadomością, i wtenczas wśród głośnego śmiechu nauczono mnie, że żądała poduszki, którą wychodząc na przechadzkę przywiązywała zawsze u pasa, aby miała przy sobie ilekroć chciała usiąść. Ta nieświadomość przyczyniła się do tego żem był dobrze widziany w tym domu, nawet przez p. de Puysieulx, (żonę ministra o którym wspomniałem wyżej) mającą pretensję do złośliwości. Wszystko szło dobrze, aż do pewnego dnia, kiedy księżniczka de Charolais kwestowała na korzyść jakichś zakonnic, a znajomi mi Francuzi, drożąc się, nie chcieli żartem dawać jałmużny udając skąpych; przyszła mi właściwa chętka ich naśladować, co tak zniecierpliwiło księżniczkę, że wybuchła z całym gniewem , i odtąd znacznie straciłem łaski u niej, co doszło aż do pani Geoffrin, która na dobitkę, przez całe trzy tygodnie nie przestała mi tego wymawiać. W gniewie swoim, doszła aż do wyrzucania mi, że mam minę jak gdybym wiedział mnóstwo drobnych rzeczy, o których się cudzoziemcy zazwyczaj nie prędko dowiadują we Francji, co zresztą w początkach było przedmiotem pochwał z jej strony. Jakkolwiek te wymówki zdały mi się niesprawiedliwemi wówczas, zrozumiałem później, że w świecie takim jak paryżki, gdzie tylu ludzi przez całe życie zajmuje się niczem, wielką przywiązują cenę do wyłącznej znajomości mnóstwa drobnostek, nowych wyrażeń, pewnych historyjek, pewnych w pożyciu z ludźmi zręcznostek, które ten świat wyłączają z tłum u cudzoziemców, podnosząc w ich oczach wykwitność obyczajów francuzkich. Trzeba szanować te tajemnice, trzeba stopniami dokupywać się wtajemniczenia; dobrze jest wiedzieć to wszystko dla uniknienia niedorzeczności, ale równie jest potrzebnem zdawać się nie mieć o tem pojęcia, aby mieć zasługę pokory w oczach tych, których uznaje się za mistrzów, prosząc ich o naukę. — Cudzoziemiec występujący pierwszy raz w Paryżu, bardziej niż w każdej innej stolicy powinien udawać że się ma za niższego od niezrównanych intelligencyj jakie go zamieszkują, bo te lubią grać rolę protektorów. Kiedy król francuski przeniósł się do Fontainebleau, postrzegłem ze zdziwieniem, że w tym starym zamku, będącym tylko niekształtnym zbiorem rozmaitych budowli, po większej części gotyckich, które tam wszyscy królowie począwszy od Ludwika Świętego kolejno wznosili, dwór jeszcze okazalej wyglądał niż w Wersalu. Wszyscy książęta krwi, wszyscy ministrowie mieszkają tam zazwyczaj ze swojemi żonami, i dają obiady nie wychodząc z zamku; tworzy to więc tyleż dworów i domów oddzielnych zbliżonych do siebie, kiedy przeciwnie w Wersalu, jakkolwiek wielki tłum zbierał się tam nie raz, zdawało mi się często, że go składali ludzie wyglądający chwili powrotu do Paryża. Fontainebleau wydało mi się daleko okazalszem od Hubertsburga, z tą jedną ogromną dla mnie różnicą, że nie było tam ani hrabiny Brühl, ani Williamsa; zabawiłem też w niem zaledwo parę tygodni; przed wyjazdem swym jednak widziałem rzecz nową i dla mnie uderzającą, chociaż z natury swojej, musi ona przytrafiać się często na dworach monarchów z władzą nieograniczoną, i powtarzać się będzie póki ich stanie na ziemi. Od samego dzieciństwa karmiono wyobraźnię moją opisami wielkiego znaczenia, jakie w ciągu lat długich mieli w Petersburgu i Berlinie pp. de la Chetardye i de Valory; raz, w kącie przedpokoju ujrzałem dwóch ludzi lat podeszłych, których wszyscy mijali, i którzy dla tego zdawali się między sobą prowadzić rozmowę, że opuszczeni byli od wszystkich; zapytałem ktoby byli, i nazwano mi ich: de la Chetardye i de Valory. Zdumiony byłem i oburzony zarazem; postrzegł to człowiek rozumny i ukształcony, rodem Polak, ale służący we Francyi, Jakubowski, i przytoczył mi ustęp z Tacyta, w którym dziejopis opowiada, że Corbulon gdy wrócił do Rzymu oddawszy w krajach zagranicznych największe ojczyźnie usługi, za całą nagrodę od swego pana otrzymał zaledwo kilka słów prostego uznania i został sewientium turbae inmissus, w której go zapomniano. Rzadko (przynajmniej dotychczas) Francya do missyi zagranicznych używała ludzi należących do najpierwszych rodzin; są to zazwyczaj protegowani, faworyci; jakiekolwiek więc oddają krajowi swojemu usługi na zewnątrz, nic o nich nie wie albo mało je ceni cały tłum dworaków, których niezmordowana czynność własny jedynie interes ma zawsze na celu, i zdarza się nieraz, że Francuz który przez lat dziesięć z rzędu nie tylko zaszczytnie, ale nawet z przepychem i czasem z zuchwałością był przedstawicielem swego króla, wróciwszy, znajduje się obcym na dworze własnego swojego pana, nie znając tonu ani hasła dnia obecnego i wygląda jak upiór, tern gorzej przyjęty, im więcej ludzi na spadek po nim rachowało. Trudność przedstawienia się ludziom była mi często najlepszym dowodem różnicy zwyczajów naszych od francuzkich. Sto razy widziałem, jak przybyły do Warszawy cudzoziemiec, wprowadzony natychmiast do dworu lub do jakiegobądź domu, i wszystkim obecnym po imieniu nazwany i przedstawiony, stawał się od razu znajomym, zyskiwał prawo wejść wszędzie, i mógł być pewnym, że będzie dobrze a nawet uprzejmie przyjętym przez wszystkich, którzy go choć raz jeden takim sposobem widzieli. We Francji, ile razy słyszałem wymienione nazwisko jakiej znaczącej osoby, prosiłem, abym jej był zaprezentowany, chociażbym dowodził, że już się z nią nieraz spotykałem, to przy obiedzie to u wieczerzy, że z nią mówiłem, że zapewne wiedziała dobrze, kto jestem, zawsze mi odpowiadano: „Muszę pierwej w nieobecności pańskiej zapytać, czy ten pan albo ta pani pozwoli, abym pana do ich domu wprowadził, na co nieraz miesiące całe czekać trzeba było. Zdawało mi się, że jestem wśród duchów w otchłani, pomiędzy mnóstwem ludzi, dla których uchodziłem za nieznajomego, chociaż doskonale wiedzieli, kto jestem. Wróciwszy do P aryża, gdzie, według wyrażenia dworaków, nie było ani kota, chociaż miasto liczyło od siedmiu do ośmiu kroć sto tysięcy mieszkańców, prawda, że bez dworaków, znalazłem kilku znanych mi z Lipska Anglików, między innymi lorda North, pierwszego dzisiaj ministra, i jego brata, Dartmouth! wybrałem się z nimi dla obejrzenia wersalskiego pałacu w czasie nieobecności dworu. Nie będę niezawodnie powtarzał tu tego, co tyle razy było już drukowane i sztychowane, ale nie mogę zapomnieć, że zachwaliwszy przed Anglikami sławny obraz Lebrun, rodziny Darjusa, jako najcelniejszą ozdobę pokojów królewskich, bardzo zasmucony byłem nie znalazłszy go na dawnem miejscu. Po długich poszukiwaniach dowiedziałem się, że co trzy miesiące zmieniano obrazy na tych ścianach; prosiłem o pozwolenie oglądania ich, i z wielkim trudem dostawszy się do składu mebli, który miał zawierać to arcydzieło szkoły francuzkiej, ze zdumieniem ujrzałem wyższy odemnie stos obrazów, którego ten właśnie stanowił podstawę; malowidło dotykało podłogi. W tymże samym czasie widziałem na dziedzińcu Luwru wzniesiony trzypiętrowy dom z ciosowego kamienia, należący do prywatnego człowieka; i trzeba było oprócz intryg dworu i przedstawień wszystkich miłośników architektury, jeszcze pióra Woltera, aby go znieść, po wielu dopiero latach. Artyści i miłośnicy sztuki skarżyli się wtenczas powszechnie, że dwór francuzki mało zachęty i pomocy udzielał talentowi, ale wkrotce pani de Pompadour zaczęła się ubiegać o skuteczną nad nimi opiekę; sama śpiewała, rysowała, sztychowała. Posiadam pięćdziesiąt rycin, po większej części wykonanych jej ręką. a niektóre z nich przedstawiają kamienie, przez nią rzeźbione; zgadzają się zaś na to , że margrabia de Marigny, brat pani de Pompadour, zajmujący do 1773 r. posadę jeneralnego superintendenta budowli we Francji, otrzymał ją przed dwudziestu laty, niemniej dla rzeczywistej zasługi, jak z łaski. Chcąc, po dwóch miesiącach pobytu wr Paryżu, zdać sobie sprawę z odbieranych wrażeń, przekonałem się, że byłem niewolnikiem mnóstwa mniemanych obowiązków, wkładanych na mnie przez tak zwane najlepsze towarzystwa: że unikanie wszystkiego, coby mogło w oczach tamtego koła zwrócić na mnie podejrzenie, że znane towarzystwo złem przez nie nazywane, krępowało mnie bardzo; że gra w karty była dla mnie najsmutniejszą koniecznością wszędzie, prócz domu baronowej de Bezenval i pani Geoffrin, gdzie jak własne dziecko byłem przyjmoway; i że, ilekroć .nie grano, cały ton rozmowy niezmiernie był uciążliwym dla cudzoziemca, bo, prawie zawrsze, nie doczekawszy się odpowiedzi na pierwsze pytanie, zadawano nowe, które zazwyczaj przerywała jeszcze rzecz trzecia, najmniejszego związku z obydwoma nie m ająca; nigdy zaś nie zdarzyło mi się słyszeć, aby ktokolwiek powrócił do pierwszych słów swoich i rozpoczętego przedmiotu. Im bardziej starałem się uchwycić treść rozmowy, i sam do niej należeć, tern uporczywiej uwaga moja, wytężona ciągle, a nie zadowolniona nigdy prawie, upadając na siłach, pogrążała mnie w zdumieniu, jak ludzie, nie zdający się nigdy słuchać siebie wzajemnie, ani chcący o czemkolwiekbądź rezonować na prawdę, ani o jakimkolwiekbądź fakcie dokładnie się dowiedzieć, mogli się bawić istotnie. Przy grze najmniejszej, przy nic zgoła nie znaczącym wypadku używano takich wykrzykników, posługiwano się takiemi przymiotnikam i, że każdy, będący tego świadkiem, musiał myśleć, iż ich najmocniej dotyka lub zajmuje przedmiot, o który po kwadransie nikt już się nie troszczył zgoła. Nie zdarzyło mi się widzieć, aby ktokolwiekbądź, po dwudziestu czterech godzinach, zajmował się tem, co zaszło wigilją. Przypominałem sobie, że w krajach, które zwiedziłem pierwej, cale koterje, nieraz całe m iasta, żyły tygodnie i miesiące jakiem dowcipnein słów kiem , powiastką, wydarzeniem drobnem, i nie mogłem wy dziwić się dosyć nieprzebranemu bogactwu coraz nowych przedmiotów, jakiem i co chwila zasilały się lekkie umysły francuzkie. Codzień wieczorem wracałem znużony do domu, i czułem, że się nareszcie nudzę; zmieniło to się jednak , i kiedy po pięciu miesiącach odebrałem rozkaz udania się do Anglji, postrzegłem, że żal mi było przecie rozstawać się z Paryżem. Czemu to przypisać? ani rozmowy w salonach, ani ludzie, których zaczynałem żałować, nie zmienili się wcale; ale im poufalszym stawałem się w niektórych domach, tem mniej byłem zmuszonym grać w karty; pilnując się tego, aby zostawać w towarzystwach po wieczerzy, trałiłem nareszcie na godziny, w których cisza i spokój nocy zdawał się choć w części udzielać rozmawiającym ; rozumowano czasem ; przyzwyczaiwszy się do mnie, śmielej w obecności mojej obmawiano drugich, a im więcej okazywano mi ufności, tem bardziej sam się przywiązywałem. Przezwyciężywszy pierwsze, wstępne trudności, i zapłaciwszy haracz nudów, jakim Francuzi okładać zwykli wszystkich wędrowców (może dla tego, aby przez nich zalanymi nie byli) cudzoziemiec pozyskuje nieraz we Francji głośniejszą daleko i szerszą wziętość od ludzi miejscowych. Francuzi, przyzwyczaiwszy się mówić dobrze o jakim cudzoziemcu, gotowi są wychwalać go za najdrobniejsze rzeczy, i dziwić się, że wie coś takiego, co według ich chwilowego przekonania, albo według słów przynajmniej, przewyższa ich własne i wiadomości, chociaż nie dawno patrzyli z politowaniem na tegoż samego cudzoziem ca, i mogą znowu do dawniejszego względem niego powrócić uczucia, przy pierwszej zmianie własnego usposobienia. Zdaje mi się. iż kobiety francuzkie, pomimo całej swej pozornej lekkości, więcej mają gruntu w charakterze od mężczyzn; a że powabem ukształcenia przechodzą wszystkie inne, że stroje, mody i wszelkie wynalazki roskoszy i gustu podwajają niejako ich życie, więc nie dziw, że niepodobna prawie uniknąć czarownego ich wpływu, którem u w końcu najsurowsze ulegają dusze, i nie zapragnąć żyć w pośród narodu, serdecznego nieraz, a łatwego w pożyciu i wesołego zawsze; gdzie lud jest prawdziwie dobry, mieszczaństwo pracowite i przemyślne, i gdzie przy całej powierzchownej lekkości napotyka się mnóstwo najszanowniejszych w każdym rodzaju przykładów. Zresztą, im dłużej się żyje w Paryżu, tem więcej się tam spotyka ludzi gruntownie uczonych, we wszystkich gałęziach nauk, i celujących we wszystkich sztukach, tych ciąg nieprzerwany od wieku przeszło, napełnił ich ojczyznę wszelkiego rodzaju pomnikami, które same jedne już byłyby w stanie zająć, nauczyć i ozdobić umysł każdego cudzoziemca. Sam nawet język francuzki, którego dzisiaj uczy się każdy młodzieniec, jako świadectwa troskliwego wychowania, nadaje zwolna i niepostrzeżenie pewną wyższość, nad innemi, temu narodowi, którego jest macierzystą mową; dodać do tego należy rodzaj powinowactwa w dobrych i złych skłonnościach , jakiem u oddawna zawdzięczamy ściślejszą między Polakami i Francuzami sympatję, bardzo rzeczywistą, i którój zaprzeczyć również niepodobna, jak antypatji Francji do swoich sąsiadów. Było to i dla mnie nowym węzłem jeszcze. Balety i przedstawienia w operze, teatr francuzki i włoski często mnie także zajmowały przyjemnie. — Miałem przed niektórymi Francuzami tę jeszcze zasługę, że mi się niektóre kaw ałki dawnej opery francuzkiej podobały. Pastelista Latour, jakkolwiek w tem nie łatwy, otworzył mi swoją pracownię; księdzu Barthelemy bardzo było miłem zajęcie, z jakiem rozpatrywałem poruczony jego pieczy gabinet starożytnych i nowoczesnych medalów króla; sławny d’Alambert, jakkolwiek wielki matematyk, nie wzdrygał się przedrzeźniać przedemną w sposób najzabawniejszy komików teatru włoskiego; byłem na kilku z tych wystawnych i wykwintnych obiadów, jakie dawał prezes Henault, i do których zdawał się większą przywiązywać cenę, niż do swojego dzieła; złośliwi utrzymywali, iż słusznie tak uczynił, gdyż dzieło pisał kto inny, a trzpiotanie się jego, pomimo stanowiska i poważnego wieku, zdawało się upoważniać do tych wniosków. Muszę sobie pozwolić powiedzieć tu o nim to wszystko, bo pani Geoffrin łajała mnie bardzo, że mając lat dwadzieścia, jużem to widział. Sławny tancmistrz Marcel, mający wtenczas lat ośmdziesiąt i pedogrę, żył dawną swoją wziętością; dawał lekcje siedząc w krześle i huśtając się na niem w takt, w peruce o trzech kondygnacjach; ucząc układu rąk liczne zgromadzenie składające się kolejno ze wszystkich cudzoziemców i z najpiękniejszych pań francuskich, którym się zdawało, że nie mogą wydać się dobrze na żadnym balu, na żadnej zabawie, chociażby tylko chodzić tam miały, jeżeli ich ruchów nie ukształcił ten człowiek, w swoim rodzaju jedyny. Sześćdziesiąt lat nieprzerwanej pracy przepełniło go takiem dla swojej sztuki uszanowaniem, że kiedy raz wsparłszy się na łokciach i oczy zakrywszy wpadł w głęboką zadumę, zbudzony z niej ostrożnie, głosem wyroczni * Prezes Henault napisał parę miernych tragedij, dramat historyczny prozą, wiele drobnych wierszy, komedij i t. p., ale najsławniejszem jego dziełem było przechwalone za jego życia: Abrćgć chronologiqtie de 1’histoire de France, którego sarn ośmiu doczekał się wydań, i które tłumaczono na rozmaite języki. powiedział tylko te uroczyste słowa: Ach panowie! ileż się mieści w jednym menuecie! Pobierał sześć franków dziennie od każdego, komu pozwolił brać pod jego okiem lekcje tańca, a prócz tego przywłaszczył sobie prawo sztrofowania nieraz bardzo ostro najpiękniejszych pań, które uczyć raczył. Osobliwszy ten człowiek i rozmaitość zbierającego się u niego towarzystwa, zrobiły dom ten jednem z najciekawszych miejsc w Paryżu; widziałem tam sztywną dumę angielską musztrowaną po francuzku nie bez częstych wybuchów nieposłuszeństwa; raz trzech Anglików przyszło mnie uściskać za to, że śmiałem z panem Marcel prowadzić sprzeczkę, dowodząc mu, że mogłem, siedząc nawet z założonemi na krzyż nogami, być równie jak kto inny, gotowym do honorowej sprawy, czego on nie przypuszczał. Tam zdarzyło mi się słyszeć, jak pewna pani dowiedziawszy się, że jestem cudzoziemcem, i co gorsza, Polakiem , zawołała: „Ależ to niepodobna; to ubrane po ludzku, to ma suknie ze strzyżonego aksamitu, a widziałam ze dwudziestu Niemców noszących sukno w miejscu żałoby (bo każdy, nie będący Francuzem, jest co ipso u tych pań Niemcem, póki się nie dowiedzą zkąd jest człowiek, o którym mówią). Opowiadano mi, że przyjaciółka tejże samej pani, widząc honory, jakie robiono królowi duńskiemu w Paryżu, powiedziała z rozczuleniem: „Cóż to pocznie, jak wróci do siebie, to umrze tam z żalu i z nudy.“ Ale nie mogę opuścić Paryża, nie wspomniawszy O księciu Choiseul, który już wtenczas był znakomitością we Francji. Szpetny, postawy dosyć drobnej, znany z obmawiania kobiet, miał wielkie jednak u nich szczęście; jedna z najpiękniejszych i najbardziej wykwintnych była wtenczas do niego przywiązaną i pozostała mu wierną do śmierci; stosunkom jego z kobietami przypisywano głównie powodzenie na drodze dyplomatycznej. Mianowany był właśnie wtenczas posłem do Rzymu, a przepowiadano mu już większe jeszcze wyniesienie mówiąc: „Jest złośliwy, ale zdolny i przedsiębiorczy. Utrzymywano powszechnie, że był następcą Ludwika XV., u pani de Pompadour, od chwili kiedy ta się stała przyjaciółką tylko królewską. Przywiązanie i szacunek, jaki dla niego zachowali liczni przyjaciele, kiedy wypadł z łaski u Ludwika XV., świadczą wymownie za nim; a może zresztą i w tem była tylko moda, i łaski pań z najwyższego towarzystwa były tylko ozdobą jego upadku, jak stały się główną tegoż upadku przyczyną, pobudzając go do zbyt stanowczego wystąpienia przeciw pani du Barry. Będę miał zręczność wrócić jeszcze w tych pamiętnikach do niego; teraz już muszę pośpieszać do Anglji. Kapitan z wielkiej familji Stanhope ofiarował mi się na towarzysza podróży; przyjąłem chętnie przełożenie, i opuściliśmy Paryż w końcu Lutego 1754 r. Oś w moim powozie złamała się na piątej stacji; zmuszony zatrzymać się z tego powodu, zrobiłem, zdaje mi się, rzecz nową w swoim rodzaju. W liście do jednej pani, którą często widywałem w Paryżu, a której już nigdy nie spodziewałem się spotkać, oświadczyłem się jej, czego nigdy, będąc z nią, uczynić nie śmiałem, ale czego ona domyślała się zapewne. Nie wyobrażałem sobie, abym mógł kiedy odebrać odpowiedź; stało się jednak inaczej, bo chociaż jej adresu mojego nie dałem w Londynie, potrafiła mnie tam wytropić, a list jej był początkiem stałej przez cały rok korespondencji. Zachowałem te listy, które z przyjemnością czytałby każdy, nie znający nawet autora. Po drodze do Calais zwiedziłem Chantilly, z tą ciekawością, jaką obudzało naturalnie miejsce, wsławione pobytem wielkiego Kondeusza. Z prawdziwem zajęciem przypatrywałem się tam woskowemu popiersiu Henryka IV., którego twarz miała być odlaną z natury, ale przyznaję, że nie mało zdziwiony byłem, postrzegłszy obok inny pomnik, nie odpowiadający wcale gustowi wielkiego Kondeusza i wieku Ludwika XIV. we Francji. W jednej z galerij Chantilly można widzieć portret tego księcia w całej postawie; towarzyszy mu sława, trzymająca trąby w obu dłoniach; na chorągwi jednej z nich wypisane są, w kształcie mappy geograficznej, wszystkie miejsca, w których wielki Kondeusz bił się za Francję, na drugiej przeciwmie wszystkie, gdzie przeciw niej walczył. Z ust bohatera wychodzi napis: Oh quantum paenituit! zmierzający do drugiej chorągwi. Nie będę tu zresztą powtarzał tego, co tyle razy już wypowiedziano o nazbyt wspaniałych stajniach, zbudowanych w Chanlilli przez wnuka wielkiego Kondeusza, który był pierwszym ministrem Francji po śmierci regenta, księcia Orleańskiego, a ojcem dzisiejszego księcia Kondeusza. Przejazd nasz z Calais do Douvres trw ał dziewięć godzin, a więc był bardzo zły. Im więcej zacieśnione jest morze, tem krótsze, przy wietrze przeciwnym, są, fale i tem bardziej cierpią podróżni, zwłaszcza ci, którzy, jak ja, w najwyższym stopniu podlegli są chorobie morskiój. Nie mogłem pozbyć się jej całkiem, wysiadłszy nawet na brzeg; ale prędko radość ze znajdowania się już w Anglji i dobra woda, jakiój nie miałem w Paryżu, wróciły mi całkiem zdrowie i ruszyliśmy do Cantorbery, gdzie pierwszym człowiekiem, jakiego poznałem na ulicy wysiadłszy z pocztowego powozu, był kanonik tamecznej katedry, który, nie mówiąc nic o św. Tomaszu, od razu oświadczył się z gotowością pokazania mi popiersia Kromwella i trzęsienia ziemi wywołanego arm atnim prochem. Oba te przedstawienia nie bardzo mi się zdały harmoniczne; nie widziałem nawet drugiego dla braku czasu, słyszałem tylko, ja k służąca zajezdnego domu, sprzeczając się z pocztylionem, który nas przywiózł, utrzymywała, że nie jestem Francuzem, i niezawodnie jestem coś lepszego od Francuza, bo widelce trzym am w lewem ręku, co dla mnie było ostrzeżeniem, abym ich nigdy nie brał w prawą rękę póki będę w Anglji. Kawaler Schaub, rodem Szwajcar, a naturalizowany w Anglji, najpierwszy miał o mnie staranie w Londynie. Używanym bywał do rozmaitych misij, zwłaszcza za panowania Jerzego I . ; za Jerzego II. był rodzajem naczelnika biura francuzkiego, bez wyłącznego tytułu ; dla podeszłego wieku i zwykłej przy dworach zmienności fortuny, nie miał od pewnego czasu zajęcia. Posyłany do Polski za panowania Augusta II., zawarł tam ścisłą przyjaźń z moją rodziną, i pozostał jej wiernym do tego stopnia, że od chwili, kiedy mnie postrzegł, uważał siebie za urodzonego opiekuna mojego, a ta opieka stałaby się dla mnie jeszcze daleko użyteczniejszą, gdyby starzec był młodszym. Mało już wychodził, a w rozmowie widziałem w nim tylko tkliwego i przyjacielskiego starca, którego umysł jednak wypłacał już niestety zwykły dług zgrzybiałości, i byłbym takie o nim zachował mniemanie, gdybym raz przypadkiem nie zatrzym ał się dłużej u niego. Już była północ i zdumiałem się, słysząc jak zwięźle i treściwie tłumaczyć się zaczął, z zupełną świeżością pamięci i z ogniem, jakiego nie domyślałem się w nim dotąd; parę godzin z rzędu z największą przyjemnością mówiłem z nim o rozmaitych przedmiotach. Im bardziej byłem zadziwiony, tern troskliwiej starałem się odkryć przyczynę tej nagłej w nim zmiany. Nazajutrz, z prawdziwym smutkiem, znalazłem w nim umysł bardziej niż zwykle zgrzybiały; ale po dniach kilku, znowu o północy, wydał mi się napowrót takim promiennym, jak pierwszego razu. — Za trzecią próbą przyszedłem do wniosku, który potwierdzały wszystkie późniejsze postrzeżenia moje, że ruch i hałas, tak niezmiernego jak Londyn miasta, za nadto wpływał na organa tego starca, aby to na umysł jego oddziaływać nie miało, i że dopiero cisza nocna, wracając swobodę jego duszy, pozwalała jej otrząść się z tej mgły, jaką koło niej roztaczała zużyta już jej pochwa. Taki, ja kim był, powiedział mi od razu : Parlament tegoroczny zamyka się jutro, trzeba, żebyś mu się choć zewnątrz przypatrzył, i posłał mnie do hrabiego Sussex, który mnie do izby panów wprowadził. Wyznaję, że mocno byłem zdziwiony, znalazłszy ten przybytek, o którym tak wysokie miałem wyobrażenie, mniej pięknym i wspaniałym, a co do rozmiarów, mniejszym nawet nawet od naszej senatorskiej izby; nic za to silniejszym nie było dla mnie bodźcem do uczenia się angielskiego języka nad zupełną prawie niemożność zrozumienia tego, co w izbie lordów mówiono, chociaż czytając, rozumiałem już w połowie Szekspira. Pochodziło to ztąd, że w wymawianiu Anglicy różne zupełnie od innych europejskich narodów nadają brzmienie literom składającym ich wyrazy, a trudność podwaja się jeszcze dla cudzoziemców przez to, że w języku angielskim samogłoski inaczej się wymawiają niż we wszystkich innych. Nie mogę tutaj przemilczeć okoliczności, o której nie wspomniałbym może, jakkolwiek pochlebną była dla m nie, gdyby nie zbijała powszechnego (przynajmniej w owym czasie) zarzutu, jaki robią Anglikom, że nie są dosyć dla cudzoziemców uprzejmi. — Lord Hardwick, wielki kanclerz angielski i ówczesny mówca w izbie wyższej, pełniąc wysoki swój obowiązek, gdy postrzegł mnie zdaleka i dowiedział się kto jestem, nietylko mi się ukłonił, ale za pomocą tłumacza kazał mi powiedzieć, że rad z przybycia mego do Anglji, z prawdziwą przyjemnością widzieć mnie będzie u siebie. Zrozumiałem zaraz, żem to był winien temu, co synowie jego, hrabiemu de York, których znałem w Hollandji. powiedzieć mu o mnie musieli; przebiegając jednak myślą wszystkich znakomitych ludzi, jakich widywałem w różnych znanych mi dotąd krajach, nie mogłem znaleść ani jednego, któryby to zrobić był w stanie w chwili sprawowania wysokiego swojego urzędu. Pośpieszyłem skorzystać z tak uprzejmego zaproszenia, i byłem przyjęty z największą grzecznością, a nawet serdecznie, i przez cały czas pobytu mego w Anglji zawsze tak samo byłem traktowany. Obok znakomitych zasług sławnego kanclerza, którego żaden wyrok w ciągu ośmnastu lat urzędowania przez izbę wyższą unieważnionym nie był, dom jego miał jeszcze dla mnie wdzięk zupełnie wyłączny, z powodu prawdziwie patrjalchalnej hierarchji, jaka istniała między ojcem i jego synami, a czego nie spotykałem w żadnym prawie innym ze znajomych mi domów, bo nowożytne obyczaje zdają się z tego wyzwalać Anglików, o ile zresztą, podczas krótkiego między nimi pobytu, przekonać się mogłem. Widywałem zwykle szanownego starca otoczonego pięciu synami, z których najstarszy, zwany wtenczas mylordem Royston, uważanym był za jednego z najzdolniejszych ludzi w Anglji, i tylko przez skromność usuwał się od wszelkiej godności i urzędu. Drugiego syna kanclerza, Karola York, natenczas głównego adwokata królewskiego, opinja publiczna przeznaczała na następcę w kanclerskiej godności po ojcu. Dałem już poznać trzeciego, który dotychczas jest posłem w Holandji. Z dwóch najmłodszych jeden sposobił się do stanu duchownego, drugi jeszcze powołania dla siebie nie był obrał. Siostra ich była żoną sławnego adm irała Anson, najłagodniejszego i najbardziej towarzyskiego człowieka na świecie, któremu to jedno zarzucano tylko, że nie rad mówił o sztuce żeglarskiej i o głównych przygodach swoich. Można było z zupełną ścisłością powiedzieć, że między członkami tej jednej rodziny wszystkich się nauk nauczyć było łatwo: wojna, polityka, marynarka, prawo, ekonomja publiczna, literatura wszelkiego rodzaju, miały u nich prawo obywatelstwa, z obowiązku lub z upodobania; ścisły zaś węzeł rodzinny między dziećmi i ojcem i ich dla mnie życzliwość, czyniły z tego domu prawdziwe źródło nauki i zbudowania. Z pomiędzy wszystkich braci najbardziej jednak przywiązałem się do Karola York, który, oprócz cnót wspólnych całej rodzinie, zdał mi się jeszcze posiadać wyłączną, jemu tylko właściwą,— słodycz charakteru. Ta słodycz właśnie nigdyby nie pozwoliła przypuszczać tragicznej jego śmierci, chociaż główną i istotną była jej przyczyną. Poderżnął on sobie gardło jedynie dla tego, że nie mógł znieść myśli, iż starszy b rat jego, mylord Royston, wyszedłszy w tym razie ze zwykłego umiarkowania, zapowiedział mu, że go widywać nie będzie, odkąd przyjął z rąk Jerzego III. godność wielkiego kanclerza, ofiarowaną sobie w chwili i w sposób taki, który, według mylorda, nie zgadzał się z ich ówczesnemi we własnem stronnictwie zobowiązaniami. Bolesny ten wypadek, jakkolwiek się przytrafił w dziewiętnaście lat po wyjeździe moim z Anglji, dotyka mnie głęboko. Karol York zachował był ścisłe ze mną stosunki, a im bardziej człowiek posuwa się w lata, tern boleśniej odczuwa stratę przyjaciela, już dla tej prostej przyczyny, że z każdym rokiem coraz mniej zostaje mu nadziei, aby go nowy przyjaciel zastąpił, Ale gdyby Karol York nie był nawet tak osobiście mi drogim , czyż nie okropnie byłoby myśleć, że najlepszy z ludzi stał się z rąk własnych ofiarą wygórowanego uczucia? Czuję, że w tern opowiadaniu tak mi trudno rozstać się z tym domem, jak trudno było opuścić go w istocie, chociaż los szczęśliwy kilka innych jeszcze domów angielskich w sposób szczególny przedemną otworzył. Nazajutrz po przyjeździe moim, lady Schaul zaprezentowała mnie lady Petersham na wieczorze; w tern jeden z gości, którem u przezentowrany nie byłem, zbliżył się do mnie i rzekł: „Jesteś pan obcym tutaj i masz pewno wiele pytań do zrobienia; proszę więc z niemi obracać się do mnie; nazywam się Stanley, mam obowiązki dla pani Geoffrin za przyjęcie, jakiego od niej w Paryżu doznałem; pisała do mnie o panu, i rad będę najszczerzej, w jego osobie jej się z mojego długu wypłacać. Przychodź pan jutro do mnie na obiad, a będę miał przyjemność zapoznać go z kilku przyjaciółmi, z którymi zazwyczaj żyję.“ Był to ten sam Stanley, który najpierwszy był użytym w 1761 roku do zawarcia ostatniego między Francją i Anglją traktatu , zkąd cały zaszczyt spłynął na księcia Bedford. Pojechałem do niego i znalazłem tam między innym i: lorda Barrington, dzisiaj sekretarza stanu w departamencie wojny, lorda Strange, niejakiego Dodingtona i kilka jeszcze osób. Zaczęli od przeproszenia mnie z góry za zły (jak wyrażali się) zwyczaj, mówienia przy cudzoziemcu po angielsku, czego przy najlepszych chęciach zapewne nieraz ustrzedz się nie potrafią. Zaklinałem ich, aby właśnie, przez życzliwość dla mnie, nie mówili zgoła po francuzku, i to mnie prędzej nauczyło angielskiego języka, niż mój mistrz Hastings. Wspominam tu o nim, jak o ciekawości: człowieka tego od perowstwa Huntinglon dzieliło tylko życie dwóch ludzi. Dodington, o którym mówiłem, był najosobliwszym mieszkańcem Anglji; już sześćdziesięcioletni starzec, pokazywał się wszędzie, w zwierzyńcu, w teatrze, w parlamencie, w sukniach pokrytych haftem na wszystkich szwach; nawet ubiór jego myśliwski był o tyle wykwintny, o ile zazwyczaj bywa on skromnym u innych Anglików; powozy, liberja, wszystko u niego odwiadało ubiorowi, ale co najdziwniejsza, było to skutkiem oszczędności. Dodington odbył w swem życiu kilka missij zagranicznych, w których świetnie występować musiał, i znajdował teraz, że byłoby niedorzecznością nie znosić do ostatka tego, co raz sprawić sobie musiał; powtarzał, że, nie zważając na śmiechy głupców, równie dobrze haftowaną suknią można przykryć nagość ciała, jak surdutem lub frakiem, i tak się z tern oswoił, że wszyscy handlarze i przedsiębiorcy walk kogutów, równie dobrze jak dwór, znali od lat piętnastu jego bogatą a starą garderobę. Lubił zresztą przybierać ton papy z młodymi ludźmi, składającymi jego towarzystwo, i byleby ci znajdowali, że piękną była szkaradna sybilla, stanowiąca główną ozdobę jego galerji, złożonej z marmurów, a tak ciężkiej że tym , którzy utrzymywali, iż niewłaściwie utrzymywaną była na najwyższem piętrze, odpowiadano że najlepiej jest zostawić ją w pokoju, bo sama z czasem znajdzie sposób przeniesienia się aż na dół, byleby, powtarzam , znajdowali, że sybilla i galerja były to piękne rzeczy, mogli być najpewniejsi, że papa Dodington w doskonałym będzie humorze, i jednym z najprzyjemniejszych starych rozpustników, jakich spotkać można. Lord Strange przeciwnie, był w tem towarzystwie zupełnym Dodingtona kontrastem . Dziedzic niezmiernie bogatego hr. Derby, sam przez się bardzo dostatni, posuwał skromność ubioru nietylko do prostoty kwakra, ale prawie aż do nieochędostwa. On to mnie zaprowadził na walkę kogutów, która, będąc zupełną dla mnie nowością, wydała mi się jeszcze niezmiernie ciekawą dla tego, że wykazuje wyraźnie właściwości narodowego angielskiego charakteru. Trzeba sobie wyobrazić trzysta lub czterysta osób najrozmaitszego stanu (bo widziałem tam obok siebie księcia Cumberland i prostych tragarzy) natłoczonych do niewielkiej izby, i najgwałtowniejsze w nich namiętności, rozbudzone do najwyższego stopnia zakładami, grą zupełnie niepojętą dla cudzoziemca. Wśród nieopisanego hałasu i wrzasku, jakim te czterysta ust napełniają izbę, albo tysiącznemi sposobami za pomocą najrozmaitszych zakładów stawiąc na los całe swe mienie, albo też hucznie oświadczając się stronnikam i jednego z walczączych kogutów, zdaje mu się, że jest w pośród sabatu czarownic. Burza trwa, póki jeden z kogutów nie wyzionie ostatniego tchnienia; zdaje ci się, że dom się zawali. W chwili, gdy jeden z kogutów umiera, czego cudzoziemcy ocenić nie są w stanie, (bo zdarza się tym walecznym ptakom aż po trzy razy zmartwychwstawać) w chwili mówię, gdy jeden z kogutów rzeczywiście wyzionie ducha, zdaje się , że całe zgromadzenie z nim razem umiera; najzupełniejsza cisza następuje po burzy najstraszliwszej, a to nagłe przejście zadaje fałsz w jednej, zda mi się, Anglji, temu staremu a prawdziwemu gdzieindziej porównaniu, że lud wzruszony podobnym jest do wzburzonego morza, którego fale kołyszą się jeszcze długo po zupełnem uciszeniu się wiatrów, co burzę spowodowały. Rozruch uliczny w Anglji, w którym bierze udział z pięćdziesiąt tysięcy mieszkańców Londynu, grożąc zdaje się tronowi i państwu, kończy się zazwyczaj w chwili odczytania prawa wzbraniającego podburzających zgromadzeń; — przywódzcy umieją zazwyczaj to prawo na pamięć, ale zdaje się, że punkt honoru przywięzują do tego, aby je sobie przez jednego sędziego pokoju i jednego konstabla odczytać kazać. Zazwyczaj czekają tylko dopełnienia tej formalności, aby rozejść się cicho i hez przymusu, składając tem świadectwo uszanowania swego dla prawa. Tak samo, ponieważ prawo zwyczajowe, przestrzegane przy walkach kogutów, wymaga, aby nie odzywano się zgoła od chwili, kiedy nie ma dwóch żyjących na polu walki kogutów, Anglik więc żaden ust nie otworzy, skoro jeden z ptasich szermierzy żyć przestał. — Zdarzało mi się widzieć po kilka razy, wśród jednego posiedzenia, następujące po sobie wrzaski i cichość zupełną; rzekłbyś, że ich namiętności są zawsze na wodzy, a trwanie ich zależy od jakiejś mechanicznej sprężyny. Tenże sam lord Strange pierwszy mnie zaprowadził na przedstawienie tragedji Szekspira. Przyniosłem tam z sobą żywą pamięć wszystkich pięknych prawideł o jedności i miejscu, akcji i czasu, których ścisłe przestrzeganie daje francuzkim dramatycznym pisarzom pojęcie o ich wyższości nad Anglikami, ale przyznaję, że im więcój sztuki Szekspira poznawałem, tem mniej zacząłem wierzyć w tę mniemaną wyższość. Czułem się zajęty, ubawiony, a nieraz zbudowany prawdziwie, i wniosłem ztąd, że mogłem odnieść przyjemność a nawet i pożytek z oglądania sztuki, której akcja trwa dłużej niż dzień jeden, a scena przenosi się w różne miejsca, jeżeli tylko autor posiada gruntowną znajomość obyczajów, namiętności, błędów i cnót nawet, do jakich ludzie są zdolni; jeżeli osobom swoim każe przemawiać w sposób podnoszący w mych oczach wartość cnoty, dobroci i mądrości, a wszystko przedstawi jak najprawdopodobniej. Owóż, zdaje mi się, że szczegóły w które tak obfitują sztuki angielskie, a zwłaszcza sztuki Szekspira, szczegóły tak malujące dokładnie epokę i kraj, w którym się rzecz dzieje, większe daleko dają mi złudzenia, niż zawsze jednostajnie wzniosły a przez to samo napuszony styl tragedyi francuskich; bez złudzenia zaś nie masz przyjemności w teatrze. Ale przyjemność mówienia o Szekspirze zaniosłaby mnie zbyt daleko; wracam do mojej podróży. Czytelnik spodziewa się może, że mnie Williams dworowi angielskiemu przedstawi, alem go w Londynie nie znalazł. Znajomi moi po prostu posłali mnie do lorda marszałka dworu, aby mnie przedstawił panującemu wtenczas Jerzemu II. Ten zapytywał Williamsa gdy przybył do Anglii, sześć miesięcy przedemną, dla czego mnie z sobą nie przywiózł? i Williams odpowiedział, że pojechałem do Paryża, dla nauczenia się tam angielskiego języka przed przyjazdem do Londynu. Tak osobliwa pobudka, wprowadziła króla w dobry humor, i przyczyniła się zapewne, jak myślę do łaskawego nadzwyczaj przyjęcia jakiego mi udzielił. Pamiętam , że między innemi rzeczami wypytywał mnie szczegółowo o sprawę Ostrogską, zajmującą wtenczas wszystkich w Polsce, tem bardziej byłem tem ujęty, że nie byłem wcale pod tym względem rozpieszczony przez innych panujących, których widziałem podczas podróży mojej. Porównywając wszystko com czytał i słyszał o Jerzym II., zdaje mi się, iż słusznie powiedzieć mogę, że to był monarcha bardzo zdrowego i jasnego umysłu, oddający się sprawom państwa z pilnością należytą dla tego, kto nie ma pretensyi sam wszystko wymyślić, odkryć i zrobić. Posiadał osobistą odwagę jak wszyscy członkowie Brunświckiego domu, i chętnie mówił o wojnie; znajdował się osobiście w kilku bitwach, ale nie uchodził za biegłego jenerała; lubionym był przez ministrów i sługi, które miał długo przy sobie, chociaż hojnym nie był; mówiono nawet, że robił oszczędności na sumach, które naród w sposobie subsydyów przeznaczał dla cudzoziemców, i że co roku odsyłał z tego źródła do Hanoweru około stu tysięcy dukatów, dla powiększenia swych prywatnych kapitałów. Bardzo rozmaicie o tem mówiono, ale był to główny przedmiot zarzutów przeciw niemu, obok wyłącznej a stałej dla Hanoweru słabości, co wpływała niekiedy na polityczne nawet jego postanowienia w sposób na który Anglicy mniemali że szłusznie narzekać mogą. Jakkolwiek bądź, pozwolę tu sobie zrobić przypuszczenie, iż bez poety Pope, Jerzy II. o piętnaście lat wcześniej cieszyłby się poszanowaniem czcią i ufnością bez granic swego ludu, jakie opromieniały ostatnie lata jego panowania. Natura odmówiła mu upodobania do poezji; i zdarzało mu się wyrażać z obojętnością a nawet z pewnego rodzaju pogardą, o poetach w ogóle, w szczególności zaś o Pope, którego zresztą uważał za nieprzyjaznego swojemu rządowi, jako katolika i blizkiego przyjaciela lorda Bolingbrock i dr. Swifta, a więc przejętego największą niechęcią do hanowerskiej sukcesji. Horacy dawno powiedział: genus irritabile vatum a Pope nie zadał fałszu temu twierdzeniu starożytnego mistrza. Wziętość jego tak była wielką, że każden człowiek najwyższego nawet urodzenia, szukający sławy literackiej, każdy już uznany literat, ci nawet, którzy dowcipem tylko celować chcieli, wszycy bali się narazić Popemu i być rożnego z nim zdania, tak, że tylu prawie pochlebców i czcicieli liczył w swoim kraju, ilu Wolter we Francyi. Addisson, jedyny prawdziwie wyższego umysłu człowiek tego wieku w Anglii, który śmiał nie zawsze z Popem się zgadzać, a sam był whigiem zaciętym, dawno już nie żył, a panowanie Jerzego II. nie miało jeszcze tych świetnych zwycięztw handlowych powodzeń, które każden naród, a przedewszystkiem angielski, aż do zapału podnieść mogą; była zaś jeszcze jedna okoliczność która się przyczyniła do opóźnienia dla tego króla hołdu miłości narodowej. Jako książę Walii, był przeciwnikiem ministrów swego ojca, a rodzajem odwetu, przeciwnika swoich ministrów znalazł w starszym swym synie. Lord Carteret, późniejszy lord Grandville, lord Chesterfield, Putlency i wielu innych, najwymowniejszych i wysokie stanowisko zajmujących ludzi, sprzykszywszy sobie długie powodzenie i wziętość kawalera Roberta Walpole, uznali za dogodne dla siebie, nazywać księcia de Galles przewódzcą swego stronnictwa, a księciu temu równie jak wszystkim jego stronnikom zdawało się, że sami sobie chlubę przynoszą, oddając cześć Popemu, który do tego stopnia potrafił zaprowadzić modę krytykowania, a raczej szydzenia z Jerzego II., że trzeba było mieć wyłączną prawie odwagę albo chęć niezmyśloną zapewnienie sobie losu za pośrednictwem ministra Walpole, aby śmieć należeć do tak zwanego złego towarzystwa i oświadczyć się za stronnictwem królewskiem. Zresztą wszystko na świecie ma swoje granice; Pope umarł, książę de Galles poszedł za nim, a większa część jego stronników, jeszcze za jego życia podzieliwszy się spuścizną po Walpolu, przeszła do obozu królewskiego. Książe Cumberland, drugi syn Jerzego II., od bitwy pod Culloden był przez lat kilka prawdziwem bożyszczem Anglików. Głęboko poważany jeszcze przez wszystkich ludzi rozsądnych w czasie swojego tam pobytu, syn zawsze szanujący ojca i najtkliwiej do niego przywiązany, przyczyniał się też bardzo wtenczas do utrwalenia w sercach ogólnego dlań poważania. — Jerzy II. stracił był wtenczas Pelhama, Lorda wielkiego podskarbiego; zastąpił go na tym urzędzie, dającym w Anglii tytuł pierwszego ministra, brat starszy, książę Newcastle. Człowiek ten, prawdziwie ciekawy, jako dziwaczne i nieraz komiczne nawet połączenie kilku różnorodnych własności i przymiotów, sprawował swój urząd z takąż przewagą i władzą, jak niegdyś kawaler Walpole, mniej jednak od niego był nienawidzonym, bo nie pozwolił sobie jak on powiedzieć, że ma taryfę uczciwości wszystkich Anglików; dowcip, który tern bardziej Walpola kosztował, że miał on zręczność dowieść nieraz, jak nizko ceni współczesnych, nie wahając się otwarcie używać przekupstwa, głównej, i prawie jedynej sprężyny jego administracji. Walpole, w niskim urodzony stanie, doszedł do władzy, i synom zakupił parostwa, obok dóbr większych od tych które odziedziczył po ojcu. Książe Newcastle objął urzędowanie z 25,000 funtów szterlingów rocznego dochodu; opuścił je, mając ich tylko dziewiętnaście tysięcy. Walpole był zawsze spokojnym i pogodnym, wyższym nad wypadki i nad szyderstwa których mu nie szczędzono w oczy, a któremi pogardzał zwykle, nie racząc nawet na nie odpowiadać. Kuchy, mowa, cały nareszcie sposób znajdowania się księcia Newcastle zdradzały niepokój i pośpiech; mówiono o nim, że zazwyczaj biegał przez cały dzień szukając rzeczy zapomnianój w poranku. Zdarzało mu się, na posłuchaniach i przyjęciach publicznych, chwytać za rękę człowieka, do którego zdawało mu się, ż e rn a interes, ciągnąć go za sobą przez całą godzinę kiedy obchodził zgromadzonych i z pięciudziesięciu innemi osobami zawiązywał rozmowę, chwytać znowu tak samo drugiego, i później ze zdziwieniem odpychać ich od siebie, postrzegszy się, że zupełnie nie pamiętał coby im miał powiedzieć. — Podobne rozmaitego rodzaju roztargienia i bąki szły jedne za drugiemi; tłumaczył się, wymawiał, oświadczał się z usługami, powtarzał oklepane frazesa popularne które mu zostały w pamięci z lat młodych, kiedy jak sam przyznawał, najgorętszćm jego pragnieniem było aby go motłoch (snob) wyborczy postawił na swojem czele. Wymownym wcale nie był; i zdawało się, że nie może ze ścistością żadną zająć się sprawą, tak zawsze wyrażał się niejasno i prędko; ale na odwrót, listy jego w interesach (a pisał ich bardzo wiele własną ręką) mogłyby służyć za wzór ścisłości i lakonizmu nawet, przy czem zwięzłość stylu nie ujmowała nic treści; widziałem ich kilka. Nie lubił ludzi obfitych w koncepta i dowcipne słówka, bo nie miał odpowiedzi łatwych; i cierpiał bardzo nad ostremi i często niesprawiedliwemi zarzutami, na jakie każdy minister angielski, już jakby z urzędu jest wystawiony. Zdawało się, że ciągle obawiał się stracić swój urząd i wziętość swoją w narodzie i u k ró la, który z upodobania i dla zdolności przekładałby nad niego lorda Carteret, ale musiał zatrzymać księcia Newcastle, bo najgorliwsi whigowie uważali go jednak za właściwego przywódzcę stronnictwa. Zresztą, w czasie mojego w Anglii pobytu, nie zaszła tam żadna z tych scen burzliwych, które rząd niepokoją a dla cudzoziemców stają się przedmiotem najżywszej ciekawości. Nie było wtenczas żadnej prawie opozycji, tak, że bez przeszkody byłem świadkiem wyborów w Westmunster, chociaż poszedłem tam jeden, bez żadnego Anglika. Byłem nawet serdecznie uściskany przez przekupkę ostryg, która mnie wymieniła nazwiska Crossa i Cornwallia, dwóch kandydatów dnia tego, którym razem z tą, panią wszelkiego życzyłem powodzenia. Nazywam ją tak, za przykładem jednego z jej towarzyszy, który porządnie potraktował pięścią stojącego przed nią kolegę, mówiąc: it is a Scoundrel's behaviour, to stand befor the Ladies. Anglia używała wtenczas najzupełniejszego pokoju, zaledwo wspominano o drobnych sprzeczkach między francuskimi i angielskimi osadnikami w Ameryce, i uważano je jako nic nieznaczące wypadki, nieuniknione nawet na granicach tak od metropolii odległych. Do tego stopnia nie myślano o wojnie, że nieraz słyszałem ludzi rozsądnych, przepowiadających to, co się w istocie po trzech latach ziściło, a mianowicie, że duch kupiecki tak opanował większą część wojskowych marynarzy angielskich, rząd zaś tak mało zwracał uwagi na wszystko co się do uzbrojenia odnosiło, że początki pierwszej wojny, jaka Anglią spotka, będą dla niój nieszczęśliwe, i że potrzeba będzie hańby kilku klęsk następujących po sobie, aby rozbudzić na nowo uczucie dumy narodowej i rządowi podać bodźca i siły. Siła ta w istocie znalazła się w nim nazewnątrz, dopiero wtenczas, kiedy Jerzy II., na prośbę samego księcia Newcastle, przezwyciężył wstręt osobisty, jaki żywił zawsze do Pitta, ostatniego już wówczas członka sławnej opozycji, która zaniepokoiła pierwsze lata jego panowania; pozyskanie bowiem dla rządu obszernych jego zdolności i szerokiego wpływu w narodzie, uważano wówczas za rzecz niezbędną. Widziałem Pitta, ale powiem o nim, jak Pope za Juwenalem mówił o Drydenie Virgilium vidi tantum. Nie miałem nigdy zręczności rozmówienia się z nim; obraz jednak jego powierzchowności jest miłćm dla mnie wspomnieniem; wysokiego wzrostu, chudy, ma postać orła, a kilku podróżnych, którzy oglądali rozmaite popiersia Juliusza Cezara, mówiło mi, że jest do nich podobny. Dostrzegłem już wtenczas, że rząd, a przynajmniej ministerstwo próbowało zbliżyć się do Pitta, dla zjednania go sobie, za pośrednictwem tego Karola York, o którym wspomniałem wyżej, podczas podróży, jaką z nim w głąb Anglii odbyłem, gdzieśmy Pitta spotkali. Podróży tej winien jestem oprócz uczucia zaspokojonej. ciekawości w Bath, Wilton, Oxfordzie, Stone Hinge i wielu innych miejscach, jeszcze poznanie kiku znakomitych ludzi. Około Bath (którego dzisiejsza piękność zaledwo jeszcze była w zarodku) byłem w domu p. Allen, o którym Pope w dziełach swoich wspomina i którego córka była żoną doktora Warburton. Blizkie jego dawniej z poetą stosunki i zapał z jakim mówił o nim , zbliżały mnie niejako do tego sławnego człowieka; wrażenie zaś jakie na mnie robiło wszystko com słyszał o nim w domu, gdzie Pope mieszkał tak długo, gdzie każdy sprzęt domowy przypominał go niejako, dało mi poczuć, jakim sposobem ustne podania przechowywały historję wieków pierwotnych. Kawaler (później lord) Lytleton, przyjął mnie z wyłączną uprzejmością, którą okazywał mi później od czasu do czasu, aż do końca życia. — Był on, oprócz dzieł innych, autorem listów o Troglodytach. W Stow znalazłem lorda Temple, dzisiejszego właściciela tego miejsca, i jego dwóch braci Granvillów, z których jeden został późnej pierwszym lordem wydziału skarbowego. Lord Temple pokazał mi, wśród rozległych swoich ogrodów, świątynię przyjaźni, w której teść jego, ś. p. lord Cobham, twórca 1 założyciel ogrodów i gmachów tamecznych, umieścił popiersie księcia Walji, syna Jerzego II., i wszystkich znakomitości, które, pod jego opieką i zwierzchnictwem, wypowiedziały wojnę Walpolowi i w końcu go wywróciły. W dodatku opowiedział mi anegdotę, że ktoś, widząc większą część tych znakomitości a nareszcie i samego Lorda Cobham, odbiegającego stronnictwa księcia Walji dla królewskiego obozu, zapytał go, komu odda klucz od tej świątyni dla strzeżenia opuszczonego od wszystkich książęcia? Dom i ogrody w Stow, najrozleglejsze, jakie człowiek prywatny posiadał w Anglji, tem bardziej moją na siebie zwróciły uwagę, że w tóm miejscu najpierwej wprowadzonem zostało ogrodnictwo chińskie. Gust ten za moich czasów udoskonalonym jeszcze został w innych rezydencjach wiejskich; ale zawsze zapatrywano się jeszcze z uszanowaniem na Stow, będące kolebką nowego gustu, dla którego okrzyczanemi zostały wszystkie smutne cisy i wszystkie holenderskie zabawki i cacka wprowadzone do Anglji przez Jerzego III. Nowy ten gust, zależący głównie na tworzeniu sztucznych krajobrazów w miejscu, które ozdobić chcemy, stał się rodzajem sekty, odznaczającej się właściwą wszystkim sektom żarliwością i gwałtowną odrazą do starej teorji. Raz albo dwa zaledwo ośmieliłem się napomknąć, że szkoda jednak zarzucać całkiem linję prostą w ulicach ogrodowych i stawach i postrzegłem, że mi to groziło utratą względów, jakich dość powszechnie używałem, — dzięki przyjaźni Karola York, który mnie tam wprowadził, i szczeremu usposobieniu mojemu do kochania i poważania Anglików, ich upodobań i sposobu życia; co mnie nie przeszkadzało jednak nie zgadzać się w wielu rzeczach z ich sposobem widzenia i czucia. Sposób wychowywania u nich młodzieży uderzył mnie najbardziej; wbrew zasadom przyjętym wszędzie, gdzie się dobrem wychowaniem dzieci szczycą, punkt honoru jest zupełnie zaniedbanym środkiem w szkołach angielskich; rózga i jedna rózga, szeroko zastosowana, zdaje się zastępować tam wszystko, a broniąc systematu, Anglicy odwołują się do jego skutków stwierdzonych doświadczeniem. Niemasz narodu dzisiaj, w którymby tak wielka ilość ludzi rozumiała i nosiła w pamięci klassyków łacińskich, a nawet kilku greckich; ale też nauczyciele w tych szkołach zdają się mieć przekonanie, iż niczego nadto uczyć nie są obowiązani. — Od chwili gdy się lekcja kończy, dzieci zdają się być wyrobnikami, którzy, dzienną robotę ukończywszy, samym sobie są zostawieni; robią wszystko, co się im podoba, i tak się zgoła o to nie troszczą, aby ich nauczyć tego, co gdzieindziej nazywają dobrem obejściem się, manierą, że zupełnie przyjętą jest rzeczą, iż student angielski nie kłania się nikomu, nie wstaje przed nikim, nikomu zgoła żadnej nie okazuje grzeczności. W domach rodzicielskich widzieć często można l0cio i 12to letnich chłopców tarzających się po stołach i kanapach w pośród zgromadzonego towarzystwa, kładnących nogi na kolanach u gości, nie odpowiadających na ich zapytania, a rodzice z pewnem upodobaniem odzywają się wtenczas: tis a true rough School Bog. Słyszałem Anglików utrzymujących, że krępując dzieci prawidłami grzeczności, przyjętemi dla nich w innych krajach, pozbawia się je wybitnych cech indywidualnych i sprowadza się niepowetowana strata oryginalności, Prawda, że ta oryginalność, przynajmniej pozorna, spotyka się częściej w Anglji niż gdzieindziej; spodziewam się ząś dalej wytłumaczyć, dla czego ją nazywam pozorną. W piętnastu mniej więcej latach zwykli studenci angielscy przechodzić ze szkół do uniwersytetów w Oxfordzie lub w Cambridge, gdzie mają się uczyć historji, prawa, matematyki, filozofji i nawet teologji. Zdaje mi się jednak , że Anglicy mnie nie zaprzeczą, kiedy powiem, że, pomimo wielkiej wartości nauczycieli, zaledwo dziesiąta część uczniów uczy się czegokolwiekbądź, tak wielkiej używają tam oni wolności. Kiedy nareszcie dojdą lat 18tu , a nieraz i wcześniej jeszcze, zwyczajem jest, aby podróżowali; i nie mało zdziwiony byłem , widząc, jak w tym narodzie, który uchodzi za rozważniejszy od innych, mało zwracają uwagi na wybór mentora dla młodego podróżnika (jeżeli go jeszcze wybierają, co nie zawsze się zdarza). Puszczają się więc w drogę z głową strojną w dobrą łacinę, i kilku klassyków angielskich, przekonani, że rząd, ziemia, obyczaje, upodobania, jednem słowem wszystko a wszystko lepsze i doskonalsze jest w Anglji, niżeli gdziekolwiekbądź. Tak ukształceni, a pełni pogardy dla narodów, które zwiedzić mają, z wielkiem zdziwieniem postrzegają od razu, że wszędzie, gdzie się zjawią, biorą ich za dzikich, nie umiejących nawet ukłonić się, ani wejść albo wyjść z pokoju, jak inni ludzie, i że pogardzając błahemi ćwiczeniami francuzkimi, i nie znając zazwyczaj żadnego języka, prócz angielskiego, stają się prawdziwym ciężarem dla tych, do których przychodzą, a więc i dla samych siebie. Obdarzeni najczęściej zdolnościami umysłowemi a dumni, silniej od innych czują to upokorzenie, które dwa u nich wywołuje skutki: dobry i zły; z nudy oddają się prawie wszyscy grze i rozpuście ; znużeni znowu rozpustą, uciekają się do czytania, i nabywają w końcu większej lub mniejszej znajomości jakiegokolwiek języka. — To czytanie książek u nich nie ulega zazwyczaj żadnej powszechnie przyjętej metodzie; stają się nieraz (jeżeli tego wyrażenia użyć się tu godzi) dziwacznie uczonymi w niektórych przedmiotach, na jakie przy najzupełniejszej swobodzie wyobrażeń i postępków swoich, najpierwej natrafili, zachowując zupełnie grubą nieświadomość rzeczy najpospoliciej i najpowszechniej znanych. Niektórzy nareszcie, ale ci są bardzo nieliczni, starają się o tak zwane piękne maniery, i wpadają w dziwactwa chełpliwości i przesady, a raz nabywszy tej skłonności, prześcigają w tern najbardziej z tego względu okrzyczane narody, bo duma angielska i tutaj każe im domagać się pierwszeństwa. Z pierwszego zagranicznego miasta, w którem się nieco pozbyli pierwotnej swej skorupy, udają się zazwyczaj do Włoch albo do Wiednia; — znaczne ich wydatki zapewniają im najczęściej dobre w pierwszym z tych krajów przyjęcie. — Obowiązki wdzięczności, jakie Austrja miała dla narodu angielskiego, i nięchęć, jaką Niemcy przez wieki całe żywili ku Francji, zrobiły także z Wiednia ulubione miejsce pobytu dla Anglików. — Powodzenie zachęca i rozwija, pierwej nim psuć zacznie; dla tego nieraz się zdarza, że młodzi Anglicy, których się przed rokiem spotykało w podróży jako ludzi z drugiej półkuli, zadziwiają po roku uprzejmością swoją i pewnością siebie w towarzystwach; ale też trzeba nie zapominać, że wyjeżdżając od siebie, mają zazwyczaj pewną podstawę literackiego wykształcenia, że w ogólności są zdolni, i że wstyd pierwszego wystąpienia wśród obcych, zmusza ich do nabywania wiadomości. Wprawdzie, dodać jezcze do tego należy, że polityczne znaczenie ich narodu i sława istotnie znakomitych ludzi, jakich posiadają, a nawet osobista ich dziwaczność, przyczynia się do usposobienia umysłów na ich korzyść w wielu krajach ; dosyć, że, dzięki temu wszystkiemu, większa część tej młodzieży powiedziała sobie w racając: „Tacy. jakim i jesteśmy, i robiąc to tylko, co się nam samym podobało, potrafiliśmy jednak jako tako odbyć naszą podróż, a to utwierdziło ich jeszcze w wygodnem nawyknieniu być nie takimi jak wszyscy, ale każdy po swojemu. Wróciwszy nareszcie do siebie z pojęciami i świeżem nawyknieniem nieograniczonej swobody, używają ich często przeciw własnemu dworowi, a im są bogatsi sami przez się, tem dłużej trwają w tej opozycji, jednającej im zawsze u ogółu pewną wziętość, pochlebiającą ich miłości własnej. Znajdując w obu izbach i we wszystkich biurach ludzi głęboko znających politykę, praw o, historią i inne nauki, czują, że nieby przy nich znaczyć nie mogli, gdyby pracą nie starali się im dorównać, a przynajmniej zbliżyć się do nich, i to ich zmusza do powiększania jeszcze zasobu wiadomości. Nie mówię o rodzaju ich wymowy; przedmiot ten wymagałby osobnego traktatu, i zająć się nim tutaj nie mogę. Wracam do tego, że póki ci młodzi republikanie trw ają w tej roli patriotycznej albo uchodzącej za patrjotyczną, wielbiciele tych true rough School Boys chwalą się ze swego systematu wychowania, ale nie łatwo zdobyć się mogą na odpowiedź, kiedy się ich zapyta, dla czego tylu z pomiędzy tych samych Anglików, na pozór tak oryginalnych i między sobą różnych, zgadza się zupełnie na jedno, utrzymując: „Rzeczpospolita jest piękną zaprawdę rzeczą, ale chodzi mi przedewszystkiem o to , abym w niej był umieszczony jak najdogodniej dla mnie; oryginalność moja, której pozbywać się wcale nie myślę, dała mi gusta dziwaczne i kosztowne, potrzebuję więc środków, aby im zadość uczynić; posługuję się więc temi, które są pod ręką; — popularność da mi znaczenie i zrobi potrzebnym dworowi; czerniąc go długo słusznie i niesłusznie, zmuszę do tego, że mnie w. końcu kupi, a wtenczas żartować sobie będę z bałwana popularności, przed którym zdawałem się palić kadzidła; bo nie jestem do tego stopnia prostakiem, za nadto samoistnie nauczyłem się myśleć i otrząsłein się z przesądów, abym się czuł obowiązanym stosować do oklepanych frazesów o obowiązkach, jakie znajdują się w starych książkach; primo miki, oto godło nasze.“ Zapytuję tych, którzy w 15 i 20 lat po mnie zwiedzali Anglją, czy nie słyszeli mnóstwa Anglików wyznających publicznie takie zasady? I zkądże pochodzi to sobkowstwo powszechne? co je tak rozwinęło, jeżeli nie ten systemat wychowania, który zamiast kierowania młodymi ludźmi i powściągania ich namiętności, zdaje się mówić każdemu z nich: „Każdy dla siebie, a Pan Bóg za wszystkich; dojdź sobie do celu jak chcesz. Mogą mnie zarzucić, że zbyt pobieżnem i niesprawiedliwem byłoby przypisywanie tak wielkiej wagi następstw, rzeczy tak drobnej, jak zaniechanie tego, co nazywamy manierami. — Powiedzą, że jeżeli brak ich w Anglji, to znowu w żadnym kraju nie mówią tyle o dobroduszności (goodnature) i tak jej często nie dowodzą w życiu. Odpowiem na to, że ponieważ złe każde zwolna się rozszerza, więc i dziecko przyzwyczajone nie czuć się obowiązanem do żadnych względów, do żadnej dla nikogo grzeczności, a powodując się w postępkach moich, tylko własną wolą albo grozą rózgi, która dla niego wyobraża jakby ślepe przeznaczenie, takie dziecko, powiadam, musi koniecznie bardziej niż każde inne nabrać nałogu kierowania się własnym tylko interesem. — Zarzucą mi, że w takim razie Anglja już dawno powinnaby być sprzedaną i zgubioną. — Na to odpowiedzieć można, że życie państw dłuższem jest od życia pojedynczych osób; ale rozważmy jeszcze, czy ten szczyt potęgi, do jakiego Anglja była doszła przed 12tu laty, nie sprowadził za sobą zbyt nagłego i dotkliwego upadku, abyśmy jakiej radykalnej nie mieli w tem upatrywać przyczyny? — Powiedzą mi jeszcze: Gdyby Pitt pozostał na czele ministerstwa, Anglja nie przestałaby dotąd być pierwszem mocarstwem w Europie — na co ośmielę się odrzec, że gdyby Pitt mniejszym był egoistą, pozostałby dotychczas u steru ministerstwa, a nawet ustąpiwszy z niego, nie byłby do tego stopnia rozgorączkował umysłów, rozjątrzył osadników amerykańskich, i rząd nie znalazłby się w smutnej konieczności okazać się albo zbyt pobłażliwym, co, uchodząc * Pisałem to w 1775 roku. Przyp. Króla. za słabość, mogło przynieść ujmę jego prawom, albo też zbyt surowym, co zawsze ściągnąć może zarzut okrucieństwa, tem zgubniejszy, kiedy idzie o krew własnych współobywateli. — Ale Pitt jestże całym narodem ? — Nie zapewne, ale też właśnie dla tego, że on całym narodem nie jest, że dawne cnoty narodowe i następstwa wielkich historycznych wypadków zachowały jeszcze wpływ jakiś na ten naród, jak zaszczepione w dzieciństwie religijne zasady wstrzymują czasem rozpustnika w podeszłych jego latach, dla tego powiadam i dzięki danemu w początkach popędowi, machina ta idzie jeszcze. Daleki jestem od tego, abym utrzym yw ał, że już naprawić się nie da; może być nawet, że to co wielu Anglików uważa za dowód zepsucia, posłuży właśnie do jej ulepszenia. Przed dwudziestu latam i, na czterdzieści kobiet w Anglii, zaledwo jedna raczyła mówić p ofrancuzku; wszystkie w ogólności, nie wyłączając nawet rudych, nie używ ały pudru, nie utrzymywały starannie zębów; całe ich obejście i strój zupełnie były przeciwne francuzkim. Dzisiaj, nie tylko pod wszystkiemi temi względami zbliżyły się one bardzo do swoich sąsiadek, ale nawret ogromną zaprowadziły zmianę w sposobie znajdowania się Angielek. Surowi przestrzegacze dawnych zwyczajów w tym kraju, widzą w tem tylko zbliżenie się do wyobrażeń monarchicznych; co do m nie, pozwalam sobie mniemać, że oba te narody, odwiedzając siebie częściej niż dotąd, oddadzą sobie nawzajem nie małe usługi: Francuzi nauczą się więcej myśleć i stracą nieco ze swojej lekkości; Anglicy zaś, myśląc że tylko przez ustępstwo dla swoich kobiet przejmują w części obejście francuzkie, może stopniami naprawić zdołają niedostatki swego narodowego wychowania, które zostawiając im zrazu za nadto wiele swobody, oddaje ich później skutkiem rozmaitych przyczyn, w zupełną od własnych namiętności zależność. Mówiąc o ich wychowaniu, nie mogę się wstrzymać abym nie powiedział słów kilku o tem , jak się tam wychowuje niezmiernie ważna w tym kraju klassa, to jest majtkowie. Patrząc na nich, zdaje się że założono sobie wypróbować, z jak małym ostatecznie zasobem pojęć i wyobrażeń, może istota ludzka żyć i działać. W ogólności służba ich rozpoczyna się od lat najrańszych, a tak im mało mówią o Bogu i o djable, że można słusznie za zupełnie prawdziwą uważać tę historyjkę o kapelanie okrętowym , który każąc do swoich owieczek, nie znajdował lepszego środka wstrzymania ich od wyłamywania się z pod prawda moralnego, jak uręczając, że pójdą do piekła a to tak niezawodnie, jak niezawodnem jest, że trzyma w swoim ręku tylko co złowioną muchę, a gdy roztworzywszy tę rękę, muchy w niej nie znalazł, pozwolił im myśleć o tem wszystkiem co zechcą. Ten brak idei zdaje mi się być główną przyczyną odwagi jaką odznaczają się majtkowie angielscy; nie zaprzątając się zgoła tem, co ich czeka w przyszłem życiu, w obecnem zajęci tą tylko uniknieniem tego, co za największą poczytują plagę; taką stanowią dla nich bardzo surowe kary cielesne, jakim ulegają za najmniejsze przekroczenia lub niedbałość w służbie morskiej; przez wychowanie i nawyknienie tak oswajają się z tern co przywykliśmy nazywać niebezpieczeństwem, że tracą zupełnie a raczej nie znają zgoła uczucia fizycznego strachu. Wieczną ich wesołość przypisują temu, że skoro służby swej dopełnili, żadna już troska ich nie zaprzątą. Żywność mają sobie zapewnioną, równie jak wszystkie potrzeby; jedyna którój zaspakajać; nie mogą na okrętach dla braku kobiet, znajduje zadowolnienie w domach ad hoc, któremi się rząd dla tego opiekuje. Wysiadłszy na brzeg, zostawiają tam zazwyczaj całą swą pensyą, która wypłacaną im bywa na lądzie, za cały czas kampanii lub podróży, a zrobiwszy ten wydatek, znajdują się znowu w niedostatku i gotowi zaciągnąć się do służby na powrót. Ponieważ ani wychowanie, ani życie samo, nie oswoiło ich z niczem co się do żeglarstwa nie odnosi, więc ile razy znajdują się na lądzie, postępki ich tak są oryginalne i nawet komiczne, że nie czyniąc im krzywdy, zdaje się nieraz, że jedną tylko mową od małp się różnią. Zwinni, zręczni i zawsze weseli jak te zwierzęta, których złośliwości nie mają jednak, zdają się nieraz w żądaniach swoich być tak kapryśni jak one, a przynajmniej kierują się w nich, chociaż często zupełnie niedorzeczy, pojęciami zaczerpniętemi w okrętowem rzemiośle. Widziano ich często siadających na konia z tyłu, a kiedy ten się potknął, przywiązujących mu kamień do ogona, aby, jak wyrażają się, zachować równowagę między przodem i tyłem. Jeżeli się zdarzy żenie zostawią wszystkich swych pieniędzy u kobiet, oddają resztę pierwszemu lepszemu, który ich o nie poprosi. Żadna troska o jutro ich nie zaprząta, żadne pojęcie przyzwoitości nie krępuje. Jest to szczególniejszy rodzaj ludzi, rządzący się przez całe życie jednem tylko uczuciem; bojaźnią kary cielesnej, która nie robi z nich ani tchórzów, ani ludzi ponurych i smutnych. Zdarza się nieraz, że majtek odbywszy swoje cztery godziny służby, kładnie się najspokojniej używając swego prawa, w chwili gdy burza się zrywa, i woda zaczyna wciskać się do statku; mówi, że ocalenie okrętu teraz do innego należy; chyba że kapitan użyje swojej władzy; ale wtenczas lęka się on kary a nie śmierci, bo tak wychowanym został. Możnaby powiedzieć, że coś podobnego daje się postrzegać w wojsku lądowćm niektórych mocarstw, wszakże nic nie dorównywa sile tej szkoły morskiej, która wprawdzie ma tę nad innemi wyższość, że od lat najmłodszych rozpoczyna kształcenie wychowańców swoich. Anglicy używają wolności na swojej wyspie, to prawda; ależ za to nie masz nigdzie tak despotycznej władzy, tak zupełnego posłuszeństwa, jak na okrętach’ wojennych. Nie mogę opuścić Anglii, nie wspomniawszy jeszcze dwóch ludzi wtenczas znaczących, a których pamięć przechowa się jeszcze zapewne czas jakiś. Po tem, co dr. Mathy, sekretarz towarzystwa królewskiego, powiedział niedawno w dziele swein, o życiu i charakterze lorda Chesterfield, nie miałbym nic prawie do dodania, gdyby nie był opuścił kilku wyłącznych właściwości tego sławnego człowieka, które utwierdziły mnie w przekonaniu, że Anglik gdy nabierze jakiego dziwactwa albo nałogu, zachodzi w tóm zawsze bez porównania dalej, niż ludzie innych narodów. Lord Chesterfield mówił po francusku daleko czystszym i wykwitniejszym językiem niż wszyscy znajomi mi Anglicy w czasie kiedy duch i ton antigallikański posuwano tam bez porównania dalej niż dzisiaj ale tak lubił chwalić się tym talentem, że utrzymywał umyślnie korespondenta w Paryżu, którego obowiązek zależał na przesyłaniu mu wszystkich wyrażeń, wszystkich nowych frazesów, jakie moda tworzyła tam kolejno. Nic nie miał pilniejszego, widząc mnie poraz pierwszy, nad umieszczenie w rozmowie swojej tych wyrazów, że zapewne dziś rano widziałem w zwierzyńcu St. Jameus nie tylko beauconp de Poiłous, main aussi beaucoup de gens comme il faut, en habit de Coquins. Otóż, ponieważ moda w Paryżu tyle prawie wyrażeń niszczy, ile ich samych codziennie tworzy, więc może przyszły jaki filolog, któremu wpadnie do rąk mój rękopism, wdzięcznym mi będzie, że dzięki moim staraniom, ujrzy się w możności wzbogacenia słowniczka obsoletorum, mistycznem znaczeniem trzech wyżój podkreślonych wyrażeń. Wyraz poilou u myśliwych oznacza psa rudawej szerści, ale modni dowcipnisie oznaczali nim ludzi nizkiego pochodzenia, dla odróżnienia ich od tak zwanych osób comme il faut, należących zawsze do szlachty, a przynajmniej wyróżniających się między innymi w swej sferze. Wszyscy ci ludzie comme il faut już byli przyjęli zwyczaj angielski przechadzania się rano piechotą po ulicach, ale jeszcze sukien swych nie nazywali frakami, chociaż ich już używali: suknia tego kroju w 1754 roku nazywała się un habit de coquin, i otóż z jaką głęboką wiadomością popisał się przedemną lord Chesterfield. Miał jeszcze drugiego dziwacznego zajączka; utrzymywał, że organ wzroku tak miał różny od innych ludzi, że pewnego razu chwalił przedemną wykwintność mojego zielonego fraka, kiedy ten był brunatnego koloru. W obcowaniu z nim dostrzegano zaraz pewnej w mowie przesady, od której nawet pisma jego nie zawsze są wolne. Pomimo to jednak, chociaż istotnie bardzo był głuchym, zawsze z prawdziwą przyjemnością można było korzystać z jego rozmowy, bo miał wiele dowcipu i nauki, obok wielkiej znajomości świata nabytej w podróżach i na wysokich urzędach, jakie w swym kraju zajmował. Był jednym z mówców stronnictwa przeciwnego Walpolowi, ale nigdy nie odzywał się ex tempore; mowy jego były zawsze przygotowane zawczasu, i odzywano się o nim, że jego wymowa była kapitałem nie w brzęczącej monecie, ale w papierach. His oratory is not ready money, but in bills. Współczesny jemu lord Grandville, (dawniej Carteret) był wtenczas prezesem rady w gabinecie; nie mówił tak chętnie po francuzku jak Chesterfield, ale za to namiętnie lubił język hiszpański a szczególniej Donkichota, którego własnym kosztem wspaniale wydał. Należał także do najzaciętszych przeciwników Walpola, a jednak potrafił do tego stopnia zaskarbić sobie względy Jerzego II. , że ten kilka razy chciał go postawić na czele gabinetu, tylko że nigdy utrzymać się tam długo nie umiał. Był whigiem, ale ogół whigów nie miał w nim ufności, chociaż mu znakomite przypisywano zdolności, a dochodziło to do takiego stopnia, że kiedy w 1745 r. król uparł się i zrobił go ministrem na miejscu księcia Newcastle, stu czterdziestu kilku whigów, zajmujących najważniejsze stanowiska, podało się zaraz do dymisji. Lord Carteret musiał powiedzieć królowi: „Niech W. Królewska Mość złoży mnie z urzędu, bo widzę, że nie będę mógł jej służyć; będę miał większość przeciw sobie w parlamencie i król musiał przychylić się do tej prośby, we dwa dni po nominacji lorda Grandville, tak że złośliwi wydali w formie in folio, książeczkę pod tytułem Historji ministerstwa lorda Grandville, której dwieście przeszło stronnic drukowanych wielkiemi na cal czcionkami, zawierało dwa tylko artykuły gazety, jeden donoszący o jego naznaczeniu, a drugi o dymisji. W Czerwcu 1754 roku odebrałem rozkaz powrotu do Polski. Przybyłem bardzo szczęśliwie z Harwich do Holvoet Sluys w czternaście godzin, ale nigdy jeszcze nie doznawałem takiego niepokoju, takiego ściśnienia serca, jak zbliżając się do Hagi. Nie tracąc ani na wino, ani na karty, ani też na kobiety, nie popełniwszy żadnego z tak zwanych szaleństw młodości, do tego stopnia byłem wyszastał wszystkie pieniądze dane mi na podróż przez rodzinę, że razem z młodym oficerem gwardji, Cieńskim, który mi towarzyszył i całą moją służbą, nie miałem ani złamanego szeląga, po opłaceniu koni na ostatniej poczcie. Drżałem, aby jaki przypadek nie zmusił mnie do przyznania się, żem był bez grosza, co wszędzie jest nieprzyjemne, ale w Holandji staje się okropniejszem niż gdzie indziej, z powodu wrodzonej chciwości, przebiegłości w szalbierstwie i zuchwalstwa niższych warstw tego narodu, co na mnóstwo krzywd i obelg wystawia tam najbogatszych nieraz cudzoziemców. Zaledwom wysiadł, kazałem prosić Kauderbacha, aby przyszedł do mnie. Byłem mu oddał usługę podczas uprzedniego spotkania, teraz jego prosiłem o pomoc; w godzinę przyniósł mi 300 czerwonych złotych, które na jego zaręczenie pożyczył mi żyd, Tobjasz Boas. Ten, z powodu oddanej mi wtenczas usługi, napisał do mnie po mojem wyniesieniu na tron, list * Ojciec dał mnie był 3500 dukatów na tę podróż, babka 1000, Wojewoda ruski przysłał mi do Paryża 500, i za to podróżowałem przez piętnaście miesięcy po Austrji, Saksonji, Holandji, Francji i Anglji, a w Paryżu sprawiłem sobie garderobę. Przyp. Króla. z powinszowaniem, na który odpowiedziałem z serdeczną, życzliwością, Wyjechałem nazajutrz, i z największym pośpiechem, przez Hanower i Drezno wróciłem do Warszawy, przekonany najmocniej, że zostanę posłem. Za powrotem moim, matka zaledwo dała mi czas przywitać się z ojcem i zaraz wziąwszy na stronę, zapytała, ile miałem długów? kiedym odpowiedział że tylko 300 dukatów winien byłem w Hadze, myśliła zrazu, że jej wszystkiego ńie mówię; przyzwyczajona jednak do mojej prawdomówności, uwierzyła prędko zapewnieniom i powiedziała mi: będą zapłacone: zaraz potem zaprowadziła mnie do okna, i pokazała świetny (na owe czasy) ekwipaż, dla mnie przeznaczony; wszystko dnia tego zapowiedziało mi szereg innych dni przyjemnych. Ale był to tylko sen pochlebny, który trwał nie długo i ustąpił miejsca trzem najsmutniejszym w mem życiu miesiącom. O ile pierwsze przyjęcie rodziców było tkliwe i ujmujące, o tyle później dawali mi uczuć humoru i ciągłego niezadowolenia z powodu tysiąca drobnych rzeczy, których sama drobiazgowość tem boleśniejszem dla mnie czyniła to nieukontowanie rodziców, że czułem jego niesłuszność a kochałem ich serdecznie. Zdawało mi się później, że to niezadowolenie było bardziej udane niż prawdziwe, zwłaszcza ze strony mojej matki, która spodziewała się tym sposobem obudzić we mnie większą troskliwość o moje osobiste sprawy domowe, na które według niej zbyt mało dawałem baczenia. To mnie pogrążyło w wielkim smutku, który wymagała jeszcze myśl, że mi nie dosyć czasu zostawiono dla zwiedzenia Francji i Anglji, gdzie istotnie zaledwo czwartą część tego widziałem com chciał poznać i zgłębić. Żale te podwoiły się jeszcze, kiedy mi rodzice oświadczyli, że nie życzą sobie abym był posłem na tym sejmie. Przyczyną tego było, że szwagier mój, Branicki prowadził otwarty i zawzięty spór z wujami Czartoryskimi z powodu sławnej sprawy o Ostróg, a rodzice moi nie chcieli, abym na sejmie miał sprzeciwiać się i narazić albo szwagrowi, albo wujom. Ta nieczynność z musu trapiła mnie bardzo; zdawała mi się upokarzającą; zazdrościłem tym, którzy mieli zręczność odznaczyć się na owym sejmie. Czterech posłów szczególniej zwróciło na siebie uwagę. Z tych, Skrzetuski i Dąbrowski już nie żyją; Sosnowski dziś hetman polny litewski i Czaplic, teraz wielki łowczy koronny, wtenczas już zaczęli zyskiwać opinję wymownych i śmiałych patriotów. Należeli do partji moich wujów, przeciwnej wielkiemu hetmanowi i dworowi. Łatwo wyobrazić sobie jak ponętnem być musiała dla młodego człowieka, wracającego z Anglji, możność, wystąpienia w roli, która zdawała się być śmiałą ale też i sprawiedliwą. Oto co mnie dawało to przekonanie. Sejm 1677 roku zostawił tę sprawę w zawieszeniu; żaden późniejszy jej nie rozstrzygnął i zdawało się oczywistem, iż jeden sejm tylko mógł prawnie ją zakończyć. Przypuszczenie Maltańczyków do posiadania dóbr ostrogskich, uważano w ogólności za szkodliwe dla państwa i niezgodne z literą prawa 1609 r. które zdawało się powoływać do władania temi dobrami tylko bliższych lub dalszych potomków krwi. Widziałem wszakże, że hetman w. k. z pomocą jednej siły wojskowej, rozwięzywał kwestję w każdym razie wątpliwą, i to jeszcze w sposób, który, bez wyroku sądowego, wyzuwał ze znacznej własności obywatela, szlachetnie urodzonego i possesjonata, księcia Janusza Sanguszkę, marszałka nadwornego litewskiego, do tego stopnia, że z możnego pana, jakim był pierwej, doprowadzonym został do zupełnej nędzy, z której nicby go nie wybawiło, gdyby ci, na rzecz których rozporządził był swćm mieniem, nie złożyli się dla zabezpieczenia koniecznych jego potrzeb. Nieboszczyk król dał się wciągnąć do popierania kroków hetmana, aktam i władzy m onarszej, które pospolicie uważano wtenczas za nieprawne, a które mnie tem bardziej oburzały, iż przypuszczano, że nigdyby nie miały miejsca, bez nowych wpływów Mniszcha, marszałka nadwornego koronnego, zięcia Bruhla, który i w tej sprawie szukał zręczności postawienia się na przekor moim wujom i upokorzenia ich. Francja miała też swoje przyczyny i widoki (które pozostały nieznane prawie wszystkim) w popieraniu hetmana w. koronnego. Widoki te Francji (o których się dowiedziałem daleko później) zależały na zjednaniu za pomocą agitacji wywołanej sprawą ostrogską, tak wielkiej przewagi stronnictwu hetmana w. koronnego i dworu, nad partją Czartoryskich popieraną przez Rossję, aby doprowadzić w końcu do konfederacji; tę znowu Francja wesprzeć miała pieniędzmi, bronią (której kilka tysięcy sztuk istotnie do Gdańska przybyło) i wojskiem króla pruskiego, dla wspólnego wystąpienia wszystkich przeciw Rossji, która, jak to ze smutkiem postrzegano we Francji, dwa razy już przez obecność wojsk swoich w Niemczech, wpłynęła na wypadek wojen Burbonów z domem austryjackim. Francja miała nawet zamiar wciągnąć powoli do tego projektu Szwecję i Turcję, co możeby się skończyło na ustanowieniu w Polsce tronu dziedzicznego z dynastją saską. Nie znane mi były wtenczas istotne zamiary Francji; że jednak ówczesny jej sprzymierzeniec, król pruski, działał z nią wspólnie w tej sprawie (będącej w gruncie niesłuszną) więc pomoc ta Prus zdawała mi się być nowym jeszcze zarzutem przeciw partji hetmana wielkiego koronnego. Ponieważ z drugiej strony, w umyśle i sercu ogromną robiłem różnicę między hetmanem i moimi wujami, na korzyść rozumie się tych ostatnich, wszystko to więc razem tern bardziej napawało mnie smutkiem, iż w tej chwili bezczynnym być musiałem. Nadjechał Williams, ten zupełnie podzielał moje zdanie i dla tego, że był przeciwny Francji i królowi pruskiemu i że nieskończenie poważał wojewodę ruskiego. Nic mnie pocieszyć nie mogło w bezczynności mojej ; zrażony byłem do wszelkiego rodzaju rozrywek, a nie przypuszczałem, aby jakakolwiek kobieta mogła się mną zająć, tak sam siebie miałem za nudnego i nieprzyjemnego. W takiem byłem usposobieniu, kiedy dobry mój przyjaciel hr. Rzewuski, najwykwintniejszy wtenczas młodzieniec w Polsce, i najszczęśliwszy u pań, przyszedł mi powiedzieć: „Winszuję ci powodzenia; jedna bardzo wysoko położona i dotąd jeszcze nietknięta pani, chce ciebie.“ Zrazu, nie tylko wierzyć, ale słuchać nawet nie chciałem; kiedy nalegać nie przestał, zapytałem w końcu o nazwisko. Chciał, żebym je odgadł; wymieniłem wszystkie kobiety warszawskie przed tą ostatnią, bo z powodu jej wesołości, młodości, wziętości ogólnej, zdawało mi się zupełnem niepodobieństwem, aby sympatyzować mogła z człowiekiem takim ponurym, tak małomównym, jakim byłem wtenczas, a który właśnie do niej nigdy słowa nie przemówił. Zaledwo mogłem przypuszczać, że mnie znała, wśród tłum u który ją otaczał. Otóż, (powiedział mi Rzewuski będący z nią w bardzo dobrych stosunkach) „kiedy jej wyraziłem zdziwienie moje, iż dotąd nie zrobiła wyboru, i kiedy mnie zgadywać kazała , dla kogo najwięcej mogłaby mieć skłonności, przyznam ci się, że znalazłem się względem ciebie zupełnie tak , jak ty względem niej teraz, wymieniłem cię ostatniego, a przecież, ciebie to ona wybrała; jeżeli mnie nie wierzysz, rozmów się z nią, a sam się przekonasz. Tenże sarn wieczór przekonał mnie, że powiedział prawdę. Zadziwienie, wdzięczność, smutek z jakiego obumierałem , a nadewszystko pochlebiona miłość własna, bardziej niż skłonność prawdziwa, podziałały na mnie. Poczułem się obowiązany prowadzić dalej tę awanturę, według wszelkich reguł. Pani była łaskawą przez parę tygodni, ale skoro postrzegła żem się zajął na serjo, nie tylko że odsądziła mnie nagle, ale jeszcze użyła najdziwaczniejszych kaprysów jakiemi się kiedy piękność posługiwać mogła, na udręczenie moje. Byłem nowicjusz, wszystko brałem dosłownie i wyrezonowałem sobie, że stałością, prawością, dokładnemi sprawozdaniami ze wszystkich moich czynności, z ich przyczyn i skutków, otworzę naresztę sobie serce pani, tak jak się rozwiązuje teoretyczne zadanie, a nie postrzegałem wcale, że dla tej zalotnicy bardzo wesołej, służyłem za przedmiot do zabawy, całkiem nowy i różny od wszystkich innych wielbicieli, jakich miała; pociesznem się jej zdawało roztapiać tego dwódziestoletniego mizantropa. Bawiła się tak przez dwa miesiące, poczem odjechała do męża, bardzo, jak powiadała, zazdrosnego; zaszczycony jej korespondencją przed i po odjeździe, widziałem zawsze że w listach kochała mnie bardzo, ale w oczy ani trochę;, wszystko to tworzyło kontrast, który mnie dręczył, i nieraz dawał uczuć, żem opuścił prawdziwie dla mnie przeznaczoną cząstkę. Widywałem codzień kuzynkę, która znajdowała nawet przyjemność w ułatwianiu stosunków moich z tą panią, dla której okazywała wtenczas wiele uczucia. Zdawała się zgadzać ze mną we wszystkiem. Jednostajnie zapatrywaliśmy się na osoby, sposób postępowania, książki, sztukę, rozryw ki; rozprawialiśmy z sobą o wszystkiem i spotykaliśmy się zawsze w upodobaniach i sądach. Był to najmilszy dla mnie stosunek, a dawał mi uczuć mimowoli, że tam tą byłem zajęty tylko przez upór, ta zaś prawdziwie posiadała moje serce, szacunek i ufność. Znajdowałem, że miała więcej rozumu i uczucia, niż wszystkie inne kobiety; zdawała się wtenczas być wyższą nad wszelkie słabości płci swojej, tak, że podziwiałem w niej osobę zupełnie wyższego rzędu, i czułem się szczęśliwy, ilekroć raczyła do mnie przemówić. Przywiązywało mnie to coraz bardziej do wojewody ruskiego, który ze swej strony użył całej przewagi, jaką mu nadawała przenikliwość i wdzięk jego umysłu, nad pełnym szczeroty i tkliwości młodzieńcem, którego ująć i któremu pochlebić lepiej od kogo innego umiał. Widziałem, że mój ojciec coraz się bardziej z wiekiem od spraw publicznych usuwał, kiedy tymczasem wszystko, co czynnością polityczną nazwać się mogło w Polsce, najlepiej przez moich wujów prowadzonem było. Zdawało mi się, że matka zanadto pamiętała winy brata swego względem niej i nazbyt troszczyła się o otwarcie drogi przedemną, nakazując mi najskrzętniej unikać wszystkiego, coby mnie ludziom potężnym narazić mogło. Po sześciu miesiącach jednak, miałem powód wybić to sobie z głowy. Książe Radziwiłł, wojewoda wileński i hetman w. l. ten sam o którym wspominałem już wyżej, na sejmikach w Gromnice 1755, kazał wybrać deputatem syna swojego, dzisiejszego wojewodę wileńskiego, w zamiarze zrobienia go marszałkiem tegorocznego trybunału. Sama myśl ujrzenia na czele sądownictwa całej Litwy tak młodego, źle wychowanego i nieświadomego człowieka, zaniepokoiła wszystkich znaczniejszych obywateli tej prowincji. W uj mój kanclerz, upatryw ał w tern jeszcze zamiar zapewnienia przewagi dla partji dw oru, do której Radziwiłł należał; podwoił więc starań ze swojej strony, i namówił obu swych zięciów, Fleminga i Sapiehę, aby zjechali do Wilna, w celu niedopuszczenia, gdyby było potrzebna, a przynajmniej dodania temu szczególniejszemu marszałkowi, jak można, największej liczby zdolnych i prawych deputatów. Rzecz ta wydała się moim rodzicom tak dla mnie ciekawą i pouczającą, że wyprawili mnie tam, w towarzystwie w. podskarbiego, hrabiego Fleminga, który mnie wtenczas bardzo lubił. Szczególniejszy ten człowiek zasługuje na to, aby był znany czytelnikom. Urodzony i wychowany w Pomeranji, w młodości służył we Francji, skąd tytuł synowca feldmarszałka Flem inga, pierwszego ministra Augusta II., sprowadził go do Saksonji a potem do Polski; w czasie śmierci Augusta II. był w bliskich stosunkach z księżną Wiśniowiecką, które mu jednocześnie zapewniały wpływ wielki na jej męża, będącego wtenczas główną osobą na Litwie. Fleming potrafił go nakłonić, że (jeden prawie między magnatami polskimi) w czasie elekcji Stanisława Leszczyńskiego 1734 roku oświadczył się za Augustem III., co dało wkrótce Flemingowi starostwo szereszowskie i stopień jenerała artylerji litewskiej. Do tak rozpoczętego powodzenia przybyła niebawem opinja biegłego gospodarza i finansisty, dla której został wkrótce dzierżawcą ekonomij królewskich na Litwie; to wzbogaciło go bardzo, i pozwoliło mu później kupić godność w. podskarbiego, do czego pomogło mu także, źe był zięciem księcia kanclerza, którego dwie starsze córki kolejno poślubił. O ile czasem bywał przyjemny, dzięki wesołym i najoryginalniejszym konceptom i słówkom, o tyle męczył swych przyjaciół przez napady złego humoru, jakim często ulegał. Całe jego obejście i sposób znalezienia się, nie zdawały się odpowiadać bynajmniej obyczajom i ujęciu Polaków i Sarmatów, z którymi obcował często, a których językiem bardzo źle mówił, chociaż, jako urodzony w Pomeranji, posiadał zarówno jak stryj jego, indygenat polski. Porywczy w obejściu, odmawiał często proszącym, a jednak, pomimo to, potrafił zjednać sobie wielkie poważanie na Litwie i miał tam licznych stronników. Z jednej strony rachowaną bardzo na rzetelność jego słowa, a z drugiej, będąc ogólnym dzierżawcą ekonomij królewskich i w. podskarbim litewskim, miał często zręczność zobowiązania przyjaznych sobie i dokuczenia nieprzychylnym, z czego korzystać umiał. Z nim to udałem się do Wilna. Miasto samo, stolica Litwy, pomimo upadku handlu, braku policji i częstych pożarów, zachowywało jeszcze szczątki dawnej świetności, dowodzące, że w. książęta i królowie Jagiellońskiego domu mogli w nićm okazale występować. — Kaplica św. Kazimierza jest istotnie pięknym pomnikiem architektury. Znalazłem most na Wilji, a nie było go jeszcze wtenczas na Wiśle. Ale co mnie uderzyło, to różnica reassumpcji (że użyję zwykłego w kraju wyrażenia) trybunału litewskiego ód koronnego. W Koronie naczelnicy p artij, zwłaszcza w podeszłym wieku, rzadko kiedy bywali sami obecni przy reassumpcjach w Piotrkowie, a jeżeli ich namiestnicy potrzebowali oprzeć się na wielkiej liczbie stronników, szukali ich zazwyczaj między mieszkańcami najbliższych tylko województw; województwo sieradzkie dostarczało ich z łatwością, a raczej wynajmowało seciuami, jako zamieszkałe przez drobną szlachtę. Czasem, jak w 1749 roku, rozrządzający siłą zbrojną, używali jej dopuszczając się nadużycia, ale w ogólności, reassumpcja w Piotrkowie przedstawiała wówczas daleko mniej wspaniałe widowisko niż w Wilnie, gdzie wojewoda łączył w sobie urząd starosty grodzkiego i obowiązek odbierania przysięgi deputatów, w jednej z sal zamku, którego był domniemanym gubernatorem. Owóż wojewoda wileński był wtenczas prawie zawsze i hetmanem w. 1. zarazem, bo prawo zabraniające połączenia w jednem ręku obu tych godności, nie istniało jeszcze; a , w dodatku, był nim zawsze albo Radziwiłł albo Sapieha, albo ktokolwiek z najpierwszych rodzin z prowincji, a każdy z nich, na reassumpcję trybunału, prowadził za sobą ogromny orszak szlachty i wyższego stopnia wojskowych. Prawo 1717 r. zabraniało wprawdzie hetmanom znajdować się przy otwarciu trybunałów, ale hetman, będący zarazem wojewodą wileńskim, już przez to samo przepisowi temu nie ulegał. Ztąd, ktokolwiek chciał sprzeciwiać się widokom tych wojewodów wileńskich, takich potężnych przy reassumpcji trybunału, i dla innych piastowanych przez siebie godności, i dla miejsca samego, którem rozrządzali z urzędu, musiał koniecznie używać do pomocy, jak można najwięcej szlachty, i nie tylko ubogiej, ale przeciwnie, ludzi znaczących, którzyby śmieli i mogli stawić czoło wojewodom wileńskim. Marszałek każdego nowego trybunału litewskiego, aż do dzisiejszego panowania, miał przywilej układania, według swej woli, listy wszystkich procesów, tak tych, których uprzedni trybunał ostatecznie nie osądził, jako też i nowych, wnoszonych przez strony na początku kadencji trybunału; co zmuszało nieskończoną liczbę Litwinów do znajdowania się osobiście przy każdej reassumpcji. Wszystkie te okoliczności, razem wzięte, przyzwyczaiły powoli Litwinów ze wszystkich województw, do zbierania się co rok w Wilnie, tak, że przy otwarciu każdego trybunału zgromadzało się tam zazwyczaj kilka tysięcy szlachty wszelkiego stanu, zjeżdżającej się, to dla interesów, to przez samą ciekawość i zabawę, jak na ogólną schadzkę, to nakoniec w skutek zobowiązań się i na koszcie wielkich panów, współubiegających się o pierwszeństwo między sobą. Od dwóch wieków trwające współzawodnictwo Sapiehów i Radziwiłłów, świeża zawiść tych ostatnich przeciw Czartoryskim i ogromna przewaga bogactw i wpływu tych trzech domów u dworu, nad wszystkiemi innemi w Litwie, wyrodziły powoli między miejscową szlachtą rodzaj dziedzicznej niejako zależności od jednego z tych wielkich domów, do tego stopnia, że większa część, wyobrażając sobie, iż istnieć bez nich nie może, wierność dla swoich patronów poczytywała za cnotę: a było to istotnie cnotą w porównaniu do mniej lub więcej szacownych przymiotów samych patronów. Ponieważ jednak ukształcenie Radziwiłłów zniżało się stopniowo od kilku już pokoleń, w skutek więc tego, w epoce, o której mówię, między najgorliwszymi ich stronnikami, znajdowali się ludzie najgłośniejsi na Litwie z pijatyki, najwięksi krzykacze i zawadjaki całego kraju. Stali się też w ogólności tak niedogodni i nienawistni dla wszystkich, że bandę junaków, którą otaczał się Radziwiłł, nazywano pospolicie hajdamakami. Gwałty wszelkiego rodzaju, jakich dopuszczali się bezkarnie, pod zasłoną protekcji swoich patronów, zmusiły współobywateli do używania w obronie tych samych prawie środków, jakiemi uderzano na nich, i zwolna cała Litwa przybrała postać wojowniczą. Skórzane kaftany, pikowane jedwabiem, które noszono pod sukniami, rękawice i czapki, podbite tak samo, stały się codziennem ubraniem. Szabla, której rękojeść opatrzoną była żelazną k ratk ą, zwaną kocią główką, pistolety u pasa i w botach, nawet muszkiet gwintowany przewieszony przez ramię lub na krzyż, założony na plecach, z ostremi ładunkami, stanowiły zwykłe uzbrojenie tych licznych orszaków, z któremi oddawano sobie wizyty w Wilnie, spędzając tam zwykle cały tydzień po wielkanocnych świętach. Cudzoziemiec, widząc te ciągłe, podczas całego tygodnia odbywane marsze w Wilnie, na czele tysiąca jazdy uzbrojonej od stóp do głów, nie domyśliłby się, że to były wizyty, które wzajemnie sobie oddawano, pracując nad utworzeniem magistratury sądowej. Wystrzały w nocy z pistoletów były rzeczą najzwyczajniejszą. Były to zwykłe przechwałki brukowych zawadjaków, wtenczas nawet, kiedy nic złego nie miano na myśli. Wpośród tych wszystkich groźnych pozorów obiadowano, wieczerzano, tańcowano, odwiedzano się nawzajem często nawet w domach przeciwnego stronnictwa, gdzie podczas balu rozprawiano czasem o interesach, chociaż rozchodząc się przychodziło nie raz i w szable zadzwonić. W tego rodzaju rokowania i układy wprowadzony teraz zostałem. Chodziło, jeżeli nie o przeszkodzenie młodemu Radziwiłowi, aby nie został marszałkiem, to przynajmniej o zapewnienie naszej partji większości deputatów, a to za pomocą tego rodzaju manewrów, o jakich mówiłem, opowiadając zdarzenie w Piotrkowie 1749 r. Jedno i drugie omyliło na ten raz, bo nie było zupełnej zgody między Flemingiem i podkanclerzym Sapiehą. — Fleming powziął zazdrość do szwagra, bo zdało mu się, iż dopatrzył pierwszeństwo dla niego w umyśle wspólnego ich teścia, księcia Czartoryskiego, kanclerza wielkiego litewskiego. Hr. Brühl dostrzegł prędko tego uczucia we Flemingu, a wiadomem mu też było, że Sapieha, obrażony pedagogicznym tonem kanclerza, usuwał się powoli od niego. Skorzystał z tych słabości, żeby między tymi trzema ludźmi zasiać ziarno niechęci i i rozdrażnienia, które później daleko silniej wybuchło, ale już teraz odejmowało stronnictwu moc, jakąby mieć mogło, będąc wewnątrz bardziej spojone. Byłem więc naprzód świadkiem wielu bezskutecznych konferencji, a potem , w sam dzień reassumpcji, przypadającej wtenczas na drugi Poniedziałek po Wielkiejnocy, całego rytuału tej ceremonji, podczas której radziwiłłowskie matamory już brały się do szabel, myśląc omyłkowie, że im znak dają do walki.— Przypominam sobie mianowicie niejakiego Ciechanowieckiego, który już do połowy wydobył pałasza, kiedy Fleming, klepiąc go po ramieniu, powiedział mu złą swoją polszczyzną: Zostaw tego, nie potrzeba, ale z taką powagą i spokojem, że mu zaimponował. Jedynym dla mnie skutkiem tej podróży było zapoznanie się z bardzo wielu Litwinami, z ich obejściem się i manewrami politycznemi; poznałem też z powodzenia przeciwników szkodliwe następstwa namiętności i niezgody naszych własnych przywódzców. Młody Radziwiłł, mając lat 18 i zaledwo umiejąc podpisać się, został marszałkiem trybunału, podczas którego, co do własnej osoby, prowadził się raczej jako swawolny student, niż jako zły sędzia; ale samo stronnictwo, pod jego imieniem, dopuściło się w ciągu trwania trybunału ogromnych niesprawiedliwości i wielu kroków nieprawnych. Opuściłem Wilno zasmucony, jak gdybym był odpowiedzialny za ostateczny wypadek. Wiek mój i usposobienie sprawiało, iż bardzo byłem czuły na każdy ubytek przyczyniony stronnictwu, w którego stratach upatrywałem wstyd dla siebie a klęskę dla kraju; boć prawdą przecież było, iż w latach, kiedy trybubunał złożył się według życzeń mego wuja, sprawiedliwość lepiej na Litwie domierzaną była, a matamorom radziwiłłowskim trudniej było stać się plagą publiczną. Ale nowe pole miało się otworzyć przedenmą. Wiosną 1775 r. król na odbycie Senatus Consilium, wyznaczył Wschowę, miejsce położone na granicy Szlązka, i przez to samo najdogodniejsze dla niego, bo mógł się tam na czas najkrótszy oddalać z Saksonji, ilekroć gwałtowna jaka potrzeba wymagała obecności jego w Polsce. Na ten raz miał udzielić posłuchania posłowi tureckiemu, który przyjeżdżał uwiadomić Polskę o wstąpieniu na tron nowego sułtana. Każde ukazanie się króla na ziemi polskiej zgromadzało mnóstwo Polaków około jego osoby, z powodu wielkiej liczby wakujących urzędów, które miał prawo rozdawać. Dla tej przyczyny i moi rodzice postanowili mnie tam wysłać z wujem moim, kanclerzem, w celu starania się o wakujący wtenczas urząd stolnika litewskiego. Starszemu bratu mojemu wyłącznie poleconem było, dopraszać się dla mnie o tę promocję. — Mógł być do tego właściwie użyty, bo dla nieporozumienia swego z wojewodą ruskim, oddawna nie miał udziału w krokach, które go w opozycji z dworem postawiły. Miałem wielu współubiegających się; brat mój potrafił uchylić ich wszystkich i przezwyciężyć przeszkody, które wcale nie były małe, gdyż Mniszech nie przestawał powtarzać Bruhlowi, że powinien zniszczyć partję Czartoryskich, jeżeli chce zapewnić poważanie dla stronnictwa dworu, któremu z usposobienia mojego, zdawałem się być bardzo przeciwnym. Ale hrabia Brühl, który, zarówno jak pan jego, zapatrywał się na Polskę, jako na przedmiot dodatkowy, którego sam tytuł tylko był korzystny, ale gdzie nic nie było do zyskania dla panującego, skłaniał się zawsze ku temu, co mogło utrzymać jakąkolwiek równowagę między wielkiemi domami i zapobiedz rozdrażnieniu, a więc i wstrząśnieniom gwałtownym; dla tego tćź zazwyczaj łaski królewskie na równo pomiędzy wszystkie partje rozdzielać się starał. Na sejmach jedno miał tylko na celu, żeby je co najprędzój zrywać, dla odprowadzenia jak najrychlej króla do Saksonji, gdzie mu jedynie było dobrze. To przyczyniło się do udzielenia mi tego urzędu, sam bowiem dla otrzymania go, najmniejszego nie uczyniłem kroku, nie umiejąc i nie chcąc nigdy grać roli dworaka. Posunąłem to niedbalstwo do zbytku, tak, że brat miał z tego powodu przemowę do mnie, którą zachowałem w pamięci, bo była bardzo rozsądną. Powiedział m i: „Jeżeli nie dbasz o żadne tytuły, nie powinieneś, przyjmując je, obrażać niepotrzebnie współzawodników swoich; jeżeli je przyjmujesz, słuszna jest, abyś za nie jakąkolwiek przynajmniej oświadczył wdzięczność. Żadne zasługi, żadna transcendentalna wartość nie daje ci.jeszcze prawa do uważania wyświadczonej ci łaski za nagrodę, a ściśle sprawiedliwym nie jest utrzymywać, że król lo tylko daje, co według praw a obowiązany jest oddać komukolwiek; że więc obdarzony wcale obowiązanym mu nie jest, tem bardziej, że rozdawnictwo dzieje się zazwyczaj bez wyboru. — Zdaje ci się, że niesłusznie zaszczycono łaskami wielu ludzi; zapytaj współzawodników swoich, a nawet wielu obojętnych, czy uważają podniesienie twoje za zupełnie usprawiedliwione? zawsze to tyluż malkontentów, których król i jego ławoryt stworzyli sobie przez względność dla ciebie; gdyby nic nad to nie było, jużbyś im to pamiętać powinien, a trzeba być bardzo pewnym czystości swoich pubudek i mieć wiele prawdopodobieństwa pomyślnych dla całego kraju skutków, żeby się ubiegać o rolę trybuna ludu. Czy myślisz zresztą, że ja nie czuję się także zmęczonym tą natężoną uwagą i cierpliwością i wszystkiemi zachodami, jakie podejmować trzeba, chcąc cokolwiek u dworu otrzymać ? Boli mnie, że tak mało cenisz ponoszone w twoim interesie trudy; w wielu przecież zdarzeniach przyjemnie ci będzie posiadać stopień wyróżniający cię od innych.“ Brat miał słuszność, przyznałem mu ją i przebaczył mi, bo jest to człowiek równie dobry jak żywy i waleczny; co znaczy nie mało. We Wschowie znalazłem moją panią, ale bardziej kapryśną, niż kiedy, tak, że po tygodniu cierpliwości dałem jej do zrozumienia, iż ją, wyjechawszy ztamtąd, na zawsze opuszczę. To ją wzruszyło; naznaczyła mi schadzkę, którą zaraz mąż przerwał; zaledwo miałem czas schować się; bawił tak długo, iż prawie dniało kiedy wyszedł. Musiałem skrócić pożegnanie. Jakkolwiek nie powiodła się nasza schadzka, utrzymywała ona, iż w niej najżywsze zostawiła wrażenie; ja wszakże nosiłem już w duszy pragnienie zerwania mego łańcucha, który raczej przypadek niż upodobanie ukuło, a który nosiłem prędzej przez rodzaj zobowiązania, niżeli przez prawdziwe uczucie. Za zgodą rodziców przyrzekłem był Williamsowi, podczas ostatniego pobytu jego w Warszawie, iż będę mu towarzyszył, jeżeliby kiedy jechał do Rosji; napisał mi nie wiele przed moją do Wschowy wycieczką, iż mianowany został ambasadorem przy tym dworze, i dopominał się dotrzymania danego mu słowa. Rodzice chwycili się skwapliwie zręczności posłania mnie do kraju, którego znajomość od dawna zdawała się im dla mnie potrzebną; ale jakkolwiek spieszyłem, chcąc dopędzić Williamsa, który w czasie bytności mojej we Wschowie, udał się z Drezna do Petersburga, nie mogłem tego dokazać i przybyłem tam już po nim, w końcu Czerwca 1755 roku. Ponieważ w Petersburgu rozpoczął się dla mnie nowy okres, życia, skończył się właściwie czas wychowania, a nastąpiło działanie o własnych już siłach, na tem więc zamknę pierwszą część tych pamiętników. PAMIĘTNIKI STANISŁAWA AUGUSTA. CZĘŚĆ DRUGA. Czas spędzony w domu Williamsa za pierwszego pobytu mojego w Petersburgu, był dla mnie szkołą nowego rodzaju. Przyjaźń, jaką on miał dla mnie i zaufanie, dochodziły do tego stopnia, że mi niekiedy najbardziej sekretne depesze swoje odczytywał, albo też prosił o ich cyfrowanie i decyfrowanie. Był to rodzaj nauki, której mi nikt prócz niego w ówczesnem położeniu mojćm, udzielić nie mógł. Dzięki tej z nim zażyłości, byłem świadkiem anegdoty, dość przez się ważnej, aby politykę całej Europy obchodzić mogła. Williams miał rozkaz, traktować z Rosją o przymierze, mocą którego, w zamian, za wypłacane z góry stałe summy pieniężne, Anglja miała otrzymać od Rosji 50,000 wojska lądowego i pewną liczbę okrętów wojennych, dla użycia ich, przeciw królowi pruskiemu, którego imię wprawdzie nie było wymienione w traktacie, ale którego posiadłości, tak wyraźnie w nim oznaczono, że się omylić było niepodobna.* Zrazu znalazł on tam niespodziewane powodzenie, zadziwiające wszystkich, którzy znali zwykłą w owym czasie opieszałość dworu rosyjskiego i wahanie się ciągłe cesarzowej Elżbiety. Nie upłynęły jeszcze dwa miesiące od dnia przybycia Williamsa do Petersburga, a traktat jego już był podpisany. Oczekiwał podziękowań odpowiednich oddanej usłudze, kiedy kurjer, przez którego spodziewał się otrzymać ratyfikacją traktatu, przywiózł mu list sekretarza stanu, zawierający następne wyrazy. „Ściągnąłeś pan na siebie niezadowolenie króla, podpisując się pod ministrami rosyjskiemi, co jest ujmą dostojeństwa Jego Królewskiej Mości; póki ta omyłka naprawioną nie będzie, król podpisanego przez pana traktatu ratyfikować nie może.“ Zaledwo po odczytaniu tego piorunującego listu, postrzegł Williams omyłkę, która, chociaż nie była tak znaczną jak sobie wyobrażano w Londynie, stała się jednak zgubną dla niego. On pierwszy podpisał się na kopii traktatu, która pozostała w rękach rosyjskich, jak oni zarówno podpisali się pierwsi na tej, którą Williams rządowi swemu przesłał. On, dwóch kanclerzy rosyjskich, ich dwóch sekretarzy, sekretarz Williamsa i ja, jednem słowem siedem osób, którym chodziło o rzecz samą, przyczyniło się zarówno do omyłki, którą pan przeznaczenia w wiadomym mu celu zapewne dopuszczał. Zdawało się zrazu, że omyłka z największą łatwością da się naprawić. Ministrowie rosyjscy, otrzymawszy lekką wymówkę od swojej pani, zgodzili się na zamianę exemplarzy traktatu i kuryer Williamsa wyruszył znowu. Ale o ile pierwsza jego podróż odbyła się prędko, o tyle drugą opóźniły przeciwne wiatry i rozmaite okoliczności, a kiedy nareszcie stanął z ratyfikowanym traktatem w Petersburgu, wszystko już było zmienione. — Król pruski zwietrzył traktat Williamsa; Anglia była pewną, że Austrja o nowe przymierze z Francją się stara. To nagle sprowadziło związek Angli z królem pruskim, do tego stopnia, że przymierze między tym ostatnim a Jerzym II., mocą którego zobowiązali się niedopuścić wejścia do Niem iec żadnych wojsk cudzoziemskich, podpisanem zostało na kilka dni przed traktatem, w którym Austrja na przypadek wojny wzywała pomocy francuzkiej. Przymierze to, znosząc sam przedmiot traktatu zawartego przez Willamsa, na podstawie błędnego systematu, uważającego Anglją, Austrją i Rosją za nieprzyjaciół Prus, jużby wystarczyło do zniechęcenia cesarzowej Elżbiety, gdyby nawet do tego przygotowaną nie była przez Jakobitę Douglasa, którego Francja, (bez żadnego urzędowego charakteru i na własne jego ryzyko) użyła do zawiązania pierwszych stosunków. Udał się on najpierwej do samego Willjamsa, podając się za Szkota, ale wiernego poddanego Jerzego II., który z przyczyny zdrowia, podróżował po północy. — Mniemana ta pobudka, przy braku wszelkich do Williamsa listów, naprowadziła tego ostatniego na myśl, że Douglas był agentem francuzkim; ostrzegł też o tern ministrów rosyjskich ; ale Douglas potrafił zjednać sobie kilku z pomiędzy nich, tak, że zrazu cierpiany tylko w Petersburgu, wkrótce już z misją swoją taić się przestał, oświadczając wyraźnie, że jest poprzednikiem akredytowanego posła, którego Francja ma przysłać dla zawiązania na nowo stosunków z Rosją, przerwanych od wyjazdu p. d’Allion. Douglasa poprzedził o kilka miesięcy niejaki Messonnier, który poznawszy się w Turynie z księciem Adamem Czartoryskim, dostał od niego list, mający mu otworzyć dom Williamsa, jako Francuzowi zrażonemu do swojej ojczyzny. Messonnier najpierwej udał się do mnie, zawsze w imieniu mojego ciotecznego brata. Kiedy wspomniałem o nim Williamsowi, ten mi pokazał nadesłane mu przed kilku dniami od cesarza Franciszka I., ostrzeżenie, w którem dokładnie był opisany tenże Messonnier i sposób, w jaki miał się wkręcić do jego domu dla szpiegowania. Ponieważ wszystkie okoliczności zgadzały się najzupełniej w tern, cośmy około siebie widzieli, powiedziałem więc Messonierowi w imieniu Williamsa, iż powinien się poczytywać za szczęśliwego, że trafił w nim na szlachetnego człowieka, który gubić go nie chce; że będąc uwiadomionym o jego zamiarach, ostrzega, aby się ich wyrzekł i jak najprędzej kraj ten opuścić się starał, do czego Williams dopomódz mu nawet jest gotów, wyrabiając paszport, bez którego nikt z państwa rosyjskiego wyjechać nie może. Messonnier zaprzeczył wszystkiemu i gorżko nawet się skarżył, iż go posądzono o pełnienie rzemiosła tak wstrętnego jego charakterowi. Daremnie mu przekładałem, aby się w tę grę nie wdawał, że nie zna kraju w którym się znajduje, że Francuzi źle są w nim widziani (co przecież wtenczas zupełną było prawdą), i że najlżejsza poszlaka szpiegostwa, zwróci na niego całą surowość rządu, chociażby się przed nim chciał tem zasłonić, że nie Rosjan, ale posła angielskiego szpiegował; nic to nie pomogło, i Petersburga opuścić nie chciał. Ponieważ był Francuzem i bez żadnego urzędowego charakteru, zwrócił więc zaraz na siebie podejrzenie, a że wiedziano, iż był w domu Williamsa, ministerstwo zapytało go więc o niego. Williams wtenczas nie zataił wszystkiego co wiedział o nim i Messonnier dostał się do ścisłego więzienia. Margrabia de 1’Hópital przybywszy w 1757 r. jako ambasador do Petersburga, otrzymał jego uwolnienie, i dowiedziałem się później, że Messonnier bardzo się na mnie osobiście żalił, i że dwór francuzki policzył to za jednę ze swych pretensji do mnie, chociaż uczyniłem wszystko, co było w mojej mocy, dla oszczędzenia temu Francuzowi nieszczęścia w jakie popadł. Ale nie tylko w tym rązie źle byłem zapłacony za oddane usługi. Douglas wkrótce tak wielkie uczynił postępy, że Williams niesmaków tylko doświadczać zaczął na tem polu, gdzie tak świetnego spodziewał się powodzenia. Gorący jego temperament, wielka czułość nerwów i dotkliwe frasunki miłości własnej, przekonały go wkrótce, jak słuszną była rada której mu słynny chirurg angielski Choseldon przed kilku latami udzielił, mówiąc; „Usuń się od spraw publicznych, bo ci się staną zgubnemi.“ Rozchorował się, trapił się wszystkiem, i tak był uległy rozmaitym, kolejno po sobie następującym wrażeniom, że widziałem tego człowieka, którego umysł i prawdziwą wyższość podziwiałem od dawna, osłabionym do takiego stopnia, że nie mógł łez powstrzymać, kiedy dwa razy raz po raz, przegrywał, grając na szpilki. Inną rażą poddawał się sromotnym wybuchom gniewu, którym nigdy nie ulegał dawniej. Przypominam sobie między innemi jeden wieczór, kiedy po długiej rozmowie ze mną i z dwoma znajdującemi się wtenczas w Petersburgu Anglikami, Woodwardem i Combem, a także z pastorem angielskiej kolonii Dumaresque, wpadł przypadkiem na niewyczerpujący się nigdy przedmiot wolnej woli i przeznaczenia; od tego przeszliśmy do innych, pokrewnych kwestji, i Williams utrzymywał, że nie mogło być żadnego w życiu ludzkiem wypadku, którego nieszczęśliwy lub pomyślny skutek nie byłby prostem następstwem jakiego błędu lub zasługi samegoż człowieka. Mnie się zdawało, że piorun n. p. przy pogodnym niebie, albo pierwsze trzęsienie ziemi w kraju gdzie go przedtem nie znano, dałyby się zaliczyć do rzędu prawdziwych zrządzeń losu, których żadna przezorność ludzka przewidzieć nie jest w stanie, a że te wystarczają nieraz do wywrócenia planów osnutych z największą biegłością. Każdy wypowiedział myśl swoję, i zdarzyło się, że wszyscy obecni byli mojego zdania, prócz Williamsa, którego już to rozdrażniło, że został sam jeden. Nastała chwila milczenia; miałem nieostrożność przerwać je , przytaczając jakiś nowy dowód na poparcie mojego twierdzenia. Tu Williams powstrzymać się już nie mógł, i powstawszy jak wściekły, zawołał: „Nie mogę znieść tego, aby mi się sprzeciwiano w moim własnym domu; proszę pana, abyś wyszedł, i oświadczam mu, że go nigdy więcej widzieć w życiu nie chcę.“ Po czem opuścił nas, zamykając z trzaskiem drzwi swego sypialnego pokoju. Goście rozeszli się, zostałem jeden, miotany smutnemi i najprzykrzejszemi myślami. Z jednej strony mówiłem sobie: jak znieść podobną obelgę ? Ale z drugiej znowu: Jakże się jej pomścić? Williams jest nie tylko ambasadorem, ale daleko więcej niż ambasadorem, jest moim dobroczyńcą, bo był mi przewodnikiem, nauczycielem, opiekunem; rodzice powierzyli mnie jemu, kochał mnie tak długo i tak tkliwie. Ciężko zawinił to prawda, ale też i ja powinienem był oszczędzać więcej jego draźliwość, zwłaszcza, że znałem obecny stan jego. — Wśród tej walki przeciwnych uczuć, machinalnie prawie poszedłem do drzwi jego sypialni; nie chciał ich otworzyć. Wróciłem do pokoju, w którym toczyła się nasza rozmowa. Drzwi szklanne wychodziły na balkon, były na wpół otwarte. Wyszedłem ; noc była cicha; zadumałem się głęboko. Oparty długo o poręcz balkonu, uczułem nagle ogarniającą mnie rozpacz. Podniosłem nogę aby się rzucić na dół przestąpiwszy poręcz, gdy nagle uczułem się silnie ujętym w pół ciała i pociągnionym nazad. Był to Williams, który nadszedł w tej chwili. Pytał u służby, co się ze mną stało? odpowiedziano mu, że od dawna byłem na balkonie; przybiegł, i mnie wybawił. Przez kilka chwil nie mogliśmy słowa obydwa wymówić. Nareszcie zaprowadził mnie do swego pokoju, a kiedym głos odzyskał, powiedziałem mu: „Zabij mnie lepiej, niż gdybyś miał mówić, że mnie więcej widzieć nie chcesz! “ Odpowiedział mnie tylko uściskiem , ze łzami w oku , a przetrzymawszy chwil kilka w objęciach, prosił, abym nie pam iętał i nie wspominał nigdy tego co zaszło. Czułem się szczęśliwy, że mu to przyrzec mogłem. Okropność położenia mojego na tym balkonie, zwiększał ówczesny stan mego serca, zajętego najszczerszym i najsilniejszem uczuciem. Upodobanie, miłość, szacunek, dochodziły do uwielbienia, przepełniały mój umysł zarówno jak zmysły. Williams był moim powiernikiem, doradzcą. Charakter ambasadora otwierał mu przystęp do osoby, do której ja publicznie zbliżyć się nie mogłem, i ułatwiał tysiączne komunikacje. Dom jego, w którym mieszkałem, udzielał mi wyłącznego bezpieczeństwa, którego nigdzie indziej znaleść nie mogłem. Wszystko to straciłbym , zrywając z Willamsem. Kto wie nawet, czy po głośnem zerwaniu stosunków, mógłbym być pewny mojej tajemnicy i tajemnicy tej, której spokój wyżej nad własne szczęście ceniłem. W każdej innej chwili ze wzgardą byłbym odrzucił wszelką myśl podobnej ze strony Williamsa nieszlachetności, ale to co zaszło, nasuwało mi podejrzenie, że umysł jego się zamącił, i że gwałtowność namiętności, mogła go doprowadzić do najzdrożniejszych kroków, chociaż właściwie obwiniaćby go o nie nie było podobna. W szystkie te obawy znikły w chwili, kiedyśmy się znowu pogodzili, bo kochałem go prawie jak ojca, a potrzebowałem koniecznie nadziei, tej prawdziwej dźwigni życia, a szczególniej młodości. Williamsowi poruczono uwiadomić ówczesnego kanclerza Rosji Bestużewa, o tej tajemnicy, która przez sześć z górą miesięcy uszła jego uwagi, pomimo całej czujności, licznych szpiegów, i nadzwyczajnej chęci jaką miał kierowania sercem wielkiej księżny, którą do tego stopnia uwielbiał i czcił, że sam był prawie w niej rozkochany. Daremnie kusił się zaplątać ją w usnutą przez siebie miłosną intrygę; zwrócił był oczy w tym celu, między innymi na hr. Lehndorff, który prezentowany był na dworze jednego dnia ze mną, i którego ciekawi dworacy umyślnie tegoż wieczora * Umarł w kilka lat później. J. /. Kraszewskiego, Biblioteka III. 1 3 wychwalali przed w. księżną. Odpowiedziała, że z pomiędzy dwóch, wolałaby Polaka. To słówko (wyrzeczne wtenczas bez żadnego z jej strony zamiaru) zauważał Lew Aleksandrycz Naryszkin, wówczas dworzanin pokojowy, a dzisiaj wielki koniuszy, który wkrótce zapoznał się ze mną, starając się wejść w ścisłe stosunki, powtórzył mi wyrazy w. księżny i nie przestawał donosić o wszystkiem, co mogło we mnie obudzić nadzieję. Długo słuchać go nawet nie chciałem, tak umysł mój był przepełniony opowiadaniami o szpiegostwie i intrygach dworskich, a zwłaszcza o okropnych niebezpieczeństwach dworu, na którym się znajdowałem. Przestraszały mnie szczegóły straszliwego panowania Anny Iwanówny, na której samo wspomnienie, drżeli jeszcze Rosjanie. Wiedziałem, że poprzednikiem moim w łaskach wielkiej księżny był Sołtyków, którego panująca już wtenczas Elżbieta pod pozorem jakiejś misji wysłała do Hamburga, alem nie wiedział, że i w. księżna miała powody uskarżania się na niego. Miałem ją zresztą za oddaną wyłącznie żądzy panowania; za najżarliwszą stronniczkę Prus (w nienawiści których byłem wychowany); za pogardzającą wszystkiem, co nie było Wolterem; jednem słowem, za tak różną od tego czem była w istocie, że nie tylko przez ostróżność, ale nawet dla braku wszelkiego ku niej z mej strony pociągu, przez trzy blizko miesiące unikałem starannie wszystkiego, co w rozmowach Naryszkina, zdawało mi się tylko być podstępem i zasadzką. Postępował on sobie jak dworak, odgadujący skłonności, z których mu się nie zwierzano, w nadziei, że swemu zuchwalstwu będzie mógł kiedyś nadać pozór zasługi, gdy popchnie panią, której służy, wbrew prawie własnej jej woli. Tyle mi rozmaitych rzeczy nagadał o w. księżnie, iż nareszcie odważyłem się spróbować szczęścia, zwłaszcza, gdy po kilku słowach powiedzianych Naryszkinowi o jednej z dam, które widziałem u dworu, ujrzałem W. Księżnę w chwilę potem przechodzącą koło mnie i powtarzającą mi ze śmiechem, też same prawie wyrazy, dodając: „Widzę, że jesteś pan malarzem. Wkrótce potem odważyłem się posłać jej list, na który mi Naryszkin przyniósł nazajutrz odpowiedź. Zapomniałem wtenczas, że jest na świecie Syberja. W kilka dni później zaprowadził mnie do niej Naryszkin, bez uprzedniego z nią porozumienia się, tak, że się dowiedziała o tem zaledwo wtenczas, kiedym był w jej przedpokoju, w porze wieczornej, i w miejscu, przez które wielki książę przechodzić mógł za chwilę; tak, że dla ukrycia mnie, musiała mi swój pokój otworzyć, bez czego, wystawieni bylibyśmy oboje, na największe niebezpieczeństwo. Miała wtenczas lat dwadzieścia pięć, była zaledwo po pierwszym połogu i w tej pełni piękności, która jest jej najwyższym rozkwitem, u każdej uposażonej nią kobiety. Przy włosach czarnych, płeć miała świetnej białości, rumieńce żywe, oko duże, niebieskie, wypukłe i pełne wyrazu, rzęsy czarne i bardzo długie, nos grecki, usta zdające się wywoływać pocałunek, ręce i ramiona najprzedniejszych kształtów, kibić wysmukłą, wzrost raczej słuszny, niż mały, chód lekki a pełen szlachetnej powagi, dźwięk głosu miły, śmiech zaś tak wesoły i szczery, jak humor wiecznie swobodny i jednaki, dzięki którem u z największą ła twością przechodziła od zabaw najweselszych i dziecinnych prawie, do tablic zapełnionych cyframi, a trud fizyczny przy ich wyczytaniu, nie trwożył jej bynajmniej, zarówno jak treść sam a, chociażby jej przedmiot był jak najbardziej poważny i surowy. Żyjąc w ustawnym od zamążpójścia przymusie, pozbawiona wszelkiego, odpowiednego jej umysłowi towarzystwa, rzuciła się do czytania. Umiała dużo; pieszczotliwa, umiejąca dojrzeć słabą stronę każdego, jednając sobie miłość ogólną, torowała dla siebie już wtenczas drogę do tronu, który później z tak ą zajmowała chwałą. Taką była kobieta, która się stała panią moich losów; oddałem jej całą moją istotę, daleko szczerzej, niż o tem mówić zwykli wszyscy w podobnem znajdujący się położeniu. A szczególniejszćm zrządzeniem, chociaż liczyłem już 22 lata, mogłem jej złożyć w ofierze to, czego nikt nie posiadał. Naprzód, surowe wychowanie, ustrzegło mnie od wszelkich hańbiących stosunków, potem, żądza wybicia się na wierzch i utrzymania się w świecie, który (zwłaszczą w Paryżu) nazywają doborowem towarzystwem, była stróżem moim w zagranicznych podróżach; zbieg zaś najrozmaitszych drobnych okoliczności, przy stosunkach jakie byłem pozawiązywał, to za granicą, to we własnym kraju, to wreszcie w samej już Rosji, zdawały się umyślnie zachowywać mnie całego dla tej, która później rozrządzać miała mem życiem. Nie mogę odmówić sobie przyjemności opisania ubioru w jakim ją znalazłem dnia tego. miała sukienkę z białego atłasu, zdobną jedynie w lekkie koronki i wstążki różowego koloru. Zdawała się niepojmować prawie, jakim sposobem mogłem się w jej pokoju znajdować; rzeczywiście, sam nieraz później zapytywałem siebie, przechodząc w czasie dworskich uroczystości około tak licznej straży i dozorców wszelkiego rodzaju, jakim sposobem stać się mogło, że już tyle razy, jakby przesłonięty obłokiem, dostać się potrafiłem do tych miejsc, na które wśród publiczności, zwrócić nawet oczu moich nie śmiałem. Powiedziałem już , że Williams wyjawił Bestużewowi tajemnicę uczuć, jakie w. księżna powzięła ku mnie; było to koniecznem! należało wstrzymać zabiegi kanclerza w celu sprowadzenia nazad owego Sołtykowa, który bawił wówczas w Hamburgu, a któremu w. księżna wolała teraz udzielać pomocy pieniężnej do pełnienia poruczonej tam misji, niżeli widzieć go z powrotem w Rosji. Prócz tego, trzeba było jeszcze zniewolić Bestużewa, aby użył poważnego wpływu, jaki na gabinet saski wywierał, w celu otrzymania tam dla mnie misji politycznej, z jaką mógłbym powtórnie się na dworze petersburskim pokazać. Cztery wiersze, napisane ręką w. księżny i oddane przez Williamsa Bestużewowi, wyjednały pożądane ze strony tego ostatniego przyrzeczenia. Tu będzie właściwie miejsce dać poznać czytelnikowi w. kanclerza Bestużewa. Urodzony za rządów Piotra I., oddanym był przez tego monarchę na służbę, albo raczej na wychowanie, na dwór elektora hanowerskiego, który wkrótce potem wysłał go do tegoż Piotra I. z uwiadomieniem, o wstąpieniu sw3m na tron angielski, pod imieniem Jerzego I. Piotr W. tak był rad widzieć młodego Rosjanina, okrzesanego już trochę z europejska, i używanego przez zagranicznego monarchę, że od razu uczuł ku niemu przychylność, i wkrótce potem mianował go rezydentem swoim w Hamburgu. — Używanym był później przy dworze duńskim i szwedzkim. Przy śmierci Cesarzowej Anny znajdował się w Petersburgu, i musiał już wtenczas niepoślednią grać tam rolę, kiedy feldmarszałek Munich, wywróciwszy regencją księcia kurlandzkiego Birona, uznał go być godnym uwięzienia w fortecy, jako więźnia stanu. — Księżna Anna, ogłoszona regentką po Bironie, uwolniła Bestużewa, kiedy Miinich obowiązki swe złożył. — Elżbieta, wstąpiwszy na tron, mianowała go w. kanclerzem państwa, to jest naczelnikiem wydziału spraw zagranicznych i pierwszym niejako ministrem. Póki się nie ożywił, nie umiał on gładko powiedzieć słów kilku, i zdawał się być zająkliwym; ale skoro rozmowa go zajęła, znajdował nietylko wyrazy, ale frazesa całe, wprawdzie niepoprawne, ale pełne ognia i siły, płynące z ust liczących zaledwo cztery na pół złamane zęby, a oświecone ognistem spojrzeniem malutkich jego oczu. Czerwone plamy, pokrywające twarz śniadą, dawały mu jeszcze straszniejszą postać kiedy w gniew wpadał, co mu się często zdarzało; śmiejąc się, miał twarz szatana. Rozumiał bardzo dobrze po francuzku, wolał jednak używać mowy niemieckiej z cudzoziemcami, którzy znali ten język Zaledwo mogąc pisać w którymkolwiek z tych języków, i sam właściwie nic nie umiejąc, instynktem zawsze prawie słusznie oceniał prace drugich. Nie posiadał żadnych nabytych wiadomości o sztuce, a jednak można było być pewnym, że z kilku przełożonych mu rysunków wybierze zawsze najpiękniejszy, a gdy chodziło n. p. o architekturę, najokazalszy i najszlachetniejszy. — Panowanie bez przeszkód było jego namiętnością. Zdolny był czasem do czynów szlachetnych, bo miał poczucie piękna we wszystkiem, ale tak mu się naturalnem zdawało usuwać wszelką na drodze zawadę, że nad wyborem środków nie zawahał się nigdy. Zresztą, przykłady straszliwych rządów, pod jakiemi wyrósł, zatwardziły jego duszę. Gotów często służyć w sposób najmniej przyzwoity tym, których przyjaciółmi swoimi nazywał, nie mógł pojąć, aby kto miał jakiekolwiek skrupuły. Ponieważ we wszystkićm wolę miał zaciętą, był więc stronnikiem Austrji i nieubłaganym Prus przeciwnikiem przez całe swe życie. Dla tego też nie przyją ł ofiarowanych sobie przez króla pruskiego milionów, ale za to nie wahał się nietylko przyjmować, ale domagać się nawet pieniędzy od ministrów Austrji, Anglji, Saksonji i każdego innego dworu, którego sprawy w interesie własnego dworu popierał. * Brać od przyjaznego monarchy, było, według jego wyobrażeń, nietylko prawem, ale nawet dowodem hołdu składanego potędze własnego narodu, którego chwały przecież po swojemu szukał. — Dni swoje kończył zazwyczaj na upijaniu się, z jednym lub dwoma powiernikami; czasem pijany pokazywał się nawet Cesarzowej Elżbiecie, która wstręt miała do tego nałogu, i to mu później w jej umyśle zaszkodziło. Poddając się często wybuchom gniewu, aż do okrucieństwa, zawsze był łagodnym i cierpliwym dla swój żony, którą słusznie Xantyppą swoją nazywał, od czasu, gdy mu ktoś historją Sokratesa opowiedział. Znalazł ją był i poślubił w Hamburgu; pochodzenia była niewiadomego, piękna, ze zdolnością do muzyki, z dowcipem i wielu dziwactwami, tak nim owładnąć potrafiła, że widziałem pana Bestużewa, słuchającego w milczeniu całego potoku najgrubszych obelg, jakie przy gościach u stołu wylała na niego małżonka, za jedno słówko nagany udzielone przez kanclerza wspólnemu ich synowi. Syn zaś ten, było to prawdziwe monstrum wszelkiej moralnej szkarady; a całą macierzyńską wściekłość pani Bestużew dziwniejszą jeszcze czyniła ta okoliczność, że nie przebaczając nigdy mężowi najmniejszej nagany, sama przed cudzoziemcami skarżyła się nieraz na nieszczęście być matką takiego wyrodka, i tegoż samego dnia okropne rzeczy mnie o nim opowiadała. Miałem łaskę u niej; mówiła, że jej szczęście w grze przynoszę; sadzała mnie przy sobie u stołu, i ilekroć obiadowałem u nich, zaczynała od opowiadania mi swoich chorób, rozwodziła się potem nad potrzebą ciągłego gotowania się do śmierci, nad wstrętem, jaki w niej obudzają radości i pociechy tego świata, sam nawet pokarm, którego przyjmować już nie chce. Przekładałem jej wtenczas, że wszelkiego rodzaju samobójstwo przeciwi się zasadom chrześcjańskim, na co przystawała, jadła trochę i wtenczas rozpoczynała wykład o nauce Lutra, wykazując mi tak zwane przez nią błędy katolicyzmu; dodawała wszakże każdego razu, że Luter źle zrobił, iż się z Katarzyną Bohra ożenił, „bo kiedy się raz przysięże pozostać bezżennym, nie należy już związków małżeńskich zawierać. Przyznawałem jej słuszność zupełną, podawałem półmiski, które wiedziałem, że lubiła najbardziej, nazywała mnie swoim przybranym synem, i po drugiem daniu zaczynała zazwyczaj opowiadać mi skandaliczną historję dworu i miasta, nazywając osoby po imieniu i nazwisku, a tak głośno, że śmiałem się i truchlałem zarazem. Ale taką, jak była, w gruncie kochał ją mąż, miała wpływ nad nim, była bardzo oryginalną, i pomimo wszystkiego, co tak często i tak nierozważnie wygadywała o panującej wtenczas cesarzowej Elżbiecie, która wiedziała dobrze, co o niej mówiono, była przez cesarzowę traktowaną najlepiej. Ale trzeba powiedzieć czytelnikowi, jaką była sama cesarzowa Elżbieta. Po śmierci Piotra W., za krótkich rządów Katarzyny I., która nie umiała pisać, córka jej Elżbieta podpisywała za matkę. Katarzyna miała zwyczaj posyłać ją dla podpisywania papierów wymagających cesarskiego podpisu, do przyległego z jej pokojem gabinetu, którego drzwi były otwarte. Elżbieta powiernicy swojej kazała wtenczas przewracać arkusze, a szelest kart papieru przekonywał Katarzynę, że córka jej zajętą była podpisywaniem; kiedy jednak po papiery przychodziła, nie znajdowała jej często, bo Elżbieta czas ten obracała na rozmaite schadzki, tak, że ją często z trudnością wyszukać przychodziło. Katarzyna I. nie była surową m atką; zresztą publiczne jej prawie i w wielkiej liczbie miłostki, połączone z nałogiem pijaństwa, któremu się oddawała, zostawiały wielką swobodę córkom, a rzetelną władzę Menżykowowi, tak dla zupełnej nieudolności panującej, jako też przez wdzięczność. Menżykow bowiem i arcybiskup Teofan zaświadczyli, iż Piotr I. koronując Katarzynę,“powiedział był, że przez to samo przeznacza ją na następcę po sobie. Zuchwalstwo dokonało reszty. Ale Piotr I. dalekim byl od żądania, aby Katarzyna panowała po nim, zwłaszcza od czasu, gdy odkrył romans jej z szambelanem Moens. — Na trzy tygodnie przed zgonem, skazał na śmierć tego Moensa, i nie poprzestał na tem , że go powiesić kazał, ale jeszcze cesarzowę sankami, jakby na przejażdżkę, około tej szubienicy obwoził. Wiem, że mnóstwo pisarzy, a między innymi Wolter, utrzymuje, iż Piotr I. znalazł w Katarzynie istotę wyższą nad jej płeć i nad wszystkich Rosjan, i jedynie zdolną dokończyć rozpoczęte przez niego dzieło; to jednak, co Menżykow utrzymywał fałszywie, co pochlebcy za życia Katarzyny I. potwierdzali, a upodobanie w rzeczach niezwykłych powtarzać lubiło, nie może przeszkodzić, aby to, co tutaj opowiadam, nie było rzetelną i najściślejszą prawdą; — pochodzi ona z nadto pewnego źródła. Pewien Rosjanin, znany powszechnie ze swej prawdomówności, mówił mi, że wie o tem od ojca swego, który dowodził jednym z pułków gwardji, przy śmierci Piotra I., iż cesarz sporządził był testament, i że ulubiony jego karzeł Lucas wiedział o miejscu, gdzie się ten testament znajdował. Ale Lucas zniknął w dniu śmierci Piotra, i odnaleziono go zaledwo w siedmnaście lat później, kiedy cesarzowa Elżbieta wstąpiwszy na tron, kazała go wyszukać i wrócić z Syberji. Prawdziwy ten testament zniszczonym został, a Menżykow panował pod imieniem Katarzyny I. Katarzyna I. zajmowała tron od 1725 do 1727 r . ; przybyłem do Rosji we 28 lat później, kiedy jeszcze żyło wielu naocznych świadków tej epoki, którzy bez własnego w tern interesu i bez zapału opowiadali mi te wypadki, a wszystkie, najdrobniejsze, słyszane od nich szczegóły zgadzały się najzupełniej z głównym przytoczonym tu faktem; kto mi go udzielił, domyśli się czytelnik. Gdy po śmierci Katarzyny I. Piotr II., wnuk Piotra W., został cesarzem, Dołhorukowie opanowali jego umysł i wysłali Menżykowa na Sybir; ale ich władza ustała ze śmiercią Piotra II., który umarł młodziutkim z ospy. Wypadek ten zdawał się powoływać na tron jednę z córek Piotra W ., starszą, księżniczkę Annę, lub młodszą Elżbietę. Ale pierwsza z mężem swoim była wtenczas w Holsztynie; Elżbieta, choć niezamężna, leżała właśnie w połogu, Rosja zaś i rząd jej ówczesny był taki, że chwila i śmiałość stanowiły o wszystkiem. Kilku panów i Dołhorukowie na ich czele, umyślili skorzystać z tej zręczności, aby utworzyć arystokrację. Ułożyli więc formułę przysięgi dla przyszłego monarchy, a ponieważ dzieci Iwana, starszego brata Piotra I., zmarłego jeszcze przed nim, mniej mogły mieć nadziei dostąpienia tronu, niż potomstwo Piotrowe, spodziewali się więc, że z niemi łatwiej im pójdzie. Księżna Meklemburgska, starsza córka cara Iwana, była wtenczas w Moskwie, i to zapewne było powodem, że ją od prawa następstwa usunięto. Młodsza, wdowa po księciu Kurlandji, mieszkała w Mitawie; posłano do niej, ofiarując niespodzianie cesarską koronę. Im mniej się jej spodziewała, tem łatwiej przystała na wszystko, czego żądano od niej. — Może też słówko Piotra, które przypominano sobie, przyczyniło się też do jej wyniesienia. Powiedział on raz tej księżniczce, którą cenił: żal seto ty ne malczyk; szkoda, żeś się nie urodziła chłopcem. Została ukoronowaną w Moskwie, złożywszy przysięgę, mocą której powoływała do wspólnictwa we władzy tych magnatów, którzy ją na tron wynieśli. Ale jeden z nich, książę Czerkaski po kilku tygodniach podał jej prośbę (w imieniu niby całego narodu) w której oświadczając, iż Rosja cała szczęśliwą być może jedynie pod rządem tak nieograniczonym, jak były rządy poprzedników Anny Iwanówny, błagał ją , aby z nikim nie dzieliła się swą władzą. Anna Iwanówna łatwo przekonać się dała, że to było żądaniem całej Rosji. Ogłosiła się panią jedyną, samowładną; nakazano w całem państwie składanie nowej przysięgi a w przeciągu dziesięcioletniego panowania Anny Iwanówny, tylu Dołhorukich i innych panów rosyjskich zginęło w okrutnych męczarniach, albo zostało wygnanych, że słusznie dziwić się można, iż jeszcze spotykają się w Rosji ludzie, noszący ich nazwiska. Rozumie się, że pod tem panowaniem grozy i najstraszniejszego despotyzmu, księżniczkę Elżbietę strzeżono zbliska. Najprzód myślano oddalić ją , wydając za mąż. Pewnem jest, że traktowano czas jakiś o tem, aby ją Ludwik XV. poślubił. — Tomasz Kulikan prosił później o jej rękę. Wszystkie te jednak projekta zaledwo były osnute, a widziano ją tak zajętą własnemi tylko przyjemnościami, że wcale nie myślano aby niebezpieczną być mogła. Po śmierci Anny, Biron pokazał testament, w którym poruczała mu ona regencję państwa, aż do pełnoletności w. księcia Iwana, syna Anny, księżny meklemburgskiej, córki starszej siostry cesarzowej Anny, zaślubionej Antoniemu Ulrychowi, księciu Brunświckiemu, młodszemu bratu panującego książęcia tego imienia , a starszemu tego sławnego księcia Ferdynanda, który z taką chwałą walczył przeciw Francji od 1758 do 1763 roku. Biron był regentem przez dwa zaledwo miesiące, a przez ten czas tak był zajęty zabezpieczeniem się od pretensji do regencji księżny Anny, matki małego Iwana, który miał tytuł cesarza, że w interesie własnym, uważał za korzystne, okazywać nieco przychylności i względów, tejże księżniczce Elżbiecie, którą tak źle traktował podczas rządów Anny. Powiadają nawet, że jej od siebie proponował poślubienie syna swego Piotra, dzisiejszego księcia Kurlandji. Ale wpośród tych wszystkich projektów, feldmarszałek Munich, bez żadnych wspólników, i z 18 tylko żołnierzami, którzy nie wiedzieli dokąd ich prowadzi, wywrócił regencję Birona, ogłosił regentką księżnę Annę, wkrótce potem przez zbytek dumy z nią się pokłócił, złożył swoje godności i urzęda, i już miał wyjeżdżać, kiedy drobniutka okoliczność wtrąciła go także w nieszczęście. Prosił był i otrzymał najzaszczytniejszą dymisją; Ostermann ułożył ją w formie panegiryku, byleby się go pozbyć co najprędzej; już była nawet podpisaną; ale Miinich widział patenta ozdobione portretami i trofeami; zachciało mu się, aby dymisja jego, też same nosiła ozdoby. Wiedział o zmowach na korzyść księżniczki Elżbiety, widział słabość i nieudolność rządów regentki, mniej zajmującój się interesami państwa, niż miłostkami swemi z hr. Lynar, ministrem saskim, i domową z książęciem, mę ’ żem swym kłótnią. Wiedział Miinich o tern wszystkiem i przepowiadał co się stało; a jednak odłożył 0 dwa dni swój wyjazd, aby jakiś turban turecki 1 gałązka lauru, mogła być domalowaną na jego dymisji. Kiedy malarz pracował nad spełnieniem tych jego życzeń, poseł francuzki la Chetardie, nalegał na Elżbietę, aby się zdecydowała zostać imperatorową, bo regentka była stronniczką Austrji. La Chetardie zaś będąc jednym ż amantów Elżbiety, spodziewał się w jej osobie zyskać dla Francji poparcie rosyjskiego państwa. Była ona zresztą, jedyną żyjącą córką Piotra W ., piękną, ujmującą dla Moskali wszelkiego stanu, hojną nawet (o ile na to pozwalały szczupłe naówczas jej dochody) dla licznych kochanków, którzy po większej części byli albo żołnierzami w gwardji, albo też członkami stanu duchownego. Massa narodu, barbarzyńska i przesądna, miała nienawiść do wszystkiego, co było,. lub zdawało się być niemieckiem, odkąd Biron i Miinich rządzili dłonią żelazną, pod imieniem cesarzowej i księżny Anny. Ta ostatnia sama urodziła się w Niemczech, mąż jej i uprzywilejowany kochanek, byli to Niemcy, dwór cały zdawał się być niemieckim. Sam kontrast posłużył Elżbiecie i zjednał jej stronników, bez wielkich nawet jej samej zabiegów; miękka z natury i bojaźliwa, odwlekała wykonanie zamiaru swych przyjaciół. — Księżna Anna regentka zasłyszała o tem i dopytywała ją sam a; Elżbieta pod przysięgą zaprzeczyła wszystkiemu; Anna udała że wierzy, ale w chwili kiedy rozmawiała z E lżbietą; Ostermann od czasu dymisji Municha, stojący na czele spraw publicznych, posłał po Lestocqua, chirurga Elżbiety, jej powiernika w stosunkach z la Chetardie, głównego doradcę i naczelną wszystkiego sprężynę. Człowiek ten urodzony w Niemczech, ale z rodziców francuzkich, wychodźców z ojczyzny, mianym był za F rancuza: śmiały i przebiegły, nie poszedł do Ostermanna, ale rzekł swojej pani, która mu opowiedziała rozmowę swą z regentką: „Trzeba się zdecydować zostać imperatorową, tej jeszcze nocy, inaczej jutro księżnę zamkną w klasztorze, a ja będę w koło wpleciony. Elżbieta upadała pod ciężarem przestrachu i niepewności, i wtenczas to, jak powiadają, uczyniła ślub, nie wydania żadnego wyroku na śmierć, gdyby dostąpiła tronu. Lestocq gwałtem prawie oderwał ją od klęcznika, wsadził na sanie, zawiózł do koszar, a ztamtąd do pałacu. Mtinich już nie dowodził, a więc i nie czuwał w cale; Ostermann zdolny do pracy gabinetowej, nie mięszał się wcale do wojska, które nie lubiło głównego dowódzcy swojego, a męża regentki; tak, że przededniem Elżbieta została cesarzową z takąż łatwością, jak Anna nie wiele przed tem, regentką. Wierna swojemu ślubowi, nie odjęła życia tym których usunęła od władzy, ale Municha zesłała tam właśnie, dokąd był wygnał Birona; Ostermana lżejsze spotkało wygnanie; księżnę Annę, jej męża i syna odwieziono zrazu do Rygi, jakby dla odesłania za granicę, ale po kilku miesiącach, syn został zamknięty w Schluselburgu, zkąd już wyjść nie miał; matkę osadzono w okolicach Moskwy, gdzie jeszcze nowych doczekała dzieci, a po jej śmierci nie wiedziano zgoła, co się stało z jej mężem. W rok później, dwie damy najwyższego towarzystwa, pani Bestużewa, bratowa kanclerza tego nazwiska, którego Elżbieta wróciła z Syberji, i pani Eopuchinowa, knutowane były publicznie, i ucięto im na rusztowaniu języki; samego Lestocqa wysłano wkrótce na Sybir. Przytaczano mi rozmaite pobudki takiej srogości, na ogół jednak, przypisywano ją nieoględnym gawędom. Jakkolwiek bądź, po krwawych rządach Anny Iwanówny, panowanie Elżbiety wydało się Rosyanom być panowaniem samej łagodności. Rozmaite drobne zajścia, wywołane zazdrością kobiecą, posuwaną u niej nieraz do niesłychanego stopnia, były powodem dotkliwych udręczeń, niełaski, utraty majątku, dla bardzo wielu osób, ale nikt ich przynajmniej nie przypłacił życiem, kiedy Wielką Elżbietę angielską oskarżają o zamordowanie krewnej swej królowej, dla tego, że była od niej piękniejszą. W twarzy Elżbiety rosyjskiej, poznawano rysy jej ojca, jak je przedstawia zdjęta z natury maska z wosku przechowywana w akademji petersburgskiej, z tą różnicą, że u Piotra I. wielkość rysów odpowiadała rozmiarowi twarzy, kiedy u córki jego przeciwnie, wszystkie rysy, wyjąwszy oczu, uchodzić mogły za drobne, na twarzy, zdającej się być tem większą, że górna część czoła tak była spłaszczoną, iż włosy rość zaczynały na samym prawie wierzchu głowy. Włosy miała rudawe, przestrzeń od ramion do bryklu ogromną; pomimo tych niedostatków, była to kobieta, która podobać się mogła, i istotnie często się podobała. — Oko miała wielkie i piękne; nos mały, usta drobniutkie; płeć białą, ręce tak delikatne i najpiękniejszych kształtów, że się wierzyć nie chciało, aby do tak ogromnej osoby należeć mogły. Pomimo swój tuszy, chodziła lekko i jeździła konno, a sam widziałem ją tańczącą menueta ze szlachetnością i wdziękiem . — Ubierała się i trefiła swe w łosy (zwłaszcza w dni dworskie) w sposób jej samej właściwy, który przyczyniał się jeszcze do otoczenia jej pewnym czarem , dzięki któremu, była istotnie, tak pod fizycznym, jako też i pod moralnym względem, najokazalszą na swym dworze postacią. Najlepiej się wydawała en face; mniej korzystnie w profilu. Przypatrując się jej z boku, nie można było bez zdziwienia widzieć nadzwyczajnej wypukłości jej czoła i piersi. Najbardziej ulubionym z jej wszystkich kochanków, w chwili wstąpienia na tron, był śpiewak z jej kaplicy, Ukrainiec rodem; powiadają, że przed wyjazdem z domu tego wieczora, kiedy miała zostać imperatorową, zamknęła go na klucz, a to dla tego, aby nie był wystawionym na żadne niebezpieczeństwo. Po wstąpieniu na tron, okryła go orderami, zrobiła feldmarszałkiem, pojęła sekretnie za męża, a choć mu później licznych dała wspólników, nie mniej dla tego w wielkiej czci i poszanowaniu utrzymała go przy sobie do końca. Nazywano go hr. A lexym G regoryczem Razumowskim. Był to człowiek o szerokich ramionach, postawy ociężałej, rysów pięknych, które jak cała pow ierzchowność jego, zdradzały istotę moralną, dobrą, łagodną, leniwą do zbytku, ale nie pozbawioną bynajmniej objęcia i rozsądku. Probowano nieraz ostrzegać go o nowych upodobaniach cesarzowej. Odpowiadał wtenczas (jeżeli odpowiadać raczył): „Pozwólcież jej bawić się!“ a kiedy mu donoszono o niewiernościach rozmaitych kochanków Elżbiety, zdawał się nieraz już być o tem uwiadomiony; nikomu jednak nigdy nie zaszkodził. Raz tylko wpadł w gniew do tego stopnia, że dobywszy kordelasa, chciał nim przeszyć hr. Piotra Szuwałowa, pełniącego wówczas obowiązek szambelana, bo mu się zdało, że ten go chce u drzwi zatrzymać, kiedy myślił, że cesarzowa w gabinecie swym romansuje z hr. Paninem, którego widziano później na stanowisku pierwszego ministra w Rosji. — Piotr Szuwałów uciekł; Razumowski kordelas nazad do pochew włożył. Dworacy myślili że był zgubiony; on spokojnie wrócił do swego mieszkania, z którego ruszyć się ani żadnych kroków u cesarzowej przedsiębrać nie chciał, pomimo nalegania przyjaciół. Po dwóch dniach, cesarzowa przyszła sama do niego, prowadząc za czuprynę Szuwałowa, który na klęczkach przychodził prosić go o przebaczenie. „Przebaczam ci, jak Chrystus Pan przebaczył swoim nieprzyjaciołom rzekł Razumowski, i pokój znowu powrócił do cesarskiego pałacu. Przez cały ciąg panowania Elżbiety, tyleż było praktyk religijnych co umizgów na dworze petersburgskim. Pościła i wszystkim kazała pościć surowo. Co do Panina, ponieważ zasnął u drzwi kąpieli cesarzowej, zamiast wejść do niej, jak się spodziewała, Elżbieta skończywszy kąpiel, kazała nie budzić Panina, a oświadczyć mu tylko, jak się sam ocknie, że mianowany został posłem do Szwecji, zkąd też wrócił zaledwo po latach czternastu, kiedy go zrobiono nauczycielem i dozorcą w. księcia Pawła Piotrowicza. — Wezwano z Ukrainy młodszego brata hr. Aleksego Razumowskiego, chcąc aby i on także z wyniesienia się jego skorzystał. Ten był słuszny, piękny i silny, miał wtenczas lat ośmnaście. Zaczęto go uczyć czytać, a ponieważ w lenistwie nie ustępował bratu więc się na brzuchu kładł w ogrodzie, dla wyuczenia się abecadła. Kiedy już troszkę pisać umiał, wysłano go do Berlina, gdzie nauczyciel jego Tieptow, zaraził się sam chorobą, od której powinien był strzedz ucznia, tak , że i ten został masonem, ku wielkiemu zgorszeniu prawowiernych Moskali, którzy donieśli o tem Cesarzowej; ta kazała mu wrócić do Rosji, w chwili, kiedy się do Francji wybierał. Kilka miesięcy spędzonych w Berlinie, wystarczyło mu do obeznania się z językiem francuzkim daleko dokładniej , niż to się zdarza jego współziomkom, i do wyuczenia się tysiąca francuzkich i włoskich piosenek, któremi śliczny głos jego i wesołe usposobienie, posługiwały się później przez całe życie. Zrobiono go hetmanem kozaków ze stopniem feldmarszałka, dowódzcą gwardji izmajłowskiej, i nareszcie prezesem akademji. — Sam żartował z ostatniej tej godności, a kiedy mu Elżbieta poruczyła główne dowództwo nad armią, w wojnie, przeciw królowi pruskiemu, zapytał cesarzowę: „Ażali postanowiła koniecznie zgubić swoje wojsko?“ Oryginalny, wesoły i dobry towarzysz, zabawnym był niewypowiedzianie, ale na podobieństwa słonia, którego miał niejako postawę, siłę i powolność. Bardzo osobiście przywiązany do cesarzowej dzisiejszej, K atarzyny II., miał odwagę sprzeciwiać się jej w rzeczy niezmiernie delikatnej, i z niemałem narażeniem się osobistem, bo myślił, że w tej rzeczy godność całego państwra narażoną była. Jest to człowiek w Rosji, z którym najbliższe łączyły mnie stosunki, i dla którego najwięcej zachowałem przyjaźni. Jakkolwiek powolny we wszystkiem, nie był on jednak tak obojętnym, jak brat jego, na wyniesieniu Iwana Iwanowicza Szuwałowa, (którego znalazłem u szczytu wziętości) brata stryjecznego P io tra , który z pazia został był niedawno szambelanem, i którego kanclerz Bestużew nazywał panem de Pompadour. Bestużew chciał namówić Elżbietę, aby małżeństwo swoje z Razumowskim ogłosiła publicznie, a to dla dania Rosji pochodzących od niej dziedziców tronu. miał w tem cel podwójny: naprzód zjednać sobie wdzięczność wszechwładnego wtenczas Razumowskiego, a potem usunąć od tronu księcia holsztyńskiego, którego osobiste przymioty nic pomyślnego nie rokowały dla państwa i którego urodzenie, jako syna starszej córki Piotra I., mogło stać się powodem nowych rewolucij. Ale cesarzowa nie usłuchała śmiałej rady wielkiego kanclerza, czy dla braku odwagi, czy też z uczucia sprawiedliwości, przyznając w duszy, że tron należał się jej siestrzanowi. Ponieważ jednak nie chciała, aby objął rządy za jej życia, więc to się zapewne stało powodem złego wychowania jakie mu dała, najgorszego otoczenia w ja kiem żył, i podejrzliwości, jakiej względem niego pozbyć się nigdy nie m ogła, pomimo uczucia pogardy, ja k ą w niej musiał obudzać. Babka jego była siostrą Karola XII., matka córką P iotra I., a jednak był to tchórz, pasibrzuch, i tak pocieszna figura, że widząc go, nie podobnem było nie powiedzieć sobie w duszy: „oto prawdziwy arlechino finto principe Trzeba przypuszczać, że mamka jego i najpierwsi nauczyciele, musieli być Prusakam i, albo też byli zaprzedani królowi pruskiemu, bo od samego dzieciństwa tak ą miał cześć i miłość nieograniczoną a zarazem śmieszną dla tego monarchy,, że ta namiętność (bo było to w nim prawdziwą namiętnością) była powodem królowi pruskiemu do powiedzenia: „Jestem jego Dulcyneą; nigdy mnie nie widział, a rozkochał się we mnie jak Don Quichot.“ miał od 12 do 13 lat, kiedy go Elżbieta sprowadziła do Rosji, kazała mu przyjąć greckie wyznanie i ogłosiła swoim następcą. Zachował jednak zawsze wyraźną skłonność do wyznania luterskiego, w którem się urodził, obok wysokiego bardzo wyobrażenia o swojem państwie holsztyńskiem i o jego armii, na czele której wyobrażał sobie że walczył i zwyciężał nie wiedzieć ile razy, i którą miał za wyższą, bez porównania od armii rosyjskiej. Powiedział raz Esterhazemu, posłowi austrjackiemu przy dworze Elżbiety: „Jak możecie spodziewać się odnieść jakie nad królem pruskim korzyści, mając wojska gorsze od armii holsztyńskiej, która , przyznać to muszę, ustępuje o wiele wojskom króla pruskiego? A w paroksyzmie zwierzeń serdecznych, jakich mi nie szczędził, odezwał się raz do mnie: „Patrz jednak, jak jestem nieszczęśliwy! Miałem wejść do służby króla pruskiego; służyłbym mu z całej duszy i ze wszystkich sił moich, i mogę sobie obiecywać, że w tej chwili miałbym * Według świadectwa Herrmanna (Gresch. des Russischen Staats.), zapisał się potajemnie do służby pruskiej, w 1756 r. i liczył się w niej pułkownikiem. już pułk, ze stopniem jenerałmajora, może nawet jenerał porucznika, a tymczasem nic z tego — sprowadzili mnie tutaj, żeby zrobić wielkim księciem, tego przeklętego kraju“ i dalej wygadywał na Moskali, w sposób nizki i gminny, jaki mu był właściwym, a jednak nieraz bardzo zabawnie, bo mu nie zbywało na pewnym rodzaju dowcipu; nie był on głupcem, ale szaleńcem, a że napijać się lubił, więc to do reszty przyćmiewało niewielki jego rozum. Przy nałogowym paleniu fajki, z postacią szczupłą i nikłą, ubrany najczęściej w mundur holsztyński, a jeżeli w suknie cywilne, to zawsze śmieszne i najgorszego gatunku, wyglądał na małego oficerka garnizonu, albo na błazna z teatru włoskiego. Takim był domniemany dziedzic, jakiego sobie wybrała Elżbieta. Był ciągłym przedmiotem żartów, przyszłych poddanych swoich, czasem smutnych przepowiedni, jakie o jego przyszłości robili, stałą zaś przyczyną nieszczęścia swej żony, która albo cierpieć z jego powodu, albo się wstydzić za niego musiała. Zawsze mięszał w swej głowie to, co słyszał o zmarłym królu pruskim, z wyobrażeniem jakie sobie o panującym dzisiaj utworzył. Uważał więc za ubliżenie dla niego kiedy mówiono, że książki przekładał nad fajkę, a nawet sam wiersze pisał. — Otóż wielka księżna, jak tyle innych, nie znosiła zapachu tytoniu, a bardzo Dziad Fryderyka Wielkiego, ten, którego Jerzy II. nazywał królem kapralem. lubiła czytać; był to pierwszy powód niechęci męża do niej. Prócz tego, przekonana wtenczas, że kanclerz Bestużew najlepiej ocenił prawdziwe interesa Rosji, nie była stronniczką pruskiego system atu, nie mogła zwłaszcza podzielać bałwochwalstwa męża dla króla pruskiego, ani przesadzonych jego pojęć o potędze Holsztynu. Podejrzywał on ją wtenczas, że skłaniała się do myśli Bestużewa, który radził, aby w. książę zrzekł się całkiem Holsztynu, lękając się aby ten, nie stał się Hanowerem dla Rosji, jak się wyrażał mając na myśli przypisywane Jerzemu II. gorętsze daleko zajmowanie się interesem Hanoweru niż Anglii. Nie byłem bynajmniej stronnikiem Prus, ale mówiłem po niemiecku, umiałem zastosować się do tonu rozmowy w. księcia i potrafiłem podobać mu się o tyle, że sam mnie zaprosił, abym dni parę spędził u niego w Oranienbaum, z hr. H ornem , Szwedem, przybyłem do Rosji w 1756 roku. Ten Horn należał do stronnictwa czapek, które wielki poniosło uszczerbek przez wykrycie spisku, na czele którego stał hr. Brahe. Dowiedziano się o jego planie, stracił przytomność, i zginął na rusztowaniu. Horn potrzegł prędko, że pomimo słów współczucia dla jego nieszczęsnych stra conych w Szwecji rodaków, pomimo bardzo uprzejmego osobiście przyjęcia, dwór rosyjski niczego nie zrobi dla jego stronnictwa, na którego czele stał Adolf król Holsztynu, którego nie lubiono w Petersburgu, pomimo blizkiego z w. księciem pokrewieństwa, bo go uważano za zależnego zupełnie od żony, siostry króla pruskiego, kobiety, której namiętności i lekkość udarem niały zupełnie jej wyższe zdolności. Zresztą, polityka rosyjska, wychodząc z zasady, że Szwecja tem mniej niebezpieczną okaże się dla sąsiadów, im bardziej król będzie w niej skrępowany, usuwała wszystko, co mogło przyczynić się w tym kraju, do rozszerzenia władzy królewskiej. Przewidywano w Rosji, że dwór szwedzki wcześniej lub później, opuści stronnictwo czapek, a przychyli się na stronę partji trancuzkiej, zwanej partją kapeluszy, od której oddaliły go drobne, osobiste niechęci królowej. Dziecinna prawie zależność, w jakiej cesarzowa utrzym ywała siostrzeńca, była powodem, że musiał prosić o formalne pozwolenia przyjęcia mnie i Horna w Oranienbaum. Im czułem się szczęśliwym, ze spędzenia tam tych dwóch d n i, tern bardziej byłem wystawiony na czujność utrzymywanych przez cesarzowę, na młodym dworze szpiegów. Nigdy nie miałem większej łatwości zbliżenia się do w. księżny i pojenia się w towarzystwie wdziękiem jej rozmowy: rozm o«a ta, między innemi, toczyła się raz o pamiętnikach tak zwanej Grande Mademoiselle, i o umieszczonych na ich końcu portretach. To było powodem żem mój własny napisał, który w. księżna mieć zażądała. Umieszczam go tutaj takim , ja k był napisany wtenczas 1756 r. Odczytałem go znowu w 1760r. i dodałem wtenczas kilka wierszy, noszących tę datę. W dalszym ciągu tych pamiętników, wyznam szczerze czytelnikowi, jakie zmiany lata i okoliczności zaprowadziły w tym wizerunku, o tyle przynajmniej, o ile jest danóm człowiekowi znać siebie samego. „Naczytawszy się rozmaitych portretów , ochota mię wzięła napisać swój własny. Byłbym zadowolniony z mojej postaci, gdybym był o jeden cal wyższy, miał nogę kształtniejszą, nos mniej orli, biodra niższe, wzrok bystrzejszy i bardziej widne zęby. Nie dla tego abym m yślił, że przy takich zmianach stałbym się bardzo pięknym, lecz że nie pragnąłbym niczego więcej, bo sądzę, że mam twarz szlachetną i bardzo znaczącą, ruchy doborowego towarzystwa, i całe ułożenie wyróżniające mnie dosyć od innych, abym wszędzie był zauważany. Z powodu krótkiego wzroku, wydaję się jednak często ponurym i zakłopotanym ; ale to nie trw a nad chwilę, a gdy raz minie, miewam prędzej zbyt śmiałą i zaufaną w sobie postawę. Staranne wychowanie jakie odebrałem , pomaga mi do osłonięcia niedostatków mojej powierzchowności i umysłu, i do korzystania nadm iar naw et, z ich zalet i przymiotów. Mogę bez wysilenia należeć do każdej rozmowy, lecz nie zawsze i nie na długo zdołam nią kierować, chyba że ją głównie podsyca uczucie, lub żywe we mnie od natury zamiłowanie wszystkiego, co tylko ma związek ze sztuką. Z łatwością dostrzegam we wszystkiem fałszu i śmieszności, równie jak wad ludzi i często zbyt skwapliwie daję im to uczuć. Mam w stręt nieprzezwyciężony do złego towarzystwa. W ielki. zaród lenistwa nie dozwolił mi rozwinąć, jakbym mógł, zdolności moich i wiedzy. Kiedy pracuję, to jakby z natchnienia. Robię wiele, lub nic zgoła. W prowadzeniu ta k zwanych interesów, przez zbyteczną, szczerość, gorliwość i pośpiech, często popełniam omyłki. Osądzę trafnie każdą sprawę, dostrzegę słabych stron projektu i omyłek w jego wykonaniu, ale sam potrzebuję jeszcze rady i wędzidła, abym ich także nie popełnił. Nadzwyczaj wrażliwy, a bardziej dostępny uczuciu smutku niżeli radości, łatwobym zbytecznie mógł oddać się sm utkowi, gdybym nie nosił w głębi serca przeczucia niezmiernego w przyszłości szczęścia. Z urodzenia obdarzony rozległą i palącą am bicją, w ideach reformy, chwały i pożytku ojczyzny, znalazłem prawdziwą osnowę mojego życia i wszystkich czynności. Zdało mi się, że nie jestem stworzony dla kobiet; pierwsze zawiązane z niemi stosunki przypisywałem niejakiej przypadkowej, wyłącznej zgodności. Nareszcie poznałem miłość, i kocbam z taką nam iętnością, że gdybym miał doznać zawodu, byłbym najnieszczęśliwszym z ludzi, i czuję, że do wszystkiegobym się zniechęcił. — Obowiązki przyjaźni są dla mnie św ięte, i posuwam je bardzo daleko. Chociażby przyjaciel względem mnie zaw inił, nie masz rzeczy, jakiejbym uczynić nie był gotów, byle z nim nie zerwać, i długo po doznanej od niego obrazie pamiętam, żem mu wiele winien. — Sądzę, że jestem bardzo dobrym przyjacielem. Prawda, że ścisłych przyjaciół mam bardzo nie wielu, choć nieskończenie wdzięczen jestem za każdy rodzaj oddanej mi usługi. Skory w dostrzeżeniu wad bliźniego, uniewinniam je łatwo, dla tej uwagi, którą mi nieraz uczynić przychodziło: że mając się nawet za bardzo cnotliwych, bylebyśmy się z sobą obrachowali bezstronnie, znajdziemy zawsze w sobie samych upokarzające powinowactwa z wielkiemi zbrodniam i, którym może tylko silnej nie dostawało pokusy, aby się rozw inęły, gdybyśmy się bardzo na straży przeciw nim nie mieli. — Lubię być hojnym, nienawidzę skępstwa, ale też nie najlepiej umiem rządzić tern, co posiadam. Powierzonej mi tajemnicy dochowuję nierównie skrupulatniej niż swojej własnej. Jestem bardzo litościwy. — Tak lubię być kochanym i chwalonym , że gdyby obawa śmieszności i znajomość świata nie nauczyły mnie powściągać się w tym względzie, stałbym się nadzwyczajnie próżnym. Zresztą, nie kłam ię z zasady i przez w stręt wrodzony do wszelkiego fałszu. Nie jestem wcale tak zwanym pobożnisiem; ale śmiem twierdzić, że miłuję Boga, i zwracam się często do Niego, w tern błogiem przekonaniu, że On lubi nam dobrze czynić, kiedy Go o to prosimy. Jestem tak szczęśliwy, że kocham jeszcze ojca i matkę nie tylko z obowiązku, ale i ze skłonności serca. — Powziętego w pierwszej chwili uniesienia zamiaru zemsty nie byłbym w stanie wykonać w rzeczywistości; zdaje mi się, że myśl taka ustąpiłaby we mnie zawsze przed uczuciem litości. Przebaczam często, raczej przez leniwą słabość niż przez wspaniałomyślność, i lękam się, aby taż sama przyczyna nie stała się później powodem niewykonania wielu moich zamiarów. Rozmyślam chętnie, i dosyć mam wyobraźni, abym się w samotności nie nudził bez książek, zwłaszcza od czasu, gdy kocham (1756). „Dodać muszę teraz, że chcę długo jednej i tej samej rzeczy , i że postrzegłem, iż od czasu, jakem przeżył trzy lata wśród ludzi obm ierzłych, którzy mi strasznie cierpieć kazali, stałem się sam mniej zdolnym do nienawiści. Nie wiem, czy dla tego, że się już pewna miara żółci u mnie w yczerpała, czy te ż , że zdaje mi się zaw sze, iż gorsze już rzeczy widziałem. Gdybym kiedy miał być szczęśliwym, pragnąłbym widzieć wszystkich szczęśliwymi także, aby mi nikt mojego szczęścia nie zazdrościł. (1760). Co do moich rysów, zdaje mi się, że najpodobniejszym jest portret malowany przez Bacciarellego, w stroju koronacyjnym, znajdujący się na zamku warszawskim, w tak zwanej marmurowej sali. Pobyt mój w Oranienbaum posłużył także do zbliżenia Williamsa do w. księżny, co połączone z oznakami przyjaźni i z pomocą pieniężną, udzielaną jej wtenczas przez króla angielskiego, przyczyniło się, nie mało do przychylności, ja k ą K atarzyna II. dość stale później zachowywała dla Anglji, co nieraz uczuć się dało Francji, pomimo głębokiego wrażenia, jakie na umyśle Katarzyny zrobiła historja Ludwika XIY. Wrażenie to ocenić nie raz miałem zręczność, i nie sądzę, abym się mylił utrzym ując, że myśl współubiegania się o sławę Ludwika XIV. i jakby współzawodnictwa z nim, opanowawszy umysł Katarzyny II., stała się prawdziwą pobudką wielu jej działań i projektów. Upodobaniem, jakićm się zupełnie różniła od Ludwika XIV., było zamiłowanie czytania, czego on wcale nie lubił. Miałem przyjemność pierwszy dać poznać w. księżnie Dziewicę Orleańską Woltera. Williainsowi zdarzało się często słyszeć o tym utworze z prawdziwóm zachwyceniem mówiące osoby, które je widziały w rękopiśmie, podczas tych długich la t, przez które musiało to dzieło pozostać w ukryciu z powodu stra I sznych gróźb, jakiemi kardynał Fleury zagroził autorowi, jeżeliby kiedy poważył się je ogłosić. Trwoga, ja k ą one przejęły Woltera, a której pozbyć się nie mógłjeszcze we 13 czy 14 lat po śmierci kardynała, ustąpiła nareszcie przed rodzicielską miłością, która w tym czasie wypuściła na wolność to ukochane jego dziecię. — Kończyliśmy właśnie smutny nasz obiad z Williamsem, który nie mógł się pocieszyć po świeżćm zdobyciu Mahonu przez marszałka Richelieu, kiedy przyszła ta książka w liście mojego ojca. Ogłosiłem mu ten wypadek jak zwycięztwo; krzyknął z ra dości; zaraz czytać zacząłem, a zachwycenie moje było tak wielkie, żem nie położył książki, pókim jej całej jednym tchem nie przebiegł, siedząc aż do dziewiątej wieczorem. Bawiłem tym sposobem, pocieszałem mojego przyjaciela Williamsa, służyłem mu jak mogłem ; on pierwej był moim nauczycielem, ja teraz w zamian stałem mu się pomocnym. Kiedy choroba i rozmaite okoliczności coraz bardziej oddalać go od świata zaczęły, moje stosunki i znajomości rozszerzały się przeciwnie z dniem każdym. Zaczynałem mówić nie źle po rosyjsku; a ponieważ dotąd mało podróżujących cudzoziemców trud ten zadawało sobie, więc mi to miano za zasługę, i dzięki temu przyjmowany byłem w niejednym domu, do którego inaczej nie miałbym wstępu. Zresztą, skorzystałem ze zrobionego wtenczas spostrzeżenia, o którego trafności nieraz potem przekonać się miałem zręczność. — Wielkie tajemnice nie wypowiadają się nigdy przed północą. Niejeden człowiek zamknięty w sobie i ściśle zapięty nad rankiem, kiedym się z nim przez cały dzień popieścił, bawiąc go i nie pokazując wcale, że go chcę wybadać, sam się dobrowolnie pod wieczór roztw ierał jak kwiat Jerycho, między godziną pierwszą a drugą po północy bywał całkiem otwarty, a przed wschodem słońca zam ykał się znowu. Słońce z tajem nicą nie chodzi w parze, i dla tego daleko więcej dowiadywałem się od Moskali zim ą, niżeli w czasie ich lata, kiedy mają sześć tygodni bez nocy. Mogłem czuwać wtenczas, ile mi było potrzeba; tak to zdrowie i młodość dobre są wszędzie. — Takim sposobem mogłem uwiadomić Williamsa o wielu rzeczach, którychby nigdy bezemnie nie wiedział. Udało mi się nawet szczęśliwie podać raz m yśl, o wniesienie której na radę cesarzowej chodziło bardzo Williamsowi. W ystępujący z nią wnioskodawca w dobrej wierze był przekonanym, że myśl ta do niego samego należy, tak rozmawiając z nim, przekonałem go o wysokiej jego osobistej wartości. Wśród tych zachodów dostałem wietrznej ospy.— Nie małem to było dla Williamsa zmartwieniem. Nietylko pozbawionym był przez to czynnych usług moich, ale jeszcze najlżejsze podejrzenie ospy oddzielało pd dworu przez całych dni 40 wszystkich mieszkańców dotkniętego nią domu. Do najbardziej godnych uwagi rysów panowania Katarzyny II. należy ten, że pierwsza w całem swem państwie odważyła się, mając lat 40, kazać zaszczepić sobie ospę, i zaledwo po dokonaniu tego aktu odwagi i patryotyzmu, zaszczepiła ją własnemu synowi, poczem ten zwyczaj stał się powszechnym w Rosji. Elżbieta nie przypuszczała wcale, aby to było możebnem, a nawet dozwolonem. Przesądne wyobrażenia powstawały także przeciw szczepieniu; trzeba więc było wszelkiemi sposobami tłumaczyć moją chorobę, ażeby Williams nie dostał się do kwarantanny, i nie stracił stosunków niezbędnych dla poselstwa. Wyzdrowiałem prędko, ale pierwej otrzymałem odwiedziny, które mnie ze wszystkich najbardziej pochlebiać musiały, chociaż tak się obawiałem ich skutków, że wbrew istotnie mojej woli spotkała mnie ta radość. Im bardziej te odwiedziny zwiększyły przywiązanie moje, tem boleśniejszą stała mi się konieczność wyjazdu. Rodzice moi chcieli, abym był posłem na obecnym sejmie, a nie umiałem być nieposłusznym ich rozkazom. W. księżna gwałt sobie zadała, aby przyzwolić na to, wszakże z myślą nie tylko zapewnienia mi powrotu, ale nawet wyjednania dla mnie mniej zależnego stanowiska w Petersburgu, któreby mi przystęp do niej publicznie otwierało. Powiedziałem wyżej, jakim sposobem Bestużew stał się wykonnwcą tej woli w. księżny.* Chcąc mnie zapewnić o dobrej swojej wierze, przysłał mi przez zaufanego sekretarza swego Kanzlera, list swój do hr. Brühla, który tenże Kanzler po przeczytaniu, pieczęcią w. kanclerza zapieczętował przy mnie. Przypadek zdarzył, że hr. Esterhazy, poseł austryacki, będąc dnia tego z wizytą u Williamsa, zechciał odwiedzić mnie także w mojem mieszkaniu. Przez nieostrożność zapomniałem był drzwi na klucz zamknąć, Esterhazy wszedłszy, spotkał u mnie Kanclera i to ugruntowało w nim (jak mi sam opowiadał później, stawszy się przyjacielem moim) podejrzenie o moich z w. księżną stosunkach. Wtenczas zapewne posłużyło tylko do wzmocnienia w publiczności, a więc i w około Elżbiety pojęć, jakie o mnie mieć zaczynała. Jakkolwiek bądź wyjechałem na początku Sierpnia, w towarzystwie tegoż samego hrabiego Horna, o którym wspomniałem wyżej. Nie pamiętam już dla jakich interemw zmuszonym był on wracać do Szwecji przez Iłygę. Stanęliśmy tam w jednym domu, i nazajutrz po naszym przyjeździe byłem w pokoju Horna, kiedy mi powiedziano, źe jakiś oficer chce mnie widzieć. Kazałem go prosić. Wszedł malutki człowiek, w najpokorniejszej postawie, trzymając w ręku roztwarte pudełko, w którem świeciły brylanty i starał się jakiś wyjąkać komplement, którego zrozumieć nie mogłem, póki mi nie oddał listów, podkanclrzego Woroncowa i szambelana Iwana Iwanowicza Szuwałowa, ówczesnego faworyta Elżbiety, uwiadamiając mnie, że cesarzowa zaszczyca mię podarunkiem, który wspomniany oficer, wręczyć mi jest obowiązany. Przytaczam tu wszystkie drobnostki, aby pokazać, że nie zaszła żadna, najmniejsza nawet okoliczność, któraby mnie zaniepokoić, a tern mniej przestraszyć mogła; tymczasem niechętni mi, wmówili Elżbiecie, żem się był przeląkł niezmiernie na widok oficera rosyjskiego, zkąd naturalnie wnieśli, że miałem słuszne powody do strachu , i to było przyczyną, że cesarzowa mówiąc o mnie, powiedziała: znajed koszka czyje miaso jeta (wie kot czyjem karmił się mięsem). Odpowiedziałem na obydwa listy, ja k byłem powinien, dziękując za tę pochlebną oznakę, którą nie miano wtenczas zwyczaju szafować względem osób, nie przyobleczonych charakterem publicznym. — Z tem większym żalem rozstałem się później z moim przyjacielem Hornem, że zdawał mi się być wystawionym na wielkie niebezpieczeństwa, z powodu stanu, w jakim się znajdował kraj jego, i stronnictwo, do którego należał; z pociechą dowiedziałem się później, że mu się nic nie stało. — Udałem się do tej części Inflant, która wtenczas była jeszcze polską, i najpierwej do znajomego mi tam Borcha, wówczas podkomorzego województwa, a później wielkiego kanclerza, mieszkającego w majętności Warklanach. Pojechałem z nim do Dyneburga, gdzie według prawa, odbyć się miały sejmiki, na których mniej liczna, ale w ogólności zamożniejsza i bardziej okrzesana niż na innych sejmikach szlachta, ujętą była tem, żem osobiście prosić ją o wota przyjechał, czego nie było przykładu od dawna, ze strony żadnego z mieszkańców nie tylko Korony, ale nawet Litwy. Bez trudności obrany posłem, pospieszyłem do Warszawy przez Wilno. W ostatniem z tych miast znalazłem podskarbiego W. Ks. Lit. Fleminga, pełniącego obowiązki marszałka trybunału, nie tylko sprawiedliwie i sumiennie, ale w sposób, który mu jednał szacunek i miłość całej tej prowincji. Było to tem bardziej godne zastanowienia, że Fleming porywczy, nieraz grubiański, a dziwaczny aż do przesady, mówiący źle po polsku, zdający się nie pojmować innej zabawy nad małą groszową grę w karty, wyrażający się jak skąpiec, umiał jednak obok opinji człowieka sprawiedliwego, zjednać sobie znaczną popularność wtenczas, a był lubiony nawet za dąsania się swoje, pełne zawsze humoru i rozweselające drugich; był zaś jeszcze użytecznym krajowi, dając z siebie przykład dobrego gospodarowania, w czem go dosyć naśladowano wówczas. — Usłużny nieraz dla tych, którzy mu się podobać umieli, mnie bardzo lubił w tej porze, bo go broniłem , a jeszcze bardziej dla tego, że mi się jego oryginalność i koncepta podobały. Uciążliwy dla każdego obowiązek marszałka trybunału, musiał nim być podwójnie dla Fleminga, który spędziwszy młodość swą we Francji, zawsze między nami wyglądał na cudzoziemca, i którego wszystkie zajęcia i upodobania zdawały się być wbrew przeciwnemi pracom tego rodzaju. Podjął się marszałkowstwa, dla podniesienia na Litwie stronnictwa ks. Czartoryskiego, wielkiego kanclerza litewskiego, którego dwa razy był zięciem, a jeszcze bardziej dla powstrzymania wyuzdanych prawdziwie gwałtów, jakich się dopuszczali stronnicy radziwiłłowskiego domu, zwłaszcza od czasu, gdy syn wielkiego hetmana i wojewody wileńskiego, którego wizerunek starałem się określić w yżej, sam w sposób zupełnie gorszący sprawował urząd marszałka trybunału. To co się wtenczas działo w Litwie, przypomina stan Szkocji przed jej przyłączeniem do Anglji. Ale chwilowe dobro, jakie przyniosło roczne zaledwo urzędowanie Fleminga, po którem nastał znowu całkiem Iładziwiłłowski try bunał, z nowemi nadużyciami, gorszemi jeszcze od poprzednich, wzmocnił tylko przekonanie o konieczności reformy, któraby nie była chwilową. Skutki tego zobaczymy w dalszym ciągu tych pamiętników. Ale jakież było zadziwienie moje, gdy przyjechawszy do Warszawy w końcu Sierpnia 1756 r.. dowiedziałem się, że król pruski wypowiedział wojnę, i już króla naszego, Augusta III., elektora saskiego, z całem jego wojskiem trzymał w oblężeniu, w obozie pod Struppen? Ponieważ ten wypadek odroczył przyjazd królewski do Polski aż po za termin prawem dla sejmu przeznaczony, sejm więc w tym roku nie miał miejsca. Jakże żałowałem, żem opuścił Petersburg, dla szukania aż w Dyneburgu godności poselskiej, która na niczóm spełznąć miała! Jakiegoż doznawałem niepokoju, widząc wszystko do tego stopnia zmienione, żem nie mógł już najmniejszej mieć nadziei wrócenia do Petersburga jako przyjaciel, a przynajmniej jako polityczny przyjaciel Williamsa! a jednak najpierwszem mojćm pragnieniem, najgorętszem jakiegom kiedykolwiek doznawał, było powrócić do Petersburga. Trzeba więc było starać się o powrót tam z poleceniem króla polskiego, dla popierania jego interesów i wyjednanie m u pomocy przeciw królowi pruskiemu. A ileż przy tem było przeszkód do zwalczenia! Rodzina moja źle była widzianą u dworu, od początku sprawy ostrogskiej. Na to nieprzyjazne usposobienie odpowiadałem, pokazując naglący list Bestużewa, który dawał poznać Bruhlowi, jak mogłem stać się użyteczny dworowi saskiemu. Ale Brühl sam musiał walczyć z zawziętością przeciw wszystkiemu, co było po mojej stronie, zięcia swego Mniszcha i całej połowy Polski, która z nim trzymała, a którą obawiał się zrazić, bardzo niedawno zjednawszy ją sobie. Nadto, król według prawa nie mógł mianować posła bez Senatus consilium, a zdawało się niebezpiecznem zwoływać te rady senatu w chwili, kiedy wstrząśnienie wywołane w całej Europie przez króla pruskiego, dawało się czuć i w Polsce. Prócz tego, najlepiej nawet usposobione Senatus consilium nie mogło mnie upoważnić do prowadzenia interesów saskich, chyba, gdyby stany Rzeczypospolitej wcześnie zebrane na sejmie, albo skonfederowane, oświadczyły pierwej, że w sprawach saskich chcą działać wspólnie ze swym królem; a naród polski od podobnego postanowienia niezmiernie był dalekim. Jedyny więc pozostawał środek, aby król, jako elektor saski, mianował mnie posłem swoim w Petersburgu, ponieważ wolno było elektorowi posługiwać się ludźmi wszelkiej narodowości, Polak zaś każdy miał prawo służyć u zagranicznych monarchów. Tenże sam August III. po śmierci Karola XI. mianował był ojca mojego posłem swoim w Paryżu. Nie występował on tam w charakterze publicznym, ale był akredytowanym przez gabinet saski. Zdecydowano się zatem użyć tego środka. Zdawało się jednak rodzinie mojej, iż dla nadania większego znaczenia temu poselstwu, należało udzielić mi pod pieczęcią W. Ks. Litewskiego instrukcji, odnoszących się do jakichkolwiek bądź spraw między Polską a Rosyą .— Wuj mój, kanclerz, wziął na siebie uprawnienie tego kroku. Pozostawało jeszcze wynaleść środki na opędzenie wydatków tego poselstwa. August III. w nieszczęśliwem naówczas położeniu swojem, pozbawiony wszelkich dochodów w Saksonji, na zaspokojenie najpierwszych potrzeb życia, miał tylko dochody z królewszczyzn w Polsce; nie zostawało mu nic na koszta mojej legacji. Zresztą, dwór dał mi wyraźnie do zrozumienia, że jeżeli spodziewał się korzyści z moich usług, to znowu przez samo poruczenie tej misji już mnie obdarzał. Od jednej więc rodziny otrzymać mogłem to, bez Czego nie podobna mi było podjąć się poselstwa. Napotkałem tu wielkie trudności. Ojciec mój wprawdzie życzył dla mnie tego poselstwa; ale matka, k tó ra niezawodnie pragnęła i powodzenia i wyniesienia się mojego, wTalczyć w tym razie musiała ze skrupułami religijnemi. Ponieważ ojciec żądał tego stanowczo, ustąpiła więc nareszcie, nie bez trwogi jednak macierzyńskiego serca, nie tylko szczerze pobożnego, ale przewidującego nawet wszystkie niebezpieczeństwa i szkopuły, na jakie miał być wystawionym ten jej syn ukochany. Książe wojewoda ru sk i, przyczynił się bardzo do ostatecznego postanowienia rodziców w tej m ierze; przekładał im , jakiego znaczenia to poselstwo doda rodzinie, której on był głową, a pomogła mi u tego wuja córka jego, poślubiona księciu Lubomirskiemu, wówczas strażnikowi, a później wielkiemu marszałkowi koronnemu. Mówiłem już o niej w pierwszej części tych pamiętników. Po ośmnastu miesiącach niebytności, znalazłem ją dojrzalszą, milszą i daleko czynniejszą niż była. Tkliwa pomoc, jak ą mi okazała w tenczas, skuteczne jej starania w celu dopomożenia, abym mógł wrócić do innej, bom tego pragnął gorąco, napełniły mnie tak żywą dla niej wdzięcznością, dały mi w niej poznać tak dobrą osobę, żem uczuł dla niej rodzaj przyjaźni, jakiej dla żadnej dotąd nic doświadczałem kobiety. A ta kobieta była nadzwyczaj ładną i przyjemną pod każdym względem; nie miała jeszcze lat dwudziestu; cały świat ją pożądał, a nikomu dotąd wyłącznych nie okazała względów. Zdawało się co dzień i w każdej chwili, że była jednego ze mną zdania, o rzeczach i ludziach, o książkach i najmniejszych drobiazgach; jakimkolwiek był przedmiot rozmowy, poważny czy żartobliwy, zawsze sądziła i wyrażała się o nim jak j a , chociażbyśmy pierwej o nim z sobą nie mówili. Ujm ująca, jak nigdy kobieta bardziej nią być nie umiała, i ujmująca w sposób, który wtenczas zupełną był z jej strony wspaniałomyślnością, zdawała się oddychać tylko chęcią oddania usługi. — Ona to mnie wyprawiała, ale tak nieskończenie byłem jej za to wdzięczen, że od chwili powtórnego wyjazdu m ojego do Petersburga, nie mogłem sam przed sobą zdać sprawy, czy nie popełniam dla niej przeniewierstwa. Co wiem z pewnością to, że jej obraz i uczucie jakie obudzała we m nie, znajdowało się zawsze w mem sercu, jeżeli nie obok, to tuż po za uczuciem, jakie miałem dla w. księżny. Za jej w olą, a za pośrednictwem Bestużewa , otrzymałem na kilka dni przed wyjazdem z W arszawy, błękitną wstęgę orderu polskiego. — Nareszcie, 13. G rudnia 1756 r. wyjechałem w towarzystwie Ogrodzkiego, który prawdziwie nieocenionym stał się dla mnie. Wychowany po wyjściu z uniwersytetu krakowskiego, w domu mojego ojca, towarzyszył mu w podróżach po Francji, zostawiony potem przez niego przy braciach moich w H olandji, podzielał nauki, jakie oni pobierali u Kauderbacha, następnie jako rządzca kancelarji kanclerza Załuskiego, bywał z nim często w Dreźnie, co było powodem, że później pracował w gabinecie saskim. Z gruntowniejszą od zwykłej u nas znajomością nauk klasycznych, historji przyrodzonej i literatury francuzkiój, łączył nabytą u dworu wprawę do interesów publicznych, w rzeczach krajowych posiadał rzadką znajomość i biegłość. Można było o nim powiedzieć, że nie tylko znał prawie wszystkich Polaków i Litwinów z twarzy i z imienia, ale że miał dokładną wiadomość o ich interesach, przygodach i stosunkach. Prócz tego, pracowity, ścisły, tajemnicę zachować umiejący, skromny, cierpliwy, spokojny, a do mojego domu tak serdecznie przywiązany, że za obowiązek sumienia poczytywał dla siebie, kochać mnie, i być o ile możności użytecznym, i czuwać nademną ja k stróż wierny, nie przybierając nigdy tonu pedagoga. Takim był człowiek, jakiego na żądanie moje dano mi jako sekretarza poselstwa. Przybywszy 27. Grudnia do Rygi, zabawiłem tam dni trzy, aby nie odmówić zaproszeniu na bal, który feld marszałek Apraxin dawał w dniu urodzin cesarzowej Elżbiety. Musiałem starać się podobać temu człowiekowi. Dowodził on arm ią, która przybierała się walczyć za mojego pana, a w ..kanclerz Bestużew powierzył mu to dowództwo. Znałem go w czasie pierwszej podróży mojej jako człowieka, który przechwalał się z tego, że był jednym z deńszczyków Piotra W ., ale który nie mógł przytoczyć ani jednego czynu, ani jednej rzeczywistej zasługi, dającej mu prawo do podobnego dowództwa, bo też dostało mu się ono jedynie w skutek długoletniej służby i nabytego przez nią tak zwanego prawa starszeństwa. Pierwszym po nim w tej arm ji był tenże sam je nerał Lieven, który w 1749 r. odprowadził wojska rosyjskie z Niemiec. — Ale najczynniejszym w korpusie człowiekiem, był waleczny jenerał Piotr Tanin, który jako jenerał służbowy (general de jour) wszystko sam robił za Apraxina, znajdując pomimo to dość czasu na stałe bardzo, jak utrzymywano, zaloty do feldmarszałkowej Apraxin. Przybywszy do Petersburga 3. Stycznia 1757 r., otrzymałem posłuchanie 11. tegoż miesiąca. Mowa jak ą miałem do cesarzowej, była mową młodego człowieka, który nie przewidując, że się ona może dostać do gazet, sili się jedynie na wyrażenie z całą mocą celu swojego poselstwa, korzystając z tej może jedynej zręczności mówienia o tem z monarchinią, na dworze której przyjęty ceremoniał nie pozwalał ministrowi drugiego rzędu, mówić z nią osobiście o interesach przez cały czas trwania poselstwa. Oto jest ta mowa: „Mając zaszczt, przemawiać do Waszej Cesarskiej Mości, w imieniu J . K. M. Króla polskiego, spełniam jego rozkazy z uczuciem wiernego poddanego i gorliwego patrjoty, zapewniając W. C. M„ że przyjaźń P ana mojego i oddanie się narodu dla świętej osoby W. C. M. tak są stałe i niezmienne w chwili obecnej, jak były rzetelnemi zawsze, co poświadcza list królewski, który mam zaszczyt złożyć W. C. Mości. „Sprawiedliwość przewodnicząca radom W. C. M. i interes Jej państwa, przemawiają zarówno za królem , panem m oim , a przeciw zuchwałemu najezdcy państw jego dziedzicznych. „Takich za sobą mając rzeczników, już dobrzebym sobie tuszyć powinien o skutku ważnego poselstwa, jakiem zaszczycony zostałem przy osobie Monarchini, zakładającej najwyższą swą chwałę w szczęściu poddanych i w pomocy udzielanej niewinnym, gdybyś nawet W. C. Mość nie była jeszcze zdania swego wypowiedziała w tej rzeczy. Lecz Europę uwiadomiły już o tem reskrypta, w których z uwielbieniem poznano córkę Piotra W. „D la tego też, głównym obowiązkiem, jaki na mnie wkłada instrukcja moja, a śmierri to powiedzieć, najbardziej pochlebnym dla wspaniałomyślnego serca W. C. Mości, jest wynurzenie jej w najsilniejszych i najbardziej dobitnych wyrazach, uczucia wiecznej i niewygasłej wdzięczności, ja k ą serce Króla, pana mojego, przejętem jest dla W. C. Mości. „Wypowiedziałaś, Najjaśniejsza Pani, słuszne obu 237 rżenie swoje . na panującego, którego duma grozi całej Europie nieszczęściami, jakiemi teraz dotkniętą jest Saksonia. Przyrzekłaś się ich pomścić. Nic dla Cesarzowej Rosyjskiej niepodobnem nie je st; ale kiedy Cesarzowa Elżbieta zapowiada przedsięwzięcie jakie, staje się ono nie tylko możebnem, ale irezaw odnem ; i król pan mój ujrzy pewno wrócone sobie państwo swoje, ponieważ tak ą jest wola W. C. Mości. „Nie będę silił się na odmalowanie przed oczami W. C. M. straszliwego obrazu państwa najechanego wśród najgłębszego pokoju, z pogwałceniem zaprzysiężonych traktatów ; króla, któremu oświadczając się z przyjaźnią, pozostawiono tylko śm ierć, albo hańbę do wyboru; rodziny królewskiój doprowadzonej do ostateczności, wystawionej na najstraszniejsze obelgi kapitulacji niedotrzymanej i oficerom i żołnierzom, których wierność sama jużby na innym nieprzyjacielu wymogła była szacunek; kraju nareszcie, który obce żołnierstwo posiada, napełnia i niszczy od czterech już miesięcy. „Nie będę, powiadam, silił się na przedstawienie w nowych barw ach, aż nadto znanych faktów ; ale przekonany jestem, że litościwe serce W. C. M. głęboko wzruszone być musi, na sam ą myśl, że doba każda, powiększa niedolę nieszczęśliwej Sakson i, i że, co nie mniej jest prawdziwym, każden miesiąc, każden tydzień zwłoki, zwiększa potęgę króla pruskiego. Siły jakie znaleść potrafił w 1745 roku po klęskach 1744 r. przekonywają widocznie, że jest on hydrą, którą, raz pokonawszy, natychm iast całkiem zgnieść trzeba. „Opór jaki spotkał w Czechach, zadziwia go, ale do W. C. M. należy, zadać mu cios stanowczy. Gdy oddalenie innych m ocarstw, nie dozwala prędszego z ich przygotow ań, spodziewać się sk u tk u , zdaje się być zadaniem W. C. M. podając dłoń ratunku uciśnionemu sprzymierzeńcowi, przekonać świat cały, że dla Niej, chcieć i wykonać, to jedno; i że nic nie jest w stanie wstrzymać armię rosyjską, którą sprawiedliwość prowadzi do chwały. „Oby nieba głosowi mojemu udzieliły daru przekonania, a wszystkie życzenia moje spełnione zostaną, jeśli potrafię odpowiedzieć wyborowi, jakim mnie pan mój zaszczycić raczył, zasługując postępowaniem mojem podczas pobytu na dworze W. C. M. na łaskawe względy, jakiem i W. C. M. raczyłaś tak wspaniałomyślnie zaszczycić mnie w chwili mojego ztąd odjazdu. Wdzięczność moja zanadto przepełnia uczucie uszanowania, abym śmiał dłużej ubierać ją w słowa, pozostaje mi więc tylko, złożyć W. C. M. hołd najgłębszego uwielbienia. Jakakolwiek była ta mowa, wywarła jednak dobry skutek, bo nieoględna śmiałość popłaca. Cesarzowa słyszała zawsze oklepane tylko komplementa, wypowiadane zazwyczaj przez ludzi nie przywykłych do mówienia publicznie, ta k że często wyrazów nawet rozumieć nie mogła. Przyjemnie jej było, słyszeć z ust cudzoziemca rzeczy pochlebne, wypowiedziane głosem pełnym, i z ogniem, bo mówiący przejęty był swoim przedmiotem ; było to zaś tem przyjemniejsze, iż w sobie samej już była przekonaną, że król pruski nie dobrą miał sprawę. Kazała więc wyraźnie, aby tę mowę wydrukowano. Gdy ją w Warszawie odczytano, rodzina moja ganiła bardzo wyrażenie hydry, lękając się zemsty króla pruskiego. Ale ten, zobaczywszy mowę moją, powiedział tylko: „Chciałbym , żeby mówił prawdę, i żeby w miarę głów ściętych, odrastały mi nowe.“ Były to słowa prawdziwie wyższego człowieka, który za nadto zajęty był rzeczą, aby się troszczyć o frazesa. Między wizytami, które z urzędu na wstępie oddać musiałem, była wizyta u Williamsa. Nie mogę jeszcze bez wzruszenia wspomnieć słów, które mi wtenczas powiedział: „Kocham cię i miłuję jak dziecko, którem wychował, pamiętaj o tem , pełniąc twe obowiązki; wyrzekłbym się w tobie ucznia mojego, gdybyś przez przyjaźń dla mnie, uczynił krok najmniejszy, popełnił najlżejszą nieroztropność, któraby szkodę przynieść mogła, powierzonej ci teraz sprawie.“ W ierny byłem tej nauce; jakkolwiek mnie to bolało, nie miałem z nim żadnych stosunków , i nie widziałem go ani razu pryw atnie, aż póki w rok później odwołanym nie został. Kozpocząłem więc moje poselstwo z najlepszą nadzieją rychłego skutku, opartą na pismach i słowach ministrów rosyjskich, spełniających w tem rozkazy cesarzowej. Jednakże nic nie było powolniejszego a w gruncie nawet niedorzeczniejszego, nad działanie wojsk rosyjskich w tej wojnie. Wiedziano w publiczności, że w. książę nabił sobie głowę królem p ruskim , że Bestużew był całkiem oddany w. księżnie, że Apraxin był kreaturą Bestużewa, a że ja byłem uczniem Williamsa. Wnoszono ztąd, że tajne rozkazy Bestużewa krzyżowały żądania Elżbiety, a jednak przypuszczenia te zupełnie były mylne. — Bestużew, z systematu swego stronnik Austrji, przez samo nawyknieme szkodzenia królowi pruskiemu, doszedł do nienawidzenia go w duszy, a przyczyniała się jeszcze do wzmocnienia w nim tego uczucia ta okoliczność, że król pruski starał się jego zgubić, a nie mogąc go przekupić, źle o nim wyrażał się w drukowanych swych wierszach. Apraxin chciał najszczerzej spełnić, żądania i widoki swego protektora, a był do i tego najgoręcej zachęcany przez w. księżnę, jak o tem przekonamy się niżej. Ja przepełniony byłem uczu [ ciem mego obowiązku, a do tego zdawało mi się, że służę ojczyźnie zarówno jak elektorowi saskiemu, pracując nad zgubą króla pruskiego. Zupełna niezdolność r i słabość Apraxina, dochodząca aż do głupoty, była więc jedyną przyczną całego dziwacznego znajdowania się wojsk rosyjskich podczas kampanji 1757 roku. Dla wielkiej otyłości z trudnością dosiadał on konia ; wstawał późno, bo baraszkował noc prawie całą, nie mogąc zazwyczaj zasnąć, aż póki dwóch albo trzech grenadjerów, jeden po drugim , nie ochrzypło opowiadając mu koleją, na całe gardło, rozmaite bajki o strachach i upiorach, a tak głośno, że z wielkiem zdziwieniem słyszano ich doskonale w znacznej od namiotu jenerała odległości, chociaż, według przepisów, cichość największa powinna była panować w obozie. Były to codzienne p rak ty k i, bo między ludem i żołnierstwem rosyjskiem byli jeszcze wtenczas bajarze z profesji, podobni do tych, którzy w kawiarniach tu reckich rozweselają milczące próżniactwo Muzułmanów. Zresztą, przebudzenie się Apraxina nie było takiem, jak .ocknienie się Vendoma, o którem zaraz dowiadywał się nieprzyjaciel. — Apraxin o niczern zgoła nie wiedział, do tego stopnia, że 20. Sierpnia 1757 r., w dzień bitwy pod Jagerudorff, walka już się oddawna toczyła, kiedy on jeszcze myślał, że jest w pochodzie; tak był zmięszany, dowiedziawszy się, że to była bitwa, iż nie umiał, aż do końca, wydać żadnego rozkazu, a tak go zadziwiła wiadomość o zwycięztwie, iż nie potrafił wymyślić nic innego nad rozkaz odwrotu nazajutrz po szczęśliwie ukończonej bitwie, w tej samej chwili, kiedy m agistrat w Królewcu wybierał od siebie deputowanych, mających mu oddać klucze miasta. Klęska Prusaków była zupełną, dzięki jednej z tych dziwnych kombinacij, które nazywają przypadkiem, a które od czasu do czasu pokazują najzręczniejszym i najbardziej zarozumiałym, że i oni niczćm więcej nie są , jak narzędziem w ręku Przedwiecznego, który obraca nimi według swojej woli. Dowiedzionym jest, że Prusacy w dniu tym bili się walecznie; feldmarszałek Lehwald uchodził za je dnego z najbieglejszych jenerałów pruskich; tymczacem jenerałowie rosyjscy nie wydawali żadnych rozkazów; niektórzy z nich narażali się własną osobą i poginęli; żołnierze sami dokonali wszystkiego; wiedzieli, że powinni strzelać póki m ają ładunki, i nie uciekać; otóż, pilnując się tylko tych dwóch przepisów, tyle Prusaków położyli trupem, że Lehwald ujrzał się zmuszonym plac boju w ich ręku zostawić. Apraxin wysłał do Petersburga, z wiadomością o zwycięztwie, hr. P iotra Panina, a nieobecność tego jenerała, odważnego, zdolnego i wiernego, oddała Apraxina w ręce tych, którzy, korzystając z jego nieudolności, wmówili m u, iż posuwając się naprzód, ogłodzilby swoją armię. — Podejrzewano jenerał Liewena, który w tern wojsku pierwszy był stopniem po A praxinie, że, będąc przekupiony przez króla pruskiego, podał feldmarszałkowi myśl tego odwrotu, ale cale życie Liewena zanadto było szlachetne i godne, aby się godziło zostawiać bez dowodów plamę taką na jego pamięci. Ktokolwiek zresztą był twórcą tego pomysłu, dosyć, że Apraxin, wrócił nazad na Żmudź, jak gdyby był pobity, a niszczył po drodze kraj nieprzyjacielski, ja k gdyby vbył ścigany. Dwory wiedeński i wersalski krzyknęły na zdradę; warszawski uskarżał s :ę tylko, że przyrzeczona Saksonji pomoc nazad się cofała. Cesarzowa Elżbieta posłała jenerała Fermora na zastępcę Apraxina, którego aresztować kazała ; popchnęli ją do tego nieprzyjaciele Bestużewa i w. księżny, myśląc, że tym sposobem nasycą swą przeciw nim niechęć, ale jakież było ich zdumienie, gdy w papierach Apraxina znaleziono listy w. księżny, zalecające m u , aby szybko i energicznie przeciw królowi pruskiemu działał. To na czas jakiś wybawiło Bestużewa, i wróciło pokój domowi cesarskiemu. Po tśm , co tu opowiedziałem, zbytecznem byłoby zastanawiać się szczegółowo nad wszystkiemi zabiegam i, jakie czyniłem, i przytaczać noty, jakie podawałem przez cały czas mojego poselstwa, chcąc przyśpieszyć i urzeczywistnić to , co tyle razy przyrzeczonśm było mojemu panu; odpowiedzi zawsze bywały pomyślne, ale zakorzenione wady dworu i całej administracji odwlekały nieskończenie ich wykonanie, sprawiając, że skutek nigdy nie odpowiadał środkom. August III. pozbawionym był prawie w zupełności dochodów z elektorstwa przez cały siedmioletni przeciąg tej straszliwej wojny. Jeżeli zwykłe w tym czasie dochody Saksonji wynosiły 9 milionów talarów, to z pewnością twierdzić można, że król pruski, za pomocą rozmaitych poborów, wybierał je przynajmniej w trójnasób. Siedm razy 9 czyni 63; 3 razy 63 da nam 189 i to jest ilość milionów talarów, jakie Saksonja zapłaciła królowi pruskiemu. Dzięki tym summom i 700.000 funtów szterlingów rocznych subsydij, wypłacanych przez Anglję, mógł jeden elektor brandeburgski opierać się przez lat siedm, połączonym usiłowaniom Austrji, Francji, Rosji i Szwecji, co zdawało się być rzeczą niepodobn i. Do tego co powiedziałem, dodać jeszcze należy nieobrachowane korzyści, jakie mu przynosiło bicie monety ze stemplem innego monarchy (czego sobie król pruski pierwszy między panującymi pozwalał). Nie poprzestając na biciu monety z popiersiem Augusta III. w mennicach, jakie znalazł w Saksonji, kazał te stemple podrobić u siebie, w Prusach, i stopniowo tak zniżał wartość bitej u siebie monety, że ta w końcu nie miała istotnie i trzeciej części przypisywanego jej szaczunku. Ponieważ zaś głównym teatrem tej wojny była Saksonja, i król pruski kupował w niej z bronią w ręku to, czego raczył nie brać darmo, a więc wydawał istotnie zaledwo trzecią część tego , co nominalnie płacił. Ale nie jednej tylko Saksonji przez to zaszkodził; Polska zarówno nad tem ucierpiała, a stało się to następującym sposobem: Traktat welawski do wszystkich korzyści, jakie dom brandeburgski posiadał w Prusach wschodnich, dodał tę jeszcze, że oba państwa obowiązały się odtąd stopę monety wspólnie ustanawiać. Nigdy to zachowanem nie było; panujący z domu brandeburgskiego poprzestawali na tern, że bili własnowolnie monetę noszącą znaki i nazwiska polskie, a której wartość wewnętrzna miała odpowiadać tvnfom i szóstakom polskim; moneta ta więc kursowała w Polsce na równi z krajową. Ponieważ od przeszłego wieku nie bito już srebrnej monety w Polsce, żydzi zaś wpadli na myśl szukania zysku, wykupując za oberznięte dukaty dawną monetę Jana Kazimierza i Jana III., dał się więc uczuć w kraju, w połowie panowania Augusta III., wielki niedostatek monety srebrnej a nawet i miedzianych, co zrodziło u króla myśl przywłaszczenia sobie prawa, jakiego używał król pruski, jako książę brandeburgski. Istniała wprawdzie dawna ustawa, zabraniająca królowi otwierać mennicę w Polsce, bez zezwolenia sejmu; ale ponieważ utrwalone było przekonanie, że żaden sejm z powodu liberum veto do skutku przyjść nie może, więc zdało się Augustowi III., że można dla dobra kraju obejść tę ustawę, i bić w Saksonji tynfy i szóstaki polskie według stopy Jana Kazimierza i Jana III., które powoli zaczęłyby w kraju kursować, jak inna zagraniczna moneta. Wprawdzie oskarżono wkrótce tych , którzy bili tę monetę w Saksonji, o zniżenie nieco jej stopy; ale w istocie ubytek wartości (jeżeli nawet miał miejsce) był tak drobny, że czuć się nie dawał, a wygoda z mienia monety wynagradzała tę stratę. — Pod pozorem więc bicia dalej tych saskich, a także swoich własnych, pruskich szóstaków i tynfów, udało się królowi polskiemu wprowadzić do Polski blisko sta milionów sztuk takiej monety, pierwej, niżeli większość narodu, uprzedzona na jego korzyść, przypuścić zechciała, aby sfałszowane być mogły. — W chodziła ta moneta w wielkiej ilości, a więc szybko do kraju , bo Polska dla króla pruskiego była magazynem, w którym kupował zboże, konie, bydło, saletrę, nawet grube płótno i sukna, jednem słowem wszystko, czego tylko potrzebował. Szląsk i inne posiadłości króla pruskiego wystawione były wtenczas na tyle najazdów i rabunków w czasie wojny, że Polska nawet w dostarczaniu dwóch ostatnich tu wymienionych artykułów zastąpić Szląsk musiała. Przekonawszy się nareszcie o niskiej wartości tej pruskiej monety, Polacy podnieśli cenę produktów swoich; ale stopa monety zniżała się ciągle coraz bardziej, i zawsze pewien przeciąg czasu upływał, zanim się postrzeżono, na zwiększonem oszukaństw ie, tak, że z końcem wrnjny 1763 r. liczono przeszło 200 milionów złotych tej fałszywej monety kursującej w Polsce. Żydzi Polscy, przezorniejsi w tym względzie od innych kraju mieszkańców, porozumieli się wkrótce z żydami pruskimi, w ręce których król pruski oddał był swoją monetę. Sławny Efraim grał tam główną rolę. Żydzi polscy tak byli wtenczas oddani królowi pruskiemu, że utrzymywali własną w całym kraju pocztę, od granic szląskich aż do Węgier, Turcji i Tartarji, która nie mało posłużyła do utrzymywania stosunków pruskich w tamtych krajach i w Polsce, do podnoszenia ducha stronników, do rozsiewania potrzebnych im wieści, odbierania dokładnych wskazówek o Rosji i Austrji, i oddawania rozmaitych tego rodzaju usług, których skutki z dniem każdym dawały się uczuć Augustowi III, a zaradzić temu nie mógł. Różne do tego były przyczyny. Szlachta od lat stu tyle wydała ustaw, mających jedynie na celu ubezpieczenie jej wolności, a raczej swawoli, i tak ścieśniła władzę królewską, że ta właściwie stała się żadną, szczególniej gdy chodziło o jakiekolwiek ścieśnienie lub zakaz, poza sesją sejmową. Słusznie zaś uważano za tego panowania dojście sejmu wolnego za rzecz niemożliwą. Droga konfederacji zdawała się Brühlowi zawsze niebezpiecznem lekarstwem , prowadzącem do rekonfederacji, a więc do wojny domowej, której tern bardziej lękał się wtenczas, że już wiedziano o usiłowaniach króla pruskiego wciągnięcia do wojny Turków i Tatarów ; gdyby się ci do niej wmięszali, nastąpiłoby to zapewne w Polsce, a wtenczas Rosja, zamiast się starać o oswobodzenie Saksonji, walczyłaby na naszej ziemi, obecność zaś wojsk rosyjskich u nas, już i tak niemile widziana, zwiększyłaby w takim razie jeszcze bardziej liczbę niechętnych królowi. Król zresztą z całym swoim dworem żył tylko z dochodów ekonomij królewskich w Polsce, przynoszących zaledwo trzysta tysięcy czerwonych złotych rocznie. Subsydja francuzkie obracane były na utrzymanie w Dreźnie królowej i licznej rodziny królewskiej i na opłacaire resztek saskiego wojska, pozostałych po kapitulacji wr Strnppen, albo też po uwolnieniu się ze służby pruskiej, połączonych z arm ią austrjacką lub francuzką. * W takiem to położeniu okropnem * Pułki dragonów, książąt Karola i Alberta, a także jenerała Sybilskiego i Willsdorfa, były saskie, król od lat znajdował się August III. dla tego, że nie chciał gwałtem zostać sprzymierzeńcem króla pruskiego. Był teściem Delfina, ojca Ludwika XVI.; żona jego była synowicą Marji Teresy, a córką starszego jej brata; wyniesienie swe na tron polski zawdzięczał Rosji, i nigdy nie zachwiał się w przywiązaniu swem do tego dworu. Król pruski zabrał mu Saksonję, dowodząc, że August III. umówił się z Austrją i Rosją o podział jego posiadłości. Zabrawszy archiwa drezdeńskie, wyciągał z nich co mu się podobało; a jednak nic więcej nie mógł przytoczyć, nad kilka wyjątków z depesz, które dowodziły tylko, że August III., ucierpiawszy bardzo wiele od króla pruskiego, i jako jego sprzymierzeniec w r. 1741, i jako sprzymierzeniec Marji Teresy w 1745, lękał się zawsze tego sąsiada i skarbił sobie przyjaźń Austrji i Rosji; pomimo to jednak wzbraniał się wejść w ielu trzymał je w ekonomiach, grodzieńskiej i Samborskiej, dlatego. aby korzystać mogły z taniego utrzymania się w tym kraju, a obecnością swoją przyczyniały się do powiększenia dochodu z tych ekonomij. Ściśle rzeczy biorąc , było to złamaniem pactuw conventów, które dozwalały utrzymywać tylko w Polsce 1200 ludzi gwardji saskiej, a wspomniane pułki liczyły ich przeszło 2000, ale, ponieważ dobre prowadzenie się tego wojska przekonywało codzień, że król złych zamiarów nie miał, więc tego zarzutu nie podnoszono nigdy. Te więc cztery pułki, jako nieobjęte kapitulacją w Struppen, pierwsze połączyły się z wojskiem austryjackiem, i jeden z nich, (pułk księcia Karola) przyczynił się znacznie do zwycięztwa pod Kollinem . (18. Czerwca 1757 roku. w jakiekolwiek zobowiązania zaczepne, do których go we wspomnianych depeszach starano się wciągnąć, składając się położeniem swojćm, które go na pierwszy ogeń nieprzyjaciela wystawiało. Król pruski opiera ł się głównie na następujących wyrazach, znalezionych w brulionie jednej z depesz sąskich: „Saksonja tylko wtenczas będzie mogła rozpocząć swą rolę, kiedy rycerz już będzie wysadzonym z siodła;, wcześniejsze wystąpienie naraziłoby ją tylko na niechybną zgubę.“ — Nie myślę roztrząsać tutaj, po czyjej stronie była słuszność i prawo w tej sławnej wojnie, ale była ona prawdziwie okropną dla Saksonji. Przyjaciele i wrogowie niszczyli ją naprzem ian; Drezno było bombardowane przez Prusaków i przez Austriaków, a ci ostatni, bez żadnej potrzeby, zniszczyli Z ittau, najbardziej rękodzielnicze miasto w całem elektorstwie. Obydwie strony oskarżały się o rabunki i okrucieństwa; król pruski spalił zamek królewski w Hubertsburgu, sprzedawszy pierwej jakiemuś żydowi znajdujące się w nim sprzęty i dach blaszany, wysadził w powietrze wspaniały salon w ogrodzie hr. Bruhla w Dreźnie; zniszczył dwa wiejskie pałacyki tegoż ministra, Pforten i Nischnir, ostatni w obecności swojej i własną ręką potłukł na grzbiecie odźwiernego lustro, które wierny ten sługa chciał uratować. — Król pruski ogłosił wtenczas, że to uczynił, mszcząc się za rabunki, jakich się dopuszczali Rosjanie w Prusach, a Austryacy w Charlottenburgu, kiedy tam byli weszli. Prócz tego, król pruski kazał wypuścić z więzień saskich stu okropnych zbrodniarzy, a między nimi, niejakiego Tanzwohla, sławnego rozbójnika; czterech takich złoczyńców złapanych w Czechach wyznało, że mieli rozkaz od króla pruskiego podpalać wszystko, coby tylko mogli; bardzo być może że skłamali, ale nie mniej dla tego dziwiło wszystkich, że byli wypuszczeni, tem bardziej, że król jednocześnie prawie uwolnił we własnem swem państwie drugiego rozbójnika , zwanego Kaeebier, i sam z nim przed wypuszczeniem rozmawiał. * Lud wiejski w Saksonji, okazywał się wprawdzie mniej przyjaznym dla Austrjaków niżeli dla Prusaków, w których karność mogła w istocie być ściślej zachowywaną, i którzy mieli rozkaz wmawiania ludowi saskiemu, że rząd miał zamiar narzucić im gwałtem katolicyzm, i że król pruski walczy w obronie wolności jego sumienia. Ale kupiectwo, szlachta, a nadewsźystko król, tyle ucierpieli od króla pruskiego, że samo przedstawienie tej całej niedoli zjednało Augustowi III. ogólne współczucie, które prawdopodobnie nie pozostałoby bezpłodnem, ze strony Austrji, Francji i Rosji, gdyby wypadki wojenne przyjaźniej dla nich wypadły. Obydwie cesarzowe w Marcu 1757 r. zgodziły się na oddanie mu jako wynagrodzenie Magdeburga z jego powiatem i całego obwodu Saali. Augustowi III. zdawało się, że tem bardziej ma prawo nie poprzestawać na tem , iż przypomniał sobie, że dwór wiedeński dnia 15. Maja 1745 r ., daleko mu więcej przyrzekał. Chciano spróbować czy się dwory sprzymierzone nie wytłumaczą jaśniej, i w tym celu kazano mi podać dworowi petersburgskiemu następujący memoryał: Rezonowany wykaz żądanego przez króla polskiego a elektora saskiego wynagrodzenia. „Gdy chwała wojsk Jej C esarsko-Królewskiej Mości, w spieranych sprzymierzonemi siłam i Francji, Rosji i Szwecji, zbliża z dniem każdym tę chwilę pożądaną, gdy i król pruski zmuszonym będzie prosić o pokój, który tak niesprawiedliwie zburzył, i przyjąć go pod warunkami, jakie mu nałożone zostaną; JKMść król polski i elektor saski, którego wierność raz przyjętem zobowiązaniom, uczyniła pierwszą wspólnego nieprzyciela ofiarą, zanadto głęboko jest przeświadczony o szczerej dla niego przyjaźni Wysokich Sprzym ierzeńców, i o tem, że wszelkiemi siłami starać się będą, zapewnić mu wynagrodzenie, odpowiednie nieobrachowanym stratom jakie poniósł i obelgom, na jakie godność jego osobista i cała królewska rodzina wystawione były; aby z całą ufnością przełożyć nie miał, ja k daleko posuwa pretence swoje do najezduika, jakiego mianowicie zadosyćuczynienia oczekuje zarówno, od oczywistej swej sprawy, jako też od dobrej przyjaźni Wysokich Sprzymierzeńców. „W tym celu i dla wczesnego, o ile podobna, obmyślenia i przygotowania warunków traktatu, który ma pozostać wiecznotrwałym pomnikiem mądrości i sprawiedliwości sprzymierzonych mocarstw, JKMść za stosowne uznał, kazać wypracować rezonowany wykaz, tak wszystkich pretensji jakie ma do króla pruskiego, jako też niektórych postanowień i środków, przy dzisiejszych okolicznościach niezbędnych, dla zabezpieczenia państw JKMści i utrzym ania pokoju w Niemczech. Aby wszystkie te punkta i każdy z nich z osobna, obejrzane w zaufaniu wspólnem przez ministrów JKMści i dworów sprzymierzonych, mogłyby być później między JKMścią i Wysokiem i Sprzymierzeńcami umówione, i nareszcie do powszechnego tra k ta tu pokoju wciągnięte, i JKMści przez wszystkie kontraktujące państwa zagwarantowane, z zachowaniem zwykłych w podobnych razach formalności. A rtykuły te są: „1. Aby król pruski obowiązanym był wrócić królowi polskiemu i elektorowi saskiemu, w naturze lub odpowiedniej wartości, całą artylerję, amunicję i sprzęt wojenny, jakiegoby nie był rodzaju, zabrany w arsenałach elektorstwa saskiego, t. j. w Dreźnie, Zeitz i Weissenfels, od 1. W rześnia 1756 r. „2. Aby wszelkie papiery, dokumenta i akta należące do gabinetu archiwów saskiego elektorskiego dom u, z naruszeniem wszelkiej przyzwoitości zabrane, zwrócone zostały przez króla pruskiego w zupełności, bez najmniejszego wyjątku i zatrzymania. „3. Aby wszystkie pułki: jazdy, piechoty i dragonów, również jak korpusy artylerji i inżynierów, rzemieślników i inne, pod jakiemkolwiek nazwaniem zostające, a należące dawniej do wojska saskiego i składające arrnję saską, jak ą była w obozie pod Pirną 1756 r., i w ogólności wszyscy poddani sascy, dobrowolnie lub gwałtem do wojska pruskiego wcieleni, na końcu tej wojny, a mianowicie kompanja kadetów ze szlachty, i cała szlachta saska, którą król pruski, depcąc wszystkie prawa monarsze z bezprzykładną nieludzkością, zmusił do walczenia przeciw prawemu swojemu królowi, wiernie JKMści powróceni zostali, ta k , aby żaden z nich, pod jakimkolwiek bądź pozorem i na jakimkolwiek bądź stopniu, nie był zmuszony pozostać w służbie króla pruskiego. „4. Aby Księstwo Magdeburgskie z całym okręgiem Saali, obwód Petersberg, wielkorządztwo Halberstadt ze wszystkiemi przy należnościami, część ziem hrabstw a Mansfeld zabrana na korzyść króla pruskiego, brandeburgska część hrabstwa Iłohenstein i adwokatu ra Quedlinburg, oderwane od Prus i oddane zostały królowo polskiemu a elektorowi saskiemu i jego następcom, jako posiadłości na wieczne czasy przyłączone i wcielone do elektorstwa saskiego. „Artykuł l ity traktatu zawartego w Osnabruck, przyznając elektorowi brandeburgskiemu Fryderykowi Wilhelmowi wynagrodzenie, uczynił to, rządząc się nawet wyraźną dla niego stronniczością, jedynie przez wzgląd na prawa jego do części Pomorza i do wyspy Rugen, i wywdzięczając mu się niejako za chęć, z jaką dla przyśpieszenia pokoju, odstąpił praw tych koronie szwedzkiej. Jeżeli panujący i mocarstwa biorące udział w traktacie westfalskim , tak szczodrze wynagrodziły elektorowi Fryderykowi Wilhelmowi poniesioną wtenczas dla dobra publicznego otiarę, to jakąż karę Wysocy Sprzymierzeni, gwarantujący ten traktat naznaczyć powinni Fryderykowi II., który złam ał jego postanowienia, w tak niesprawiedliwy sposób naruszając ustanowiony w Niemczech pokój. „Zauważać jeszcze należy, że zrzeczenie się przez dom Brandeburski praw do leżącego z tej strony Pomorza, które mu zjednało tak korzystne wynagrodzenie, nie przeszkodziło, aby toż sam o, odstąpione już Pomorze, w r. 1676 przez wojska pruskie zajęte nie było. i chociaż przez traktat zawarty w Niemwogen, 1679 r. na powrót oddane zostało, większa część jednak tej prowincji w 1715 r. znowu pod panowanie królów pruskich przeszła. „5. Aby z ziem i posiadłości przed tą wojną w Westfalii do króla pruskiego należących, wzięto przez zam ianę, lub innym jakim sposobem, za zgodą i ku większej wygodzie elektora Moguncji, część odpowiedną dla m iasta Erfurtu nad Gesą, i kraju otaczającego Eichsfeld w okolicach Wezy. Które to miasto Erfurt, z zależącemi od niego warowniami, Petersberg i Ciriaxburg, równie jak kraina Eichsfeld z dwoma miastami, Duderstadt i Heiligenstadt, były ustąpione królowi polskiemu i elektorowi saskiemu, dla wcielenia ich na wieczne czasy do elektorstwa. „Sąsiedztwo tych posiadłości z landgrafstwem Turyngii i wielkie ich oddalenie od innych prowincji elektorstwa Mogunckiego, czynią ten projekt zarówno dogodnym dla obu elektorów. Aby zaś rzeczona zamiana mogła być pożądaną dla wysokich sprzymierzonych, i przyczyniła się do wzmocnienia i utrzym ania zgody powszechnej, Jego królewska Mość, mając powody mniemać, że większa część zdobyczy uczynionych na królu pruskim w We.tfalji, mogłaby być przeznaczoną palatyńskiemu domowi Sultzbach, w zamian za to, coby się bezpośrednio, czy pośrednio, za pomocą zamiany lub indemnizacji odtrącić dało w celu wynagrodzenia Mogunckiego elektora, za odstąpione królowi polskiemu i elektorowi saskiemu ziemie i miasta, gotów byłby ze swój strony we własnem i swoich następców i sukcesorów im ieniu, w sposób najuroczystszy zrzec się praw wszelkich domu doktorskiego saskiego, do całego dziedzictwa księztw Julichu i Klewe, które to prawa wypływają naprzód z obietnicy danej elektorowi saskiemu w 1186 r. przez cesarza M aksymiliana, a potwierdzonej d. 8. Kwietnia 1526 r. podczas zamężcia Sybilli, córki Jana książęeia Klewe z elektorem Janem Fryderykiem i powtórnie udzielonej przez cesarza Ferdynanda 1, dnia 16. Maja 1641 r. po śmierci ostatniego księcia Klewe, następnie z inwestytury nadanej elektorowi Chrystyanowi II., przez cesarza Rudolfa, szczególniej zaś z pochodzenia od Sybilli, siostry Wilhelma książęcia Klewu, i ciotki ostatniego księcia, Jana Wilhelma. „Z tego powodu zauważać należy, że miasto Erfurt, niegdyś cesarskie, ale zostające pod opieką elektora saskiego, odebranem mu zostało w 1663 roku i przyłączonem do elektoratu Mogunckiego, z pomocą wojsk francuzkich, dzięki wyłącznej opiece, jak ą cesarz Leopold zaszczycał Anselma z Unnstadt, ówczesnego elektora Moguncji. Starożytne prawo elektorstwa saskiego do rzeczonego miasta Erfurt, przekładane było przy każdej okoliczności, a mianowicie na ostatnim kongresie w Akwizgranie, 1748 roku. „6. Aby posiadłości króla pruskiego, znajdujące się w niższej Luzaji, i objęte nazwaniem lenności czeskich, mianowicie: Cottbus, 1’eitz, Storckau, Beeskau i Sommerfeld , z należącemi do nich powiatami i księstwem Crossen i Zullichau w Szląsku, były również odjęte od posiadłości domu Brandburgskiego, i wcielone na zawsze do elektorstwa saskiego. „7. Aby traktat Drezdeński 1745 r. i późniejsza konwencja tycząca się sprawy Stcumi, zmienioną została i wszystkie jej postanowienia unieważnione i za nie byłe uznane. Aby więc w skutek tego, cała artylerja i wszystkie sprzęty wojenne, jakiegobądź rodzaju , zabrane w elektorstwie saskiem i w mieście Dreźnie w czasie najazdu, który poprzedził ów traktat 1745 r. oddane były Jego Królewskiej Mości, królowi polskiemu i elektorowi saskiem u, i aby mu również wypłaconą została summa miliona talarów ustanowiona i zawarowana III. artykułem rzeczonego trak tatu , a która wypłaconą być miała w czasie lipskiego ja r marku, podczas Wielkanocy 1746 roku, licząc ją z procentami po 5 od sta a rachując od 23. Grudnia 1745 roku. „8. Czy powodzenie obecne wojsk Jej Cesarsko Królewskiej Mości i wysokich sprzymierzeńców, przyprowadzą króla angielskiego i elektora hanowerskiego do sprawiedliwego ocenienia tego, co winien paktom braterstw a istniejącym między nim i elektorskim domem saskim, przyjętym na siebie mocą traktatu warszawskiego 1745 roku zobowiązaniom jedności i wzajemnej obrony, a także reskryptom cesarkim, i staną się powodem, że zrzecze się przyjętych względem burzyciela Spokojńości publicznej zobowiązań; czy też trzymając się do końca z uporną stałością króla pruskiego, czekać z nim razem będzie chwili, w której ostateczność go zmusi prosić o pokój. Jego K rólewska Mość król polski i elektor saski żąda stanowczo, aby w obu tych razach, wysocy sprzymierzeńcy, bacząc na niebezpieczeństwo, jakiem sprawie ogólnej groziło wystawienie obsenvaeyjnego korpusu pod wodzą księcia Cumberland, a zwłaszcza na stratę czasu, jak ą tenże korpus przyczynił skutecznemu działaniu armii wysłanej przez Jej CesarskoKrólewską Mość jako poręczycielkę westfalskiego traktatu na oswobodzenie elektorskich posiadłości, domagali się od króla angielskiego i elektora hanowerskiego, iżby summa trzech i pół milionów talarów pożyczona przez niego z prywatnej swojej szkatuły elektorowi saskiemu, całkowicie umorzoną została, ze wszystkiemi procentam i, jakieby do niej doliczone być mogły, i aby posiadłość Schleusingen oddana przez Jego Królewską Mość króla polskiego, elektorowi hanowerskiemu na hipotekę rzeczonego długu trzech i pół milionów talarów , uroczyście i formalnie uwolnioną została od wszelkich z tego powodu leżących na niej ciężarów. „9. Aby dla przyniesienia ulgi elektorstw u Saskiemu, uciśnionemu od tak dawna ciężarami obecnej wojny, i zmniejszenia zobowiązań zbytecznie dziś obarczających prowincję Steuer, przy rozdziale ziem, m iast i posiadłości zdobytych na królu pruskim w Westfalji, Geldrji i Fryzji wschodniej, część ich przeznaczoną zo stała, czy to za pomocą całkowitego odstąpienia, czy też za pomocą zastawu hipoteki, lub innego jakiego sposobu, uznanego za najwłaściwszy, na umorzenie długów, jakie na skarbie publicznym Steueru ciężą, względem poddanych holenderskiej Rzeczypopolitej. Nieszczęścia wojny 1745 r. pochłonęły kilkoletnie dochody elektorstw a; nieobracliowane straty, jakie obecna przyczyniła wojna, obalając domy, zniżając wartość gruntów, niszcząc rękodzielnie, rozpraszając mieszkańców; następstwa, jakie Jego Królewska Mość uczynić będzie musiał dawnym poddanym swoim, zwłaszcza mieszkańcom m iasta Lipska, okładanym tak niezmiernie kontrybucjam i; ofiary, jakie zmuszonym będzie ponieść dla podźwignienia z popiołów m iasta Z ittau najbardziej niegdyś po Lipsku kw itnącego grodu w elektorstw ie, wszystko to zmusiłoby Jego Królewską Mość do szukania ratunku w pożyczkach nadzwyczajnych i w szkodliwych operacjach finansowych, gdyby uwalniając go w znacznej części od dawnych długów , nie postawiono w możności zapobieżenia bieżącym a niezmiernym potrzebom , kierując się stałem i zasadami i w sposób odpowiedni prawdziwym jego interesom, które są zgodne z interesem wszystkich sprzymierzeńców. „Wychodząc z tych zasad, i w chwili, kiedy od wysokich sprzymierzeńców swoich może otrzymać tak świetny dowód ich przyjaźni, Jego Królewska Mość podaje projekt zawarcia ze Stanam i Holenderskiemi umowy, w celu zupełnego umorzenia kapitałów i procentów, które poddanym Stanów Zjednoczonych należeć się mogą od skarbu publicznego Steueru, czy ustępując im , albo też oddając w zastaw miasto i hrabstwo Embden, lub część Geldrji, czy też innym tego rodzaju sposobem, jaki wysocy sprzymierzeńcy dla umorzenia tych należności, za najstosowniejszy uznają. „10. Co do księcia sasko gotajskiego, którego nieprawe tylko widoki powiększenia swych posiadłości kosztem domu Saskiego doprowadzić mogły do połączenia się z królem pruskim , wbrew reskryptom cesarskim i konstytucjom państw a, i który łącząc swe wojsko z armią księcia Cumberland, przyczynił się wyraźnie do przedłużenia ucisku, pod jakim jęczy Saksonia, od początku tój wojny, gdyż opóźnił przybycie posiłków francuzkich; Jego Królewska Mość zdaje się całkowicie na sąd wysokich sprzymierzeńców w ocenieniu nieprzyzwoitości i niesprawiedliwości tego kroku, a także miary wynagrodzenia, jakiego dla ulgi poddanych swoich, domagać się od niego, ma prawo. „11. Jego Królewska Mość spodziewa się, iż przez wzgląd na węzły przyjaźni, łączące od niepamiętnych czasów dom Jego z A ustrją, na szczere przywiązanie do jej interesów, jakiego stałe składał dowody, i nareszcie na niewzruszoną wierność przejętym zobowiązaniom , jak ą okazał wśród klęsk największych; bacząc też na to, iż prawie niezbędnem jest dla Jego Królewskiej Mości, swobodne znoszenie się królestwa z elektorswem , i że ten przedmiot dla Cesarzowej i Królowej, niezmiernie małej jest wagi, Jej Cesarsko Królewska Mość doda ustępstwo powiatu Schwibus w Szlązku do podziału księstw Crossen i Ziillichau, zdobytych na królu pruskim, na warunkach umówionych i postanowionych pierwej między Jej Cesarsko Królewską i Jego Królewską Mością, w osobnej konwencji, zawartej w 1745 roku , po traktacie warszawskim. „12. Wychodząc dalej z zasady niewzruszonej przyjaźni i szczerego pragnienia usunięcia na przyszłość wszelkiego powodu do najmniejszych sporów, Jego Królewska Mość elektor saski spodziewa się, iż w przyszłym traktacie ustanawiającym pokój powszechny, nastąpi formalnie zrzeczenie się ze strony Jej Cesarsko Królewskiej Mości mniemanych praw zwierzchnictwa nad książętami Schwartzburg, Reus, Schonenburg, Lichtenstein i Marchią Asch. „13. Jak również praw feodalnych korony czeskiej do Sonnenwaldu w Luzacji i do niektórych miejsc w Voigtlandzie. „Te są główne punkta, które Jego Królewska Mość chciał przełożyć, wysokim sprzymierzeńcom, i na które prosi, aby w imię przyjaźni i sprawiedliwości odpowiedziano jasno , i z zupełną szczerością, uwzględniając je tymczasowo, w oczekiwaniu zawarcia uroczystego traktatu, przy czem sam ze swój strony obowiązuje się dać jak najszczerszą odpowiedź na wszelki inny projekt układu, jakiby mu przez którego z wysokich sprzymierzeńców był przełożony. „Dowody stałej przyjaźni, jakie Jego Królewska Mość nie przestał odbierać od wysokich sprzymierzeńców swoich, nie pozwalają mu wątpić o szczerej z ich strony usilności w celu usunięcia wszelkich trudności i przeszkód, jakieby mogły stać na zawadzie wykonaniu projektu tak niezbędnego dla podźwignienia Saksonii i tak potrzebnego dla dobra i spokojności całych Niemiec. “ Oddałem ten memorjał 19. W sześnia 1757 roku; Października, w odpowiedzi odebrałem następującą notę: „Stosownie do żądania p. ministra pełnomocnego, wyrażonego w mowie z Ą b. miesiąca, aby mu udzieloną została treść instrukcji przesłanych posłom naszym przy wiedeńskim i wersalskim dworze, co się tyczy popierania kroków JKM ści króla polskiego, pod względem wynagrodzenia jakiego się domaga za poniesione straty komunikuje mu się przy niniejszem wyciąg z posłanej w tym przedmiocie ambasadorowi naszemu hr. Kajserlingowi depeszy, uwiadamiając go zarazem , że podobnej treści depesza wyprawioną też została do hr. Bestużewa Rumina, posła naszego w Paryżu.“ Wyciąg z depeszy wysłanej do posła rosyjskiego hr. Kajserlinga. Hr. Poniatowski, minister pełnomocny Króla polskiego przy naszym dworze, żądał powtórnie od ministerstwa, abyśmy przystali na wynagrodzenie, jakiego JKM ść żąda za straty, jakie elektorstwo Saskie poniosło i dołąd ponosić nie przestaje, i abyśmy to żądanie poparli u dworów wiedeńskiego i francuzkiego. „Wskutek czego, uwiadomiwszy rzeczonego hr. Poniatowskiego, iż JKM ść może być upewnioną o niezmiennej naszej dla siebie przyjaźni i o szczerem i stałem życzeniu popierania jego interesów, nie tylko żądanie, aby był wynagrodzonym za straty, jakie poniosła Saksonia, uważamy za zupełnie sprawiedliwe i słuszne, ale nawet to zapatrywanie się nasze w taki objawiliśmy sposób, iż Jego Królewska Mość może z pewnością rachować na to , że powiększenie jego posiadłości będzie dla nas ze wszelkich miar pożądanem, i że posłom naszym zalecimy, aby ze swojej strony popierali rokowania w tej mierze posłów K róla Jegomości, o ile to się potrzebnem i stosownem okaże; zalecamy więc Panu, abyś, skoro przez ministra dworu, przy którym się znajdujesz, uwiadomionym zostaniesz o stanie tych rokowań i wezwanym do ich popierania, nie tylko mu tego nie odmawiał, ale przeciwnie tak je pokierować się s ta ra ł, aby z deklaracji naszej z dn ia6. Maja b. r., przyznającej królowi polskiemu księstwo Magdeburskie z cyrkułem Saali, nie wypływało bynajmniej dla króla polskiego zaprzeczenie z naszej strony prawa domagania się szerszego wynagrodzenia, a to tern bardziej, że rzeczone wynagrodzenie ma mieć miejsce kosztem panującego, który wyczerpał już, że się tak wyrazimy, wszelkie środki okrucieństwa dla uciśnienia i zniszczenia Saksonii; wtenczas, kiedy z drugiej strony, stałość z jak ą król polski wszystko poświęcił i wspaniałomyślność z jak ą odrzucił wszelkie projekta układów, zasługują na wyłączne z naszej strony uznanie, i każą nam od sprawiedliwości Jej CesarskoKrólewskiej Mości oczekiwać tych rokowań w sposób dla Króla Jm ci zupełnie zadawalniający.“ P etersb urg dnia 30. W rześnia, 1757 r. Mam wszelskie powody mniemać, że wyrażenia te zupełnie były szczere, ale talenta króla pruskiego, a nadewszystko jego szczęście, odniosło zwycięztwo nad połączonemi usiłowaniami najpotężniejszych mocarstw , chociaż te w walce z nim, nie szczędziły ani zabiegów, ani sił, ani wydatków. Francja myśliła że nadeszła dla niej chwila odzyskania dawniejszego na dworze cesarzowej Elżbiety wpływu. Hr. de l’Hopital mianowany został ambasadorem w Petersburgu, i przybył tam w licznem otoczeniu, z wielką wystawą, którą zapewne myślano zaimponować, a na którą on szczególniej starał się zwrócić powszechną uwagę. Kazał wymalować obraz, przedstawiający jego 23 karety przebywające Karpaty, i z dumą pokazywał go wszystkim. Był ambasadorem w Neapolu, kiedy tam panował Karol III., teraźniejszy król hiszpański. Był z nim w Velletri, ale zestarzał się przedewszystkiem w Wersalu, jako koniuszy księżniczek francuzkich, córek Ludwika XV. Zdawało mu się, że posiada ton dworu Ludwika XIV. i jego dumną grzeczność, kiedy szumnie prawił frazesa i wygłaszał zdania, znamionujące dworaka wielkiego króla, ale w gruncie, mało miał i nauki i zręczności, a jak słusznie utrzymywała pani Geoffrin, wyglądał bardziej na starego aktora, niż na starego pana. O ile mógł, starał się mnie zaszkodzić, bo przejeżdżając przez Warszawę, nabrał się uprzedzeń ówczesnego posła francuzkiego przy Auguście III., którym był hr. de Broglie. Kiedy ten ostatni naznaczony był posłem w Dreźnie, zapytywano siebie z uśmiechem : ,,czyby król chciał wypowiedzieć wojnę królowi polskiemu ? “ W istocie był to człowiek małego w zrostu, niesłychanie żywy, jakby nadziany prochem, dumny, rozkazujący, kłótliwy, nadzwyczaj niespokojny, czego dowiódł w końcu kosztem własnym i swojej rodziny; ale zarazem pełen dowcipu i zdolności, pracowity, chociaż lubiący się bawić, chcący wyłącznie rządzić Saksonią i Polską; nie znosił tego, że Rosja miała wpływ znaczny na dworze Augusta. Starał się o swoje odwołanie, bo miał mnie za Anglika i lękał się, aby mój pobyt w Petersburgu nie wywołał rozkazów z ministerstwa rosyjskiego, któreby podniosły uczucie mojej rodziny, tę bowiem uważał za przeciwną Francji. Jednakże, przez cały prawie rok 1757 Brühl opierał się tym naleganiom, bojąc się rozjątrzyć Bestużewa i wielką księżnę, i widząc, żem dworowi wiedeńskiemu oddał usługę, która wówczas uchodzić mogła za ważną. Uważając za mój obowiązek, we wspólnym interesie, przyczynić się ile możności do zmienienia w umyśle w. księcia uprzedzeń przeciw hr. Esterhazy i jego dworowi, obracałem na to całe zachowanie jakie miałem u w. księcia, co mi się już z wiosną 1757 roku do tego stopnia powiodło, że uwiadomiony o skutkach starań moich książę Kaunitz, napisał do hr. Esterhazy list następujący: Wiedeń, dnia 26. Maja 1757. „Jej Cesarsko-Królewska Mość i ministerjum z podwójnem zadowoleniem otrzymali przysłaną przez p. lir. wiadomość o tem, z jak ą szczerością i dobrym skutkiem hr. Poniatowski starał się zmienić w umyśle w. księcia nieprzychylne usposobienie i oziębłość, jak ą w nim do hrabiego zaszczepić potrątiono, i doprowadzić zarazem do ustnej w tym przedmiocie rozmowy. „Bo naprzód, W asz sposób widzenia panie Hrabio, okazuje się przez to pewnym i od namiętności wolnym a z drugiej, nie pozostanie najmniejszej wątpliwości co do przyjaznego i pełnego roztropności zachowywania się hr. Poniatowskiego, o którem nieraz świadczyłeś nam panie Hrabio. „Uprzedzenie jakie mieliśmy zrazu ku rzeczonemu Hrabiemu, niezdawało się być ani niesłusznem, ani też nieusprawiedliwonem; ponieważ jednak dwór nasz zwykł jest dobrego raczej niż złego oczekiwać od ministra, obdarzonego przenikliwością i dbałego o swój honor, z prawdziwą więc przyjemnością widzi się dziś lepiej i dokładniej uwiadomionym, i pan Hrabia odpowiesz tylko istotnemu żądaniu dworu, okazując hr. Poniatowskiemu największą ufność działając z nim zgodnie we wszystkiem. Mam zaszczyt etc.“ Dnia 15. Lipca podpisanym został traktat następującej treści: „Wiadomo czynimy, iż Jej Cesarska Mość Królowa węgierska i czeska, uznawszy za stosowne,, w obecnych okolicznościach zawrzeć układ z J. C. W. Księciem rosyjskim i panującym książęciem szlezwickoholsztyńskim, co się tyczy wojsk jego holsztyńskich, i wejść z nim zarazem w bliższe stosunki, jako z książęciem Cesarstwa, gdy J. C. W. z uczuć przyjaźni i patrjotyzmu, jako W. Książę rosyjski i członek państwa Rzymskiego, takież same okazał chęci, wyznaczeni zostali z obu stron pełnomocnicy upoważnieni do zawarcia rzeczonej um owy, a mianowicie: ze strony Jej CesarskoKrólewskiej Mości lir. Mikołaj Esterhazy, rzeczywisty radzca, szambelan królewskiój korony węgierskiej, obecnie zaś poseł przy Dworze rosyjskim, kawaler orderów, św. Andrzeja i Aleksandra Newskiego; a ze strony J. C. W. W. Księcia, Bogumił, Jerzy , H enryk, baron Stam bke, rzeczywisty radca i szambelan, kawaler orderu św. Anny, którzy, zamieniwszy wzajemnie pełnomocnictwa swroje, ułożyli i postanowili co następuje: „1. J. C. K. W. W ielki Książę obowiązuje się utrzymywać holsztyńskie wrojska swoje w komplecie nie tylko na ich dzisiejszej ich stopie, ale jeszcze w stanie, któryby im dozwolił przejść w każdej chwili pod rozkazy J. C. Mości, w razie, gdyby okoliczności skłonić J ą miały do żądania tego i porozumienia się w tej mierze z W. Księciem. „2. Również, J. C. W. przyrzeka i uroczyście obowiązuje się, przez cały ciąg trwania obecnej wojny mieć zawsze na pamięci interesa J. C. K. Mości, naprzód jako W. Książę ro sy jsk i, z powodu wspólnego zapatrywania się na te sprawy obu Dworów cesarskich i ztąd wypływającego ścisłego ich związku, a potem niemniej i jeszcze wyłącznie, jako członek państwa Rzymskiego, i dla tego rozkaże ministrom swoim na sejmie i w cyrkułach, aby zawsze w najlepszych zostawali stosunkach z posłami Jej Ces. Król. Mości, uważając za jeden z najpierwszych dla siebie obowiązków podawanie we wszystkich sprawach głosu na korzyść Jej Cesarsko Królewskiej Mości. „3. W zamian za to, i w celu dostarczenia J. C. Wysokości zaliczki potrzebnej na opatrzenie i uzbrojenie rzeczonych wojsk holsztyńskich, Jej Cesarsko Królewska Mość obowiązuje się wypłacać J. C. W ysokości w Hamburgu, zacząwszy od daty podpisania niniejszej umowy, rocznie sto tysięcy florenów (albo pięćdziesiąt tysięcy cesarskich talarów, brzęczącą monetą), w dwóch sześciomiesięcznych term inach z góry, tak, że pierwsza w ypłata będzie miała miejsce natychm iast po wymianie ratyfikacyj. „4. Umowa obecna ma trwać w całej swej sile przez ciąg obecnej wojny, i rok jeszcze po zawartym tra k ta cie; po upływie jednak tego czasu, zależeć będzie od stron kontraktujących zrzec się jej lub przedłużyć na nowo na lat kilka. „5. Umowa niniejsza, której sporządzić się mają dwie jednostajne kopie, opatrzone pieczęciami i podpisami pełnomocników, będzie ratyfikowaną przez obydwie Wysokie kontraktujące strony, i rzeczone raty fikacje będą zamienione wr jak najkrótszym czasie, najpóźniej zaś w przeciągu dwóch miesięcy. P etersbu rg 15. Lipca 1757 r. Ktokolwiek znał Piotra III. i fanatyczne jego dla Prus usposobienie, ten się nie zadziwi, że dwór wiedeński przywiązywał wagę do usługi, jak ą mu oddałem skłaniając go do tego kroku. Zapomniano o tem późuiej, ale wtenczas zjednało mi to serdeczną przyr chylność hrabiego Esterhazego. Przychylność ta w ciągu kilku miesięcy 1756 roku i przez cały 1757 rok była moją obroną przeciw zabiegom francuzkim ; wszakże, postanowiono mnie odwołać, kiedy hrabia de Broglie złożył następujący memorjał. * 25. Października 1757 roku. „Jego Excellencya, ambasador francuzki, dostrzegł z prawdziwą przyjemnością w rozmowie, jak ą miał z lir. Brühlem, że przełożenia jego tyczące się poselstwa hr. Poniatowskiego w Petersburgu przekonały p. ministra o niebezpieczeństwie, jakie ztąd mogą * Memorjał ten , równie jak wszystkie przytaczane poniżej dokumenta, znajdują się w księdze rękopismów, zawierającej akta odnoszące się do mojego poselstwa, a którą posiada archiwum. wyniknąć, i zrodziły w nim postanowienie przełożenia Jego Królewskiej Mości koniecznej potrzeby odwołania go niezwłocznie. Ambasador za najmilszy dla siebie poczyta obowiązek donieść Dworowi swojemu, jak dobrą i chętną wolę okazał hr. Brühl w tej sprawie, i właśnie chcąc mu zostawić tę zasługę, nie udzielił mu w tejże rozmowie odebranych świeżo od Króla Jmci pana swojego rozkazów. Rozkazy te mówią wyraźnie: że pobyt hr. Poniatowskiego przy Dworze petersburgskim jest niebezpiecznym, dla reszty jego uprzedzeń na korzyść Anglii i dla instrukcyj, jakie odbierać może od swojej rodziny; że trzeba, aby ambasador pracował nad jego odwołaniem, przez co rzetelną odda usługę Jego Królewskiej Mości; że powinien oceniać ważność tej sprawy, i że sposób, w jaki hr. Brühl przełożenia te przyjm ie, będzie kamieniem probierczym jego uczuć dla Francyi. Dodano tam jeszcze, że zapewne lord Stormond będzie się starał przeszkodzić tym rokowaniom, aby nie stracić agenta swojego Dworu w Petersburgu, i z powodu stosunków swoich z domem Czartoryskich, i że należałoby także życzyć, aby ten minister angielski opuścił Polskę. ,,Hr. Brühl może więc, przez pośpiech w wykonaniu danego wczoraj przyrzeczenia, dowieść przyjaznych uczuć dla Francyi, z którem i się oświadcza, i ambasador prosi go, aby w odpowiedzi dał mu możność uwiadomienia swojego Dworu o chwili, kiedy ten układ ostatecznie wykonanym zostanie. Pośpiech w interesach tego rodzaju, jest najlepszym sposobem zapobieżenia intrygom, których użyją niezawodnie dla zniweczenia pożądanego dla wspólnego dobra układu. “ Odebrałem istotnie odwołujące mnie listy przez kuryera francuzkiego. Tegoż dnia, ale inną drogą, doszły mnie następujące listy króla i hr. Brühla: Panie Stolniku Litewski! „Rad byłem stale i zadowolniony ze sposobu, w jaki się dotychczas z poselstwa twojego przy Dworze rosyjskim wywiązywałeś, nie szczędząc pracy i możliwej gorliwości w prowadzeniu interesów moich, i pamiętać o tem w swym czasie i miejscu nie omieszkam. Ale król francuzki, podejrzewając w was skłonność wyłączną dla Anglii, i utrzymywanie tajnych stosunków zarówno dla tej korony pożądanych jak szkodliwych dla interesów Jego Król. Mości i wspólnej sprawy naszej, domagał się odemnie odwołania waszego, upatrując w tem nawet jakby kamień probierczy szczerości uczuć moich dla niego. Przyznacie sami, iż zwłaszcza w okolicznościach dzisiejszych, niepodobna mi było odmówić tej prośbie. — Posyłam więc przytem odwołanie dla w as, z którego uczynić macie użytek jak najprędzej, i o ile podobna, przyśpieszyć wasz wyjazd, gdyż każda zwłoka stanie się tylko powodem nowych skarg i zażaleń. Przyczem proszę Boga, aby was, panie Stolniku Litewski miał w świętej swojej opiece. Dan w Warszawie, d. 30. Października 1757 r. August Król. Excellencyo! „Stosownie do wcześnego ostrzeżenia, jakiego pan Prasse udzielić W. E. musiał przed nadejściem dzisiejszego kuryera, o postanowieniu, jakie Król Jmć powziąść zmuszonym się ujrzał, odwołaniem Was z zajmowanego w Petersburgu stanowiska, Wasza Excellencya znajdzie przy niniejszćm rozkaz J. K. Mości wraz z odwołującemi listami do Cesarzowej Jejmości. Przekonanemu, jak być musisz panie Hrabio o mojej dla siebie przyjaźni i szacunku, łatwo będzie pojąć, o ile ta nagła i niespodziewana zmiana jest dla mnie dotkliwą i boleśną. Ale położenie nasze i obowiązki, jakie mamy względem Francyi, której się zdaje, że ma ważne powody niedowierzania Waszej Excellencyi, stawią nas w zupełnej konieczności zastosowania się do żądań Króla francuzkiego, nie wchodząc bynajmniej w rozbiór pobudek, które spowodowały to odwołanie, ani pośpiechu, z jakim dokonać tego byliśmy zmuszeni. Proszę W. E , abyś raczył być przekonanym, że ten wypadek nie zdoła przynieść najmniejszej ujmy uczuciom szczerej przyjaźni i głębokiego poważania, z jakiemi mam zaszczyt zostawać, panie Hrabio. Waszej Excellencyi najniższym sługą Hr. Brühl. Odpowiedziałem na oba te listy w następujących wyrazach : „Z uczuciem najgłębszego uszanowania odebrałem list i rozkazy W. K. M. z d. 30. Października, i znajduję w nich prawdziwą dla siebie nagrodę, ponieważ Wasza Królewska Mość raczysz udzielać uznania gorliwości mojej i usługom. Uznanie W. K. M. jest dla mnie najwyższą i jedyną, jakiej szukam, pochwałą. Gdybym miał zaszczyt służyć W. K. M. na placu boju, starałbym się przelać krew swoją i oddać życie za sprawę twoją, Najjaśniejszy Panie, bo jest słuszną, a ja do W. Królewskiej Mości jestem przywiązany; tem bardziej więc powinienem ztąd oddalić się i oddalam się dumny z tego, że i odjazdem moim służę W. Kr. Mości. Zresztą, w niewinności mojej czerpię zupełne uspokojenie, i czuję się wyższym nad wszelkie usprawiedliwianie się, skoro kto inny a nie mój Pan mnie posądza. „Przedwczoraj złożyłem w ministerstwie tutejszem kopią odwołujących mnie listów, w godzinę po ich odebraniu, i skoro otrzymam posłuchanie u Cesarzowej, natychmiast starać się będę przyśpieszyć mój wyjazd, o ile na to tak niespodziany dla mnie wypadek i domowe okoliczności pozwolą, abym u nóg Waszej Królewskiej Mości mógł złożyć jak najprędzej zapewnienie najgłębszego poważania, poświęcenia najzupełniejszego i gotowej zawsze do usług gorliwości, z jakiemi mam zaszczyt pozostać, Najjaśniejszy Panie, Waszój Królewskiej Mości najniższym i najwierniejszym sługą, i poddanym. Petersburg, dnia 11. Listopada 1757 roku. Petersburg dnia 11. Listopada 1757 r. K uryer francuzki wiozący list W. E. z dnia 30. p. m. wraz z odwołaniem mojem, przybył tu dnia 9. Listopada. Wręczyłem natychmiast kanclerzowi państwa kopię odwołujących mnie listów i oczekuję pożegnalnego posłuchania. Ponawiam W. E. podziękowania moje za to zapewnienie, iż wypadek niespodziewanego odwołania mego, nie naruszy w niczem dobroci i przyjaźni Jego dla mnie. W istocie nie spodziewałem się tego, co mnie spotyka, wystarcza mi jednak to, iż Król Jegomość raczy tak łaskawie wyrażać mi swoje zadowolnienie z wierności i gorliwych złużb moich, podczas poselstwa jakiem mnie przy tutejszym dworze zaszczycić raczył; a ponieważ sprawę z czynności moich winienem jednemu tylko Najjaśniejszemu Panu, nie wątpię więc bynajm niej, iż J. K. Mść pomimo wszystkich zabiegów nieprzyjaciół uznaje w zupełności niewinność moję. Błagam W. E., abyś przyłączoną tu odpowiedź moję, raczył przełożyć J. K. Mści, sam zaś wierzył, iż zawsze mu najszczerzej oddany jestem , i że głębszej nademnie czci i poważania nikt mieć dla Waszej Excellencji nie może. W tymże czasie ojciec mój, dnia 30. Października, pisał co następuje : „Niespodziewane odwołanie twoje zmusiło mnie dopraszać się u króla o posłuchanie, na którem oto mniej więcej co zaszło: „Powiedziałem królowi, iż pochlebiam sobie, że moje uszanowanie i przywiązanie gorące do Jego osoby, znane Mu są dokładnie, gdyż nigdym się tym uczuciem nie przeniewierzył na chwilę; przypomniałem Mu, że nie ja prosiłem o to poselstwo dla ciebie, ale skorom się dowiedział, iż JKM ść uznaje cię za zdolnego do spełnienia tych obowiązków, natychmiast się na to zgodziłem , nie zważając na żadne względy; na nienawiść, jaką na siebie i cala rodzinę ściągnąć będziesz musiał ze strony mocarstw niechętnie patrzących na to, iż Rosja zaczyna się mięszać do spraw europejskich, i ze strony wielu rodaków którzy z powodu zagranicznych poduszczeń, starali się wejście Moskali do kraju uczynić nienawistnem. Że ponieważ hr. Brühl oświadczył mnie wczoraj przez radcę Schmidta, że jesteś odwołany na żądanie Francji ,v więc się obawiam, czyś na siebie niełaski królewskiej nie ściągnął, i że błagam JKMść w razie, gdyby tak nie było, aby mnie własnemi uspokoił ustami. Na to Król Jegomość łaskawie odpowiedzieć mi raczył: „Że zawsze był zadowolniony z przywiązania mojego do jego osoby i interesów ; że pamiętał bardzo dobrze, iż bez żadnej z mojej strony prośby i w skutek jedynie własnej woli JKMści, posłanym zostałeś do Petersburga; że tak był z ciebie zadowolniony, iż niczego więcej żądać i wymagać nie mógł i że ci nigdy przychylności swój i łaski okazywać nie przestanie. „Odezwałem się znowu, aby powiedzieć, że nie żądam ani odwołania, ani pozostawienia ciebie nadal w Petersburgu, ale pozwalam sobie zwrócić uwagę JKM ści na tę okoliczność, iż odwołanie przez ogół, a zwłaszcza przez nieprzyjaciół, wytłumaczonem będzie jako dowód niełaski, i że dla tego błagam Najjaśniejszego Pana, aby syn mój opuścił to stanowisko w sposób zaszczytny, i z oznakami łaski monarszej. Wiem, dodałem, że wakansa nie znajdują się w każdej chwili, ale pensja 6000 talarów, aż do odkrycia się jakiego wakansu, zależy od JKMści. Spodziewam się także, iż Król uzna za słuszne, aby długi jakie w Petersburgu zaciągnąć mogłeś, były zapłacone, długi zaś te mieć musisz, bo stan moich interesów nie pozwolił mi udzielać ci odpowiednich — takiem u stanowisku funduszów, a żadnej innej nie miałeś pomocy nad moją, dla przygotowania się do poselstwa i opędzania tam wszystkim wydatków. „Na to Król raczył mi odpowiedzieć: Że widzę dobrze własne jego położenie, i że konieczność zmusiła go do odwołania ciebie, gdyż Francja domagania się swoje posunęła aż do pogróżek odstąpienia jego sprawy. Że tylko z subsydjów Francji i Rosji żyje, bo bez nich nie miałby kawałka chleba dla siebie i królowej. Że omyłki Apraxina nie pozwalają mu rachować na niego, że więc musi trzymać się Francji, jako jedynego źródła ratunku. Że szkatuła jego tak jest pustą, iż pomimo potrzeby w jakiej się znajdujesz, nie jest w stanie przeznaczyć ci tej pensji, że jednak będzie się starał posłać ci, cokolwiek pieniędzy. Że nie ma nic zgoła ani przeciw mnie, ani przeciw naszej rodzinie, ani tern mniej przeciw tobie, który mu tak dobrze służyłeś, iż o tern zawsze z wdzięcznością pamiętać będzie. “ Całej tej rozmowie towarzyszyło rozrzewnienie, dochodzące do łez prawie. List, który wtenczas napisałem do rodziny (dnia 15. Listopada) tak dobrze maluje położenie moje, że się tutaj do niego odwołam : „W dodatku do tego, co piszę do ojca, powiem wam, że margrabia de 1’Hópital, kazał mnie zapytać, co chcę aby uczynił, dla naprawienia zła; kazałem mu odpowiedzieć, iż zdaje mi się, że nie jest już w jego mocy rzecz naprawić; że czuję w głębi serca niesprawiedliwość i zniewagę jaką mi Francja wyrządza, że nie do mnie należy rozkazywać mu, jak postąpić powinien, ale że dobrej jego woli zostawiam, czy zechce napisać do swego dworu, wywodząc go z błędu, co do podejrzeń, jakie ku mnie powziął, aby się sprawiedliwszym względem mnie okazał. Wczoraj sam przyszedł do mnie, jest słodszy i grzeczniejszy niż kiedy, powiedział nawet panu Cambyze, który tutaj jako kurjer hr. de Broglie przyjeżdżał, wyprawiając go nazad do Warszawy, iż ponieważ sam widział, jak łaskawie cesarzowa ze mną rozmawiała, więc może to jako naoczny świadek hr. de Broglie powtórzyć. Worońców przyrzekł mi stanowczo, ze N. N. będzie w Paryżu zganiony, i że szczerze pracować będzie, nad odwołaniem hr. Broglie i Duranda; wszakże on to najwięcej się przyczynił do wyrobienia tam mojego odwołania, a gdy się stało, nie może teraz powstrzymać się od działania przeciw temu, co sam sprawił. Iwan Iwanowicz Szuwałow zasypał mnie oświadczeniami; powtarzając; że jest w rozpaczy, z powodu mojego odwołania, że zamiast przykładania w czemkolwiek bądź ręki do tego, gotów jest teraz ze swój strony uczynić wszystko, aby mnie tutaj zatrzymać lub sprowadzić znowu, upewniając, że cesarzowa bardzo temu była nierada, gdyż zawsze czuła się zadowolnioną z mojego tu zachowania się; i tysiączne składał przysięgi szczerości słów swoich. Odpowiedziałem mu, że Petersburg stałby się dla mnie okropnem siedliskiem, gdybym miał zawsze tyle cierniów spotykaejia mojej drodze, jak teraz; że wiem o wszystkiem, co uczyniono dla zaszkodzenia mi i zrobienia przykrości; i przytoczyłem mu kilka szczegółów, o których przysięgał, że nie miał wyobrażenia. Dodałem, jednak, że jeżeli cesarzowa chce mnie tu znosić, rzecz zupełnie od niej zależy. Wszystko to zresztą jest tylko pianką w porównaniu z tem , co Bestużew robi dla mnie, a cios mnie zadany, spadnie na Francuzów. „Esterhazy jest najlepszym przyjacielem moim; widząc jak cesarzowa łaskawą była dla mnie, powiedział komuś tonem za nadto naturalnym, aby można było wątpić o szczerości słów jego, że to był najpiękniejszy dzień jego życia. Przyjaźń i uczucie, podyktowały mu to wyrażenie. Pisał do hr. Bruhla a margrabia de l’Hópital poczuł się tóż do obowiązku napisania za mną do naszego króla. „Łatwo się domyślicie, że Wielka Księżna kazała Bestużewowi wystąpić czynnie w tem zdarzeniu, i takie uszanowanie miał dla niej ówczesny faworyt Iwan Iwanowicz Szuwałow, że nie tylko on oświadczał mi się z wielką życzliwością i dobrą wolą, ale nawet sama cesarzowa Elżbieta, zamiast udzielenia mi pożegnalnego posłuchania, o które prosiłem, mówiła mi publicznie o tem, jak żałuje, iż mam odjechać, co tem bardziej zwracało uwagę wszystkich, że nie było u niej zupełnie we zwyczaju przemawiać podczas dni dworskich do ministrów drugiego rzędu. Następstwa tego wszystkiego widzieć można w następującym liście do mojej rodziny dnia 2. Grudnia. „Przed trzema tygodniami kanclerz Bestużew pisał do hr. Bruhla, że odwołanie moje uważa za dowód nieprzyjaźni ku niemu i jako zadosyćuczynienia żąda, abym tu był znowu przysłany w charakterze pełnomocnego komisarza Rzeczpospolitej, do załatwienia wszystkich sporów z Rosją o granice, rozboje na nich i t. p. Ponieważ pierwsza odpowiedź hr. Bruhla na to co mu Prasse pisał, natychmiast po mojćm odwołaniu jest dla mnie przychylną, spodziewam się więc, że nie inną będzie i ta, jakiej udzieli kanclerzowi. Tak więc odwiedzę Polskę, uczynię zadość w tej chwili domaganiom się Francji i powrócę tutaj, już nie jako minister saski, ale wysłany przez własną moją ojczyznę, z daleko większą dla mnie przyjemnością. “ Zaraz po odwołaniu mojem nadeszła wiadomość 0 klęsce Francuzów pod Rosbach, co zmniejszało naturalnie znaczenie Francji między związkowymi, pan de 1’Hópital zaś tak był tą wiadomością przybity, 1 opłakiwał tę klęskę w sposób ta k przesadzony i komiczny, że istotnie zdawał się prosić u publiczności o przebaczenie rodakom swoim ich niezręcznego znalezienia się. Przyczyniło się to do stępienia ciosu, jak i mi zadał de Broglie. Ale ponieważ czytelnik może mnie zapytać, azali istotnie anglomanią moją nie dałem Francji jakiego powodu do podejrzeń, dodam tu więc, iż nie wiele przedtem, Williams napisał do m nie, że ponieważ już został odwołanym i pożegnalne posłuchanie otrzym ał, prosi mnie zatem, abym go jako przyjaciel odwiedzał, gdyż to już teraz ani niewłaściwćm, ani też podejrzanem być nie może. Myśliłem jak on, i zacząłem go widywać; gdy jednak rozmaite okoliczności z dnia na dzień wyjazd jego odwlekały, przez całych kilka tygodni powtarzające się wizyty moje, mogły za nadto częstemi stać się dla podejrzliwych, chociaż w istocie, nigdyśmy z Williamsem nie mówili o interesach w czasie tych odwiedzin, podczas których nigdy go prawie nie widziałem jednego. Roztropność wtenczas ustąpiła we m nie, przyjaźni i wdzięczności, jaką mu byłem winien , a te uczucia wzmagały się tylko na widok fizycznego i umyłowego upadku tego człowieka, którego przez lat tyle znałem silnym i jaśniejącym władzami umysłu. Rozkazy udzielone przez Bestużewa księciu W ołkońskiemu znajdującemu się od niejakiego czasu w Polsce, a które nawet wpłynęły korzystnie na stanowisko mojej rodziny u dworu Augusta III., pomimo niechęci Mniszcha i całego francuskiego stronnictwa, zaniepokoiły na nowo hr. de Broglie, który z nieukontentowaniem widział, iż lord Stormont poufałego doznawał przyjęcia od całej mojej rodziny, i w ogólności przekładadym był nad niego, bardziej jeszcze jako człowiek, niżeli jak o minister. Wszystko to u stronnictwa francuzkiego działało przeciw mnie. Mój list do rodziny z dnia 2. Grudnia i pisma lir. Bruhla do mnie z dnia 21. Listopada, moje do dwóch kanclerzy rosyjskich z dnia 24. Stycznia 1758, ich odpowiedzi z dnia 28. tegoż miesiąca i list Bestużewa z tejże daty pokazują, że odwołanie moje wtenczas nie miało skutku, i że dalej sprawowałem poselstwo. List hr. Bruhla z dnia 21. L istopada 1757 roku. „Donosząc W. Excellencji o odebraniu dwóch jego listów z dnia 4. i 8. b. m., z treści których zdałem sprawę Najjaśniejszemu Panu, w odpowiedzi na ostatni z nich, mam zaszczyt go uwiadomić, iż Jego królewska Mość szczerze był zadowolony ze sposobu, w jaki W. Exellencja przyjąłeś odwołanie swoje. Ponieważ Król Jegość uczynił to jedynie przez wzgląd na okoliczności, w jakich się obecnie znajduje Saksonia, za obowiązek więc mój uważam zapewnić raz jeszcze W. Excellencją o tem, com już pierwej miał zaszczyt donieść, że JKMść to jego umiarkowanie we wdzięcznej zachowa pamięci, ja zaś ze swej strony nie zaniecham przypominać Mu jój w swoim czasie wraz z innemi usługami, jakie Hrabia Najjaśniejszemu Panu oddałeś, i których całą wagę JKMść w zupełności ocenia. List do kanclerzy rosyjskich, hr Bestużewa i hr. Worońcowa 7. dnia 24/13. Stycznia 1758 roku. „Odebrałem dość późno wczoraj depeszę z dnia 11. b. m. według starego stylu, w której znajduję następujące wyrażenie: „Listy do obu kanclerzy państwa, posłużą wam za listy wierzytelne upoważniające do dalszego sprawowania poselstwa waszego przy dworze rosyjskim, gdzie Król Jegomość dłuższy wasz pobyt uważa za potrzebny dla służby publicznej, pomimo urzędowego zawiadomienia o waszem odwołaniu.“ Nie mogąc sam jeszcze z powodu trwającej choroby wychodzić z mieszkania, mam zaszczyt przesłać przy niniejszem, Waszej Excellencji list do niej adresowany. „Spełniając dzisiaj rozkazy Króla mojego, jak byłem im posłuszny w chwili, kiedy mnie ztąd odwoływał, jedno tylko wyrazić mogę życzenie, abym był dosyć szczęśliwy, spełniając te odnowione obowiązki moje, zasłużyć na również łaskawe i nieocenione uznanie JCMści, jakiem mnie zaszczycić raczyła, z taką dobrocią poświęconemi ustami swojemi, oświadczając mi, iż wcale nie życzyła odwołania mojego. „Dołożę niezawodnie wszelkiej usilności, abym nie stracił pochlebnych względów wielkiej Monarchini, przy której JKMść każe mi dalej spełniać jego służbę. Ta jedynie nadzieja może mi wrócić zdrowie i siły, które zupełnie opuszczać mnie się zdawały. Mam zaszczyt z najgłębszem poważaniem etc.“ Znowu więc na poselstwo przywrócony, sprawowałem je przez kilka jeszcze miesięcy, ale wśród burz ustawnych. Najpierwszą z nich była ta, która zgniotła Apraxina. Widzieliśmy, jak nieudolność jego i omyłki w odwrotnem działaniu wpłynęły na położenie moje; zmusiły one nareszcie cesarzową Elżbietę, nie tylko do zastąpienia go jenerałem Fermer, ale nawet do wydania rozkazu, aby był aresztowanym i przywiezionym do. Petersburga, jako więzień stanu, dla wytłumaczenia się z zarzutów, jakie mu czyniono, a które dochodziły aż do obwinienia o zdradę stanu. Dom austryjacki myślił dowieść mu zmowy z królem pruskim, o którą hr. Esterhazy podejrzy wał nawet kanclerza Bestużewa, opiekuna Apraxina.* Dwór francuzki spodziewał się tym sposobem zadać cios nie tylko Bestużewowi, którego zupełnie antigallikańskie usposobienie było mu znane, ale dosięgnąć nawet samą wielką księżnę, którą posądzał o anglomanią. W zabranych papierach Apraxina znaleziono listy przywatne Bestużewa, w których zaklinał go jako przyjaciel, aby najściślej wykonywał rozkazy, jakich mu udzielał w urzędowych depeszach swoich jako minister, zalecając mu przyczynienie największych strat królowi pruskiemu. Nadto, znaleziono w tej korespondencji trzy kartki pisane ręką w. księżny, która go zachęcała, aby spełniał swój obowiązek i okrył chwałą oręż rosyjski kosztem króla pruskiego. Zdawało się, że te odkrycia powinneby były wzmocnić w oczach Elżbiety stanowisko Bestużewa i upokorzyć jego nieprzyjaciół; zrazu byli też niemi zupełnie przybyci, ale wkrótce potrafili ztąd właśnie nową broń przeciw Bestużewowi wyciągnąć. Powiedzieli Cesarzowej, że samo namówienie w. księżny, aby tajemnie pisała do Bestużewa w rzeczach tyczących się spraw stanu, było już wielkiem nadużyciem; zwrócili * Zobacz przyp. 9. jej uwagę na styl ożywiony w kartkach w. księżny, która pisała do Apraxina, jakby do swojej kreatury, oddanej jej zupełnie, czyniąc dalsze swe względy, a więc i przyszłe jego nadzieje zależnemi od znalezienia się jego w tej wojnie; przeszli następnie do pokazania Cesarzowej istniejącego już lub mającego powstać niebawem potężnego stronnictwa, mającego na celu złożenie jej z tronu, dla wyniesienia nań siostrzeńca wielkiego księcia, syna starszej jej siostry, pod którego imieniem rządziłaby w. księżna, wspierana radami Bestużewa, którego zuchwałość i ambicja dobrze były znane. Na tern tle wyrosły wszystkie potwarze i intrygi, na jakie tylko złość dworaków i polityka dworów zdobyć się może, zwłaszcza kiedy jest podsycaną, jak wtenczas w Rosji, powszechną obawą, Szuwałowych, Worońcowych, Francuzów i Esterhazego, lękających się, aby wszystkie interesa w Rosji nie dostały się wkrótce do rąk Bestużewa, którego każdy z nich, dla innych powodów, uważał za strasznego dla siebie wroga. Elżbieta już wtenczas zapadała często na zdrowiu, i nie można jej było długiego przepowiadać życia. Wielka księżna powiła w tym czasie córkę, która umarła w 1759 roku. Widywałem ją często, nie potrzebując nawet do tego Naryszkina. * Przyjeżdżałem zwykle karyolką lub * Zobacz przyp. 10. sankami w pewne miejsce, w blizkości pałacu położone, zkąd szedłem tam piechotą, i wchodziłem temi samemi schodkami, któremi mnie Naryszkin pierwszy raz wprowadził; stojący przy nich szyldwach (zapewne wcześnie uprzedzony) nie zatrzymywał mnie i pytań żadnych nie zadawał. — Czasem też w. księżna, o umówionej godzinie, wychodziła tamtędy, ubrana po męzku, i siadała do mych sanek, udając się ze mną do mego mieszkania. Pewnego dnia, gdym tak na nią czekał, jakiś oficer zaczął się kręcić około moich sanek i zadał mi nawet kilka pytań. Miałem na głowie ogromną czapkę, a sam otulony byłem wielkiem futrem ; udałem, że drzemię, jak sługa czekający na swego pana. Wyznaję, że pomimo silnego mrozu, gorąco mi się zrobiło; nareszcie natrętnik odszedł, i wielka księżna przyszła, ale noc to była samych przygód. Sanki tak gwałtownie uderzyły o kamień, że wyrzuconą z nich została o kilka kroków i padła twarzą na śnieg. Nie ruszała się wcale, myślałem, że nie żyje; podbiegłem, aby ją podnieść; skończyło się na potłuczeniu, ale gdy wracała, pokazało się, że pokojówka,, przez omyłkę, nie zostawiła drzwi do pokoju otwartych; wystawioną była na największe niebezpieczeństwa, aż póki szczęśliwym przypadkiem, inna służąca drzwi nie otworzyła. Jednakże nie przestawałem zajmować się interesami nie tylko Augusta III. jako elektora saskiego, ale nawet Polski, stosownie do wydarzających się okoliczności, jak to się z następujących pokazuje aktów. Nota do ministerstwa z dnia 12/1. L utego 1758. „W. kanclerz litewski, hr. Fleming, uwiadomił niżej podpisanego pełnomocnego ministra, o nadużyciach jakich się dopuszczają kupcy rosyjscy handlujący w Rydze na Dźwinie, w celu uchylenia się od opłaty cła ustawionym na tej rzece komorom celnym litewskim, chociaż ministerjum JGMści notą z dnia 8. Kwietnia 1757 roku wręczoną podpisanemu zapewniło, iż nikt od tych opłat w nadziei jakiejkolwiek bądź protekcji uchylać się nie będzie; gdy teraz przy wiosennem otwarciu żeglugi ponowienia tych nadużyć obawiać się należy, podpisany, przesyłając przy niniejszem wyciąg z listu w. kanclerza litewskiego, nie wątpi, iż zawarte w nim przełożenia i prośby otrzymają pomyślną I i zgodną ze sprawiedliwością odpowiedź. Wyjątek ze wspomnianego wyżej listu hr. Fleminga, z dnia 23. Stycznia 1758 roku. „Chociaż w skutek zaniesionych przeszłego roku za pośrednictwem W. E. do rządu rosyjskiego przełożeń o tem, że niektórzy kupcy rosyjscy, handlujący w Rydze na Dźwinie, oświadczyli wtenczas, iż dzięki I protekcji jenerałów dowodzących rozłożonemi na gra288 nicach litewskich wojskami rosyjskiemi, płacić nie będą cła ustanowionego na komorach celnych w. księstwa, znajdujących się na wspomnianej rzece, otrzymałem przez was że samych zapewnienie ministerstwa, iż przedsięwzięte zostały wszelkie środki ku temu, aby nikt od tej opłaty się nie uchylał, i nie spodziewał się być od niej przez jakąkolwiek bądź protekcję uwolniony; jednakże kilku tych kupców, protegowanych przez wspomnianych jenerałów i opatrzonych przez nich w paszporta, uchyliło się od rzeczonej opłaty, i w zeszłym roku nie mało statków, osadzonych przez wyznaczonych na ten ceł żołnierzy, przeszło po Dźwinie, żadnego cła nie plącąc. Widzę się więc zmuszonym, raz jeszcze udać się do Waszej Excellencji, abyś na nowo dworowi rosyjskiemu przełożył te nadużycia, przynoszące znaczny uszczerbek w dochodach króla i Rzeczypospolitej, za które jestem odpowiedzialny, i abyś wyjednał nowe i ścisłe rozkazy, któreby lepiej od poprzednich wykonywane były, a zalecały wszystkim bez wyjątku kupcom, opłacać ustanowione cła w w. księstwie litewskiem. Okazując z swej strony wszelkie w obecnych okolicznościach względy, i spodziewając się, że dobra wola moja dostatecznie jest znaną, mam nadzieję, iż nie doznam odmowy w rzeczy tak sprawiedliwej, jak ta, której żądam. “ Nota do Ministerstwa z dnia 13/2. Lutego 1758 roku. . „JKMść król polski odebrawszy pomyślną wiadomość o zajęciu przez wojska rosyjskie Prus brandeburgskich z miastem Królewcem, niezmiernie był z niej uradowany, równie jak z porządku i karności zachowywanej przez te wojska w marszu , co wielki ])wynosząc im zaszczyt obróciło się także na ich korzyść, ho zjednało im przychylność mieszkańców, którzy pośpieszyli z poddaniem się i z dostarczeniem im wszelkich potrzeb do życia. Szczęśliwy ten początek, którego król winszuje JCMści, pozwala mu zarazem spodziewać się, że na tein nie poprzestaną, i że korzystając z dróg dobrych, wojska te posuną się ku Pomeranii, podczas kiedy osobny korpus przeznaczony na Szląsk uda się tam inną drogą, po nad brzegiem Wisły. Można być pewnym, że żywności nigdzie w tych marszach nie zabraknie, byleby rozkazy i pieniądze niezbędne dla zakupienia produktów, wydawane były w porę. Znajdujący się obecnie w W arszawie baron Sztein z niecierpliwością oczekuje jednych i drugich, nie mogąc bez rozkazu i bez pieniędzy wyprawiać do magazynów zamówionych w znacznej ilości zboża, które ódstawiaćby tam należało, korzystając z dobrej i sprzyjającej temu pory roku. „Jednakże zawojowanie Prus przez wojska JCMści stawi tę wielką monarchinię, której wspaniałomyślność przy każdem okazuje się zdarzeniu, w możności dowiedzenia królowi przychylnych zamiarów i szczerej prawdziwie przyjaźni tern bardziej, iż znajdzie tam środki zadosyćuczynienia szlachetnym swym uczuciom, wspierając Saksonią, a nadewszystko miasto Lipsk. „Wiadomo, że król pruski zmusiwszy mieszkańców tego miasta do zapłacenia mu półtora miliona talarów brzęczącą monetą, nie licząc w to ogromnych dostaw dla jego arm ii, wymaga teraz nowej jeszcze kontrybucji w ilości 800 tysięcy talarów, której im zebrać będzie niepodobna, i grozi zupełnem zniszczeniem m iasta, którego handel i tak już dogorywa. Zbytecznem byłoby wchodzić w szczegóły ucisku, jaki kraj znosi a którego koniec na nieszczęście przewidzieć się jeszcze nie daje. JCMść mogłaby powstrzymać te gw ałty, gdyby raczyła oświadczyć, że użyje odwetu na mieszkańcach P ru s , a zwłaszcza miasta Królewca za wszystko co król pruski uczyni Lipskowi, i gdyby to oświadczenie natychm iast wykonanem zostało. „JKM ść uznając w zupełności dane mu przez Cesarzową dowody przyjaźni i wielkie wydatki jakie ta wojna sprowadzić dla niej m usiała, nie chciałby jej nowemi utrudzać prośbami, gdyby szczęśliwe zdarzenie zawojowania Prus, nie czyniło wspomnianego projek tu łatwym do wykonania, jak użytecznym dla wszystkich związkowych. „Król ma już teraz od 12 do 13 tysięcy własnego saskiego wojska, złożonego w trzeciej części z dobrej jazdy. Tworzą je te pułki jazdy, które w czasie przeszłorocznej kampanii z takiem odznaczeniem się walczyły w wojsku austryjackiem , a nadto 9 tysięcy starego żołnierza saskiego, który zdoławszy uciec z niewoli pruskiej, zgromadzonym został w Węgrzech. Korpus te n , na którego czele król postawiłby syna swego księcia Karola, połączyłby się z arm ią JCMści, zostającą pod dowództwem jenerała Ferm or i działałby stosownie do ułożonych dla tej kampanii planów, gdyby JCMść przychylając się do tego projektu, dostarczyła królowi tego, czego potrzebuje dla uruchomienia i utrzymania tego wojska, a co się naturalnie znajdzie w kontrybucjach nałożonych na mieszkańców Prus B randedurskich, których część odpowiednią JCMść na ten cel przeznaczyć raczy. „Oto jest plan, jaki podpisany minister pełnomocny króla polskiego, ma zaszczyt przełożyć, a którego przyjęcia i wykonania ośmiela się oczekiwać od doznanej tylekroć przyjaźni JCMści dla króla i od szczerego jej zajęcia się dobrem swych sprzymierzeńców. „Rzeczony minister uwiadomionym także przez dwór swój został, że hr. Broglie, am basador francuzki zaniósł prośbę, na którą Król Jegomość wstrzym ał się z odpowiedzią do uprzedniego porozumienia się z wysokimi sprzymierzeńcami. Wspomniany ambasadr żądał, aby król na dowód, że żadnych z Anglją nie utrzymuje stosunków, przestał na dworze swym przyjmować lorda Stormont, tem bardziej, że już z Londynu odwołał sprawującego przy tamecznym dworze królewskie interesa. Na przełożenie hr. Brühla, że to odwołanie miało miejsce przez powolność dla dworu wiedeńskiego i wersalskiego i że je król uskutecznił jako elektor saski, ale że z lordem Stormont postąpić tak nie może, gdyż ten nie tylko przy osobie JKMści, ale i przy Rzeczypospolitej jest akredytowanym , hr. de Broglie odpowiedział, że król zamieszkując w Warszawie własny swój pałac, zawsze ma prawo zabronić lordowi Stormont wstępu do swojego domu, a że gdyby miał do niego interesa, będzie mógł o nich traktow ać za pośrednictwem ministerstwa. Hr. Brühl odparł, że król chociaż mieszka w pałacu należącym do domu saskiego, nie mniej dla tego jego królem polskim i że nigdy podobnego kroku nie uczyni, nie poradziwszy się ministrów polskich, którym rzecz całą hr. Brühl na osobnej konferencji ofiarował się przełożyć. Gdy projekt ten nie podobał się hrabiemu de Broglie, zgodzono się odnieść do poczucia sprzymierzonych dworów.“ Nota do ministerstwa z dnia 27/16. L utego 1758 r. „Podpisany minister pełnomocny Króla Imci polskiego, mając zaszczyt przełożyć ministerstwu JCMści, przyłączoną tu wiadomość o skardze zaniesionej przez Inflantskiego biskupa, * na p. Koschkull, asesora * Ostrowskiego. regencji Ryżskiej, a na którą nie może od tejże regencji otrzymać sprawiedliwości, uważa za swój obowiązek poprzeć tę skargę ze swej strony, tein bardziej, że wspomniany Kosckhull niezwykłem postępowaniem swojem do niesprawiedliwych żądań dodaje obelgę; podpisany, pełen ufności w dobroci i sprawiedliwości JCMści nie wątpi, że regencja Ryżska odbierze rozkaz ukończenia tej sprawy stosownie do żądania biskupa Inflantskiego.“ (Patrz Akta tyczące się poselstwa J K M śc i iv Petersburgu str. 441 i następne). Nota do ministerstwa „Podpisany minister pełnomocny Króla Imci polskiego, miał zaszczyt podać ministerstwu JCMści memorjał z d. 12/1 Lutego, z przyłączonym do niego wyciągiem z listu w. kanclerza litewskiego hr. Fleminga, przedstawiając nadużycia, jakich się dopuszczają niektórzy kupcy rosyjscy handlujący w Rydze na Dźwinie, którzy prowadząc po tej rzece rozmaite ła dowane statk i, opatrzeni w pasporta i różnego rodzaju protekcje, nie płacą żadnego cła ustanowionego na celnych komorach litewskich, i prosił wówczas o wydanie rozkazów, zalecających wszystkim bez wyjątk u kupcom, opłacanie cła wspomnianego. „Nie odebrawszy żadnej jeszcze na ten memorjał odpowiedzi, a mając przed oczami nadeszły w tej chwili powtórny list w. kanclerza litewskiego, który go z wielkim żalem uwiadam ia, iż wie z pewnością, że statki rosyjskie mające niezwłocznie opuszczać się po Dźwinie, postanowiły cła wspomnianego nie opłacić, nie może się wstrzymać od ponowienia próśb najusilniejszych, aby wspomniane rozkazy jak najspieszniej wysłane być mogły, dla oszczędzenia znacznej straty skarbowi W. K. Litewskiemu i zapobieżenia mogącym ztąd wyniknąć nieprzyjemnym następstwom. ,,W . kanclerz, litewski ponosi już wielkie straty z powodu przerwanego z przyczyny obecnej wojny handlu z Prusam i; byłby zaś zrujnowanym zupełnie, gdyby mu odebrano ostatnią tego handlu gałęź z miastem Rygą. Z resztą, największą dla niego boleścią jest przekonywać się, że ten cios ostateczny zadają mu poddani mocarstwa przyjaznego, którego opieki i pomocy szukał zawsze, a na którą pochlebiał sobie, że zasługuje, przez gorliwość i przywiązanie, jakie okazywał zawsze dla jego interesów nieodłącznych, od interesów Rzeczypospolitej. Bardzo dotkliwćm jest także dla niego, że pomimo wszystkich usług jakie oddał i nie przestaje oddawać wojskom rosyjskim, podczas ich pobytu na Litwie, ponieważ i teraz pan Byszewski przybył właśnie do niego i oczekuje na przyjazd oficerów rosyjskich, dla ułożenia z nimi mającego wkrótce nastąpić przechodu wojsk przez ziemie Rzeczypospolitej, i utworzenia tam magazynów, że powiadam, pomimo tego wszystkiego, dobra jego na Żmudzi przez też wojska zniszczone zostały. „Gdy te skargi doszły podpisanego, wraz z obowiązaniem, aby je ministerstwu JCMści przełożył, dopełnia tego w nadziei, iż będą uwzględnione, i wielki kanclerz litewski, rychło pomyślną na nie odpowiedzią pocieszony będzie.11 Nota do Ministerstwa z dnia 3. Marca 1758 r. „JKM ść król polski pragnąc przyczynić się ze swej strony do rychłego i pomyślnego spełnienia zamiarów JCMści w interesie Wysokich Sprzymierzonych, starał się i nadal starać się będzie ułatwiać zaopatrzenie w żywność wojsk rosyjskich, które przechodziły i jeszcze przechodzić mają przez ziemie Rzeczypospolitej. „Dowiedziawszy się ze szczerem zadowolnieniem z memorjału przesłanego pełnomocnemu ministrowi K róla Imci przy dworze rosyjskim, z dnia 23. minionego Stycznia, iż jenerał major Karaszłów i inni oficerowie obserwacyjnego korpusu na ten cel wyznaczeni zostali, a z następnych raportów, że już udali się na miejsce swego przeznaczenia, Król Imci przekonanym jest, iż wspomnieni panowie uwiadomią natychmiast o kierunku rozmaitych kolumn tego korpusu, o punktach do których żadają, aby zapasy dostawione im były, o ilości ich jakiej potrzebować będą, i o tern, że wszystko gotowemi pieniędzmi opłacać m ają, bo tym sposobem wszyscy mieszkańcy z łatwością i bez straty zabezpieczyć będą mogli potrzeby rzeczonego korpusu, który sam najlepiej na tem wyjdzie, i podpisany nie wspomniałby nawet 0 tern, gdyby mu nie chodziło o zapewnienie ministerstwa JC iiści, iż zachowując się w taki sposób, można z zupełną rachować pewnością na najlepszą w tym względzie wolę i gotowość mieszkańców Rzeczypospolitej, i że w takim razie korpusowi obserwacyjnemu niezawodnie zbywać na niczem nie będzie, pomimo głodu, jakiego obawiano się w roku zeszłym. Król tymczasem odniósł się do wielkiego hetmana litewskiego, aby ten ze swej strony wyznaczył też kom isarzy, dla załatwienia z komisarzami rosyjskiemi wszelkich sporów i kwestij. Ostrożność, która dla obu stron niezmiernie korzystną się stanie i której zachowania podpisany ma rozkaz domagać się , doradza wyznaczenie ze strony głównodowodzącego wojskami rosyjskiemi, roztropnych i doświadczonych oficerów, którzy zostając przy boku obu hetmanów, Korony 1 L itw y, mieliby polecenie załatwiać niezwłocznie wszystkie pretensje i skargi, nieuniknione zazwyczaj podczas przechodu wojsk cudzoziemskich, przez każden kraj obcy, tak jak Król Imć ze swej strony zaleca tymże hetmanom, aby ze swego ramienia wysłali oficerów, którzyby w tym celu zostawali przy boku głównodowodzącego wojskami rosyjskiemi, przez cały czas ich pobytu w granicach Rzeczypospolitej.“ Nota do ministerstwa z dnia 17/6 M arca 1758 r. „Podpisany minister pełnomocny Króla Imci polskiego przy dworze rosyjskim, odebrawszy w tej chwili wiadomość, iż oficerowie rosyjscy przeznaczeni do strzeżenia magazynów założonych w Królestwie dla wyżywienia arm ii rosyjskiej, rozsiewają pogłoski, jakoby statki wiozące zboże , do Gdańska, miały być zatrzymane, nie może wstrzymać się od uwiadomienia o tem natychm iast ministerstwa JCMści, ponieważ wieść ta sama, wielki już popłoch wywołała w k raju , wykonanie zaś jej rujnując tych, którzy płody swoje posyłają do G dańska, dotknęłoby znaczną część narodu i wywołałoby najgorsze w całej publiczności usposobienie. Jeżeli to ’ jest ostrożność w celu zabezpieczenia potrzeb wojska rosyjskiego, to jest ona niezawodnie zbyteczną, gdyż dobra wola mieszkańców zupełnie na to wystarcza. Dosyć jest oznaczyć ilość zapasów potrzebnych dla każdego magazynu, a okoliczni mieszkańcy dostarczą ich niezawodnie z ochotą, byleby za nie.płacono brzęczącą m onetą, według cen zwykłych na rynkach, i byleby przedsiębiorcy i inne tem trudniące się osoby, nie chciały naznaczać cen dowolnych, i dla własnej korzyści nie zmuszały sprzedających, aby się stosowali do ich woli. „Podpisany nie wątpi, iż Rosja w tym wypadku równie jak we wszystkich innych, pilnie wystrzegać się będzie wszystkiego, coby miało pozór gwałtu przeciw przyjaznemu i dzisiaj sprzymierzonemu jej państwu; wszakże wieść o mającem nastąpić zatrzymaniu statków , tak przeraziła umysły, iż książę Czartoryski wielki kanclerz i hr. Fleming wielki podskarbi litewski, żądają na wszelki wypadek pasportów, pierwszy dla dziesięciu swoich, a drugi dla dwudziestu statków, i podpisany widzi się zmuszonym upraszać, o tern spieszniejsze wysłanie rzeczonych pasportów, iż żegluga na Wiśle ma się otworzyć niebawem, i że chciałby jak najprędzej obawy ich uspokoić. List do hr. Brühla z dnia 7. M arca 1758 roku „Odebrawszy wczoraj list W. E. z dnia 12. b. m. udałem się naprzód do podkanclerzego, aby mu zakomunikować udzielone mi przez p. Hrabiego ostrzeżenie, iż jenerał Fermor ma jakoby zamiar zająć nie tylko Elbląg, ale nawet Gdańsk, i że gotów jest bombardować to ostatnie miasto, gdyby bram swoich przed jego wojskiem otworzyć nie chciało. — Odpowiedział mi, że o Gdańsku nie myślano wcale, i że wspomniany jenerał, nigdy podobnego rozkazu nie odebrał; że zaś w każdym razie, gdyby okoliczności zajęcie tego miasta uczyniły koniecznem, nie przystąpią do tego bez poprzedniego zniesienia się z naszym dworem. „Co do Elbląga, nie zaprzeczał zamiaru zajęcia go, zawsze jednak tylko w razie zupełnej ostateczności i dla uprzedzenia króla pruskiego, gdyby ten miał zamiar podobny, ponieważ lepiej jest aby fortecy tej strzegły wojska rosyjskie, niż gdyby wpaść miała w ręce króla pruskiego. — Dodał, że Rzeczpospolita niczego obawiać się nie powinna i że jej prawa w całości uszanowane będą. „Nie mogąc zadowolnić się taką odpowiedzią, przekładałem wszystkie pobudki mogące oddalić podobne nieszczęście, a szczególniej złe wrażenie, jakieby to wywołać musiało u nas, gdzie król pruski ma licznych stronników, którzyby szeroko roztrąbili gwałt taki; że zresztą nie było najmniejszego pozoru konieczności zajmowania miast tych obu, ani nawet obawy ze strony króla pruskiego; że zresztą, gdyby się nawet okoliczności zmnieniły w taki sposób, iż król ten chciałby i mógłby próbować zająć jedno z tych miast nie przyszłoby mu to wcale z łatwością, gdyż Gdańską ma własną swoją załogę pomnożoną w roku zeszłym, Elbląga zaś strzegą dostateczne na ten cel wojska Rzeczypospolitej. „Zdawało mi się koniecznem tern większy na to położyć nacisk, iż tenże minister na dwa dni przed tem, uwiadamiając mnie o zajęciu Prus całych i o przygotowaniach do zaciągnięcia kordonu wzdłuż Wisły od Torunia, mówił mi o potrzebie zajęcia Elbląga, dodając, że go lepiej ufortyfikują niż teraz, i że konieczność wzajemna wymaga tej ostrożności, na co odpowiedziałem tak samo jak teraz, przy tej ostatniej wizycie, starając się samą oczywistością zrobić wrażenie. „Według doniesień jenerała Fermora, oddziały wojsk rosyjskich, były już posyłane na Pomorze dla wybierania kontrybucji, i dotarły aż do Brüchu; vicekanclerz zaś powiedział mi, iż obecnie znajdować się muszą w Stolpe. „Oto jeszcze nota, którą mi wręczono zawczoraj z powodu niełaski w. kanclerza, w której upewniają, że ten wypadek nie tylko w niczćm nie zmieni uczuć JCMści, ale przeciwnie .wzmocni tylko jej przyjacielskie stosunki z królem i Rzecząpospolitą. Inni ministrowie zagraniczni podobneż otrzymali noty. „Pro mcmoria które przyłączam tu także, i które przyniesiono mi dzisiaj rano, zawiera odpowiedź na piątkowy mój memorjał, którego kopię tegoż dnia miałem zaszczyt przesłać W. E. W marszrucie, niektóre miejscowości, przez jakie rozmaite kolumny posiłkowego korpusu przechodzić mają, wymienione są niedokładnie, ale osoby kraj znające z łatwością odgadną prawdziwe ich nazwanie. List do hr. Brühla z dnia 14. łla rc a 1758 roku. „W odpowiedzi na depeszę W. E. z dnia 27. mam zaszczyt donieść, iż nie mogąc widzieć vicekanclerza przed niedzielą, zawczoraj, kiedy przez pocztę odebrałem wiadomość, iż ks. Karol d. 1. b. m. miał lekk paroxyzm febry, uwiadomiłem o tem wspomnionego ministra, oświadczając mu zarazem , że ks. Karol ma zamiar d. 7. puścić się w drogę do Petersburga, jeżeli mu w tem choroba nie przeszkodzi. Odpowiedział mi zaraz , że już kazano mieć na trakcie po 30 koni w pogotowiu, a kiedy napomknąłem, że nie mam rozkazu prosić o mieszkanie dla księcia, wicekanclerz nie dał mi dokończyć, oświadczając, że już pomyślano o tem, i mam powody mniemać, że szambelan Szuwałow własny swej dom księciu ofiaruje. Jednakże ostrzegano mnie, z bardzo dobrego źródła, że nie bardzo są radzi z tej podróży księcia, i że ta lekka febra mogłaby posłużyć za wyborny powód do odłożenia jej aa. czas jakiś, po czern książę mógłby jej całkiem zaniechać, nie chcąc nic stracić z operacij wojennych obecnej kampanji; jeżeli zaś koniecznie ma tutaj przyjechać, to niech ten przyjazd odłożonym będzie, jeżeli można, przynajmniej po za.tutejsze święta wielkanocne. Co do wojewody lubelskiego, możeby zmienił zdanie, gdyby mu książę poufnie powiedział, że ani on ani król nie życzą sobie, aby, w dzisiejszych zwłaszcza okolicznościach, tutaj przyjeżdżał. „Wicekanclerz powiedział mi, że odebrał kurjera od jenerała Fermora z doniesieniem, że załoga nasza * Ks. Antoni Lubomirski, zmarły 1778. r. Elbląg opuściła, i wojska rosyjskie zajęły twierdzę d. 7. t. m. według starego stylu, po przyjęciu niektórych zawarowanych sobie przez miasto warunków. — Kilka dni przed tem upewniano mnie, że tylko w razie jakiej po za Wisłą porażki, myślanoby o tym punkcie obronnym i że wtenczas nawet nie uczynionoby żadnego kroku bez uprzedniego porozumienia się z naszym dworem. Tak byłem zaskoczony tą niespodzianą wiadomością, żem tylko zapytał, jakie były warunki położone przez miasto Elbląg, i co się stało z polską załogą? Wicekanclerz odpowiedział mi, że ponieważ artykuły umowy napisane były po niemiecku i jeszcze nie przetłum aczone, więc o treści ich nie wie, co zaś do polskiej załogi, zdaje mu się, iż się udała do Marienburga. — Zapewne wicekanclerz nie chciał w bliższe wchodzić szczegóły, bo zna język niemiecki, tłumaczy się w nim z łatwością, i mógł najdoskonalej zrozumieć treść tych artykułów, gdyby nawet w tym języku spisane były. „Starałem się później ująć dla nas obydwóch ambasadorów. Esterhazy odpowiedział mi, jak człowiek, który czując błąd przyjaciela, stara się go wytłumaczyć, i przyrzekł wywiedzieć się o szczegółach u kanclerza, i wszelkich dołożyć starań, aby Polsce zapewniono zwrot tego, co posiadała, i zachowanie wszystkich jej praw i swobód. Co do p. de 1’Hopital, któremu powiedziałem, że ma teraz zręczność dowiedzenia gorącej życzliwości, z jaką zawsze oświadczał się dla Polski, ten udał, że całą sprawę Elbląga ma za bagatel, i skończył temi słowam i: byle ci ludzie z dobrą wiarą działali przeciw wspólnemu nieprzyjacielowi, można im darować podobne fraszki. Źle przyjął napomknienia moje, iż król pruski może w najgorszy sposób z danego tym sposobem w Polsce przykładu skorzystać, i jakby dla naprawienia tego, dodał w ogólnych wyrazach, że trzeba, aby Cesarzowa wydała deklaracyę dla uspokojenia Rzpitej. Zresztą powstaje zawsze na ten nowy posiłkowy korpus z 30,000 ludzi, wymawiając to naszemu dworowi, jak gdyby to on skłonił do tego gabinet wiedeński. „Ponieważ będę miał zaszczyt pisać jeszcze jutro do Waszej Excellencji, korzystając z nadarzającej się zręczności, więc prześlę mu zarazem mowę p. Keith, który miał posłuchanie d. 10. w Piątek. List do hr. Brühla, z d. 17. M arca 1758 r. „Poczta wczorajsza przywiozła mi tylko krótki listek Waszej Excellencji, z dnia 6. b. m., który mnie uprzedzał o mającym tu wracać kurjerze wiedeńskim, wiozącym także obszerną dla mnie korespondencją, a dzisiaj, o 4ej z rana , zamiast owego kurjera , przybył tu Consoli z depeszą z d. 9. b. m. „Ponieważ z powodu choroby zupełnie z domu wychodzić nie mogę, więc p. Ogrodzki w mojem imieniu udał się do wicekanclerza, tak dla oddania mu listu Waszej Excellencji o podróży ks. Karola, jako te dla opowiedzenia mu treści tego, co odebrałem o zajęciu Elbląga, zanim sam będę w stanie Opowiedzieć mu szczegółowo wszystkie okoliczności tego smutnego zdarzenia. ,,Znalazł, że list był bardzo ujmujący, i chcąc wywzajemnić się za okazaną mu ufność, powiedział, iż Cesarzowa, będąc uwiadomioną o dniu wyjazdu księcia Karola, kazała wydać stosowne rozkazy, aby tę podróż mógł odbyć wygodnie, że na mieszkanie tutaj dla niego przeznaczyła pałac szambelana Szuwałowa, a drugiemu szambelanowi, hr. Czernyszewowi, kazała być gotowym na usługi księcia przez cały czas jego pobytu w stolicy. Ponieważ jednak dodał, że tak długa podróż nie mało zajmie czasu, że książę, przejeżdżając przez Królewiec, zechce zapewne obejrzeć ich wojska, co mu także nie. jeden dzień zabierze, że więc ztąd wnoszą, iż tu nie prędzej stanie, jak trzeciego lub czwartego tygodnia wielkiego postu rosyjskiego, który się ledwo rozpoczął, chociaż upewniał (zdaje mi się przez grzeczność), iż książę, przyjeżdżając nawet jutro, znalazłby wszystko gotow e; i ponieważ szambelan Szuwałow mówił mi jeszcze wyraźniej, że życzą tu sobie stanowczo, aby książę przyjechał ani wcześniej ani później jak szóstego, albo też na końcu piątego tygodnia p o stu ; wziąłem więc na siebie wysłanie dziś jeszcze sztafety na spotkanie Jego Królewiczowskiej M ości, prosząc, aby raczył przedłużyć swą podróż i nie przyjeżdżał tutaj aż około 14. Kwietnia starego stylu, dla przyczyn wyżej wymienionych i dla innych jeszcze, nad któremi zbyt długo byłoby rozwodzić się tutaj, z których dotknąłem w liście do jenerał m ajora de la Chinal, wysłanym wraz z listem, jaki ośmieliłem się napisać do Jego Królewiczowskiej Mości, i jakiego kopią tutaj przyłączam. — Zresztą, na zapytanie wicekanclerza, pod jakiem imieniem przyjeżdża książę, odpowiedziałem, że pod swojćm własnem, a wtenczas upewnił mnie, że będzie tu trak to wany jako syn królewski, chociaż pod tym względem nie jestem bez obawy, zwłaszcza ze strony innych am basadorów, mówiących dużo o etykiecie. „Niezmiernie byłbym zasmucony, gdyby stan zdrowia nie pozwolił mi wyjechać na spotkanie Jego K rólewiczowskiej Mości; doświadczam napadów gorączki, która mi obłożnej choroby lękać się k aże; uczynię jednak wszystko, co odemnie zależeć będzie, aby dopełnić tego obowiązku i złożyć księciu tę oznakę uszanowania. „Co do sprawy Elbląga, wszystko, cobym tutaj przekładał, nie zdałoby się na nic. Jedynem na ten smutny wypadek lekarstwem byłoby odezwanie się samego Króla do Cesarzowej, jako dobrego monarchy za poddanymi i dobrego ojca za | swnjemi dziećmi.11 List do hr. Brühla, z d 21. M arca 1758. r. „Hr. Esterhazy przysłał mi w Sobotę list W. E. z d. 10. b. m., przywieziony przez jego kurjera. „Odwiedziwszy następnie wicekanclerza, dla udzielenia mu postanowienia swojego rządu co do nowego ; trzydziestotysięcznego posiłkowego korpusu, zrobił mi zaszczyt zajechania do mnie, gdyż gorączka połączona z silnym bólem głowy dotąd mnie w domu zatrzymuje. „Powiedział mi, że bardzo tu są zadowolnieni z tego postanowienia, i że się zgadzają na połączenie tego korpusu ze znajdującym się obecnie w Prusach, który według własnego ich zeznania nie wynosi 50 tysięcy ludzi, przez co nowy ten posiłkowy oddział dopełni tylko liczby 80 tysięcy, którą Dwór tutejszy zobowiązał się ostatnim traktatem utrzymać łącznie z Dworem wiedeńskim. Co do pieniędzy, spodziewa się jeszcze uchylić żądanie takiego zasiłku, zwłaszcza ma nadzieję, że mu się uda z samą Cesarzową, gdy będzie mógł, mówić z nią o tem. „Nadmienił przy tem, abym żadnych kroków w tej rzeczy nie czynił, i abym nie wspominał nawet, że mi postanowienia swojego Dworu udzielił, z czego w istocie bardzo rad jestem, bo niezawodna, że im mniej w tym czasie będziemy się starali układać się, tem będzie lepiej, i że powinniśmy teraz zachować się jak najspokojniej, aż póki nie będziemy mogli poznać dokładniej usposobienia ludzi będących obecnie u steru. „Już nie głównodowodzący dotąd jenerał Sołtykow stać będzie na czele tego 30to tysiącznego korpusu; wzbraniał się on podjąć tego dowództwa, już to utrzymując, że wielu rzeczy temu korpusowi nie dostaje, i że nie chce dowodzić wojskami, których nie zna, już przez lenistwo, lub może z innych niewiadomych mi powodów. Starają się też uwolnić go od tego i szukają sposobów, aby mógł zaszczytnie uwolnić się od przyjętego na się zobowiązania. Poruczą więc to dowództwo jenerałporucznikowi Czernyszewowi, a ponieważ korpus ma się połączyć z wojskami jenerała Ferm ora, tem mniej mają zatem powodów dawania mu osobnego główno dowodzącego. „Dziś rano hr. Esterhazy przysłał mi do przeczytania reskrypt zawierający postanowienie tyczące się wspomnianego korpusu, i znalazłem w nim artykuł odnoszący się do czterech pułków saskich i dwóch pułków ułanów, które Dwór wiedeński chce przyłączyć do owego 30to tysiącznego korpusu na miejsce jazdy austryackiej, o którą proszono, i która wchodząc do Polski, wywołałaby krzyki, kiedy własne wojska J. Królewskiój Mości nie obudzą żadnych, o czćm nie wątpię, że hr. Fleming musiał już Waszą Excellent uwiadomić. „Tenże ambasador, przekonany nareszcie o niedobrem zachowaniu się tutejszego Dworu przy zajęciu Elbląga, mówił o tem na serjo z wicekanclerzem, który przyznaje, że postąpiono niewłaściwie; dla naprawienia tego i uspokojenia umysłów w Polsce, zalecał łącznie z posłem francuzkim, aby Cesarzowa wydała najsilniejszą jak można deklarację, zaręczającą Polsce zwrot tej twierdzy, a nadto, aby Dwór tutejszy wezwał Dwory wiedeński i wersalski do poręczenia wspólnie z nim nienaruszalności wszystkich praw, swobód i przywilejów Rzpltej. Wszakże pozwalam sobie powtórzyć to, com miał zaszczyt przekładać Waszej Excellencji w ostatniej depeszy mojej, że list Króla Jmci do Cesarzowej wywarłby wpływ najzbawienniejszy. „Co zaś do artykułu królewieckiej kapitulacji, który mógłby posłużyć królowi pruskiemu za pretext do użycia odwetu w Saxonji i do sekwestrowania dóbr nieobecnych, albo tych, którzy pośrednio czy bezpośrednio broń noszą przeciw niemu, nie mogąc dla choroby sam z domu wyjeżdżać, poruczyłem p. Prasse, aby się starał, stosownie do rozkazów W. Excellencji, wyrobić jego uchylenie. „Przyłączona tu drukowana instrukcja w języku niemieckim wskazuje sposób, w jaki wojska rosyjskie zachowywać się mają w Prusach brandeburgskich, sposób zupełnie różny od zachowania się Prusaków w Saxonji, którego Cesarzowa bynajmniej naśladować nie chce. „Przygotowują wszystko na przyjęcie Jego Królewiczowskiej Mości, księcia Karola; wydają rozkazy tyczące się jego stołu, pojazdów i osób przeznaczonych na jego usługi; zawrze jednak żądać wypada, aby nie przyjeżdżał przed terminem, który ośmieliłem się wskazać księciu, dla własnej jego przyjemności i zadowolnienia. „Apraxin ma przyjechać za dni kilka; przywieziono już syna jego, którego mu żona w zeszłym roku w Rydze powiła; a część jego orszaku i służby już się tu znajduje. List do hr. Brühla, z d 24. M arca 1758. r. „Wczorajsza poczta przywiozła mi list W. Exc. z d. 13. b. m. „Zaledwo jutro oddam wicekanclerzowi, hr. Worońcowowi, listy wielkiego kanclerza * i biskupa kijowskiego, ** których życzyłbym mieć kopje. Ponieważ ten minister uwiadomił mnie zawczoraj, równie jak innych posłów, iż przyjmować nas będzie każdej soboty, od 9tej do 12tej — a gdybyśmy w inne dni widzieć go chcieli, powinniśmy pierwej prosić o naznaczenie godziny, więc, zwłaszcza na raz pierwszy, chcę się do tego zastosować, tem bardziej, że zmusza mnie do tego stan zdrowia nie pozwalający mi dzisiaj wychylić sie z domu. Gdybym ju tro jeszcze wyjechać nie mógł, w takim razie p. Ogrodzki spełni to polecenie. N astępującą więc pocztą będę miał zaszczyt uwiadomić W. E. jak te listy zostaną przyjęte, jaki wywrą skutek, i w ogólności, jak stoi nieszczęśliwa sprawa Elbląga. „Nie wiemy nic nad to, com doniósł w ostatniej depeszy o 30to tysiącznym korpusie, ale oto rozporządzenie, potwierdzające dobre zamiary, jakie mają, * Jan Małachowski zm arły 1761. r. ** Kajetan Sołtyk w 1758. r. przeniesiony na biskupstwo krakowskie. działania znowu energicznie. Pułki ingermanlandzki i astrachański, które tu stoją załogą, wraz z czterema pułkami gwardji i nie wychodzą w pole, chyba w razie zupełnej ostateczności, odebrały już rozkaz podwójny, aby były gotowe do marszu. Utrzymują, że wsiądą na statki razem z trzecim pułkiem, którego nazwania nie wiem. „Wiadomość o cofnięciu się Francuzów za Wezerę i o opuszczeniu przez nich całego Hanoweru, doszła tu przed ośmiu albo dziesięciu dniami; a wszystkie późniejsze wieści potwierdzają tę wiadomość w sposób dla nich niekorzystny. „Wręczono wczoraj posłowi szwedzkiemu pismo noszące tytuł deklaracji, ale będące tylko projektem umowy, na mocy której Rosja, w razie gdyby Anglja próbowała wyprawić eskadrę na morze Bałtyckie, zobowiązuje się wysłać 16 okrętów linjowych i 4 fregaty swoje do pewnego miejsca położonego za ciaśniną Sund, pod warunkiem , iż Szwecja przyłączy do nich 14 okrętów linjowych i 4 fregaty; dowództwo calej tej floty ma należeć do tego z admirałów równego stopnia, który starszym będzie w służbie; starać się mają nie zbliżać się bardzo do żadnej duńskiej fortecy, a umowę podpiszą ministrowie obu Dworów, które ją później ratyfikować mają. „Coraz większe robią grzeczności bawiącemu tutaj ministrowi duńskiemu, przyrzekając mu, że Cesarzowa starać się będzie nakłonić teraz W. Księcia do zamiany i utrzymują, że cała ta sprawa wstrętną była dla niej, póki ją były kanclerz popierał. Tak wszystko na tego biednego ministra zwalają, nie mając nawet na to dowodów, i nietylko przypisują mu rzeczy, w których nie miał udziału, ale nawet na złe tłumaczą te, w których istotne oddał usługi. „Hr. Esterhazy nowy rozkaz odebrał nie przyrzekania niczego co do wschodniej Fryzji, chybaby sprawa zamiany już była ułożoną, a bardzo jest od tego daleką. Nic w tern nie ma dziwnego, kiedy przez niepojętą sprzeczność jednocześnie coraz większe okazują względy tym, którzy W. Księcia od każdej dobrej myśli odwodzą. W ielki jego szambelan Bruchdorff otrzym ał od Cesarzowej pensję 200 rubli miesięcznie, chociaż nie przestaw ał nigdy i dotąd nie przestaje utrzymywać W. Księcia w przyjaznych dla króla pruskiego uczuciach. Ale nieprzyjaciele starego wyjednali mu tę pensją za to , iż potrafił skłonić W. Księcia do popierania ich zamiarów. „Wyglądam niecierpliwie hr. d’Einsiedel, aby przez niego uwiadomić W. Excellencję o prawdziwym stanie rzeczy, którego nietylko opisywać, ale nawet zrozumieć niepodobna., nie będąc na miejscu. Nie można zresztą nic jeszcze stanowczego powiedzieć o losie uwięzionych, i często wiadomości, jakie się o nich powziąść dają z różnych stron, sprzeczne są z sobą. — Stambke nie pewny także, co go spotka, zmuszony jest domu pilnować; zdaje się jednak, że w najgorszym razie odeszlą go tylko do H olsztynu, i według wszelkiego prawdopodobieństwa, sprowadzą tu na jego miejsce p. de W estphal. Chcianoby zmienić wszystkich posłów dawniejszych przy Dworach zagranicznych, którzy sprzyjali byłemu kanclerzowi, a mianowicie hr. Kajserlinga w Wiedniu, Panina w Stokholmie, Korffa w Kopenhadze, Grossa i ks. Wołkońskiego u nas; zaczynają od przesłania ostatniem u rozkazu, aby odbył kam panją przy wojsku austrjackiem, ale są w wielkim kłopocie, co do wyboru zastępców, bo w rzeczy samej wielki tu brak uzdolnionych do tego ludzi.“ List do tegoż, z dnia 25. M arca 1758. roku. „Korzystam z odjazdu k u rjera, którego ambassador francuzki wysyła dzisiaj, aby przesłać W. E. przyłączone tutaj trzy noty, które wicekanclerz kazał mi oddać przez p. Ogrodzkiego, gdy ten, z powodu mojej choroby, był dzisiaj przed południem u niego. „Pierwsza tyczy się m iasta E lbląga, i spodziewają się tu ta j, że uspokoić potrafi wszystkie z tego powodu obawy. „Druga mówi o Gdańsku, który chcą także wojskiem rosyjskiem obsadzić, udając się z tem wszakże do Króla i Dworów sprzymierzonych z prośbą, aby te przyczyniły się do skłonienia ku temu mieszkańców, poręczając ze swej strony deklarację Cesarzowej w tej mierze. „Trzecia odnosi się do handlu, który ma być prowadzonym na dawnej stopie, nietylko z Prusami, ale nawet ze wszystkiemi posiadłościami króla pruskiego. „Na listy wielkiego Kanclerza i biskupa kijowskiego wicekanclerz odpowiedział tylko, że wspomniana nota o Elblągu przekonywa dostatecznie o najlepszem usposobieniu Cesarzowej względem Króla i Rzpltej, i że pogróżki króla pruskiego nie powinny robić najmniejszego wrażenia. Dodał, że odebrał także list od wielkiego hetmana koronnego, * który kazał przetłumaczyć, aby go przełożyć Cesarzowej. List ten przywiózł oficer, którego nazwiska nie wiem, wysłany jako kurjer przez w. hetmana do posła francuzkiego, i który miał także listy do niego. „Co do artykułu kapitulacji królewieckiej, który W. E. usunąć chciałeś, dla odjęcia Królowi pruskiemu pozoru do użycia odwetu w Saksonji i nałożenia sekw estru na dobra mieszkańców nieobecnych lub noszących broń przeciw niemu, wicekanclerz zwrócił na to uwagę, kiedy mu p. Prasse te obawy przekładał, 1 można mieć nadzieję, że się tem u zaradzić potrafi. „Odwołując się zresztą do mojej wczorajszej depeszy, i dodając tylko, że z byłym Kanclerzem obchodzą się coraz łagodniej, kończę etc.“ List do tegoż, z dnia 28. M arca 1758. roku. „Odebrałem zawczoraj, d. 26., list z d. 13. b. m., którym W. E. zaszczycić mnie raczyłeś. Pierwszy raz * Od 1752. r. Jan Klemens Branicki, zmarły 1773. r. dnia tego, po ciężkiej dosyć chorobie, wyjechałem do do wicekanclerza, aby mu przedstawić przybyłego dniem przedtem p. starostę warszawskiego, przy czem mówiłem mu o Elblągu i wręczyłem pięć listów przysłanych mi przez W. E. razem z kopią noty wielkiego kanclerza koronnego, tyczącej się deklaracji, jak ą sekretarz ambassady króla pruskiego, p. Benoit, uczynił wielkiemu hetmanowi koronnemu. Mówiłem z nim o tem po raz drugi, i powiedział m i, że Król pisał do jenerała Fermor o opuszczeniu tego wniosku, ale że ten jenerał w raporcie swoim uważa to za rzecz niemożebną ze względów wojskowych. Ponieważ mi, kilka chwil przedtem, powiedział, że oddziały, wysyłane przez jen. Fermora dla powzięcia języka, niczego się o nieprzyjacielu dowiedzieć nie mogły, nastawałem więc na to, aby mi wytłum aczył, jakie to być mogły względy wojskowe, kiedy o nieprzyjacielu nie słyszano nawet? Wobec takich pytań zmuszony był powiedzieć mi, iż m ają wiadomości, że król pruski znaczne siły zgromadza około Stolpe. — Słyszeliśmy wprawdzie, że je zbierał pod Kistrzynem, ale w tej chwili potrzebował wicekanclerz, żeby się to działo pod Stolpe 1 tam je umieścił. Starałem się wzruszyć go, a przynajmniój rozczulić, aby się wyrzekł myśli zajęcia Gdańsk a, malując mu w najsmutniejszych kolorach stan Polski wskutek pogróżek króla pruskiego, na co w końcu oświadczył, że od samego początku nie był * Starszy syn hr. Brühla. wcale za zajmowaniem naszych twierdz pruskich, i że wszystkie moje dowody przełoży Radzie, dodając wszakże, że bardzo wątpi, aby rzeczy zmienione być mogły. P rzekładałem , że gdyby wojska rosyjskie wyszły raz z Prus i wkroczyły do niemieckich nieprzyjacielskich prowincij, wtenczas wszystkie te ostrożności stałyby się same przez się niepotrzebne. Odpowiedział mi na to, że trzeba jednak dać wojskom wypocząć, i że cała dywizja Browna nie nadeszła jeszcze. W istocie rzeczy tak się m ają, iż do tego stopnia obawiają się spotkać z armią pruską w polu, że nigdy im dosyć ostrożności i przewidywań nie będzie, przekonani zaś są na nieszczęście, że Polskę bezkarnie krzywdzić można. Teraz zwłaszcza, kiedy postanowiono nowy 30to tysięczny korpus połączyć z arm ią znajdującą się w Prusach dla dopełnienia liczby 80,000, do jakiej się względem Dworu wiedeńskiego zobowiązano, można się założyć, że się z Prus nie ruszą, póki ten 30to tysięczny korpus tam nie stanie. Bogu zaś wiadomo, kiedy to nastąpi. Tak więc, nie popierany wcale albo bardzo słabo przez lir. Esterhazy, który oświadczył, że domaganie się o Gdańsk uważa za rzecz zupełnie rozsądną i sprawiedliwą, zwłaszcza przy gwarancjach, jakie nam dają; wyśmiewany przez margr. de 1’Hópital, który wszystko poświęca chęci przypodobania się tutejszemu Dworowi dla rządzenia nim, nie widzę w istocie innego środka nad ten ostateczny i jedyny, aby Król Jmci raczył napisać sam do Cesarzowej, przekładając jej niebezpieczeństwa, na jakie wystawioną będzie Polska i nawet JKMści osoba, nie czując się dostatecznie osłonioną w samej W arszaw ie; nieużyteczność Gdańska i nawet Elbląga dla wojsk rosyjskich, z powodu wielkiej odległości nieprzyjaciela, niesprawiedliwość i niecność takiego postępku, skutki jakie mieć będzie w całem królestwie; a zarazem wskazując, że najlepszym środkiem zabezpieczenia się od mniemanych niebezpieczeństw, których się tak strzegą, a zarazem oddania prawdziwej usługi wspólnej spraw ie, mianowicie zaś wyswobodzenia Saksonii, je st posunięcie wojsk jenerała Ferm ora w głąb posiadłości króla pruskiego, zanim ten czas znajdzie, na utworzenie nowego korpusu, przeznaczonego wyłącznie do walki z Rosją. „Przyłączona tu nota w niemieckim języku, którą odebrałem w kilka godzin po wysłaniu przez francuzkiego kurjera not udzielonych mi rano przez vicekanclerza, odnosi się także do Elbląga, a świadczy o dobrem usposobieniu pod wzgędem porządku i karności wojskowej, a także poszanowania dla mieszkańców i załogi Rzeczypospolitej, gdy ta wyszedłszy z Elbląga, maszerowała w skutek rozkazu wielkiego hetmana do Marienburga. „W tej chwili odbieram nową notę we francuskim języku, któ rą także przyłączam, a w której utrzym ują, że m agistrat gdański postanowił już przyjąć wojska rosyjskie do miasta. Co się tyczy żądania, abym dla zyskania na czasie, napisał ztąd prosto do rezydenta JKMści w Gdańsku, W. E. nie przypuści spodziewam się, abym to uczynił; zdziwiony nawet jestem, że pozwolono sobie żądać odemnie podobnego kroku. Apraxin ma dzisiejszej nocy przybyć na wieść, o kilka wiorst ztąd ; margr. de l'Hópital udzielił mi tej wiadomości, i przyłączam ją jako pochodzącą od niego. Obsypuje on grzecznościami p. starostę warszawskiego; życzę, aby to wszystko było szczere. „Wyjeżdżanie z domu w ciągu dwóch dni ostatnich dla przedstawienia go tam, gdzie m usiał być zaraz, wróciło mi dawny ból głowy, znowu więc jestem skazany na siedzenie w domu przez dni kilka, i lękam się nawet abym nie był w stanie wyjechać na spotkanie JKMści księcia Karola, jeżeliby jeśzcze w tym tygodniu nadjechał. Mistrz ceremonii Ołsufiew z rozkazu cesarzowej udał się do Narwy na spotkanie ks. Karola, którego sekretarz Setulewicz i paź Bratkowski, stanęli już tu wczoraj i pomieszczeni zostali w przeznaczonym dla księcia domu.“ List do tegoż, z dnia 31. M arca 1758. „Odpowiadając na list W. E. z dnia 20. b. m. mam zaszczyt uwiadomić, że ponieważ vicekanclerz już się przychylnie oświadczył o przełożeniach, jakie mu uczyniono z powodu nałożonego sekwestru na dobra Prusaków w kraju nieobecnych, albo noszących broń przeciw Rosji i jej sprzymierzeńcom, więc z domniemanej jego względności skorzystam, aby mu o tem powiedzieć raz jeszcze jutro , bo to jest dzień posłuchań u niego, dla zagranicznych ministrów; i udzielę mu wtenczas słusznych obaw, jakie u nas m ają nie tylko co do sług królewskich dziś przy osobie JKMści zostających, ale i wielu innych poddanych saskich, którzy kraj teraz opuścili, a to tem bardziej, że według dochodzących tu wieści, chciano sekwestrować nawet dobra ministrów pruskich i przedać z licytacji ich ruchomości i sprzęty. Mówię o ju trz e , bo spodziewam się, że już przecie będę mógł z domu wychodzić bezkarnie, chociaż ostatnia próba dla pana starosty warszawskiego uczyniona, dała mi się bardzo we znaki. Korzystam z tej zręczności, aby W. E. powinszować takiego syna; zdaje mi się, iż niepodobna było bardziej z podróży swoich a nadewszystko z odbytej kampanii skorzystać. „Bardzo dobrze się stało, że wojska saskie Króla Imći, zgomadzone w Węgrzech, użyte będą w tw ierdzach kom unikacyjnych,na mocy podpisanej w W iedniu umowy, o której W. E. uwiadomić mnie raczyłeś ; co do karabinjerów i lekiej jazdy z ułanami, którzy w przeszłym roku należeli do armii austryackiej, tych myślą, według projektu dworu wiedeńskiego, przyłączyć na następującą kampanię do wojska rosyjskiego. „Wiadomość o wkroczeniu wojsk pruskich do Wielkopolski, byłaby bardzo smutną, gdyby się sprawdzić miała. Nie zaniecham udzielić jej vicekanclerzowi razem ze wszystkiem, co się odnosi do rozporządzeń króla pruskiego, który rozmaite oddziały wojsk swoich zbiera to na Szlązku, to na Pomorzu. Jeżeli nowy trak tat tego monarchy z Anglją, o którym hr. Esterhazy utrzymuje, że nic zgoła nie wie, ma miejsce istotnie, to Rosja ze swej strony zabezpieczyła się od jego następstw, wzywając Szwecję, jak miałem zaszczyt donieść W. E., aby swoją eskadrę połączyła z rosyjską. Nie staje tylko podpisu cesarzowej na ratyfikacji umowy, mocą której Szwecja przystępuje do związku wielkiego przymierza. „Według wiadomości otrzymanych ze Szwecji, jenerał Lehwald tak siły swoje osłabił, rozsyłając oddziały w rozmaite strony, że szwedzki jenerał Rosen rychło będzie mógł zaczepnie przeciw niemu wystąpić. Przepędził nawet kilka pruskich posterunków, rozesławszy swoje na rozwiady oddziałki. „Hr. Esterhazy otrzymał od swego dworu odpowiedź na piśmie, co do nowego posiłkowego korpusu z 30 tysięcy ludzi. Zgodzono się przyłączyć je do armii jenerała Fermor, i utrzym ują, że ten skoro wszystkie swe siły zbierze, uda się z 50 lub 60 tysiącami żołnierza, dla zajęcia stanowiska, między Notecią i Wartą , stosownie do wiedeńskiego projektu, resztę zaś poszle na Pom orze, dokąd chcą także wszystkie wyprawić galery. Zresztą, nie żądają już tutaj ani żadnych dostaw dla armii, ani też pieniężnych subsydjów, cesarzowa zrzeka się nawet dawnej propozycji 500 tysięcy talarów, które gdyby była w stanie, chętnie ofiarowałaby sama JCKMści. Ale dodają w końcu, że JCKMść nie będzie żądała ze swej strony, aby wojska rosyjskie w jej imieniu zajmowały niemieckie prowincje króla pruskiego, jakie zdobyć potrafią, gdyż cesarzowa rosyjska nie chce już dłużej uważać się za sprzymierzoną tylko, ale za stronę wojującą, a to od czasu wydania przez króla pruskiego deklaracji, mającej być zupełnem wypowiedzeniem wojny. „Mistrz ceremonii Ołsufiew, oczekuje na ks. Karola w Narwie; ja więc mam się także w gotowości do wyjechania na spotkanie JKMści, jeżeli tylko zdrowie mi pozwoli, zaraz po odebraniu wieści o jego zbliżaniu się do nas. Wszystkie przygotowania na jego przyjęcie już ukończone i już się nie troszczą jego przyjazdem, wszakże, dla przyjemności samegoż księcia, życzyćby należało aby nie przyjeżdżał przed terminem, jaki mi szambelan Szuwałów naznaczył. Oszczędziłby sobie tym sposobem niewypowiedzianej nudy tutejszego postu, który samą nawet cesarzowę krępuje. Ceremoniał cały, już ostatecznie ułożony, ale który mnie dotąd udzielonym nie został, ma być bardzo względnym dla księcia; ambasadorowie wszakże, a zwłaszcza margrabia de fflópital mówiąc ciągle o równości zupelnej, utrzymują, że bez narażenia się na wymówki od swych dworów, nie mogą nic z praw swoich ustąpić książęciu, synowi króla polskiego i elektora saskiego, chociaż z łatwością uczyniliby wielkie w tej rzeczy ustępstwa dla hr. Łużyc, gdyby książę chciał przybrać ten tytuł, bo toby żadnych za sobą nie pociągnęło następstw. „Ponieważ na żądanie wpodskarbiego litewskiego podałem tutaj memorjał, przekładający ogromne straty, na jakie skarb litewski narażają statki rosyjskie żeglujące po Dźwinie do Rygi, wzbraniając się płacić ustanowione na tamecznych komorach cła przewozowe, przeznaczone na utrzymanie części litewskiego wojska, i ponieważ jednocześnie, w. podskarbi litewski i wuj mój książę kanclerz zażądali paszportów jeden dla dziesięciu, drugi zaś dla dwudziestu statków swoich, płynących do Gdańska, gdyż zaczynano mówić w Polsce, że żegluga na Wiśle zatamowaną będzie, i że zatrzymywać mają wszystkie statki spławiające zboże, więc z tego powodu mam zaszczyt przesłać Waszej Excellencji przy niniejszem: 1) kopią odpowiedzi ną prośbę wielkiego podskarbiego, któremu przesłałem oryginał. 2) Odpowiedź tyczącą się żeglugi na Wiśle, tak dla obeznania Waszej Excellencji z projektem, jaki tu mają w tym względzie, i który nowe skargi w Polsce wywoła, jakoteż dla tego, że połączone są jeszcze z tym przedmiotem inne artykuły, odpowiadające na przełożenie uczynione Królowi Imci przez senat, z powodu zajęcia Elbląga, przez wojska rosyjskie. z dnia 4. Kwietnia 1758. „Bardzo mnie przykro, że nic pomyślnego donieść W. E. nie mogę co do sekwestru nałożonego na dobra Prusaków, którzy wynieśli się z kraju. Nie mogąc sam wyjść z domu w Sobotę, poruczyłem panu Ogrodzkiemu rozmówić się o tem z vicekanclerzem, który wbrew zaprzeczył udzielonej mi przez W. E. wiadomości, jakoby chciano skonfiskować dobra ministrów pruskich i sprzedać na licytacji ich sprzęty i ruchomości, utrzymując, że nigdy podobne rozporządzenie wydanem nie było; ale co do sekwestru, powiedział, że §ię tego wyrzec nie mogą, a nałożyć go wszelkie mają prawo, gdyż wspomniani ministrowie, haniebnie opuścili swoje obowiązki i również haniebnie schowali się sam i; że wielka zachodzi różnica między nimi i sługami króla pana naszego miłościwego, i że król pruski nie będzie miał ztąd powodu do użycia odwetu w Saksonii. — Na przełożenie, że król pruski żadnej w tem nie uwzględni różnicy, że najlżejszy pozór wystarcza mu do obarczania nowemi ciężarami nieszczęśliwych a niewinnych Sasów, czego dowodzą summy jakie ściąga z Drezna za Halberstadt, że nareszcie głoszą już, iż dobra W. E. oddał właśnie w skutek tego sekwrestru w Prusach, jenerałowi Finkenstein, obecnemu komendantowi Drezna, odpowiedział, iż nie ma żadnej możności zaradzenia temu. Na to odparł Ogrodzki, iż spodziewaliśmy się właśnie, że taka możność się znajdzie, i że artykuł kapitulacji Królewca da się naprawić, gdyż p. Prasse doniósł Waszej Excellencji, że vicekanclerz, kiedy mu uwagi W. E. w tym względzie przekładał, zdawał się skłaniać do nich; wszystko to jednak najmniejszego nie wywarło skutku. „Co do wiadomości o wtargnieniu wojsk pruskich do Wielkopolski, powiedział, że tylko co otrzymał przez sztafetę listy jenerała Fermora, który mu donosi, że wieści te są mylne; rozporządzeniom króla pruskiego mającym na celu zgromadzenie tylu oddzielnych korkusów wojska, vicekanclerz nie wierzy, utrzymnjąc że siły króla na to wszystko wystarczyć nie mogą i że się tem przechwala jedynie w celu przestraszenia umysłów w Polsce. „Ostrzeżenie o nowym traktacie jakoby zawartym między Prusami i Anglją, uważał za przedwczesne, utrzymując, iż są uwiadomieni, że ten monarcha nie chciał zobowiązywać się do niczego, i nawret pieniężnych odmawiał subsydyj, żądając jedynie wysłania korpusu wojsk angielskich do Niemiec, czemu ministerstwo londyńskie sprzeciwiało się; że jenerał York z Hagi wezwanym został do Londynu, bo go do króla pruskiego wysłać zamierzają; że zresztą zabezpieczono się tutaj na przypadek, gdyby Anglia eskadrę swoją chciała wysłać na morze Bałtyckie. „Kapitan Gihes przysłany tutaj jako kurjer przez w. hetmana, odjechał wczoraj. Ponieważ hetman najobszerniej pisał do margr. de 1’Hópital, ten więc odpowiedział szumną gadaniną, której treść sprowadzić można do udzielonej mu rady, aby w. hetman i sam za najlepsze uważał i jako takie przyjaciołom swym przedstawiał wszystko, co robią Moskale. Esterhazy w odpowiedzi swojej odwołuje się do słów margrabiego de 1’Hópital. „Pan Gross ma być wkrótce odwołanym i przeznaczają na ministra przy dworze naszym pana Wojejkowa, jenerałporucznika i vicegubernatora Rygi, którego w tein mieście ma zastąpić jenerał Sołtyków. „Otrzymałem wczoraj wieczorem wysłaną z tego miasta sztafetę, z odpowiedzią księcia Karola, który zamierzał stanąć tu 11. b. m. według n. s. Mając się daleko lepiej, spodziewam się, że będę mógł wyjechać na spotkanie JKMści.“ List do tegoż, z dnia 7. K w ietnia 1758 roku. „Otrzymałem wczoraj prawie jednoczeście dwa listy W. E. z dnia 27. i 29. b. m„ pierwszy przez pocztę, a drugi przez kurjera ambasadora francuskiego, który zdawał się zrazu być bardzo zajętym depeszami swojemi; wiele z tych było cyfrowanych. Udał się naprzód do hr. Esterhazy, z którym rozmawiał blizko godziny, później do vicekanclerza, gdzie narada trwała bardzo długo. Wyszło z niej na jaw to tylko, jak opowiadają urzędnicy poselstwa, iż dwór francuzki wysłał tego kurjera z bardzo silnem zapewnieniem, iż cofnięcie wojsk jego z hanowerskiego elektorstwa, nie jest wcale oznaką opuszczenia sprzymierzonych, ale tylko krokiem przezorności, w celu wzmocnienia się na siłach. „Nadeszła wczoraj do hr. Esterhazy sztafeta, przyniosła wiadomości, że przekopy około twierdzy Schweidnitz już usypane; sądząc z rozmów jego i jego domowych, możnaby nawet wnosić, iż ta warownia już jest zdobytą, gdyż z pewnym naciskiem powtarzają, że lepiej jest stracić lichą forteczkę, niżeli ważyć się na niepewny los bitwy, dla jej ocalenia. Moglibyśmy daleko dokładniejsze mieć wiadomości z zewnątrz, gdyby się] W. E. podobało kazać ich nam udzielać; margr. de 1’Hópital bowiem nigdy nic prawie nie mówi, a dwór wiedeński posłowi swojemu bardzo skąpo wojskowych udziela wiadomości. Ratyfikacja przystąpienia Szwecji do związku, jeszcze tu nie podpisana. Bestużew znajduje się zawsze w tern samem miejscu, w domu wiejskim należącym do cesarzowej, na pół drogi ztąd do Carskiego Sioła.“ List do tegoż, z dnia 10. K w ietnia 1758 roku. „Wyjeżdżając dzisiaj na spotkanie księcia Karola, przygotowuję list ten zawczasu na jutrzejszą pocztę, bo nie wiem czy miałbym dosyć czasu do napisania go za powrotem. „Mam zaszczyt przesłać przy niniejszćm kopią ceremoniału tyczącego się przyjęcia tu JKMści, który mi vicekanclerz wręczył wczoraj wieczorem. Pokażę go w drodze ks. Karolowi, dla potrzebnego porozumienia się w kilku punktach, zaraz po jego przyjeździe. Większa część tych punktów ułożona korzystnie dla księcia, o niektóre z nich jednak możnaby się jeszcze pospierać. Umówiłem się zresztą z hr. Esterhazy, że przeto w mojćm imieniu dam mu znać o przybyciu księcia, i że on zaraz wizytę księciu złoży, nie czekając na żadne inne uwiadomienie, do czego poseł cesarski i margrabia de n ió p ital się skłonił. Dodał, że życzy sobie,i aby książę przyjmując ich, jak można, najmniej zachowywał etykiety, i że wtenczas odda! mu jak największe oznaki uszanowania. „Ostatni kurjer francuzki przywiózł magrabiemu de 1’Hópital, oprócz tego, o czćm donosiłem W. E., list samego króla francuzkiego do cesarzowej z najmocniejszem zaręczeniem, iż wszystkich swych zobowiązań względem sprzymierzonych dotrzyma. „Podczas zwykłego posłuchania sobotniego u vicekanclerza, otrzymałem od niego przyłączoną tu (lit. a) notę w języku niemieckim, zapewniającą oczyszczenie z wojsk sprzymierzonych twierdz Rzeczypospolitej, zaraz po udaniu się armii dalej w głąb państwa pruskiego; spodziewając się, że ta nota przyczyni się do uspokojenia umysłów u nas, jakoż w rzeczy samej jest najbardziej zadawalniającą ze wszystkich deklaracij, jakie dotąd odbieraliśmy w tym przedmiocie. „Uwiadomił mnie zarazem , że pierwsze pułki 30to tysięcznego korpusu a z niemi jenerał Czernyszew, przybyły już do Wilna, dnia 20. Maja, według starego stylu. „Jenerałporucznik i szambelan cesarzowej Korff, mianowany został gubernatorem Królewca, a panu Similinowi, rodem z Inflant, którego brat służy tu w wydziale spraw zagranicznych, poruczono dozór nad dobrami sekwestrowanemi w Kurlandji, w zastępstwie p. Buttlera. PS. d. 11. Kwietnia 1758 r. „Dodaję tych słów kilka do wczorajszego listu, donosząc W. E., iż JKMść Ks. Karol przybył tu wczoraj, między 5 i 6 popołudniu. Miałem zaszczyt być w jego powozie od miejsca gdzie dzisiejszą noc spędził i gdziem go wczoraj wieczorem spotkał. W tej chwili oddał mi list swój do JKMści, który tu przyłączam, i kazał mi oświadczyć W. E., że jego list otrzymał, mając czas zaledwo na napisanie do Króla Imci. „Nota pod literą b) przysłaną mi została dziś rano z wydziału spraw zagranicznych; zawiera skargę na niejakiego pułkownika Wyczałkowskiego, któremu zarzucają najazd na ziemię państwa rosyjskiego. List do tegoż, z dnia 14. Kwietnia 1758 roku. „Ponieważ list W. E. z dnia 3. b. m., który wczorajszą pocztą miałem zaszczyt otrzymać, nie wymaga odpowiedzi, przechodzę więc do szczegółów tyczących się ks. Karola, od jego tutaj przyjazdu. „Stosując się do ceremoniału, który w poprzednim liście przesłałem W. E., JKMść nie wiele przed przyjazdem wysłał od siebie hr. Einsiedel do vicekanclerza, a jenerałmajora de la Chinal, do hr. Aleksandra Szuwałowa. Za ich powrotem przybył w imieniu cesarzowej, szambelan, hr. Iwan Iwanowicz Szuwałow, w. zaś książę i w. księżna przysłali od siebie dla powitania królewicza, marszałka swego dworu Gołowkina. Tegoż samego dnia przyjechał i sam vicekanclerz i powiedział księciu, że cesarzowa uwiadomi go o dniu, w którym będzie mogła udzielić mu posłuchania, gdyż cierpi na oko. Nazajutrz, dnia 12. b. m. przybyli razem obaj ambasadorowie; książę przyjął ich bez żadnych ceremonij i rozmawiał z nimi stojąc przez pół godziny. Byłem wigilią wieczorem u hr. Esterhazy, gdzie spotkałem też margr. de l'Hópital, i stosownie do tego, jakem się był z ambasadorem JCMści umówił, powiedziałem im w rozmowie, że książę już przyjechał, i że ich z przyjemnością widzieć będzie. Margr. de 1’Hopital odpowiedział mi 329 na to obszernie i wymownie, że książę powinienby ich o tóm uwiadomić urzędowie, ale rzecz się na tem skończyła; teraz zaczynają się tem obrażać, że książę jeszcze im wizyty nie oddał, ale uczynić tego nie może, bo jeszcze nie widział cesarzowej, i to się stało powodem, że znowu przez yicekanclerza prosił ją 0 posłuchanie, albo o pozwolenie objechania przed tem ambasadorów i innych osób, które mu wizyty złożyły, po otrzymaniu wskazanych na ceremoniale uwiadomień. Nie powiedziano nic ministrom drugiego stopnia; szwedzki i duński złożyli pomimo to wizyty swe wczoraj. — Ponieważ kompania piechoty zaciągająca wartę w mieszkaniu lisięcia nie ma chorągwi, i przyjmowano go bez bicia w bęben, upominałem się więc o to u vicekanclerza, ale bezskutecznie. Co do kilku artykułów ceremonjału podlegających sporowi, jak n. p. o publicznych wieczerzach u dworu w wielkie dni galowe, powiedział mi vicekanclerz, że losem wyznaczane będą miejsca u stołu ambasadorom i księciu, na bale zaś dla uniknienia wszelkich kwestji o pierwszeństwo z ambasadorami, radził, aby książę przyjechał dopiero po rozpoczęciu tańców; kiedy mu przełożyłem, że książę inaczej się na to zapatruje, i widzi w tem ujmę dla siebie, bo go tym sposobem stawią niżej od wspomnianych ministrów, powiedział mi, że się o tem z nimi rozmówi; ponieważ ceremonjał cały zakomunikowany im został, więc nic w nim zmienić bez uprzedzenia ich o tem 1 wysłuchania tego, co powiedzą, nie można. Co do 330 wizyt u osób dwóch pierwszych klas, JKMść złoży je niektórym z nich, reszty zaniecha. „Słabość cesarzowej nie jest wcale tą., o której mówiono; był to zwyczajny atak, ale tak silny, że niektórych między obecnymi do łez poruszył. „JKMść pokazywał mi list W. E. i mówił vicekanclerzowi i szambelanowi Szuwałowowi, o nowych prześladowaniach, jakich Saksonia doświadcza od króla pruskiego, i o niegodnem jego obchodzeniu się z rodziną królewską. Przyrzekli przedstawić to cesarzowej w najżywszych kolorach. „Vicekanclerz dał mi do zrozumienia, że chcianoby zatrzymać tutaj ks. Karola, aż do Czerwca; a kiedy zwróciłem jego uwagę na to, że czas ten bardzo jeszcze odległy, i że książę pała żądzą zmierzenia się coprędzej z nieprzyjacielem w szeregach armii, której zapewne też nie pozostawią tak długo w bezczynności, odpowiedział m i, że nie śmie wspominać nawet cesarzowej o wojnie, bo dobroć jej i ludzkość czynią ją niezmiernie tkliwą na połączone z nią nieszczęścia, i byle się dowiedziała o kilkuset poległych, zapada w smutek głęboki. Zapytywałem go, czy Fermor działać zacznie przed połączeniem się z 30to tysiącznym korpusem? Wahał się z odpowiedzią, nie chcąc wymówić ani tak ani me, ale nareszcie musiał wyznać, że nic nie przedsięwezmą, póki przez nadejście tego korpusu nie nabędą sił dostatecznych. „Los byłego kanclerza jeszcze się nie rozstrzygnął, powiadają jednak, że się już wkrótce rozstrzygnie, i w sposób dosyć dla niego pomyślny, chociaż popsuł swą sprawę, zaprzeczając stanowczo, kiedy go o to zapytywano, iż miał jakikolwiek udział w udzieleniu Stambhemu orderu orła białego. Fraszki tej o mało drogo nie przypłacił. „Pewien oficer , od dawna zostający przy wielkim łowczym Razumowskim, a podejrzćwany o tajne z kanclerzem stosunki, przesłuchanym był u dworu i wysłano go ztąd tylko do dóbr Razumowskiego na Ukrainę, nie aresztując i żadnej zgoła nie naznaczając mu kary. Szuwałowowie robią znowu pierwsze ze swój strony kroki, które dowodzą, że albo sami są w obawie, albo też starają się przejednać tych, których obrazili. List do tegoż, z dnia 17. K w ietnia 1758 roku. „Odebrałem wczorajszą pocztą list z dnia 5. b. m. którym W. E. zaszczycić mnie raczyłeś, i korzystam z odjazdu kurjera ambasady francuskiej, żeby nań odpowiedzieć. „Nie zaniecham udzielić vicekanclerzowi uwag W. E. nad deklaracją tutejszego dworu, tyczącą się handlu z Prusami. Co do Elbląga, W. E. widziałeś z ostatniej noty ministerstwa, przyłączonej do depeszy mojej z dnia 10. b. m., iż nieprzestają zapewniać nas tutaj o wyprowadzeniu wojsk z tej twierdzy, co vicekanclerz wczoraj mi jeszcze ustnie oświadczył. Powiedział mi przytem, że rezydent rosyjski zaczął rokowania z magistratem Gdańskim, o pozwolenie wprowadzenia do miasta oddziału wojsk tutejszych, dla zabezpieczenia w razie potrzeby ich magazynów, ale że jeszcze o skutku tych rokowań wiadomości nie mają. „Miałem już zaszczyt donieść W. E., że nadzieje jakie miał z razu pan Prasse, otrzymania zmiany artykułu kapitulacji królewieckiej, tyczącego się sekwestru nałożonego na dobra osób nieobecnych, utrzymać się nie dają, i zapewne prześle on W. E., odpowiedź jaką mu wczoraj w tym przedmiocie oddano. „Ponieważ ambasador francuzki miał zawczoraj o godzinie 6tej po południu posłuchanie u cesarzowej (co jest rzeczą zupełnie nową, niebywałą dotychczas) dla wręczenia jej listu Króla Imci, zapewniającego, iż cofnięcie się wojsk francuzkich jest tylko krokiem roztropności a nie opuszczenia bynajmniej sprawy; naznaczono więc nareszcie dzień wczorajszy na posłuchanie dla ks. Karola, który sam w przyłączonym tu liście zdaje z niego sprawę JKMści. „Przystąpienie Szwecji do wielkiego przymierza, ratyfikowanem zostało w ubiegłym tygodniu. „Odsyłają barona Stambka do Holsztynu; składa już pożegnalne wizyty i ma wkrótce wyjechać, cała zresztą sprawa zostaje w zawieszeniu. „PS. Miałem zręczność mówić vicekanclerzowi o deklaracji tyczącej się handlu z Prusami. Zgadza się zupełnie na sposób zapatrywania się W. E. i mają wytłumaczyć, czego chcą właściwie. “ List do tegoż, z dnia 19. Kwietnia 1758 roku. „Mając zawczoraj zręczność pisania do W. E. przez kurjera ambasady francuzkiej, a dzisiaj przez takiegoż kurjera austryjackiego, nie pisałem pocztą wczorajszą. „Od posłuchania niedzielnego, JKMść nie miał jeszcze żadnego zaproszenia od dworu. Oddał tegoż dnia wizyty obu ambasadorom i vicekanclerzowi, ale miano grzeczność oszczędzenia mu trudu wysiadania z powozu, oświadczając, że nie było nikogo w domu, i vicekancłerz mówiąc o tem, oświadczył mi, iż przejęty jest wdzięcznością za uczyniony mu przez księcia zaszczyt, ale że nie jest sam w stanie przyjmować go w swym domu, wszakże ośmieli się prosić JKMść, aby raczył przyjąć u niego obiad. W dwóch dniach następujących, książę oddał kilka wizyt. „Hr. Esterhazy wypytywał mnie najtroskliwiej, jaka jest pora najdogodniejsza do odwiedzenia księcia, którego jak najczęściej widywaćby pragnął, chcąc mu dowieść swego poważania i w skutek tego był u księcia wczoraj. „Chociaż nie wątpię, iż W. E. najdokładniejsze skąd inąd odbiera wiadomości o wszystkich szczegó334 łach tyczących się pobytu księcia tutaj, nie mogę jednak przemilczeć kłopotu , w jakim się znaleźliśmy przy pierwszym wyjeździe księcia do dworu. Według przyjętych prawideł, szambelan Czernyszew i Buturlin, przeznaczeni przez cesarzową, do asystowania księciu, powinni byli znajdować się w jednym z nim powozie, i żadnego o to nie mogło być sporu , póki myślano, że książę jeden usiądzie w tyle powozu, a dwaj Rosjanie na przodzie; ponieważ jednak pan Czernyszew życzył sobie koniecznie siedzieć obok księcia, który mu nie chciał odmówić tego zaszczytu, trzeba więc było zająć przez kogoś czwarte na przedzie miejsce, i JKM ść wybrał w tym celu jenerał-majora de la Chinal. Na to książę wojewoda Lubelski i p. pisarz koronny upatrując w takim wyborze okazane jenerałowi nad sobą pierwszeństwo, woleli zrazu nie jechać w tenczas do dworu i przedstawić się później cesarzowej, jako podróżni cudzoziemcy, niż zająć miejsce w innym powozie, kiedyby jenerał de la Chinal poprzedzał ich, siedząc w tej samej co książę karecie. Wszakże, dali się uspokoić wkrótce, gdy im wytłumaczono, że czwarte miejsce w powozie księcia, po Czernyszewie i Baturlinie nie było niezawodnie miejscem honorowem, ani odpowiednem dla księcia wojewody i p. pisarza ; i że jenerał de la Chinal wybrany został jako pierwszy sługa księcia, dla * Ks. Antoni Lubomirski zmarły 1778 r. ** Hr. Franciszek Rzewuski. zapchania niejako dziury, bo lepiej było zapełnić kimkolwiek to miejsce, niż posadziwszy Czernyszewa w tyle powozu, zostawić Baturlina jednego na przodzie; że to nie było żadnem bynajm niej pierwszeństwem , i że oni wejdą na pokoje zaraz za księciem i pierwsi przez niego prezentowani będą. — Z resztą, okazano księciu wyłączną grzeczność, przyjmując go razem z całą świtą , bo ambasadorow ie na pierwszem posłuchaniu bywają zazwyczaj tylko sami, a członków poselstwa przedstawiają później, w jaki dzień dworski, na zgromadzeniu publicznem. „Książe bawi się o ile może u siebie, i miewa czasem muzykę, do czego są przeznaczeni muzykanci cesarzowej. Wczoraj pokazywano JKMści słoniów, w prowadzonych umyślnie na dziedziniec domu, którego właściciel, szambelan Szuwałów, obiadował u księcia. „Ratyfikacje przystąpienia Szwecji do wielkiego przymierza, podpisane w zeszłym tygodniu przez cesarzowę, zamienione zostały przedwczoraj; zaszły jednak trudności, bo Szwecja zamiast trzech egzemplarzy, przysłała tylko jeden, a we wszystkich egzemplarzach francuzkich, Rosję przez omyłkę położono na pierwszem miejscu. Ambasador francuzki wysyła jutro synowca swego, barona de 1’Hópital, do Paryża, z egzemplarzem przeznaczonym dla tamecznego dworu. „Baron Stamblec wyjechał wczoraj do Holsztynu, gdzie mu zostawiono dawną posadę w Radzie i w. książę przy pożegnaniu o k az ał mu wiele dobroci. Wątpią teraz, aby p. de Westphale przybył tu na jego miejsce; myślą że się wymówi z powodu starości. P. Bruckdorff tymczasem prowadzi interesa, ale i ten powtarza, że nie zostanie tu długo, że clice się umknąć i nie do Holsztynu nawet. Odwiedza często Stambhego, kiedy temu kazano nie wyjeżdżać z domu i powtarzał mu ciągle: quod tibi hodie, mihi eras; to w części przyczyniło się także do tego, że się ze Stambhem nie obeszli srożej. Chociaż żona jego jest siostrzenicą Bruckdorffa, nigdy jednak w dobrych z sobą stosunkach nie byli; pomimo to wuj poprzestał na tym tryumfie, że wyjednał oddalenie Stambhego, nie przyczyniając mu większego zła. „Sprawa Bestużewa nie rozstrzygnięta dotychczas; mówiono mi, że kazał stolarzowi swemu przygotować dwa łóżka podróżne, coby dowodziło, że spodziewa się ztąd wyjechać, ale nie do Syberji, bo przestępcy stanu wysyłani tam za karę, nie odbywają podróży z tego rodzaju wygodami. „Kiedy opowiedziałem hr. Esterhazem u rozmowę z vicekanclerzem, który na uwagę moją, iż zatrzymanie tu księcia Karola do Czerwca, byłoby zbyt długiem, odrzekł, że nie śmie cesarzowej wspomnieć o wojnie, ambasador, znalazł iż vicekanclerz zapewne nie jasno myśl swą wytłumaczył, ponieważ on wie doskonale, że jest za energicznem prowadzeniem wojny. Życzy aby skutki odpowiedziały wielkim nadziejom, jakie na dobrem usposobieniu przyjaciela swojego buduje. List do tegoż, z dnia 21. K w ietnia 1758 roku. „W parę godzin po odesłaniu hr. Esterhazemu listu, który zawczoraj miałem zaszczyt pisać do W. E. przez austryjackiego kurjera, odebrałem list W. E. z dnia 7. b. m. przywieziony przez gońca francuzkiego; przybyła za to dziś poczta z Rygi, nic mi nie przyniosła, bo złe drogi zatrzymały pocztę warszawską. „Jeżeli zamierzone przez dwór austryjacki ofiarowanie w. księciu wschodniej Fryzji zależało od rokowań o zamianę Szlezwigu, co je czyniło wątpliwem, i bardzo oddalonem, to stało się niem tem bardziej dzisiaj, kiedy tę prowincję opuszczoną przez Francuzów znowu zajęli Prusacy. Dwór wersalski ofiarował ją był ze swej strony królowi duńskiemu, aby ten miał czem zadowolnić w. księcia i pokazując mu z daleka tę przynętę, doprowadził go do spełnienia swych żądań. W szystkie te projekta za zmianą okoliczności upadły; Esterhazy nie myśli już o tem, przekonany, że Francuzi nie wielkie w tej kampanii potrafią oddać dworowi austryjackiemu usługi. „Ułożono tutaj plan kam panii, który ma być udzielony Królowi Imci przez rezydentów rosyjskich, znajdujących się przy jego dworze. Nic mi nie powiedziano o tym planie, ale się dowiedziałem potajem nie, że zależy na danym jenerałowi Fermorowi rozkazie, wysłania niezwłocznie od 15 do 17 tysięcy ludzi naprzód, dla zajęcia sławnego stanowiska między Notecią i Wartą, okopania się tam i oczekiwania na nadejście całej armii. Obok tego rozkazu jest zapytanie do wspomnianego jenerała, co myśli o dalszych krokach wojennych, co znowu obudzą obawę, aby wykonania planu nie uznał za niemożebne, chociaż rozkaz ma być bardzo wyraźny i n ag iąć, dla dowiedzenia przynajmniej, iż dwór tutejszy ma dobrą wolę działać szybko i energicznie. W takiej zresztą ten rozkaz chcą zachować tajemnicy, że usilnie proszono hr. Esterhazego, aby nic o nim do hr. Sternberga nie pisał. „Dla zaradzenia trudnościom, jakie się napotkały przy zamianie ratyfikacji przystąpienia Szwecji do wielkiego przymierza, dwaj ambasadorowie posyłają ministrom dworów swoich w Sztokholmie, swoje egzemplarze, dla zmiany na egzemplarze ze Szwecją, która zamiast trzech, jeden tylko nadesłała. Co do egzemplarzy francuskich, w których Rosja przez omyłkę zajmuje pierwsze miejsce we wszystkich trzech, hr. Esterhazy pozostawia dworowi swojemu postanowić łącznie z dworem wersalskim, czy nie uznają za dostateczną, ułożonej przez ambasadorów i ministerstwo tutejszych deklaracji na. piśmie, że to za przykład służyć i najmniejszego wpływu na przyszłość mieć nie może. „Ks. Karol codziennie oddaje po kilka wizyt, nie mając nigdy trudu wysiadania z powozu, prócz dwóch lub trzech domów, a między niemi u vicekanclerza, gdzie wczoraj tańcował kadryla. Po wielkiej nocy, jak mówią, ma być wiele zabaw i balów, oprócz dwóch dni galowych: 21. (v. s.) z powodu urodzin w. księżny, a 25. jako w rocznicę koronacji JCMści.“ List do tegoż, z duia 22. Kwietnia 1758 roku. „Chociaż miałem zaszczyt pisać wczoraj przez pocztę do W. E., ponieważ jednak margr. de 1’Hopital uwiadomił mnie, że jego synowiec ma wyjechać dzisiaj, korzystam więc ze zręczności, aby mu zdać sprawę z tego, czegom się dowiedział od vicekan Clerza podczas zwykłej dzisiejszej ministerjalnej u niego wizyty. „Że według ostatnich odebranych tu wiadomości, jenerał Czernyszew miał niezwłocznie opuścić Wilno z 10 tysiącami żołnierza, ustępując miejsca idącym już drugim 20 tysiącom, o których wszakże nie umiano mi powiedzieć, gdzie się teraz znajdują. Że jenerał Rumiancow pracuje nad zapełnieniem, zreperowaniem i wyćwiczeniem resztek ich jazdy w okolicach Stołpców i w innej jeszcze miejscowości na Litwie, której nazwania vicekanclerz nie pamiętał. Że jenerał Fermor kazał w Marienwerder zbudować most na Wiśle, dla przejścia armii, o której mnie zapewniał, * Miasteczko nad Niemnem, o mil kilka od Nieświeża, że liczy 59.000 żołnierza, oprócz obserwacyjnego korpusu, co szalonego napędzi królowi pruskiemu kłopotu, jeżeli tylko w istocie działać zechcą z energią, jakby się spodziewać należało. „Przy tej okoliczności znalazłem w rozmowie vicekanclerza potwierdzenie udzielonej wczoraj W. E. wiadomości o danym jenerałowi Fermorowi rozkazie, zajęcia w 15 lub 17 tysięcy stanowiska między Notecią i W artą, co chcą jeszcze zachowywać w tajemnicy. „Vicekanclerz nie myśli aby Anglia na serjo miała zamiar wysłania eskadry na morze Bałtyckie, i aby to było powodem wypłynienia admirała Hawke, ponieważ żadnej o tem od ministrów swoich nie odebrał wiadomości, a ci wiedzieć o temby musieli, i donieść dworowi swojemuby nie omieszkali. Pracują wszakże na gwałt w Kronsztadzie, dla postawienia w gotowości floty rosyjskiej, która ma w 19 żagli wypłynąć. Pułki astrachański i ingermanladzki otrzymały już trzeci rozkaz mienia się na pogotowiu, nie wiedzą jednak jeszcze, dokąd pójdą i czy wsiądą na statki, jak przypuszczano. „Deklaracja tycząca się kontrabandy w handlu z Prusami, ma być wkrótce wygotowaną; vicekanclerz powiedział mi, że już ją zredagować kazał. Zwierzył mi się, ze odebrał gońca z Konstantynopola, gdzie minister rosyjski zdaje się być zadowolliionym z obecnego rządu; Porta zrozumiała nareszcie, że król pruski był prawdziwą przyczyną wojny, i mają nadzieję, że potrafi utrzymać ją w pokojowem usposobieniu dzisiejszem. Przełożenia ministra szwedzkiego, który tłumaczył pobudki zmuszające jego naród do przyjęcia udziału w tej wojnie, dobry wywarły skutek. „Poseł turecki przybył przed dwoma dniami do monasteru Świętego Aleksandra Newskiego, o kilka wiorst ztąd, i jutro ma odbyć wjazd do stolicy. List do tegoż, z dnia 25. K wietnia 1758 roku. „Ponieważ poczta, która przedwczoraj przyjść tu powinna, nadeszła zaledwo dzisiaj, więc uwiadamiam tylko Waszą Excellencję o odebraniu opóźnionego listu z dnia 10. b. m., jakim mnie zaszczycić raczyła. „Nie zaniecham przełożyć vicekanclerzowi wielkiej straty, jakaby dla Polski wyniknąć miała ze zmiany kursu rubli, jaki chcą zaprowadzić, podnosząc go z 6 tynfów, które były ustanowione, do 19 Szostaków ; wskażę mu także różnicę, jaka zachodzi między wewnętrzną wartością monety polskiej i brandeburskiej. „List własnoręczny króla francuzkiego do cesarzowej, oddany przez margr. de 1’Hópital, o tyle dobry miał skutek, że się starają teraz o ile możności najenergiczniej wystąpić przeciw nieprzyjacielowi z tej strony, dla wynagrodzenia uszczerbku, jaki sprawie ogólnej przyniosło cofnięcie się Francuzów. Zdaje się, że dostatecznie są przekonani o potrzebie tego, tak dla chwały samego państwa, jako też i dla pożytku sprzymierzonych. „Gwałt, jakiego się dopuścili Prusacy w Zerbst, musiał być i był bardzo dotkliwym dla w. księżny, ale w. książę okazał się zupełnie na to obojętnym ; powiedział nawet, że książę Zerbst powinien był od razu pozwolić na zabranie magrabiego de Fresnay. Nie trzeba się temu dziwić, zwłaszcza od czasu, gdy adwokaci króla pruskiego przy. w. księciu, a mianowicie Bruckdorff, wspierani są przez obu ambasadorów i przez całe panujące dziś tutaj stronnictwo, a ten ostatni otrzymał nawet pensją od Cesarzowej. Są to sprzeczności zupełnie niepojęte, a jednakże prawdziwe. „Książe Karol znalazł zupełne u cesarzowej uznanie, zawsze z pochwałami odzywa się o nim. Jego Królewiczowska Mość umiał zjednać dla siebie wszystkie serca i zdobyć poszanowanie ogólne. Słyszałem, ale z pewnością twierdzić tego nie mogę, że cesarzowa przeznacza dla księcia od 60 do 80,000 rubli w podarunku. „Mówiono mi także, że sprawa Bestużewa ma być ostatecznie ukończoną dzisiaj. Zdaje się, iż z nieja k ą pewnością zapowiedzieć mogę, że w ciągu następnego tygodnia będziemy już mogli wiedzieć co myśleć o stanie tutejszego dworu. — W. księżna, któ rej jednę ze służących przed kilku dniami aresztowano, miała wczoraj z cesarzową bardzo ważną rozmowę, która, zdaje się, iż wszystko ułagodzi i do ja kiegokolwiek doprowadzi końca. Nota do Ministerstwa z dnia 16/17. K w ietnia 1758. roku. „ministerstwo Jej Cesarskiej Mości w memorjale swoim z dnia 23. Stycznia b. r„ dało do zrozumienia ministrowi pełnomocnemu Króla Imci polskiego, iż dla ułatwienia, o ile podobna, przechodu przez ziemie Rzeczypospolitej wojsk rosyjskich, idących na pomoc sprzymierzonym, życzyć należyło, aby kurs ru bli, stale na 18 Szostaków oznaczonym został i aby wspomniany minister, żądanie to ze swej strony u dworu swojego poparł. Ten uczynić tego natychmiast nieom ieszkał, .a gdy Król Imć stosowanie się do tego obu wielkim podskarbim Korony i W. Ks. Litewskiego zalecił, pieniądze rosyjskie wredług tej stopy, kursować w kraju naszym zaczęły i do tej pory kursują. „Gdy teraz wojska rosyjskie, znajdujące się obecnie w Polsce, domagają się, aby ruble do ceny 19tu Szostaków podniesione zostały, i jenerał Ferm or na uczynione mu z tego powodu przełożenia odpowiedział, iż za złe mu brać nie można, że stara się podnieść o ile podobna cenę pieniędzy na korzyść swej monarchini, minister pełnomocny Króla Imci polskiego, odebrał rozkaz przełożenia ministerstwu Jej Cesarskiej Mości, jak jest niesprawiedliwym takie postępowanie z państwem przyjaznem i sprzymierzonem jak Rzeczpospolita, i jakie straty przyczyniałyby mieszkańcom zmiana podobna, która usprawiedliwić się nie da ustanowionym w Prusach Brandeburskich kursem rubli na 19 Szostaków, gdyż wielka zachodzi różnica w wartości monety bitej w państwie pruskiem i w Polsce; co więc słusznem i sprawiedliwćm może być w jednym kraju, nie jest niem bynajmniej w drugim. „Wymienione powody pozwalają spodziewać się, iż Ministerstwo wyszle natychmiast rozkazy aby się trzymano niezmiennie raz ustanowionego kursu po 18 Szostaków, i nie zmuszano mieszańców do ulegania nowemu, samowolnie naznaczonemu kursowi. List do hr. Brühla z dnia 28. Kwietnia 1758 roku. „Odebrawszy w tej chwili list Waszj Excellencji z dnia 17. b. m. odpowiadam nań naprędce, odkładając resztę do następującej poczty. „Niepodobieństwem jest prawie aby zdołano posłać ztąd jeszcze więcej jazdy jenerałowi Fermor. Jest wprawdzie w stolicy pułk gwardji konnej i pułk kirysyerów, a na Ukrainie kilka pułków dragonów, ale te tak są daleko, że przyszłyby chyba na koniec kampanii. Życzyć więc należy, aby przeznaczenie do armii rosyjskiej karabinierów i lekkiej jazdy saskiej nie uległo zmianie, tam bowiem te pułki są najpotrzebniejsze, gdyż Austryjacy dosyć mają własnej swej jazdy. „Zapytywałem wczoraj vicekanclerza o wiadomości o jenerale Czernyszewie; odpowiedział m i, że od ostatniego listu jego z Wilna, nie odbierają żadnych, równie jak od jenerała Rumiańcowa, o którym miałem zaszczyt donieść Waszej Excellencji, iż jest zajęty depełnieniem i wyćwiczeniem resztek jazdy, co na nowo dowodzi, jak bardzo jej potrzebują, i jakby się im jazda Króla Imci przydała. „Różnica wiadomości odbieranych przez Waszą Excellencję z Prus o ilości wojsk jenerała Fermora, które tam liczą na 40 zaledwo tysięcy, kiedy vicekanclerz podawał mi je na 59,000, będzie się mogła wyświecić zaledwo za nadejściem wiadomości oczekiwanych przez hr. Esterhazego od jenerała St. Andrć, który jeszcze nie przybył na miejsce. „Co do postanowienia tutejszego dworu, aby we własnem imieniu obejmować w posiadanie zdobyte na Prusach prowincje niemieckie, nie widzę innego sposobu, nad zwrócenie na to za pośrednictwem Fleminga uwagi dworu wiedeńskiego, w razie gdyby to oświadczenie dodane do odpowiedzi rosyjskiej, która tak ucieszyła Esterhazego, nie obudziło dotychczas przezorności gabinetu austryjackiego. „O Apraxinie nie mówią teraz zgoła; los jego nie może mieć najmniejszego wpływu na los Bestużewa, bo nie ulega wątpliwości, iż ten ostatni nie miał żadnego udziału w haniebnym odwrocie armii zeszłego roku; owszem, on to najbardziej powstawał na ten odwrót, pomimo swojej dla Apraxina przyjaźni, przekładając zawsze dobro publiczne, nad osobiste swoje stosunki. Nie ma też wcale mowy o tój sprawie; a Waszej Excellencji wiadomo, jakich użyto pozorów dla obalenia kanclerza. „Pan Prasse nie udzielił mi żadnych uwag Waszój; Excellencji, nad ceremoniałem, jakiego obaj ambasadorowie trzymać się chcieli względem księcia Karola ; dotychczas wszystko się odbyło w sposób zupełnie stanowi księcia Karola odpowiedny. „O rokowaniach z Gdańszczanami, powiedział mi vicekanclerz, że rezydent rosyjski miał podać magistratowi drugi memorjał, i że się spodziewa, iż miasto nareszcie przychyli się do jego żądań i przełożeń. Nie zaniecham uwiadomić tego ministra o wszystkićm. co Wasza Excellencja pisze mi w tym przedmiocie, a także rozmówić się z nim jeszcze o żegludze po Wiśle. Dobrze przyjął uczynione mu uwagi z powodu zmiennego kursu rubli w Polsce, i gwałtu zadawanego mieszkańcom, których zmuszają brać je za 19 Szostaków. Chciał mieć tę rzecz wyłożoną na piśmie, aby mógł raport o niej złożyć cesarzowej, i wręczyłem mu notę w tym przemiocie. „Pan Wojejkow przeznaczony do naszego dworu, jest człowiekiem uczonym, który dużo podróżował i mówi kilku językami; ale charakteru jego nie znam ; przyjechał tu po instrukcje na nowej swojej posadzie. „Pisząc do Waszej Excellencji, że uważam list Króla Imci do cesarzowej za jedyny środek mogący mieć wpływ jakikolwiek w rzeczy zajęcia Elbląga i Torunia, byłem o tern najmocniej przekonany i jestem nim jeszcze dotychczas, bo rzeczą jest niezawoduą, że na tym dworze niczego otrzymać nie można, bez bardzo silnych nalegań i przełożeń, prywatne zaś listy Waszej Excellencji do vicekanclerza, jakie mnie przysyłane były, wystarczyć na to, ani mieć dostatecznej dla niego powagi nie mogły. „Dziękuję Waszej Excellencji za wyrobione mnie u króla pozwolenie udania się do Polski w celu starania się o godność poselską na następującym sejmie; skorzystam z niego w porze stosownej, zgodnie z wolą Jego Królewskiej Mości; tymczasem zaś upraszam Waszą Excellencję, abyś mi raczył zapewnić miejsce między posłami inflantskimi, i chciał mię o tem choć słówkiem uwiadomić. „Zresztą, ponieważ Wasza Excellencja nic mi nie wspomniałeś o wexlu na 4000 rubli, który otrzymałem, ja zaś przekonany jestem, iż to jedynie dobroci Króla Imci i wstawieniu się Waszej Excellencji zawdzięczam, proszę więc, abyś Wasza Excellencja raczył u stóp królewskich złożyć najpokorniejsze moje dzięki, a sam chciał przyjąć tu, jakie mu się odenmie należą.“ List do tegoż, z dnia 2. Maja 1758. roku. „Z rozkazu księcia K arola wysyłam kuryera Consoli, donosząc W. Excellencyi o odebraniu listu z d. 19. b. m.. „Udzieliłem Jego Królewiczowskiej Mci przysłanego mi przez W. Exc. uwiadomienia, iż Dwór wiedeński chciał zmienić przeznaczenie saskich pułków jazdy, przypuszczając, że wielka arm ja rosyjska pod rozkazami jenerała Ferm or zostająca, ma dostateczną ich liczbę. Jego Królewiczowskiej Mości zdało się właściwćm prosić obu ambasadorów, aby się znieśli z W iedniem w celu niedopuszczenia tej zmiany. Wieść ta, o której mówiłem hr. Esterhazem u, zdziwiła go tem b ardziej, że nietylko od swego Dworu uwiadomienia o tem nie miał, ale nawet w liście hr. Kaunitza, z którego wyjątek przyłączam, odebrał wiadomość, iż wspomniana jazda saska była już w marszu ku Polsce. Przyznał, że popełnionoby omyłkę, pozbawiając tej jazdy armię rosyjską, która jej bardzo potrzebuje, już to z powodu lichego stanu tej jaką posiada, już dla niemożności przysłania jej ztąd , i z tego jeszcze powodu, że korpus obserwacyjny składa się z samej tylko piechoty; napisał też do Dworu, aby się pierwszego trzymano planu. „Co do sprawy Gdańska, będącej przedmiotem ostatniego listu W. Exc„ udałem się zaraz do obu ambasadorów, aby im wszystkich udzielić szczegółów. M argrabia de 1’Hópital rozwodził się przedemną szeroko nad wspaniałomyślnością Cesarzowej, nad dobrem usposobieniem Rosji, której o gwałtowne zamiary posądzać nie m ożna, bo chce działać drogą porozumienia i rokowań, i będzie poparta gwarancją Dworów sprzym ierzonych; i po nadzwyczaj długiej perorze to jedno z niego wydobyć potrafiłem, że się zachowa zupełnie tak jak lir. Esterhazy. Ten znowu z mniejszemi wykrętami powiedział m i: że rezydent rosyjski w Gdańsku, Puszkin, wielki błąd popełnił, nie złożywszy m agistratow i, przy memorjale swoim, deklaracij Cesarzowej, która w oczekiwaniu gwarancji Dworów wiedeńskiego i wersalskiego, w najsilniejszych wyrazach uspakajała obawy, jakie w mieście rodzić mogło żądanie przyjęcia rosyjskiej załogi; że silnie za to strofowanym został, i że mu nakazano pokazać koniecznie magistratowi ważny ten ak t w oryginale; że nie myślano bynajmniej użyć jakiegobądź gwałtu, że nie mając harm at, niepodobna było nawet prowadzić oblężenia ; że nareszcie spodziewają się jeszcze, iż mieszkańcy dadzą się w końcu przekonać przyjacielskiemi przełożeniami mocarstw sprzymierzonych, i że on osobiście wielkie pokłada nadzieje na przełożeniach jen. St. Andrć, który ma rozkaz, umyślnie z tego powodu, udać się do Gdańska, zwłaszcza że i p. Stainville pisał je dnocześnie do rezydenta francuzkiego, pana Dumont, iż nie w ątpi, że ten wkrótce odbierze od Króla Jmci rozkazy, aby wspólnie z tym jenerałem i z rezydentem rosyjskim starał się rzecz całą przyprowadzić do skutku. „Wicekanclerz, któremu dziś o tem mówiłem, odpowiedział m i: że powtarza to , co już mi nieraz oświadczył, iż, przewidując skargi i niedogodności, jakie zajęcie Gdańska wywołaćby koniecznie musiało, przeciwnym był temu od samego początku, ale że wojskowi, obecni na konferencji, tak natarczywie domagali się zajęcia Gdańska (uznając je za zupełnie niezbędne), że trzeba im było ustąpić; że jednak ciągle przeciwnym był użyciu siły na pokonanie mogącego się napotkać oporu, i nie dopuścił, aby to zdanie przemogło, przez wrzgląd na przyjaźń i dobre sąsiedztwo, jakie Cesarzowa chce zawsze zachować z Rzpltą ; że w skutek tego posłano jenerałowi Fermor rozkaz, aby się wstrzymał od wszelkiego gwałtownego kroku, że ten jenerał doniósł, iż rozkaz wspomniany otrzymał, że więc przestąpić go nie może, chybaby zwarjował (są to własne wicekanclerza wyrazy); że Puszkinowi wymówiono ostro, iż nie pokazał magistratowi oryginalnego aktu, podpisanego przez Cesarzową, o którym wspominałem wyżej; że wczoraj na Radzie postanowiono jak najprzyjaźniej odpowiedzieć Gdańszczanom na list przez nich do Cesarzowej wystosowany, że tę odpowiedź zakomunikują Dworowi naszemu, dziękując mu za sposób, w jaki traktował tę sprawę; że oczekują wiele od wdania się jenerała St. Andre, i że nareszcie poprzestaną zapewme na samych układach, nie odwołując się zgoła do siły. Ośmielony przychylną odpowiedzią nastawałem, aby nie wprowadzano wcale załogi do miasta, tylko je osłoniono 10 lub 12 tysięcznym korpusem, na co otrzymałem nieokreśloną odpowiedź. Zdaje mi się jednak, iż mogę twierdzić, że byleby trudności ze strony Gdańszczan nie ustawały, a były poparte choć pozornemi dowodami, mogą tu w końcu zaniechać myśli wprowadzenia załogi do miasta. W ogólności śmiem utrzymywać, że wszelki opór, jakiby zwłaszcza sam Król Jmć uznał za słuszne stawić w danym razie, wywrze tu skutek niezawodnie zwłaszcza jeżeli J. K. Mość zechce sam do Cesarzowej napisać. „Przeszedłem następnie do kwestyi zakupienia w obu Prusach koni dla jazdy rosyjskiej. Wicekanclerz powiedział mi, że wydano w tym względzie rozkazy, i że już teraz kupują po 10, 12 i 20 koni, ale że ich nie znajdują tyle, ileby było potrzeba. Skorzystałem z tej zręczności, aby napomknąć, że rozumiano, iż kassy ich są wypróżnione, sądząc z tego, jak opaźniają się z wypłatami za zboże, albo nawet zupełnie zapominają o kupnach, jakie p. Stein z prywatnymi ludźmi zawiera. N a to okazał mi zdziwienie swoje, utrzymując, iż właśnie na ten cel kassa wojskowa posiada obecnie półtora miliona rubli; może dodał, winien jest p. S tein , ale też przyrzekł kazać to wyśledzić, zapewniając, iż Cesarzowej wolą jest, aby w tem jak i we w’szystkićm zresztą postępowano z mieszkańcami Rzpltej jak najłagodniej i według zasad najściśleślejszej sprawiedliwości. Kiedy mu przypomniałem oddany mi memoryał, który przesłałem przy depeszy z d. 31. Marca, pod nr. 28., a.w którym grożono prawie wstrzymaniem żeglugi na W iśle, dla zapewnienia sobie żywności do woli, powiedział m i, że udzielono później jenerałowi Fermor daleko przyjaźniejszych dla Polski instrukcyj, i że do takiego środka uciekanoby się chyba w najostateczniejseyin razie. „Ponieważ hr. Esterhazy prosił mnie wyraźnie, a później nawet, gdy mu Książę Karol o tem powiedział, umówił się z Jego Królewiczowską Mością i z ambasadorem francuzkim , iż wspominać tutaj nie będą o zamierzonej zmianie przeznaczenia dla jazdy saskiej, raz dla tego, że hr. Esterhazy ma o tem wiadomości, które z naszemi nie zgadzać się zdają, a powtóre, aby nie rozdrażniać tutejszego Dworu, który z przyjemnością rachuje na tę pomoc, tak dla jego armii niezbęd n ą , nie wspominałem więc o tem wicekanclerzowi, tśm bardziej, że w istocie nie mają tutaj sposobu zaopatrzyć się w dobrą jazdę, przynajmniej podczas tegorocznej kampanii. „Uważając zresztą całą tę sprawę za domową między naszym a wiedeńskim Dworem, i widząc, że najświeższe w tym względzie wiadomości hr. Esterhazego nie zgadzały się z naszemi, on zaś sam żądał, abym tego nie rozgłaszał, póki zupełnej nie nabierzemy pewności; nie wspominałem więc o tem nawet margrabiemu de l'Hópital, aż póki Ks. Karol sam mu nie powiedział. Nie wiem, czy to stało się margrabiemu powodem do wznowienia skarg swoich i do żalenia się nawet przed Księciem, iż nie mam do niego ufności, i nigdy z nim o interesach nie mówię. Jeżeli sprawa jazdy saskiej dostarczyła mu pozoru, to się wytłumaczyłem przed W. Exc. z powodów mojego m ilczenia; gdyby inne przytaczał powody, spodziewam się, że następujące objaśnienie potrafi mnie w oczach Jego Królewskiej Mości uniewinnić. . . . Znanem jest J. Kr. Mości i W. Exc., iż margntbia de FHópital od kilku miesięcy założył sobie, ganić postępowanie Dworu naszego, i przypisywać mu z wymówkami następne kroki Dworu wiedeńskiego, odezwanie się do Cesarzowej , i w skutek tego pochód 30to tysiącznego korpusu. Ponieważ tenże p. de 1’Hópital tak się przyczynił do upadku kanclerza, więc bardzo naturalnem było, iż niu nic o następstwach tego wypadku nie mówiłem. Donosiłem w uprzednich depeszach moich o sposobie, w jaki odpowiedział na wszystko, com mu w sprawie Elbląga przekładał, o trudnościach, jakie ciągle upatryw ał i zapowiadał, a w części nawet sam stworzył, przy układaniu ceremonjału dla Księcia Karola, i o zamiarach jego przeciw Wąszej Excellencyi. W szystko to, połączone z ciągłemi przeciw mnie intrygami, równie złośliwemi jak niesprawiedliwemi, a które dochodziły do tego stopnia , że hrabiemu Esterhazem u wymawiał przyjaźń jego dla mnie, nie mogło we mnie obudzić tej serdecznej ufności i ślepego prawie posłuszeństwa, jakiego wymaga od wszystkich, których pochwałami swojemi zaszczyca. Zresztą, prócz tej sprawy jazdy naszej, nie było żadnego interesu, o którym bym z nim nie mówił, a w stosunkach moich zachowałem zawsze największą, delikatność i grzeczność. Nie wiem zatem, na czem opierać się mogą jego skargi; — na tem chyba, że nie ubiegam się skwapliwie za jego mowami, bardzo długiemi, pełnemi krasomówstwa ale też i prawd oklepanych, już tysiąc razy powtórzonych, niezaprzeczonych nigdy, a które ma zwyczaj przy każdej zręczności wypowiadać napuszyście, męcząc tern wszystkich niemiłosiernie. Polegam na uczuciu sprawiedliwości Króla Jmci i na łaskawych dla mnie względach W. Excellencyi, iż skargi te w oczach królewskich zaszkodzić mi nie potrafią, gdyby nawet przez Księcia Karola powtórzone być miały. „Co do pobytu mojego tutaj, muszę ponowić tylko Waszej Excellencyi podziękowania za udzieloną mi wiadomość, iż wolą jest Króla Jmci, abym był posłem na przyszłym sejmie. Nie myślę skorzystać z udzielonego mi pozwolenia odwiedzenia Polski, i nikogo tu o tem nie uwiadomię przed końcem Lipca, kiedy zapewne wszystko się tutaj całkiem rozjaśni, i będę mógł z pewnością donieść W. Excel., czy interesa Króla Jmci wymagać będą, aby mnie baron Sacken tutaj zastąpił. Powtarzam jednak W. Exc. prośbę moją o zapewnienie mi poselstwa inflantskiego z nominacyi Króla Jego Mości. „Pomimo doniesienia mojego z d. 25. b. m., o spodziewanem w dniu tym rozstrzygnieniu sprawy b. kanclerza, ciągnie się ona jeszcze dotychczas. W. Księżna ma mieć drugą rozmowę prywatną z Cesarzową, ale ta jeszcze nie nastąpiła z powodu (jak Cesarzowa powiedzieć jej kazała) tego cierpienia oka, które nie pozwoliło Cesarzowej pokazać się nawet w noc świąteczną naszemu Księciu, który się udał na Dwór dla przypatrzenia się nabożeństwu resurrekcyjnemu według obrządku greckiego. Cierpienie to nazywają fluxyą, ale będzie to zapewne rozlanie się krwi podczas ataku, jaki Cesarzowa miała przed trzema tygodniami. Kazała powiedzieć W. Księżnie, aby się nie martwiła, gdyż wszystko skończy się prędko z jej zadowoleniem. „Przekonany jestem, iż Jego Królewiczowska Mość uwiadamia najdokładniej Króla o podarunku otrzymanym od Cesarzowej, i o wszystkiem, co się Jego dotyczy; nie zdaje mi się zatem, abym się tutaj wdawał w powtórzenie bardzo zapewne niedokładne wobec listów samego Księcia. Dodam tylko, że Cesarzowa i wszyscy za jej przykładem najzupełniej są zadowolnieni z postępowania i z osoby Księcia Karola, który niezawodnie tak jest stworzony, że go wszyscy kochać muszą.“ List do tegoż, z dnia 5. Maja 1758. roku. „Ostatnia poczta spóźniła się tak, że zaledwo dzisiaj odebrałem listy W. Exc. z 22. i 24. p. m. „I my tutaj nic stanowczego o Gdańsku nie wiemy, można jednak być pewnym, że jenerał Fermor nie użyje siły, bo nadto stanowcze pod tym względem odebrał rozkazy, których nie będzie śmiał przestąpić, jak o tern w ostatniej donosiłem depeszy, co mi wicekanclerz powtórzył dziś jeszcze; można więc spodziewać się, że ta sprawa nie będzie miała tak złych następstw, jak się można było obawiać. Pisze mi Excellencya, że m iasto, wzbraniając się przyjąć załogę rosyjską, łatwiejby przyjęło wojska Rzpltej; byłoby to bardzo dobrze, i dla uspokojenia umysłów u nas, i dla zadowolnienia nawet sprzymierzonych. „Doszło do m nie, że W. Książę mówił na balu księciu Karolowi o wstędze błękitnej, która pozostała w mem ręku, nie mogąc być oddaną Stambkemu, i że dawał do zrozumienia, iż Jego Królewska Mość raczylaby może udzielić ją jednemu z najstarszych jego radców stanu. Dowiedziawszy się z pewnością, że W. Książę myślił tylko o złożeniu tej wstęgi w jego ręku, dla oddania jej później Brochdorffowi (bo polecił Aleksandrowi Szuwałowowi, aby zdanie Cesarzowej w tej mierze wyrozumiał), ostrzegłem Księcia o tem , co mi jednocześnie doniesiono, to jest: że Iwan i Piotr Szuwałow, niechętni zbytecznemu wpływowi, jaki Brochdorff zaczyna wywierać na W. Księcia, myślą już o oddaleniu go ztąd , tak , że oprócz wstydu, jakimbyśmy się okryli, dając się tak wyprowadzić w pole nagradzając człowieka będącego jawnym adwokatem króla pruskiego i naszym nieprzyjacielem, a oprócz tego osobiście najmniej szanownym człowiekiem, jeszczebyśmy sobie bardziej przez to zaszkodzić niż usłużyć mogli. „Oko Cesarzowej jeszcze cierpiące; nie ukaże się nawet na jutrzejszym balu, bo miała nowy atak, który musiał być dość silny, bo jej zaraz krew puszczano; a jest to już trzeci następujący zaraz po poprzedzającym, gdyż pierwszy zdarzył się na początku Kwietnia, a drugi 25. tegoż miesiąca. „Jeden z sędziów Bestużewa dał się z tem słyszeć, że nie mając ważnych przeciw niemu zarzutów, roztrząsają rzeczy dawne, całe niejako życie tego ministra. Kajserling i Panin przysłali tu całą z nim korespondencyą i da się widzieć, jaki z niej zrobią użytek. W pałacu samym jeszcze są w niepewności. Iwan i Piotr Szuwałów utrzymują, iż dobrym ich zamiarom sprzeciwia się Aleksander Szuwałow. Trudno to pojąć, ale tak rzeczy zmieniają się i może zmienią się jeszcze bardziej.“ List do tegoż, z dnia 9. M aja 1758. roku. „Poczta przedwczoraj żadnego mi listu od W. E. nie przywiozła. „Przybył tu w Sobotę goniec z armii rosyjskiej z równie przyjemną jak ważną nowiną, iż jenerałowie Fermor i Brown zjechali się umyślnie w Grudziążu, dla rozmówienia się po przyjacielsku o przyczynach oziębienia wzajemnych stosunków i że wyjaśniwszy sobie rzecz całą, pogodzili się zupełnie przyrzekając działać razem w zupełnej zgodzie, i ze wspólną gorliwością służyć monarchini swojej. Wszystkiego spodziewać się można od tej pożądanej zgody, która każdemu z jenerałów pozwoli korzystać ze światła obydwóch, zwłaszcza, że całkiem przystali na plan im przełożony, i że obeznawszy się dobrze z miejscowością, od Stolpe aż do Kostrzyna, postanowili nie bawić się w obleganie tej ostatniej twierdzy, która dla silnych fortyfikacyj swoich i dla błot ją otaczających, mogłaby im dużo zabrać i czasu i ludzi, ale wszelkie obrócić starania na dostanie się wprost do Berlina. „Śledztwo nad byłym kanclerzem już ukończone i wypadek jego przedstawiony Cesarzowej, której ostatecznego wyroku oczekują teraz. Gdy się to raz rozstrzjgnie, los innych więźniów będzie także rozstrzygnięty i Dwór cały będzie wiedział czego się trzymać. Od ostatniej mojej depeszy nic zgoła ważnego nie zaszło. Bruchdorff czuć musi, że znaczenie jego upada, bo od dni kilku wielką okazuje niespokojność. Piotr i Iwan Szuwałowy odstępują go; ostatni powiedział nawet, że go odeszle, ale podtrzymywanym jest dotąd przez Aleksandra Szuwałowa, i dla tego to wicekanclerz powiedział zawczoraj naszemu Księciu, który wtenczas u niego obiadował, że W. Książę życzy sobie, aby Jego Królewiczowska Mość poprosił Króla o błękitną wstęgę dla Bruchdorffa. — Książę zapytał czy to jest żądaniem Cesarzowej ? na co wicekanclerz odpowiedział, że Książę bezpiecznie pisać o tern może; wyrazy te powtórzył mi sam Książę. Sądząc ze sposobu, w jaki się Cesarzowa o tym człowieku odzywała, przystaje ona wprawdzie na łaski Bruchdorffowi przez niego świadczone, zwłaszcza jeżeli ją o to proszą Szuwałowie, chcący przez to ująć W. Księcia, ale przystaje niechętnie. Niepodobna więc, zdaje się, przypuścić, aby inny jaki powód zniewoli! ją do obdarzania człowieka ograniczonego i złośliwego, który przed czterema czy pięciu latami rozpoczął tu swój zawód od tego, że był niejako błaznem nadwornym W. Księcia, który sam się z niego najbardziej wyśmiewał; wkręcił się zaś do łask W. Księcia, ułatwiając mu wszelką rozpustę, a raz wpływ uzyskawszy, zwłaszcza od początku wojny był głównym rzecznikiem króla pruskiego, ostatnie zaś szczeble wyniesienia swego osiągnął służąc za narzędzie rosyjskim i zagranicznym wrogom byłego kanclerza, szukającym zguby tego ministra. Pozwalam więc sobie twierdzić śmiało, że odmawiając orderu Bruchdorffowi, nie rozgniewalibyśmy pewno Cesarzowej, a ujęlibyśmy tych wszystkich, którym ten człowiek zło wyrządził, a których liczba i stanowiska są bardzo znaczne; moglibyśmu nawet przyśpieszyć jego oddalenie, gdyby Król Jmci w odpowiedzi swej Księciu wyraził się, iż go zadziwia, że tak wielkiej łaski żądają od niego dla człowieka będącego publicznie pruskim stronnikiem, i że po odrzuceniu przez W. Księcia grzeczności, jaką mu Król chciał okazać w osobie byłego ministra Stambke, Jego Królewska Mość nie życzy sobie udzielać swego orderu nikomu z wielkoksiążęcego Dworu. „Zdaje mi się bowiem, że to jest najwłaściwsza pora do okazania niezadowolenia z tego obejścia się z nami. Zresztą, gdyby można było mieć nadzieję nawrócenia Bruchdorffa za pomocą tej łask i, mniejsza jeszcze o nią, można byłoby na to przystać; ale ten człowiek nadto jest podły i nadto płaski pochlebca, aby się kiedykolwiek odważył sprzeciwiać upodobaniom swego pana; a do tego, kawałek wstążki nie przeważy pewno w jego oczach pieniężnych korzyści, jakie mu niezawodnie król pruski zapew nił, ozdabiając więc oznaką wyłącznej łaski tego, który był naszym nieprzyjacielem i być nim dalej nie przestanie, dodalibyśmy tylko do wszystkich nieszczęść naszych wstyd jeszcze, żeśmy się tak oszukać pozwolili. Pensya, według mego zdania, byłaby daleko ponętniejszym dla Bruchdorffa przedmiotem , skutek jej dla nas byłby pewniejszy, i najstosowniej możnaby z nią wystąpić, gdyby Książę Karol powiedział W. Księciu, że są powody (o których w tym razie mógłby nawet nie wiedzieć) nie pozwalające Królowi ozdobić tym orderem p. Bruchdorffa, że jednak Jego Królewska Mość ofiaruje mu 4 do 5 tysięcy talarów pensyi. Ale trzeba byłoby, żeby Książę wszystko, co powiedziałem wyżej, powtórzył wicekanclerzowi, dla tego , by o tem dowiedziała się Cesarzowa. Dziwnem jeszcze wydać się może, że radzę proponować Wielkiemu Księciu nadanie pensyi jego ulubieńcowi, ale są Książęta, którzy we wszystkiem stanowią wyjątek. List do tegoż, z dnia 14. Maja 1758. roku. „Czwartkowa poczta przywiozła mi list W. Exc. z d. 1. b. m., we Środę zaś odebrałem o dwa dni późniejszą depeszę przez kuryera ambasadora francuskiego, który, ponieważ mnie uwiadomił, iż niebawem gońca od siebie wyprawia, nie pisałem więc przez ostatnią pocztę, chcąc ze zręczności, którą odjazd wspowspomnianego kuryera dziś wieczorem nastręcza, skorzystać. „Stosownie do myśli pierwszej z tych depesz o sprawie G dańskiej, starałem się dać uczuć wicekanclerzowi, iż lepiej byłoby zrzec się całkiem zamiaru zajęcia tego m iasta, niż uparcie się trzymać przedsięwzięcia, które ich niejako od głównego celu oddala i znaczną stratę czasu przyczynia. Ponieważ jednak te przełożenia i uwagi moje przychodziły nazajutrz po oddanej mi nocie , którą tutaj przyłączam wraz z kopią listu tego ministra do m agistratu gdańskiego, zmuszonym więc był niejako wicekanclerz podtrzymywać zawarte tam m yśli, chociaż w końcu upewnił mnie, że niezawodnie nie uciekną się do gwałtu. Porównywając to z tóm wszystkiem, co w ostatnich depeszach miałem zaszczyt donieść W. Excellencyi o całej tej sprawie, wnoszę, że groźny list do Gdańszczan napisanym jest dla zastraszenia ich tylko, i nie powinien być brany za zapowiedź wykonania gróźb w nim zawartych, tem bardziej, że wicekanclerz w kilka chwil później sam mi powiedział, iż król pruski kazał Gdańszczanom oświadczyć, że kamienia na kamieniu nie zostawi w mieście, jeżeli przyjmą, załogę rosyjską, (co im za tłumaczenie się służyć może), ale że im radzi, aby załogę swoją wzmocnili wojskiem Rzeczypospolitej. Odpowiedziałem, że o tej pogróżce króla pruskiego i o tem, że Gdańszczanom wezwanie wojsk polskich doradzał, nie wiedziałem zgoła, ale że Wasza Excellencya wskazywałaś mi tę myśl, jako środek mogący wszystko pogodzić; gdy to się zrazu wicekanclerzowi podobać nie zdawało, przekładałem mu, że środki obrony, przez samych Gdańszczan przedsięwzięte, mogły już zabezpieczać od niespodziewanego napadu Prusaków, i że jedynie w chęci zaspokojenia się jeszcze bardziej z tej strony, chciano tam wzmocnić załogę wojskiem Rzpltej. Zresztą, ponieważ w tej sprawie, jak we wszystkich niemal innych, mniej na same wyrazy niżeli na ton ich i okoliczności im towarzyszące zważać należy, nie przestaję więc twierdzić, że sama stałość Gdańszczan potrafi ich ochronić od załogi, której się do tego stopnia obawiają, i że, gdyby się Jego Królewskiej Mości podobało, kazać mi podać Dworowi tutejszemu memoryał z formalnem przedstawieniem projektu wzmocnienia załogi miejskiej wojskami Rzpltej, obok zapewnienia, że armia i flota rosyjska będą się mogły dla tego znosić z sobą najswobodniej, nie wątpię, iż zgodzonoby się w końcu na takie mezzotermine, którebym poparł w memoryale samym, wśzystkiemi dowodami przemawiającemi za jego przyjęciem. „Oddana mi razem z uprzednią notą, którą posyłam, jest odpowiedź na mój memoryał o zamierzonej zmianie kursu rubli w Polsce. Ponieważ zawiera wyraźny dla jenerała Fermora rozkaz cenienia rubli według przyjętej pierwiastkowo stopy, po 18 Szostaków, należałoby więc ogłosić ją w kraju, za pośrednictwem gazet, lub innym jakim sposobem, który za dogodniejszy uznanym będzie. „Dwór wiedeński oświadczył się z chęcią nadania temu jenerałowi tytułu Książęcia Państwa Rzymskiego i Cesarzowa raczyła na to zezwolić. „W. Exc. nigdy mi nie wspomniałeś o baronie Wranglu. Wiadomo W. Excellencyi, że stronnictwo monarchiczne w Szwecyi uważanem było wtenczas za stronnictwo rosyjskie. W. Książę gorąco się był zajął tą sprawą; kazał dać baronowi w Kieł, dokąd się był schronił, straż honorową, i cała nawet załoga miała rozkaz bronienia go w razie jakiegobądź przypadku; hr. Horn był umocowanym i przyjętym na tutejszym Dworze; przypuszczać więc należy, że Sołtykow, osłaniając Wrangla opieką swoją w Hamburgu, musiał to uczynić z milczącćm przynajmniej przyzwoleniem swego Dworu; zresztą, nie zdaje mi się właściwćm podnosić teraz tę sprawę. „Znajdujący się tutaj poseł turecki posunął skępstwo do tego stopnia, że tylko po jednym baranie dziennie dawał całej swój służbie, co ją doprowadziło do buntu, i byliby go zabili, gdyby się w to nie wdała straż rosyjska, która też innym ludziom z otoczenia poselskiego nie pozwoliła połączyć się ze zbuntowanymi. Oprócz skępstwa, którego o mało nie przypłacił tak drogo, poseł ten ciężkim jest jeszcze we wszelkich stosunkach, i od samego przyjazdu swojego, tylko na każdym kroku wynajduje trudności. Teraz upiera się przy tem, że swych listów wierzytelnych nie odda nikomu, prócz samej cesarzowej, nawet na posłuchaniu publicznem, kiedy tu domagają, się od niego, aby się zobowiązał na piśmie złożyć je do rąk vicekanclerza, jako pierwszego ministra, ponieważ w Konstantynopolu posłowie rosyjscy ani sułtanowi, ani nawet wielkiemu wezyrowi nie składają swych listów wierzytelnych, ale osobnemu wyznaczonemu na to urzędnikowi, i wszyscy poprzednicy dzisiejszego posła, żadnej pod tym względem nie robili trudności. Vicekanclerz powiedział mi, że póki on nie podpisze tego oświadczenia, póty nie otrzyma posłuchania, chociażby na nie miał czekać pół roku. Pytałem czy nie wysłano z tego powodu kurjera do Konstantynopola? odpowiedział mi, że nie, i przekonany jest, że rzecz ta cała żadnych za sobą następstw nie pociągnie. „Przed kilku dniami szambelan Szuwałów pod pozorem odwiedzenia barona Wolffa w domu gdzie mieszka Keith, widział się z tym ostatnim i przeszło godzinę z nim spędził. Nie można zaprawdę nic wnosić z tej wizyty, ale w każdym razie tyczy się ona interesów, i jeżeli nie co więcej, to przynajmniej traktat handlowy z niej wyniknie. Przed trzema czy czterma tygodniami, gdy pan Keith po kilku oświadczeniach przyjaźni, oświadczył mi żal swój , że żyć ze mną nie może, odpowiedziałem mu, że i ja tem bardziej tego żałuję, żem miał zaszczyt znać go w Wiedniu, ale że dzisiaj okoliczności stoją temu na zawadzie; odszedł, powtórzywszy mi dwa razy: minie to, minie. Nie wspomniałem wtenczas o tem Waszej Excelencji, nie przywięzując do tych słów znaczenia; wizyta szambelana Szuwałowa przypomniała mi tę rozmowę, i za obowiązek swój poczytuję nadmienić o niej Waszej Excellencji. „Nic jeszcze nie postanowiono, ale od dni kilku b. kanclerz doświadcza większej swobody; zdjęto nawet wartę, którą miał w swoim pokoju. Niepokój Bruchdorfla trwa ciągle. Gdybym śmiał dodać cokolwiek do tego, com pisał uprzednio, radziłbym aby wasz książę z powodu wstęgi błękitnej, której żądają dla Bruchdorffa, powiedżiał też: że ponieważ niezmiernie ważną dla wspólnej sprawy jest rzeczą wciągnięcie Danii do związku, a to się stać nie może póki zamiana Holsztynu uskutecznioną nie będzie, największym zaś jej przeciwnikiem był zawsze Bruchdorff, więc za warunek do otrzymania tego orderu kładą mu oddanie sprzymierzonym tej usługi i stania się tak dobrym Sasem, jak był szczerym dotychczas Prusakiem. „Według wszelkiego prawdopodobieństwa, nie wypuszczą ztąd naszego księcia najwcześniej przed Czerwcem Vicekanclerz uznaje słuszność wszystkich pobudek, dla których książę chciałby jak najprędzej znaleść się przy arm ii, ale cesarzowa z powodu niezdrowia, nie mogła go jeszcze widzieć dość często i rozmawiać z nim tyle, ileby sobie życzyła. „Wojewoda lubelski nagadawszy tu wiele bez żadnego skutku, jak mnie vicekanclerz upewniał, ma zamiar wyjechać już ztąd pojutrze. Miewam równie jak wojewoda smoleński częste narady z ambasadorem francuskim, któremu ostatni kurjer przywiózł spory pakiet cyfrowany od wielkiego hetmana.“ List do tegoż, z dnia 16. Maja 1758 roku. „Pisałem zawczoraj do Waszej Excellencji przez kurjera ambasady francuskiej, nie mam więc nic zajmującego do doniesienia pocztą dzisiejszą. Ze Sztokholmu przeto uwiadomię Waszą Exceliencję o ukończonych już szczęśliwie rokowaniach co do połączenia eskadry szwedzkiej z flottą rosyjską, na wniosek dworu tutejszego i w celu przeszkodzenia wszelkim zamiarom Angli na morzu, na korzyść króla pruskiego, i chociaż pomimo pogłosek jakie tutaj obiegały o wysłaniu eskodry angielskiej na morze Bałtyckie, nie zdaje się, aby ministerstwo Wielkiej Brytanii na prawdę o tem myśliło,. zawsze dobra to z naszej strony * Książe Paweł Piotr Sapieha, zmarły 1770 r. ostrożność i dowód zupełnej jedności i zgody między sprzymierzonymi. Wiadomość ta, połączona z usilnością, z jaką Szwedzi pracują nad spiesznem wysłaniem wojsk do Pomorza, bardzo tu cieszy wszystkich. „Zdaje się, że wziętość margrabiego de 1’Hópital u tutejszego dworu zmniejsza się; cesarzowa sama dała sią słyszeć prywatnie, że się jej nie podoba zwyczaj francuski, mięszania się do wszystkiego, a to w skutek kilku niewłaściwych napomknień podczas ostatniego posłuchania. Ufność ku niemu ze strony hrabiego Esterhazego zmniejsza się też z dniem każdym. Zaklinam tylko Waszą Excellencję, abyś raczył te szczegóły zatrzymać przy sobie. „Książe wojewoda lubelski nie wyjeżdża dziś jeszcze; pojechał oglądać piękny pałac cesarzowej w Carskiem Siole.“ List do tegoż, z dnia 19. Maja 1758 roku. „Odebrawszy pocztą wczorajszą list Waszej Excelencji z dnia 8. b. m ., znalazłem zaraz zręczność przełożenia vicekancłerzowi wszystkiego co Wasza Excellencja przesłałeś mi o sprawie Gdańskiej; odpowiedział, że powinienem być zupełnie spokojny, że spodziewa się iż wszystko się skończy jak najlepiej, przyczćm upewniał mnie najsolenniej, że się w żadnym razie nie uciekną do gwałtu, dodając jednak, że jeszcze trzeba zaczekać i zobaczyć, jakie też skutki będą miały ostatnie listy ztąd napisane do magistratu. Przełożyłem mu wtenczas, iż rezydent francuski i baron de Raal najmocniej są przekonani, że rzecz ta udać się nie może, oparłem się nareszcie na liście berlińskiego ministerstw a; odparł, że wiedział o tem wszystkiem, ale że się źle wzięto do rzeczy, i ponowił raz jeszcze upewnienia najuroczystsze, o zachowaniu największych względów i poszanowania w prowadzeniu całej tej rzeczy. Mówiłem później z szambelanem Szuwałowem, aby wiedząc o wszystkiem, mógł w danym razie zdanie swe wypowiedzieć. Nie omieszkałem też uwiadomić o wszystkiem obydwóch ambasadorów. Hr. Esterhazy zwalił całą winę na rezydenta rosyjskiego Puszkina, który od początku źle poprowadził układy, a dodał, że robimy im za wiele zaszczytu, lękając się, aby nie przedsięwzięli oblężenia Gdańska. M argrabia de 1’H ópital po kilku wykrętach nie wiodących do niczego, zaw ołał: ach ! gdyby Rzeczpospolita mogła tam rzucić 3 do 4000 ludzi! Wnoszę ztąd , że byle Gdańszczanie wytrwali w stałości swojej, będą według wszelkiego prawdopodobieństwa uwolnieni od obaw swoich, i że w końcu, widząc nieprzezwyciężone trudności, zmuszeni tutaj zostaną zaniechać zamiaru, i wynajdą jakikolwiek sposób wycofania się zaszczytnie ze sprawy, w której zabrnęli za daleko; oświadczając n. p. że przez wzgląd na samo m iasto, lękając się skutku pogróżek króla pruskiego, i przez wyłączną przyjaźń dla Rzeczypospolitej, cesa369 rzowa we zwykłej swój wspaniałomyślności, zrzekła się tego zamiaru. „Co do konieczności wzmocnienia armii nowym oddziałem regularnej jazdy, vicekanclerz oświadczył, że zupełnóm jest dla nich niepodobieństwem to uskutecznić, gdyż mają tutaj tylko jeden pułk gwardii konnej i jeden kirysjerów; bardzo był wdzięczen za udzieloną mu wiadomość o tem, że tak powolnie skupują konie w Prusiech, i że bynajmniej nie zajmują się przygotowaniem owsa i siana, czy to dla braku pieniędzy, czy z innych jakich powodów, gdyż upewniał mnie, że rozkazy w tym celu były wydane i wszystkie pieniądze posłane od dawna. — Ponieważ mnie o naszą jazdę saską wypytywać zaczął, przełożyłem mu więc, że i sama odległość opóźnić musi jej przyjście i że może być nawet zupełnie wstrzymaną na miejscu, bo król pruski grozi Morawom najazdem ; chciałem, aby tym sposobem jeszcze dobitniej się przekonał o konieczności postawienia swojej jazdy na stopie wojennej. H rabia Esterhazy znajduje, że mogli właśnie odesłać na plac boju pułk kirysjerów, najlepszy ze w szystkich, i że zapewne Piotr Szuwałów przez próżność temu przeszkodził, chcąc mieć w swym domu w artę kirysjerów ; ale dodaje, że ponieważ mogą nam ztąd robić wymówki z powodu powolnego posuwania się naszej jazdy, tłum acząc przez to własną swą opieszałość, więc należałoby wszelkich dołożyć usilności, aby jej pochód przyśpieszyć. „Przyjazd tu księcia Wołkońskiego, b . gubernatora Królewca, zrodził pogłoskę, że wezwanym był dla zdania sprawy ze swej administracji, i że nawet aresztowanym będzie; ale to się nie sprawdza i ma wkrótce wracać do Prus, jako główny intendent armii. „Poseł duński powiedział vicekanclerzowi, iż otrzym ał od swego dworu uwiadomienie, że król pruski, hrabiemu Podewils, proszącemu go o pozwolenie udania się do wód, odpowiedział: „kochany Podewils! pielęgnuj dobrze twe zdrowie, abyś był w stanie podpisać prędko trzeci traktat pokoju, bo rzeczy się zaczynają rozjaśniać.11 — Yicekanclerz podziękował mu za to ostrzeżenie, a wywdzięczając się wzajemnością, dodał, iż wie, że propozycje pokoju wyjdą nie od jego dworu, ale od Anglii. Odpowiedź ta zestawiona z wizytą szambelana Szuwałowa u K eitha, o której donosiłem Waszej Excellencji, daje do myślenia. Zresztą, tenże Szuwałów we wczorajszej ze mną rozmowie, zawołał : ach po k ó j! pokój! na co nm odpowiedziałem, że życzyć pokoju musiemy wszyscy, ale pokoju dobrego, a taki da się tylko otrzymać za pomocą zwycięztw , zmusiemy nieprzyjaciela do oddania słuszności sprzymierzonym, i nagrodzenia krzywd im uczynionych. „Cesarzowa przed trzem a dniami powiedziała o b. kanclerzu, że się rozpalił wielki ogień, który nie wie jak ma zgasić. Książe Trubecki był zawczoraj u Apraxina, który jest dotąd na wsi, i zdaje się, że tą sprawą zajmuje się na nowo, gdyż papiery Wejmarna rozpatrują także. To niepokoi jak mówią Apraxina, zasmuconego niebezpieczną chorobą córki i zięcia. „Dowiaduję się, ale jeszcze nie od samego. vicekanclerza, że postanowiono nareszcie zdjąć sekwestr z dóbr czterech nieobecnych ministrów pruskich, przekonawszy się, jak mały zysk ten sekwestr skarbowi przynosi, i jak wielką krzywdę mógłby wyrządzić wiernym sługom królewskim w Saksonii. „Ponieważ Wasza Excellencja wiedzieć będzie bez tego o wszystkiem , co się księcia Karola dotyczy, więc powtarzać tu tego nie będę. „Książe wojewoda lubelski wyjeżdża dzisiaj.“ List do tegoż, z dnia 23. Maja 1758 roku. „Odpowiadając na list Waszej Excellencji z dnia 10. b. m„ który mi poczta zawczoraj przyniosła, mam zaszczyt donieść, że na wiadomość o uczynionej ja koby przez konsula angielskiego w Gdańsku magistratow i tamecznemu deklaracji o flocie angielskiej z 40 żagli, i na zapytanie czy pan K eith podobną ze swój strony deklarację tutaj uczynił, yicekanclerz odpowiedział mi, iż on pierwszy nic zgoła nie wiedział, o drugiój zaś pan Keith najmniejszej mu nie uczynił w zm ianki; dodał przytem, iż jest przekonany, że dwór angielski nie ma zamiaru wdawać się w podobnego rodzaju deklaracje i że tego nie uczyni. Przysłuchu 24* 372 chując się zresztą temu co tu mówią, utwierdzam się coraz bardziej w mniemaniu, że się w końcu całej tej sprawy wyrzekną, i że oczekują tylko odpowiedzi Gdańszczan, na ostatnie przesłane im lisy. Korzystając z kłopotu, w jakim się znajdują z tego powodu, podałem już myśl deklaracji, o której w ostatniej depeszy wspomniałem, jakoby cesarzowa przez zwykłą jej wspaniałomyślność, rzekła się zamiaru, mając wzgląd na szkody, jakie ztąd dla miasta wypłynąć mogły i na wyłączną przyjaźń swoją dla Rzeczypospolitej, i zdaje mi się, że na tem skończą. „Mówią, że 16,000 wojska z korpusu jenerała Fermora, mających iść naprzód, już przeszło Wisłę, dowodzi niemi jenerałporucznik Rezanów i pójdą ku Stolpe z zamiarem zajęcia ich i wypędzenia Prusaków, jacyby się znajdować tam mogli; dotychczas jednak chcą to zachować w tajemnicy. Od trzech tygodni nie mają wiadomości o obserwacyjnym korpusie, ale z ostatnieh listów jenerałporucznika Czernyszewa vicekanclerz wnosi, że powinien już wkrótce nadejść do NowegoDworu, gdzie jenerał w oczekiwaniu na ten korpus znajdować się już powinien. Ostatnia depesza moja uwiadomi Waszą Excellencję o niemożności w jakiej się tu znajdują, posłania świeżych oddziałów jazdy, i o wydanych już rozkazach, w celu sformowania na nowo tej, która się przy armii znajduje. Nie możemy tu zgoła wiedzieć dokładnie o ilości żołnierza, składającego tę armię. Choroba jenerała St. Andre, nie pozwoliła mu przysłać szegółowych o tem wiadomości, jakich oczekiwał hr. Esterhazy. „Ponieważ ten minister oświadczył mi wczoraj, że doszło do jego uszu, iż Wasza Excellencja użalałeś się na to, jakoby on chciał tutaj zaszkodzić Waszej Excellencji, i zapytywał mnie, czybym w tym przedmiocie nie pisał czego od siebie? więc mu odpowiedziałem ze szczerością, co było prawdą, żem udzielił Waszej Excellencji tego, co mnie doszło z rozmów j ego tyczących się hr. Einsiedel, mającego jakoby wyłączną tu misją. Tłumaczył mi się, iż słysząc, że hr. Einsiedel przyjeżdżał tutaj z poleceniem skłonienia ministerstwa do udzielnego traktatu, który obejmował i naszego Najjaśniejszego Pana już znużonego tą wojną, dał się istotnie w tem słyszeć, że gdyby tak było, musianoby Waszą Excellencję uważać za sprawcę najbardziej opłakanego wypadku, jakiby mógł spotkać związkowych, to jest: wyłączenie Rosji z wielkiego przymierza, że jednak nie przykładał do tego wiary, i wyrażał się zawsze warunkowo. „Cesarzowa dała się znowu słyszeć z powodu sprawy byłego kanclerza: „Nie zdołają mnie namówić do żadnego nieobmyślonego kroku w rzeczy tak wielkiej w agi:“ To musi być przyczyną niepewności w jakiej wszystko dotąd zostaje. „Książe Karól zda sam zapewne sprawę Jego Królewskiej Mości z wczorajszego balu i wieczerzy u Wielkiego Księcia. Mając towarzyszyć księciu przy oglądaniu Schlusselburga i Eadożskiego kanału, zkąd za374 ledwo w Sobotę wrócimy, nie będę mógł pisać piątkową pocztą do Waszej Excellencji. L ist ten oddaję kurjerow i, którego ambasador francuzki ma wysłać jutro. „W chwili gdy to pisałem, oddał mi kurjer Re list Waszej Excellencji z dnia 16. b. m .; udałem się zaraz do vicekanclerza dla rozmówienia się z nim raz jeszcze o Gdańsku i dla udzielenia mu wiadomości o poruszeniach wojsk w Morawii, które wstrzym ują jazdę saską nie pozwalając jej połączyć się z arm ią rosyjską, jak było zrazu postanowiono. Powtórzył mi raz jeszcze wszystko, co mówił uprzednio o Gdańsku i podobała mu się myśl deklaracji Cesarzowej, o jakiej pisałem. „Oddałem mu kopje odpowiedzi na listy uwiadamiające o szęśliwem rozwiązania w. księżny i przyrzekł mi donieść o tem cesarzowej,’ proszą ją o posłuchanie dla mnie, na którem mógłbym je złożyć osobiście Jej Cesarskiej Mości. „Co się mnie osobiście dotyczy, miałem wzgląd jedynie na dobro służby Jego Królewskiej Mości, postanowiwszy zaledwo w końcu Lipca skorzystać z udzielonego mi łaskawie pozwolenia odwiedzenia Polski w czasie sejmików. Tymczasem mogę upewnić Waszą Excellencję, że nie jestem wcale w złych stosunkach ani z vicekanclerzem, ani też z szambelanem Szuwałowem, jak mógł ktoś o tem donieść Waszej Excellencji. Jeden więc tylko m argrabia de l'Hópital żywi ku mnie tę niechęć, której skutków Wasza Excellencja obawiać się zdaje; ta jednak coraz mniej straszną się staje w miarę tego, jak ambasador traci tu widocznie na znaczeniu, o czem Wasza Excellencja uwiadomioną być musi z tylu stron, że się sam od powtarzania tego powstrzymać wolę, nie chcąc być posądzonym o stronniczość. „P. S. Muszę złożyć dzięki Waszej Excellencji, za udzieloną mi w przypisku do ostatniej depeszy wiadomość o łasce, jaką król jako prawdziwy ojciec wszystkich swych poddanych, całemu krajowi wyrządził, znosząc administrację ostrogską. Jest to dobrodziejstwo, które nowemi węzłami wdzięczności przywiąże do monarchy wszystkie serca miłujące ojczyznę i wolność. Winszuję tego przedewszystkiem Waszej Excellencji, którą się tyle doń przyczyniła. Od dawna już życzyłem Waszej Excellencji tego zaszczytu i prawdziwych korzyści jakie ztąd wypłyną.“ List do tegoż, z dnia 30. Maja 1758 roku. „Wróciwszy z wycieczki, w której miałem zaszczyt .towarzyszyć księciu Karolowi oglądającemu kanał ładożski, znalazłem krótki listek Waszej Excellencji z dnia 15. b. m„ w którym uwiadamiała mnie o mającym się wysłać nazajutrz kurjerze; ponieważ już odpowiedziałem na przywiezione mi przez niego depesze, więc to tylko mam do doniesienia, że odebrano tu przez umyślnego listy od jenerałporucznika Czernyszewa, datowane z Grodna z dnia 10. b. m., w których donosi, że wszystkie wojska składające korpus posiłkowy, przybyły już na miejsce, i 12. (według starego stylu), miały się udać w dalszą drogę ku miejscu swego przeznaczenia. Spodziewamy się więc, że w tej chwili muszą się już zbliżać do NowegoDworu. „Wysłano do wojska dwóch nowych jenerałmajorów : Grygoryewa i Mordwinowa, którzy wczoraj żegnali cesarzowę, równie jak Beck mianowany gubernatorem Rewia, baron Korft, dzisiejszy gubernator Królewca i jego poprzednik w tym obowiązku książę W ołkoński, który udaje się w okolice Smoleńska i ma otrzymać jakieś dowództwo na pograniczu. Nie dokładnie byłem zawiadomiony, donosząc w ostatnim liście, że wraca do Prus, dla objęcia obowiązku głównego intendenta armii. „Hr. Esterhazy miał zręczność w tem zgromadzeniu rozmawiać z Najjaśniejszą Panią, i otrzymał z ust Jej Cesarskiej Mości nowe zapewnienie najlepszego dla wspólnej sprawy usposobienia, przy czem dodała, że uznaje, iż dosyć opieszale popierano dotąd wojnę, i nie wykonywano jej rozkazów z dostateczną gorliwością i pośpiechem. Należy się spodziewać, żę będąc świadomą omyłek, które opóźniły prowadzenie kampanii, tak szczęśliwie rozpoczętej zdobyciem Prus brandeburgskich, omyłek, które przed ambasadorem uznawała sama, zechce teraz stanowczo im zaradzić. Vicekanclerz ponowił mi obietnicę zdjęcia sekwestru z dóbr pruskich ministrów, i wydania ściślejszej deklaracji, co się tyczy przemycania towarów w handlu z państwami króla pruskiego. „Co się tyczy odpowiedzi na listy uwiadamiające o szczęśliwem rozwiązaniu Wielkiej Księżny, ponieważ poseł szwedzki takież same od swego dworu odebrał, życzeniem więc było Cesarzowej, żebyśmy je ra zem złożyli w ministerstw ie, o czem yicekanclerz jednocześnie nas obu uwiadomił. „Poseł turecki trwa w swoim uporze do tego stopnia, że oświadczył, iż wierzytelnych swych listów nie odda inaczej, jak do rąk własnych Jej Cesarskiej Mości, gdyby nawet przeciwny w tej mierze rozkaz od samego sułtana otrzymał. Z resztą, dwódziestu z jego sług oddało się pod opiekę Rosji, chcąc wrócić do Konstantynopola, i ci zapewniają, że poseł tam głowy swej nie zaniesie. Dowiedziałem się z pewnego źródła, że dwóch z tych ludzi chodzi często tajemnie do poselstwa francuskiego, a ksiądz Musztowicz służy im za tłumacza. Zresztą nowiny odebrane w ministerstwie przez kurjera z Konstantynopola, zupełnie są zadawalniające co do system atu polityki pokojowej Porty Ottomańskiej pod obecnym, równie jak za poprzedzających rządów. „Wycieczka do Schliisselberga bardzo była przyjem ną dla Jego Królewiczowskiej Mości, przy zachowaniu najwyższych dla jego osoby względów i szczególniej miłym sposobie, w jaki Jej Cesarska Mość kazała mu ofiarować surdut i zarękawek sobolowy z powodu wielkiego zimna, jakie tam panowało. „Wielki Książe wieczerzał wczoraj u księcia Karola po koncercie wykonanym przez muzyków przydwornych, na którym sam Wielki Książe grał doskonale na skrzypcach. „P. S. Znaczenie Ołsuwjewa wzrasta; wchodzi w łaskę i utrzymują, że zaczyna nawet wypowiadać wojnę vicekanclerzowi. „Wszystkie zabiegi wojewody smoleńskiego tutaj, i nawet blizka jego z ambasadorem francuskim zażyłość, skończy się chyba jedynie na przyznaniu mu jekiejś summy pieniężnej, do której, jak powiada, ma mieć prawo od dawna.“ List do tegoż, z dnia 2. Czerwca 1758 roku. „Mam zaszczyt donieść Waszej Excellencji o odebraniu Jego listu z dnia 22. p. m. pod nr. 35, który mi poczta wczorajsza przywiozła. „Yicekanclerz był trochę niezdrów wczoraj, a dzisiaj przyjmował lekarstw a; nie mogłem go więc widzieć dla przełożenia mu ustnie sprawy Gdańskiej, stosownie do rozkazów Waszej Excellencji. „Podana mu przezemnie myśl deklaracji Im peratorowej, która mu się podobała i z którą czekał tylko na odpowiedź Gdańszczan na jego list ostatni, nie może nas do niczego zobowiązywać, bo ją podałem jako moją myśl własną, mówiąc zupełnie jak człowiek prywatny, a wcale nie jako upoważniony do tego minister Jego Królewskiej Mości. Błagam W aszą Excellencji, abyś chciał wierzyć, że nie skompromituję Króla Imci w niczćm, najmniejszym krokiem, któryby mógł na szwank jakikolwiek narazić jego interesa. „H r. Esterhazy uwiadomionym został o wizycie, którą szambelan Szuwałów oddał panu Keith, ale za stosowne uznał nikomu o tem nie mówić, radził mi nawet, abym margrabiemu de 1’Hópital o tern nie wspominał, nie chcąc powiększać wrodzonej jego niespokojności, któraby mogła doprowadzić go do ja kiego przedwczesnego i nieobmyślonego kroku, a szkodliwego dla sprawy ogólnej, tem bardziej, że nie tylko sam ambasador, ale w ogólności wszyscy Francuzi widocznie zaczęli tracić na znaczeniu przy tym dworze. Przyłączył się jeszsze do tego wzgląd prywatny na moje dobro, bo to zdawało się hrabiemu Esterhazemu, że ambasador mógłby mnie z szambelanem Szuwałowem pokłócić, przedstawiając mu jako donosiciela. Ale vicekanclerz powiedział szambelanowi, że przy stanowisku, jakie zajmie, żaden krok jego bez znaczenia być nie może, a więc i wizyta u angielskiego agenta musiała obudzić uwagę i zrodzić mnóstwo wniosków zupełnie z obecnym stanem interesów niezgodnych. Szambelan na to odpowiedział, że nie będąc ministrem , nie przypuszczał zgoła, aby prosta grzeczność z jego strony, mogła wywołać jakiekolwiek następstwa. Zresztą Esterhazy uspokojony po ostatniej rozmowie z Cesarzową, w przyszłą Niedzielę i Wtorek, przekonany jest, iż w tej chwili nie ma się jeszcze czego obawiać, i że krok ten Szuwałowa przypisać należy jego lekkości, albo tej chęci przypochlebiania się wszystkim bez wyjątku, która jest jednym z rysów jego charakteru. „Oto jest wszystko, co mogę dzisiaj donieść W aszej Excellencji, odkładając, do wtorkowej poczty bliższe szczegóły o G dańsku, po rozmówieniu się w tym przedmiocie z vicekanclerzem.“ List do tegoż, z dnia 4. Czerwca 1758 roku. „Odebrałem dzisiejszą pocztą list Waszej Excellencji z dnia 24. p. m„ i śpieszę nań odpowiedzieć przez k u rje ra , którego ambasador francuski dziś wieczór wyprawia. „Widziałem nareszcie vicekanclerza, który będąc chorym, przyjął mnie w szlafmycy i w szlafroku. Zacząłem od rozmowy o G dańsku, kładąc nacisk na to, że postępowanie króla pruskiego w Saksonji byłoby zupełnie usprawiedliwionem, gdyby konieczność wojenna miała stanowić dostateczne upoważnienie dla armii do oblegania, lub bombardowania neutralnego m iasta, w celu zmuszenia go do otwarcia bram swoich, kiedy go żaden do tego traktat nie obowiązuje. Powtórzył mi na to wszystkie dawniejsze swe zapewnienia, uręczając, że się na nie spuścić mogłem, i że nie bę dzie, ani bombardowania, ani oblężenia nawet. Odpowiedziałem m u, że w takim razie lepiej byłoby skończyć rzecz od razu , niżeli ciągnąć ją bezużytecznie nie mając żadnej nadziei skutku. Nie przeczył temu wcale, wtrącił jednak, że należałoby doczekać się odpowiedzi Gdańszczan, której spodziewał się jutro. O ile wnieść mogłem, z tonu raczej niżeli ze słów rozmowy, przekonany jestem , iż sprawa skończy się stosownie do naszych żądań i że miasto wybawionem będzie od załogi moskiewskiej. Odczytałem mu następnie artykuł depeszy nakazujący mi przedłożyć ministerstw u gwałtowną we wspólnym interesie całej sprawy konieczność dywersji ze strony rosyjskiej, do czego dziś właśnie nastała najprzyjaźniejsza dla tego Dworu chwila, dozwalająca mu okryć się sławą, bez żadnego narażenia się, gdyż król pruski główną część sił swoich zwróciwszy przeciw Austrji i zmuszony dość znaczny naprzeciw Szwedów utrzymywać korpus, bardzo słabe tylko siły przeciw Rossji wystawić może, według pewnych bardzo wiadomości zaledwo 10 do 12,000 żołnierza wynoszą. Odpowiedział mi, że wcale nie liczba nieprzyjaciół wstrzymuje jenerała Ferm ora, ale brak żywności, którego się obawiają na Pomorzu. O drzekłem , że nie należało poprzestawać na tym wybiegu, że niedostatkowi żywności łatwo było zapobiedz, że można znaleźć w Polsce i Prusach wszystko, coby się okazało potrzebnem, zwłaszcza będąc panami Wisły, i że trzeba było kazać wieść zapasy żywności za wojskiem, jak to czynią inni. Powiedział, że tak właśnie chcą postąpić, i że rozkazy w tym celu już zostały wydane. „Co do barona Wrangla, vicekanclerz myśli, że kiedy Szwecja najmniejszej tu o nim wzmianki nie uczyniła, lepiej jest nie rozbudzać tej sprawy na nowo, zwłaszcza, że krok uczyniony przez wielkiego księcia miał miejsce bez wiedzy Cesarzowej. „Druga rozmowa Cesarzowej z Wielką Księżną odbyła się nareszcie w sposób zupełnie zadawalniający. Wytłumaczono się wzajemnie ze wszelką szczerością i otwartością serca, obie strony były głęboko wzruszone, Jej Cesarska Mość dała Wielkiej księżnie tyle oczywistych dowodów swego do niej przywiązania, że można ztąd najlepszego oczekiwać wpływu, na wewnętrzne usposobienie i stosunki Dworu, a zatem na uszczęśliwienie całego państwa. Cesarzowa odzywała się już o tej rozmowie w sposób dowodzący zupełnego jej zadowolenia. Zresztą, mogę zapewnić Waszą Ekcellencję, że p. Bruchdorff nic na tem nie zyskał. List do tegoż, z dnia 6. Czerwca 1758. r. „Ponieważ miałem zaszczyt pisać zawczoraj do Waszej Excellencji przez kurjera ambasady francuzkiej, odpowiadając na dwie ostatnie depesze, z dnia 22. i 24. p. m ., zostaje mi więc donieść dzisiaj, że pomimo tego, com pisał 30. tegoż miesiąca o Ołsufjewie, że się odważa zaczepiać nawet vicekanclerza, nie zdaje się wszakże, aby mu zaszkodzić był w stanie. W noszę to z kroku tego ostatniego, który, czy to z przyjaźni, czy też raczój z polityki, prosił Cesarzowę, aby ra czyła zostawić Ołsufjewa w wydziale spraw zagranicznych, gdzie jego zdolności i talenta koniecznie są potrzebne, i gdzie go niema kim zstąpić. To go zatrzym a pod władzą vicekanclerza i nie pozwoli m u osiągnąć celu, którym jest miejsce sekretarza gabinetu. „Skutki rozmowy, o której w ostatnim wspomniałem liście, dały się uczuć w niejednej już okoliczności, a ufność wzajemna rośnie, z dniem każdym. W yjazd młodego Dworu do Oranienbaum odłożono do następnego tygodnia, o wyjeździe Cesarzowej do Peterhofu nic jeszcze nie postanowiono. „Książe Karol zajęty jest zwiedzaniem wszystkiego, co jest wartem widzenia w tem mieście, rozległe wiadomości księcia i gust wykształcony, połączone z pełnem wdzięku obejściem, obudzają powszechne dla niego uwielbienie. List do tegoż z dnia 9. Czerwca 1758. r. „Odebrawszy wczorajszą pocztą list Waszej Excellencji z dnia 29. p. m. pod N. 37, byłem dzisiaj u vicekanclerza dla oświadczenia mu radości, z jaką dowiedziano się w Warszawie, iż wojska jenerała Fermor zaczynają przechodzić Wisłę pod Marienwerder i pozwalają mieć nadzieję, że się dalej posuwać będą. Odpowiedział mi, że ten mianowicie jest cel wspomnionych poruszeń, i że skorzystają ze wskazówek Waszej Excellencji, nadesłanych, a przezemnie im udzielonych; iż Prusacy zdają się chcieć opuścić cały kraj po tej stronie Odry i poprzestać, na bronieniu przeprawy przez tę rzekę, zgromadziwszy korpus wojska pod Kostrzyniem. „Oddana mi zawczoraj nota ministerstwa którą tutaj mam zaszczyt przyłączyć, a która zawiera nową deklarację Cesarzowej, iż chce i gotowa jest dopełnić ściśle wszystkich swych zobowiązań względem sprzymierzonych, i ma nadzieję, iż wkrótce pomyślniejsze od wojsk swoich odbierać będzie wiadomości, jest oczywistym dowodem usposobień dworu tutejszego w tym względzie, o których mnie vice kanclerz ustnie jeszcze zapewnił. „Nic nowego o Gdańsku donieść nie mam, gdyż zawsze oczekują tu jeszcze odpowiedzi na listy przesłane Magistratowi i skutku ostatnich zabiegów, jakie rezydentowi Puszkinowi zalecono. „Rozporządzenia tyczące się zdjęcia sekwestru z dóbr ministrów pruskich i ściślejszych prawideł co do przemycania towarów w handlu z państwami króla pruskiego, mają być wydane niezwłocznie, i vice kanclerz upewnił mnie, iż opóźnienie w tej mierze pochodzi jedynie z nawału interesów, jakiemi w ostatnich czasach obarczeni byli. Udzielone mi przez Waszą Excellencję wiadomości z Moraw tak są wyborne, że się należy spodziewać, iż marszałek Daun, którego mądre rozporządzenia wstrzymały dalsze postępy króla pruskiego, potrafi zniweczyć całkiem jego zamiar, prowadzenia wojny w tej stronie. List do tegoż, z dnia 13. Czerwca 1758. r. „Odpowiadając na listy Waszej Excellencji z dnia 31. Maja i 1. b. m. przywiezione mi przez kurjera Consoli i przez niedzielną pocztę, z prawdziwą pociechą donieść mogę, iż posłano ztąd jenerałowi Ferm or najwyraźniejszy rozkaz wkroczenia do kraju nieprzyjacielskiego, nie czekając nawet na przybycie nowego korpusu. Tym sposobem upada nareszcie sprawa Gdańska i główny cel naszych pragnień osiągniętym będzie. „Dwór duński, któremu Rosja i Szwecja chcąc zbadać jego usposobienie, udzieliły zawartej między sobą umowy, o połączeniu dot swoich w Sundzie, odpowiedziała na to bardzo przyjaźnie, lecz w wyrażeniach ogólnych; ale baronowi Osten poruczono przełożyć tu ustnie, że ponieważ miejscem wybranem przez obydwa mocarstwa jest kanał między wyspami Zelandją i Saltholn, co właściwie stanowi przystań Kopenhagi, król więc duński żadnym sposobem pozwolić na to nie może, aby się floty zgromadzały w miejscu. z którego zdawałyby mu się przepisywać prawa; będąc jednak niemniej od innych dbały o utrzymanie wobec wszelkiego obcego państwa nietykalności morza Bałtyckiego, radzi obu dworom , aby floty swoje połączyły przy wybrzerzach Skanii, w sławnem miejscu zwanem Falsterboc Riff; sam ze swej strony nie mogąc się zobowiązać do żadnego kroku nie tylko zaczepnego, ale zgoła przeciwnego zachowywanej do tychczas neutralności. „Deklaracje dworu tutejszego zdejmujące sekwestr z dóbr ministrów pruskich, którzy posady swoje w Królewcu opuścili, i określające ściśle co ma być uważane za kontrabandę w portach morza Bałtyckiego, znajdujących się obecnie w ręku Rosji, mają wyjść niezwłocznie, o czem ponowne otrzymałem zapewnien ie, potwierdzające to, com w ostatniej depeszy miał zaszczyt donieść Waszej Excellencji. „Dziwny poseł turecki, który się tutaj znajduje, dowiedziawszy się, iż wysłano ztąd kurjera do Konstantynopola, w celu otrzymania dla niego instrukcji o sposobie oddania wierzytelnych listów, chciał to sam osobiście z ust vicekanclerza posłyszeć i przed kilku dniami był w tym zamiarze u niego. Ponieważ vicekanclerz potwierdził wiadomość o wysłaniu kurjera, może więc teraz przewidywać następstwa, jakie upór jego sprowadzi. Nie mogę jednak pominąć milczeniem następnego szczegółu: na ostatniej mustrze artyllerji, której przypatrywali się W. Książe i książę Karol, szambelan Szuwałów wypytywał znajdującego się też między widzami tłumacza ambasady tureckiej, o przyczyny uporu tego posła, mówiąc że postępowanie jego jest nie dobre; na to tłumacz odpowiedział, dobrze czy źle robi, to jest niezawodna, że inaczej postępować nie może. „W . Książe i W. Księżna odjechali w przeszłą sobotę do Oranienbaum; Cesarzowa w końcu tego tygodnia lub na początku przyszłego, ma się udać do Peterhofu, dokąd za nią i książę Karol pojedzie, który postrzega nareszcie zbliżający się term in swego ztąd wyjazdu. „Co się mnie samego dotyczy, mogę upewnić Waszą Excellencję, iż udzielona jej wiadomość, jakoby vicekanclerz niechętnem okiem spoglądał na moje z Szuwałowem stosunki, zupełnie jest mylną, wiem bowiem z zupełną pewnością i z najlepszego źródła, że nietylko nic przeciw nim niema, ale owszem, sam do ich zawiązania przyczynił się i rad im sprzyja. „Na żądanie Imci Biskupa Inflantskiego, podałem ministerstwu tutejszemu jeszcze w Lutym memorjał, uwiadamiając o zaniesionej przez Biskupa skardze, na niejakiego Koschkulla, asesora regencji ryżskiej, który roszcząc pretensje za zbiegłych poddanych znajdujących się w dobrach biskupich, nałożył areszt na 1600 talarów należnych Biskupowi za drzewo jego sprzedane w Rydze. — W odpowiedzi na ten memorjał, przysłano mi w tych dniach notę, w której uskarżają się wzajemnie na brak troskliwości z naszej strony w domierzaniu sprawiedliwości tym wszystkim, których poddani z Inflant rosyjskich uciekają do Inflant polskich albo też do Litwy. Przesyłam Biskupowi Inflantskiemu tę notę razem z przyłączonemi do niej aktami, odnoszącemi się do tej sprawy, która go wyłącznie obchodzi, i proszę zarazem aby jej chciał kancelarji litewskiej udzielić z powodu znajdujących się tam ogólnych ze strony dworu tutejszego zażaleń, i żeby o wszystkiem W aszą Excellencję uwiadomił, gdyby taką była jego wola. List do tegoż, z dnia 16. Czerwca 1758. „Ponieważ list Waszej Excellencji z dnia 5. b. m., który mi poczta ostatnia przyniosła, nie wymaga odpowiedzi, poprzestanę więc dzisiaj na doniesieniu, iż vicekanclerz uznał słuszność przełożeń posła duńskiego, co się tyczy naznaczenia kanału między wyspami Zelandją i Saltholn, stanowiącego właściwie przystań Kopenhagi, za miejsce połączenia się floty rosyjskiej ze szwedzką i przystał na podany projekt wybrania na ten cel miejsca zwanego Falsterboc Riff na wybrzeżach Skanii; wskutek więc tego zmienioną będzie zawarta w tej mierze między obu mocarstwami umowa, i ostatnie to miejsce wskazanem zostanie mającym się połączyć flotom. Należy się spodziewać, że i dwór szwedzki chętnie też na to przystanie. „Nowa deklaracja tycząca się handlu z państwami króla pruskiego ogłoszoną nareszcie została, i Wasza Excellencja znajdzie ją w przyłączonej tu gazecie tu tejszej. Znowu jutro mówić z vicekanclerzem będę o przyrzeczonem od tak dawna zdjęciu sekwestrów z dóbr ministrów pruskich. „Poseł turecki odebrał kurjera z Konstantynopola; wyrzucają mu wszystkie nieprzywoitości, jakich się dopuścił już w drodze do Petersburga, i nakazują wyraźnie, trzymać się we wszystkiem tego, co ostatni jego poprzednik zachowywał, dodając, że tym jedynie sposobem, może zaskarbić sobie łaskę Sułtana; będzie więc zmuszony złożyć swe listy wierzytelne do rąk vicekanclerza, jak tego wymagają. „W tej chwili przez kurjera francuzkiego odbieram list Waszej Excellencji, z dnia 10. b. m. i z przyjemnością dowiaduję się z niego o nadejściu do Nowego Dworu części wojsk rosyjskich, składających 30 tysięczny korpus. „Co się tyczy powtórnych uwag Waszej Excellencji z powodu mojego wyjazdu, upraszam Waszą Excellent , abyś raczył zapytać samego vicekanclerza, dla dowiedzenia się, czy krótki już pobyt mój tutaj, do Lipca, może pomódz czy też zaszkodzić interesom Jego Królewskiej Mości, i jakie jest zdanie tego ministra o mnie. Śmiem zanieść prośbę tę do Waszej Excellencji, chcąc usprawiedliwić to, com w tym przedmiocie pisał nie dawno, a w czem najmniejszej nie było przesady. List do tegoż. z dnia 20. C zerw ca 1758 roku. „Zawczorajsza poczta przyniosła mi tylko list Waszej Excellencji z dnia 7. b. m., z wyjątkiem z listu wiedeńskiego, o marszu wojsk cesarskich, w celu połączenia się z korpusem jenerała Serbelloni i z dalszym ciągiem dziennika kampanii w Morawach, aż do dnia 2. t. m ., w którym jest mowa o ostrzeliwaniu Ołomuńca przez Prusaków. „Ze wszystkich tych wiadomości razem zebranych okazuje się, że nieprzyjaciel nie znajduje takiej w przeprowadzeniu swych planów łatw ości, jak na początku przeszłorocznej kam panii, że jednak dla zaniepokojenia go bardziej, a zarazem dla dania wytchnienia Austrjakom, trzeba koniecznie niezwłocznej ze strony sprzymierzonych dywersji. Nie należy wątpić, że ta dywersja ze strony rosyjskiej, prędko uskutecznioną zostanie. „Otrzymałem nareszcie przeszłej soboty notę oświadczającą, że Cesarzowa przez względy wyłączne dla Króla Imci Pana naszego, rozkazała jenerałowi Fermor, aby nie tylko zdjął sekwestr z dóbr ministrów pruskich, którzy opuścili Królewiec, chociaż postępowaniem swojem zasłużyli na zupełną tych dóbr konfiskatę, ale aby nawet zwrócił im dochody z tychże dóbr, jakie już do skarbu Jej Cesarskiej Mości wpłynąć mogły. „Ponieważ ambasador francuzki ma pojutrze wyprawić kurjera, więc przez niego poszlę tę notę r a zem z inną oddaną mi jednocześnie, a tyczącą się kilku statków rosyjskich, wiozących zboże do Rygi, które dla braku wody zatrzym ać się musiały w drodze, i dla których proszą o opiekę, jakiej przyjacielskie sąsiedztwo wymagać może. Tymczasem piszę dzisiaj do podskarbiego W. K. L. uwiadamiając go o tem żądaniu i przesyłając mu kopią wspomnianej noty. „Będę mógł wtenczas donieść coś Waszej Excellencji o Gdańsku w skutek odpowiedzi magistratu, o której mi Wasza Excellencja wspominasz i którą rezydent Puszkin otrzymać już musiał. „Zawczoraj w Niedzielę, feldmarszałek hrabia Razumowski, dawał księciu Karolowi b al, na którym znajdowała się Cesarzowa. Ministrowie zagraniczni nie byli proszeni, bo chciano uniknąć wszelkiego powodu do współubiegania się z tej przyczyny między dwoma ambasadorami. Miałem zaszczyt być na tym balu, jako Polak ze świty księcia Karola.— Jutro maskarada u dworu. Dzień wyjazdu Cesarzowej do Peterhofu, jeszcze nie naznaczony. Nota do Ministerstwa z dnia 6/17. Czerwca 1758 roku. „JW . wojewoda pomorski Mostowski, poniósłszy w dobrach swoich leżących w Prusach polskich, znaczne stra ty , z powodu szkód tam wyrządzonych przez wojska rosyjskie, których wyszczególnienie przyłącza się tutaj, zwrócił się do pełnomocnego ministra Króla Imci polskiego, przy dworze Cesarzowej rosyjskiej z prośbą, aby te jego skargi przełożył ministerstwu Jej Cesarskiej Mości, domagając się wyznaczenia osobnej komisji, któraby upoważnioną została do sprawdzenia na miejscu faktów i szkód wyrządzonych i do zapewnienia pokrzywdzonemu należnego wynagrodzenia, którego tenże wojewoda pomorski tern słuszniej od sprawiedliwości Cesarzowej w jak najkrótszym czasie spodziewać się może, że domaganie się jego opiera na uroczystych zaręczeniach, jakie Jej Cesarska Mość z powodu przechodzenia wojsk swoich przez Polskę, Rzeczypospolitej złożyć chciała, i że sam osobiście zawsze był szczerym Rosji stronnikiem, w czćm się odwołuje do świadectwa posłów Jej Cesarskiej Mości, przy dworze polskim. „Rzeczony minister pełnomocny, będąc tym sposobem zmuszony do przełożenia ministerstwu tych słusznych zażaleń wojewody pomorskiego, nie dodaje do nich ani słowa ze swej strony, bo zanadto wierzy w wysoką sprawiedliwość Cesarzowej i Jej ministerstwa, aby na chwilę mógł powątpiewać, iż ten senator zupełne zadosyćuczynienie otrzyma, poprzestaje więc tylko na prośbie, aby przychylną odpowiedź otrzym ał jak najrychlej. List do hr. Brühla z dnia 23. Czerwca 1758 roku. „Opuściłem kurjera ambasady francuzkiej, bo wyprawionym został zawczoraj, kiedyśmy uprzedzeni byli, że miał wyjechać dniem później, i dla tego zmuszony byłem czekać poczty dzisiejszej, dla przesłania Waszej Excellencji zapowiedzianych we wtorkowej depeszy mojej, dwóch not, jednej o zdjęciu (przyzwolonem nareszcie) sekwestru z dóbr pruskich ministrów, którzy opuścili posady swoje, a drugiej o statkach rosyjskich zatrzymanych na Dźwinie, dla braku wody i potrzebujących jakoby sąsiedzkiej opieki. Przyłączam do nich kopię odpowiedzi udzielonej posłowi duńskiemu, o umówionych ze Szwecją środkach wzbronienia eskadrze angielskiej wejścia na morze Bałtyckie, przyczem, stosownie do wniosku Króla Imci duńskiego, zmieniono wybrane pierwej miejsce, na połączenie flott obu mocarstw. Minister ten zresztą miał rozkaz oświadczyć tutaj, że jakkolwiek król Duński trwa niezmiennie w postanowieniu zachowania najściślejszej neutralności, i nie mięszania się pod żadnym względem do wojny, ujrzał się jednak zmuszonym wysłać 24,000 wojska do Holsztynu; ale że to uczynił jedynie przez ostrożność, którą mu sama przezorność nakazywała, dla zabezpieczenia pogranicznych posiadłości swoich w Niemczech, bacząc na ciężkie ich położenie, z powodu walki prowadzonej w pobliżu przez strony wojujące. Być może że przykład Meklemburga najechanego przez Prusaków bez żadnej przyczyny, był powodem tego rozporządzenia króla duńskiego, chcącego zabezpieczyć swe państwo na przypadek, gdyby królowi pruskiemu przyszła ochota coś przeciw niemu przedsięwziąść. „Gdy vicekanclerza zapytałem o Gdańsk, dodając, że oddalenie się z Prus armii jenerała Fermora ukoi zapewne obawy mieszkańców tego miasta, i to jest istotnie najlepsza sposobność do wyjścia z tej sprawy z przyzwoitością i zaszczytem , odpowiedział m i: że chcą przez czas jakiś zostawić ich jeszcze w niepewności, nic zgoła im nie odpowiadając, dla trzymania ich, jak się wyraził, między młotem i kowadłem; że to jednakże nie wstrzyma dalszego pochodu wojska, którego przednia straż, według ostatnich doniesień, znajdowała się o trzy mile tylko od Noteci. Zdaje się, iż chcąc tym sposobem zostawić sobie możność powrócenia w razie potrzeby do projektu, o którego wykonanie starano się dotąd bez skutku; należy się jednak spodziewać, że już ta ostrożność potrzebną nie będzie. „Wiadomości zawarte w odebranym wczoraj liście Waszej Excellencji z dnia 12. b. m. a donoszące nie tylko o ruchu tych w ojsk, ale nawet o ciągłym pochodzie korpusu jenerała Browna, nie zostawiają nam żadnej wątpliwości co do spełnienia życzeń naszych pod względem rychłej, a tak dla ogólnej sprawy korzystnej dyw ersji, w chw ili, kiedy król pruski zajęty w Morawii, słabe zaledwo siły wystawić może na obronę państw swoich, przeciw tak licznej armii. „Książe Karol był wczoraj na balu i na wieczerzy u hrabiego P iotra Szuwałowa. Maskarada u dworu przedwczoraj była wspaniała. Dzisiaj Jego Królewiczowska Mość przypatrywać się będzie spuszczaniu na wodę o k rę tu , mającego mieć sto harm at, a zbudowanego świeżo w warsztatach tutejszych. „Cesarzowa w tych dniach wyjeżdża do Peterhofu.“ List do tegoż, z dnia 27.Czerwca 1758. roku. „Mam zaszczyt uwiadomić W aszą Excellence, o odebraniu jego listu z dnia 14. b. m.,. który mi poczta zawczoraj przyniosła. Ponieważ list ten żadnej nie wymaga odpowiedzi, poprzestanę więc na udzieleniu nie wielu nowim, jakie tu mamy. „Vicekanclerz pokazywał mi kopią listu wielkiego Wezyra do posła tureckiego, jaką dostać zdołano. Pisany jest stylem tak różnym od zwykłego wschodniego, iż możnaby myślić, że go Europejczyk dyktował. Wielki Wezyr wymówiwszy posłowi złe jego znajdowanie się w podróży, udziela mu rad bardzo rozsądnych co do dalszego postępowania, które powinno być zgodne z życzeniem Sułtana, pragnącego utrzymać najlepsze i najbardziej przyjacielskie z Rosją stosunki, przez co jedynie poseł zjednać sobie potrafi łaskę swojego pana; przeciwne zaś temu kroki, ściągnąć nań muszą niechybnie jego niezadowolnienie. Zdaje się też, że już się zrzeka pretensji złożenia na posłuchaniu do rąk samej Cesarzowej swych wierzytelnych listów, i że tylko mniejszej wagi trudności podnosi, jak n. p. żeby wchodząc do sali posłuchalnej, jedną tylko podawał rękę. Myślą, że te przyczepia pochodzą z jakiegoś projektu, mającego na celu zysk jego osobisty. Był tutaj jako Kihaja przy pośle, który przyjeżdżał po zawarciu ostatniego między Rosją i Turcją traktatu. Carowa Anna już nie żyła, regencja Księżny Brunświckiej nie była ustaloną, potrzebowano oszczędzać niezmiernie Portę, i dla tego skoro rzeczony poseł z jaką pretensją albo trudnością wystąpił, zaraz dawano mu pieniądze, aby go tylko uciszyć. Dzisiejszy więc poseł, postanowił wstępować w tym względzie w ślady swego poprzednika, czy dla ; dostania pieniędzy, czy też dla zasłużenia się w oczach Porty, przez wyższe od dawniejszych posłów pretensje. Wytłumaczono mu jednak dobitnie, że wszystko się całkiem od owego czasu zmieniło, że Cesarzowa i zupełnie jest bezpieczną na tronie i że niema najmniejszego powodu do obaw dawniejszych, że więc nie powinien się łudzić, aby cokolwiek wydusić potrafił, albo jakie pieniądze za wzniecone trudności otrzymał. „Przyłączoną tu notę (A) oddano mi w ministerstwie; odnosi się ona do przedstawień w tym przedmiocie, jakie ministrowie rosyjscy w Warszawie zanieść mają, skarżąc się na niejakiego chorążego Kwaśniewskiego (zapewne oficera w wojsku koronnem). Wasza Excellencja rozstrzygnie, czy sprawa tego rodzaju do ministrów polskich, czy też do wielkiego hetmana należy. „W tej chwili przyniesiono mi drugą notę, oznaczoną literą B, tyczącą się osiadłych w województwie Kijowskiem poddanych rosyjskich, którzy mają podobno zamiar wracać do swojej ojczyzny. (Właściwie daleko większe ma znaczenie, i na pilną zasługuje uwagę. Ten początek każe mi się obawiać, aby tego rodzaju pretensji, nie posunięto później zbyt daleko). „Cesarzowa w Sobotę wyjechała do Peterhofu. „Książe Karol spodziewał się, że dzisiaj tam pojedzie dla towarzystwa Cesarzowej Imci, ale wezwanie jeszcze nie nadeszło. Będę miał zaszczyt należenia do świty Jego Królewiczowskiej Mości. „Kończę ten list, który powiezie kurjer margrabiego de 1’Hópital. etc. „P. S. Muszę zdać sprawę Waszej Excellencji z drobnego wypadku, jaki miał miejsce u ambasadora francuzkiego, gdyśmy się tam wszyscy za księciem Karolem na obiad udali. Hr. Esterhazy do którego wczoraj przybył kurjer, wszedł do sypialni ambasadora francuzkiego, dla udzielenia księciu Karolowi treści odebranych depesz. — Udał się tam za nimi ambasador francuzki i poseł szwedzki; widziałem że wzywano także barona Wittinghoffa, urzędnika ambasady francuzkiej. Szedłem zbliska za nim i margrabia de Hópital musiał mnie widzieć, bośmy byli jeden naprzeciw drugiego, jednakże drzwi popchnął, jak gdyby chciał zamknąć ten pokój. Zapytałem go: „czy drzwi się przedemną zamykają? — Odpowiedział mi z twarzą trochę zakłopotaną: „O nie — przeciwnie! Wszedłem więc. — Hr. Esterhazy zaczął czytać odebrany przez siebie reskrypt, którego pierwsze artykuły odnosiły się do sprawy Gdańskiej, i mówiono tam między innemi, że życzyć należy, aby była skończoną, nie uciekając się do gwałtu. Na te słowa, hr. Esterhazy zwracając się do mnie powiedział: „Mówiłem panu zaWsze, że do tego dojdziemy. — „Tak, odrzekłem, hrabia jeden, dodawałeś mi w tym względzie otuchy. — Na to margrabia de 1’Hópital odezwał się, że zawsze toż samo utrzymywał. Widząc, że szuka do mnie przyczepki i chcąc uniknąć wszelkiej sprzeczki (bo w takim razie musiałbym mu dowieść, że o wiele później od hr. Esterhazego i za jego przykładem zaczął się w podobny sposób odzywać, oświadczywszy pierwej nieraz, że ma to za bagatel równie jak sprawę Elbląga), udałem że wyłącznie zajęty jestem słuchaniem czytanego reskryptu, kiedy margrabia de l'Hópital podnosząc głos, powiedział: „Panie hrabio Poniatowski, do pana się odzywam! Odrzekłem z lekim ukłonem. „Miałem zaszczyt słyszeć margrabiego. Ozwał się z większą jeszcze żywością: „Powtarzam, żem panu w tym samym mówił pokoju, że Rosja nie będzie śmiała uciec się do gwałtu. — „Tak, odpowiedziałem, ale w początkach nie chciałeś margrabia udzielić mi w tej sprawie pomocy o jaką prosiłem. — Na to uniósł się aż do zaprzeczenia mi, że „to nie prawda. Wtenczas, ująwszy go za rękę, dodałem tym samym tonem: „Nie mówi się tak do mnie. Zmiękł trochę i dodał łagodniejszym tonem: „Ależ utrzymuję tylko żem mówił, iż Rosja nie uciecze się do gwałtu. Nie chcąc przedłużać ani pogorszać nieprzyjemnej bez tego sceny, powiedziałem; „to prawda — i zamilkłem, aby mieć czas zastanowić się nieco i ochłonąć, zanim bym co przedsięwziął. Hr. Esterhazy czytał dalej swój reskrypt, z którego dowiedzieliśmy się tylko , że obóz który na wszelki przypadek zgromadzono pod Wiedniem, kiedy król pruski posunął się był aż do Deschau, zwinięto teraz; że 10,000 piechoty saskiej było w marszu, a 3000 Toskańczyków i Kroatów, rozłożono w Morawii, gdyż według wszelkiego prawdopodobieństwa, król pruski prędko będzie zmuszony opuścić sam niedogodne stanowisko, w jakiśm się dobrowolnie znalazł. Reskrypt kończył się najgorętszą zachętą dla Rosji. „Vicekanclerz nadszedł wśród tego czytania, zaraz po mojem starciu się z ambasadorem francuzkim ; a po odczytaniu reskryptu, natychmiast nas opuścił. Wtenczas margrabia de 1’Hópital odezwał się z największą grzecznością: „Tak mało Panie nam przystoi sprzeczać się między sobą, a tern bardziej być niegrzecznymi dla siebie wzajemnie, zwłaszcza w obecności Księcia, że szczerze żałuję, jeżeli coś podobnego miało miejsce. — Odpowiedziałem dosyć obojętnie: „Wiem, że ja temu winien nie byłem.“ Na to z większą jeszcze słodyczą powiedział: „Tern bardziej więc żałować mi tego przychodzi, jeżeli wina była z mojej strony, zwłaszcza, że zawsze pragnę i myślić i działać, jak wasz prawdziwy przyjaciel i sługa“ a ująwszy mnie za rękę, powtórzył jeszcze dawne tłumaczenie się i przeprosiny. Przytaczam tylko wyrażenia, które przypominam sobie dokładnie, i które uważać musiałem za prawdziwe tłumaczenie się z jego strony, na co odpowiedziałem: „Dobrze więc, w takim razie nie mam co mówić o tem “ a gdy mi ciągle powtarzał, że chce być sługą i przyjacielem moim, dodałem, „że w takim razie obowiązanym mu szczerze być muszę.“ Tak się rzecz cała skończyła, bez wmięszania się żadnego świadka, i wszyscy razem wyszliśmy z pokoju. Będąc obydwa ministrami, gdy margrabia de 1’Hópital był do tego ambasadorem francuzkim, uważałem że powinniśmy się wystrzegać wszelkiego zajścia, zwłaszcza z powodu tak draźliwej sprawy, jak w tej chwili Gdańska, i dla tego poprzestałem na takiem załatwieniu naszego sporu. List do tegoż, z dnia 4. Lipca 1758 roku. „Odebrałem wczorajszą pocztą list z dnia 21. b. m. pod nr. 46, którym mnie Wasza Excellencja zaszczycić raczyłeś. „Dopełniłem już tego co mi Wasza Excellencja z powodu przyszłego wyjazdu mego zaleca, bo uwiadomiłem o nim przed trzema już tygodniami vicekanclerza, a chcąc zawczasu przygotować się do drogi, prosiłem o paszport, dla wyprawienia naprzód mego stołowego srebra. „Odebrano wczoraj wiadomość o spotkaniu, jakie miało miejsce między oddziałem armii jenerała Fermora, i Prusakami, którzy zostawili na placu boju 28 zabitych; wzięto im prócz tego 30 niewolnika z chorążym ; resztę oddziału rozproszono i ścigano aż do Nowego Szczecina. „Cesarzowa podpisała ratyfikacją umowy ze Szwecją, co do połączenia flot obu mocarstw, a zarazem pełnomocnictwo dla vicekanclerza, do odnowienia zawartego ze Stokholmskim dworem w 1745 roku traktatu, którego termin upłynął. — Na prośbę jednak posła szwedzkiego, o pozwolenie zakupienia dla tego królestwa za 4000 talarów zboża w Inflantach, odpowiedziano odmownie, tłumacząc się tera, że Rosja sama zboża potrzebuje. (Jednakże ściśle tego przestrzegać nie będą, patrząc przez szpary, na wywożenie pewnej ilości zboża, na rzecz osób prywatnych.) „Książe Karol był wczoraj z całem otoczeniem swojem w Kronsztadzie na jachcie Cesarzowej, który zbliżając się do stojącej w przystani floty, powitał ją jedenastu wystrzałami, na co okręt admiralski dziewięciu ze swej strony odpowiedział: Admirał Miszuków przyjmował Księcia, ze wszystkiemi honorami, na tym okręcie, zwanym Święty Mikołaj, a mającym 84 działa, na którym chorągiew swoją wywiesił. Kazano majtkom robić manewra, i cała flotta rozwinęła żagle. — Obiadowaliśmy za stołem na 30 osób. — Przy grzmocie dział, wznoszono toasty za zdrowie Cesarzowej, księcia K arola, admirała i całej admiralicji, za pomyślność wyprawy flotty, i kampanii Księcia z wojskami Jej Cesarskiej Mości. Po skończonym obiedzie, Książe z całem otoczeniem swojem w szalupach , zwiedzał port i sławny kanał przeznaczony do naprawy okrętów7 liniowych, znajdujących się w przystani, i fregat; wszystkie prawie gotowe są do wyjścia , a nowe jeszcze budują w porcie. Prócz tego viceadmiral Palański znajduje się w Rewlu, gotów także wypłynąć na czele eskadry, tak że całe siły morskie, wyniosą dwadzieścia kilka żagli. Powiadają, że wkrótce mają wypłynąć na morze. „Baron Lefort mianowany przez Cesarzową w. mistrzem ceremonii, objął zawczoraj swój urząd, chociaż hr. de Santy tytuł ten jeszcze piastuje. List hr. Fleminga, z dnia 4. L ipca 1758 roku. „Ostatni list wasz, wielce kochany Stolniku, przed trzema zaledwo dniami odebrałem i dla tego nie odpowiedziałem nań wcześniej. „O handlu tytoniem nie mogę zaraz pisać do hr. Szuwałowa, gdyż trzeba dobrze przygotować się pierwej, zanim się rozpocznie rzecz takiej wagi. „Naprzód, nie mogę żadnego prowadzić handlu po za krajem , jak w Rydze, ale muszę w samym kraju dogodne wyszukać miejsca, dla zakładania magazynów. Powtóre, trzeba mieć zasób pieniędzy, którego nie posiadam, bo komory celne są poniszczone, i handel wstrzymany na lądzie i morzu tak, że z własnej kieszeni opłacam długi skarbu. Głównym warunkiem umowy między mną a hr. Szuwałowem będzie ten, iż nie puszczą do Litwy żadnego tytoniu, oprócz sprzedawanego przezemnie. „Rad jestem, że Rosja chce mieć swoje stronnictwo na Litwie; spodziewam się, że nas nad innych przeniesie; mam także nadzieję, iż ministrowie rosyjscy będą mieli rozkaz podtrzymywania Strutyńskiego i tych, których wciągnięto do jego upadku. C ałą zbrodnią tych ludzi jest przyjaźń ich dla nas; jeżeli nie znajdziemy środków dla wyratowania ich, będzie to wstydem dla nas i wiecznymi wy rzutem . „Jestem tu od dni czterech, i powiem, że pomimo usiłowań całego ziemstwa, jestem górą w trybunale; mam w nim proces, który skończę z dogodnością wszelką, nie będąc w niczóm pokonany. Spodziewam się naw et, że każę jednocześnie rozdać miejsca w Trybunale które zostawiono, w zawieszeniu nie obsadzone. „Król pruski wkrótce uskromionym będzie; nie mówię wam nic o te m , boście o wszystkićm dobrze uwiadomieni, jako pierwsi sprawcy. „Cieszę się, że książę Karol Was lubi, i że się Wam podoba. „Dziedziczka Borchli tkliwą jest na Waszą pamięć; wyrasta na wielką dziewczynę dość zgrabną. „Jakże rad będę zobaczyć Was znowu i rozmówić się z wami! „Życzę jednakże, abyście pomimo całego ziemstwa wracali tam , gdzie jesteście, dla pielęgnowania łaski tak potrzebnego nam dworu. „Wszystko cobym mógł powiedzieć, nie dorównałoby uczuciom, jakie mam dla Was, kochany Stolniku. * Magre toute la Terre. List do hr. Brühla, z d. 11. Lipca 1758 r. „Nie pisałem do Waszej Excellencji przez piątkową pocztę, bom nie miał nic do doniesienia; list Waszej Excellencji z 26. z. m. odebrany czwartkową pocztą, nie wymagał też odpowiedzi; ten który podobało się Waszej Excellencji wysłać sztafetą dnia 27., na ręce p. Prasse, oddanym mi został tegoż Piątku po południu ; nie przyniósł mi on także żadnego rozkazu co do interesów, tylko dalszy ciąg dziennika poruszeń, wojskowych w Morawii, aż do 21. włącznie. „Nie mamy żadnej wiadomości o ruchach armii jenerała hr. Fermora, od chwili spotkania się oddziału kozaków z huzarami pruskim i, pod Riesenburg na Pomorzu, o którćm w ostatniej donosiłem depeszy. „Magistrat Gdański pisał do mnie dnia 16. z. m. prosząc abym poparł u Jej Cesarskiej Mości treść ostatniego listu, jaki do niej wysłał d. 26. Maja, a którego kopią, zapewne Waszej Excellencji znaną, mnie także (przysłał. Zdało mi się wszakże nie robić dotąd żadnego ze wspomnianego listu użytku, przekładając zamilczeć o tem, przez czas jak iś, niż obudzać na nowo sprawę, która zdaje się być uśpioną. Zaczekam, aby zobaczyć, czy przyjdzie nowy krok jaki uczynić, czy też zostawić w zawieszeniu sprawę, która sama przez się upaść m usi, nie odwołując się do deklaracji Cesarzowej, której projekt byłem podał, i który vicekanclerzowi zdawał się podobać. Tymczasem do jednego tylko ze wszystkich sił popychać trzeba, to jest do energicznego działania przeciw wspólnemu nieprzyjacielowi, czego też życzyć tu mają szczerze, aby tem prędzej osiągnąć stały pokój, gdyż przekonani są, że tego otrzymać niepodobna bez upokorzenia króla pruskiego. „T rak tat handlowy i odporny między Rosją i Szwecją, zawarty w 1745 roku na lat dwanaście, został odnowiony i podpisany tutaj, przez ministrów obu dworów, ma zaś być zgodny zupełnie z dawniejszym. Zamiana ratyfikacji odbędzie się w Sztokholmie. Nie uczyniono jednak zadość żądaniu Szwecji, roszczącej jeszcze do Rosji pretensje o pewne summy pieniężne, tłum acząc się wielkiemi wydatkami spowodowanemi przez wojnę i przyrzekając wypłacić je , po zawarciu traktatu. „Przed kilku tygodniami Cesarzowa dowiedziawszy się, że byłemu kanclerzowi państwa, nie stawało pieniędzy na codzienne domowe wydatki, kazała mu dać tysiąc rubli i donieść sobie, gdy te pieniądze wyjdą. Jej Cesarska Mość kazała mu teraz wyliczyć jeszcze tysiąc pięćset rubli i przeznaczyła nadto po 5 rubli dziennie, na zwykłe utrzymanie. Zresztą, los jego i jednocześnie uwięzionych osób, zostaje zawsze w zawieszeniu i niepewności, wyjąwszy to chyba, że obliczają activa i passiva jubilera Bernardi. „Ponieważ książę Karol sam donosi o wszystkiem co się jego osoby i wyjazdu dotyczy, a hr. Einsiedel, który się oddania tego listu uprzejmie chciał podjąć, doskonale jest świadomy wszystkiego, cobyś Wasza Excellencja o stanie interesów na tym dworze chciał wiedzieć, tem chętniej więc odwołuję się.do jego opowiadania, im mocniej jestem przekonany, że zdolny jest i wiedzieć i sądzić wybornie, sam zaś kończę etc.“ List do tegoż, z dnia 14. Lipca 1758 r. „Odebrałem tu (w Peterhofie) jednocześnie prawie listy Waszej Excellencji pod nr. 50, 51 i 52. z dnia 4., 5. i 6. b. m .; pierwszy zwykłą pocztą, drugi sztafetą, ostatni przez kurjera ambasady francuzkiej. „Gdy udzieliłem vicekanclerzowi tego, co się w tych listach do niego odnosiło, zażądał odemnie wyciągu; dałem mu więc takowy, naprzód co do deklaracji tyczącej się handlu z państwami króla pruskiego, która nie znosi jeszcze trudności napotykanych przy określeniu, co jest właściwie kontrabandą, gdyż dostatecznych w tej mierze nie podaje szczegółów; następnie, co do rozkazu danego baronowi de Ralil przez dwór wiedeński, aby starał się za pośrednictwem rezydenta w Gdańsku, odwieść dwór tutejszy od użycia gwałtu, przeciw temu m iastu, a to przez wzgląd na Portę Ottomańską, którąby to zatrworzyć mogło; w końcu zaś co do udzielonej przez p. Benoit wia408 domości o ludziach ze Szląska uprowadzonych przez lekką jazdę rosyjską; przy czćm złożyłem kopię listu pisanego w tym przedmiocie przez tego sekretarza pruskiego do redakcji Gazety Warszawskiej, i wszystkie uwagi Waszej Excellencji, nad podobnym faktem, który będzie się musiał odbić koniecznie na Saksonii. — Ponieważ ten minister ma zjechać jutro do Petersburga , dokąd ja wracam dzisiaj, więc go zapytam o postanowienia w tej mierze. „Odstąpienie od oblężenia Ołomuńca, poprzedzone zniesieniem znacznego oddziału pruskiego, odprowadzającego wielki zapas żywności do swego obozu, jest wypadkiem takiej doniosłości, że się po nim najlepszych dla dobrej sprawy skutków spodziewać należy. — Wyłączną jeszcze sprawiło mi przyjemność, iż bratu mojemu poruczono odwiezienie Najjaśniejszemu Panu naszemu, tej dobrej wieści. Co do bitwy między Francuzami i Hanowerczykami, nie mają tu innych o niej szczegółów, nad zawarte w berlińskiej gazecie; dla prawdziwego ocenienia ich jednak, trzeba zaczekać jeszcze na opis drugiej strony, i na to , czy hr. de Clermont będzie wr stanie powetować poniesione straty, a przynajmniej wstrzymać dalsze postępy nieprzyjaciela. „Flotta rosyjska, którą widzieliśmy w Kronsztadzie, już tam nie jest; wypłynęła wczoraj raniutko, z pomyślnym wiatrem, i przy najpiękniejszej pogodzie. „Zapomniałem donieść w ostatniej depeszy o posłuchaniu, jakie poseł turecki otrzymał nareszcie przeszłej Niedzieli w Peterhofie, rzekłszy się dziwacznych swych wymagań, i zastosowawszy się do przyjętego zwyczaju, w skutek wyraźnych w tej mierze rozkazów nadesłanych ze Stambułu. Dosyć są teraz zadowolnieni z jego znajdowania się; mają go zawieść na włoską operę, i od niego samego zależy, aby mógł korzystać ze wszystkich przyjemności, jakich mu chcą dostarczać przez pozostały, czas pobytu jego tutaj. „Książe Karol wyjeżdża ztąd dzisiaj, ozdobiony orderem ś. Andrzeja i obsypany łaskami Jej Cesarsarskiej Mości. Ponieważ sam donosi Królowi Jmci o wszystkiem, co uczyniono dla niego i dla królewskiej rodziny, więc tego powtarzać nie będę. To niezawodna, że niemasz względów, którychby mu nie okazano ; jak niema serca, w któremby żalu po sobie nie Zostawił. „Razem z Księciem złożyłem pożegnanie moje 1 spodziewam się wyjechać za trzy tygodnie, nie omieszkam użyć krótkich chwil jakie tu jeszcze mam spędzić, na służenie z największą gorliwością Królowi Jmci w interesach, jakieby się nadarzyć mogły, najwyższe zawsze dla siebie upatrując szczęście w możności zasłużenia na Jego pochwałę.“ List do tegoż, z dnia 18. L ipca 1758 roku. „Nie chcąc jedynie przepuścić poczty bez pisania do Waszej Excellencji, wyprawiam list dzisiejszy, nie mając żadnej odpowiedzi na wyciąg z depeszy z dnia 4. b. m„ udzielony vicekanclerzowi w Peterliofie, a tyczący się nowej deklaracji o handlu z państwami króla pruskiego, i uprowadzenia ludzi na Szlązku, przy wejściu lekkiej jazdy rosyjskiej do tego Księztwa. O jednym tylko Gdańsku vicekanclerz w krótkich wyrazach dał mi do zrozumienia, nie wchodząc w bardziej szczegółowe tłumaczenie się, że przez czas ja kiś chcą jeszcze utrzymać status quo. W idzę, że zawsze obawiają się jakiego nieszczęsnego wypadku; ale w takim razie jeszczeby im trudniej było uskutecznić swój p ro jek t, bo Gdańszczanie mieliby więcej daleko powodów wzbronienia wojskom rosyjskim wejścia do miasta, a środki zmuszenia ich do tego, m usiałyby być mniejsze, gdyż użyliby pewno zostawionego im czasu, na zabezpieczenie się i wzmocnienie obrony. Dla tego tśż przy pierwszej zręczności mówić o tem będę z vicekanclerzem. „Rozeszła się tutaj pogłoska, że urząd wielkiego kanclerza miał być wkrótce odany hrabiemu Worońcowowi, a że szambelan Szuwałów zostanie vicekanclerzem ; pytałem więc tego ostatniego o wytłumaczenie tych wieści, na co mi odpowiedział, że tego wcale sobie nie życzy, że dosyć jest udręczony bez tego, aby miał jeszcze do zwykłych nowe dodawać kłopoty. Może byłoby lepiej, gdyby przyjął tę posadę, bo wtenczas traktowano z nim, jak z ministrem , kiedy teraz , chociaż do wszystkiego się m ięsza, byle mu wspomnieć o jakim interesie, odpowiada że go nie zna i do niczego nie należy. Wszakże z drugiej strony, możnaby także być w kłopocie, jak za wielkiego kanclerza Bestużewa, bo minister drugi z rzędu, byłby pierwszym co do znaczenia, i z większą daleko potę g ą , niz ją miał wówczas hrabia W crońców , co koniecznie musiałoby zawiść zrodzić między nimi. „Cesarzowa kazała oświadczyć, że kawalerowie ze świty księcia K arola, którzy się jeszcze znajdowali w stolicy, mogli pomimo złożonych już pożegnań, wrócić zawczoraj, w Niedzielę do Peterhofu, i być na balu dw orskim ; pan pisarz polny Rzewuski, który zaledwo ju tro wyjeżdża, był więc tam w skutek teg o ; pan starosta warszawski nie pojechał, boby mu to przeszkodziło wyjechać wczoraj, jak sobie był zamierzył i jak istotnie uczynił. Ja udałem się tam także, w skutek wyłącznej wskazówki, jak ą mi dano, i zdaje się, że będę musiał tam bywać, ile razy będzie przyjęcie u dworu, aż do mojego ztąd wyjazdu, który najpóźniej za trzy tygodnie nastąpi. — Jej Cesarska Mość nie ukazała się jednak publiczności, z powodu lekkiego reumatyzmu, pochodzącego z zawiania. Nota do Ministerstwa z dnia 22. Lipca 1758 r. „Wskutek promemoriam pana ministra pełnomocnego z dnia 18. b. m., w którem prosił, aby oddziały Kozaków i Kałmyków idące teraz dla połączenia się z armią Jej Cesarskiej Mości, w pochodzie swym ominęły dobra należące do jego rodziny, Ministerstwo Cesarsko-Rosyjskie postanowiło żądaniu jego uczynić zadość; dla tego tś ż , i w skutek wyłącznej jego prośby, aby rozkazy w tym przedmiocie do dowódzców rzeczonych oddziałów wystosowane, do rąk własnych ministra pełnomocnego oddane zostały, przyłączają się tutaj rozkazy Cesarzowej Jmci, do jenerał majora Jefremowa, dowodzącego korpusem Kozaków, i do podpułkownika Hacka , mającego prowadzić Kałmyków. Rozkazy te będąc podwójne, mogą służyć jednocześnie dla dóbr kasztelana krakowskiego ojca, i wielkiego podkomorzego koronnego, brata p. ministra pełnomocnego. Należy więc teraz, aby tenże minister pełnomocny rzeczone rozkazy rodzinie swej niezwłocznie przesłał, dla tego, by jenerałmajorowi Jefremowowi i podpułkownikowi Hackowi, pokazane być mogły, przed wejściem Kozaków i Kałmyków na ziemie do rodziny jego należące, i postawiły tych oficerów w możności urządzenia się tak zawczasu, aby je mogli ominąć. List do hr. Brühla, z d. 25. L ip ca 1758 r. „Depesza Waszej Excellencji z dnia 12. b. m., uwiadamiająca o skutkach zaniechania dalszego oblężenia Ołomuńca, tem jest ciekawszą, że król pruski w samym odwrocie swoim, zdaje się coś knuć przeciw Czechom; ale może też chce tylko drogą na Leutomichel wrócić do hrabstwa Glatz. Jakiekolwiek byłyby jego projekta, spodziewać się należy, iż dzięki rozporządzeniom marszałka D auna, zawsze przy ich w ykonaniu, wielkie napotka trudności. Nie długo czekaliśmy na obalenie zupełne rozpuszczonych tu pogłosek o jenerale Bucców.* Utrzymywano, że sztafeta przyniosła tę wiadomość tntejszemu ministerstwu i dzień nawet przybycia jej oznaczono; pokazało się, że to był zupełny wymysł, którego źródło jeszcze nie wiadome. * Jenerał Buccow był przez rząd austryjacki pierwej przysłany d la rozmówienia się z kanclerzem o szkodliwych dla koalicji działaniach jego, jakie mu razem z Wielką Księżną przypisywano. Temu to jenerałowi Bestużew dał listy Katarzyny do Apraxina pisane do odczytania. — Wielka Księżna nalegała w nich, aby jenerał rozkazy Cesarzowej ściśle spełniał i wojnę energicznie prowadził. Od Buccowa o tej korespondencji dowiedzieli się Esterhazy, margrabia de 1’Hópital, a potem Szuwałowowie i Worońcow. (Depesze p. Prasse) „Według ostatnich wiadomości otrzymanych w ministerswie od jenerała Fermor, główna jego kwatera była w Meseritz, co porównane z udzielonemi przez Waszą Excellencje wiadomościami, pozwala wnosić, że teraz musi się znajdować w Szlązku. „Vicekanclerz uwiadamiając mnie, iż oddział pruskich huzarów pod przewodnictwem przebranego rezydenta pruskiego, podchwycił i uprowadził z jednego z przedmieści gdańskich 43 szwedzkich rekrutów, i że potem przechwalał się z tego, iż sztuki takiej dokazał, pomimo znajdującej się w pobliżu armii rosyjskiej, oświadczył, iż Gdańszczanie znosząc tego rodzaju postępki ze strony Prus, nie powinni się dziwić, jeżeli Rosjanie ze swój strony podobnymże kiedyś sposobem szukać będą u nich Prusaków. Zdaje mi się zatem, iż należy rozkazać Gdańszczanom, aby niezwłocznie zanieśli do króla pruskiego skargę na to zgwałcenie ich posiadłości, i aby to uczynili jak można najgłośniej, dla przekonania Rosji i sprzymierzonych, iż nie tylko najmniejszego nie mieli udziału we wspomnianym zamachu, ale że sami nawet czują się przez to skrzywdzeni. List do tegoż, z dnia 28. Lipca 1758 roku. „Dziękuję Waszej Excellencji, za udzielone mi w liście z dnia 17. b. m. wiadomości, o poruszeniach marszałka Dauna, w celu utrudnienia królowi pruskiemu odwrotu jego z Moraw. Oddział z 16,000 ludzi wysłany do górnego Szlązka, może zapewne dokonać czegoś podczas, kiedy wielka armja pilnować będzie nieprzyjaciela. „Doniosłem Waszój Excellencji w ostatniej depeszy mojej, co mi vicekanclerz powiedział o owem uprowadzeniu rekrutów szwedzkich z pod Gdańska, o którem mi Wasza Excellencja wspominasz; powiem mu jutro jak tu będzie, że Wasza Excellencja pisałeś o tern, wskazując, iż jenerał Rezanów, postawiony z tej strony dla zasłony kraju, najbardziej temu winien, że pruscy huzarzy dojść tak daleko zdołali. Wiadości jakie tu mają o jenerale Fermorze, nie zawsze się zgadzają z temi, które o nim od Waszej Excellencji odbieram. Każą tu posuwać się wojskom daleko spieszniój, niż się one rzeczywiście posuwają. Mówiono przed tygodniem, jak o tem donosiłem, że połączenie się z korpusem jenerała Brown, już nastąpiło, a zaraz potśm , głoszono, że główna kwatera była już w Meseritz, tymczasem depesza Waszej Excellencji donosi, że jenerał Fermor zwinąwszy. obóz swój pod Poznaniem, uszedł zaledwo pół mili drogi, i że nie wiedziano zgoła gdzie się znajdował jenei’ał Brown. Jakkolwiek bądź, muszą raz przecież posunąć się dalej; nie mogą wiecznie w Polsce pozostać. „Uważam za mój obowiązek donieść Waszej Excellencji, o ciekawym szczególe. Wziętość Bruchdorffa całkiem obalona u Cesarzowej, bo dokładnie poznała jego charakter i sposób działania, zachwianą, tóż została u Wielkiego Księcia, i mowy jego nie robią już wrażenia. Pozwolił raz sobie odezwać się publicznie, za stołem u Wielkiego Księcia, że książę Karol przyjechał tu dla otrzymania Kurlandji, ale że jej nie dostanie; że chce wracać, ale że znajdą sposób nie dopuścić do tego, dodał, że chociaż nie otrzymał teraz przez Księcia orderu polskiego, jednakże mieć go będzie, bo mu to ambasador francuzki przyobiecał. Szambelan Lew Aleksandrycz Naryszkin, drugi ulubieniec Wielkiego Księcia, widzi także swój wpływ u niego zachwiany. Rzeczy o wiele się zmieniły na młodym dworze, i według wszelkiego prawdopodobieństwa, zmienią się jeszcze bardziej. List do tegoż, z dnia 4. Sierpnia 1758 roku. „Otrzymałem wczoraj dwa listy Waszej Excellencji z dnia 24. i 27. b. m., chociaż Wasza Excellencja wątpiłeś, aby mnie tutaj znalazły. — Zapewne są to ostatnie, jakie tu ta j. odbieram; wszakże ledwo za tydzień będę mógł ztąd wyjechać, ale już niezawodnie, a dzisiaj wyprawiłem już przodem służbę i powozy moje. „Udzielone mi przez Waszą Excelencję wiadomości o dalszych poruszeniach wojsk austryackich w Czechach, dosyć są pomyślne, aby z nich można było wnosić o pożądanym dla ogólnej sprawy obrocie reszty tegorocznej kampanii. „Przybywają tu dość często gońce z armii jenerała Fermora; jeden z nich przed kilku zaledwo dniami przyjechał. Utrzymują, że armja posuwa się naprzód. Wasza Excellencja może mieć o tern rychlejsze i bardziej dokładne wiadomości. „Dziękuję Waszej Excellencji za wiadomość o szczęśliwćm przybyciu do Warszawy księcia Karola, który musiał bardzo pośpieszać, kiedy tak prędko odbył tę ogromną podróż. „Nie było nic wczoraj u dworu w Peterhofie; mówią, że może jutro w Niedzielę, grać będą operę roryjską; ale zazwyczaj dowiadują się tutaj o tego rodzaju rzeczach, w chwili samego niemal przedstawienia. „Nie przesadziłem zgoła, donosząc Waszej Excellencji, że Bruchdorff stracił całą swą wziętość u Cesarzowej, i że wpływ jego bardzo był zachwianym nawet u Wielkiego Księcia; doszło to teraz do tego stopnia, że stały jego opiekun, ambasador francuzki, radzi mu, aby prędko ztąd się wynosił.“ Umieściłem tu koleją, jedne po drugich, przytoczone akta, aby dać wyobrażenie o mojej czynności poselskiej. Wracam do opowiadania anegdot, mających bliższy związek z własną moją osobą. Dnia 25. Lutego 1758 roku wracając z teatru o dziesiątej wieczorem, znajduję u siebie Wenecjanina, jubilera Berardi, który nosił często Wielkiej Księżnie listy kanclerza i moje, a nam jej odpowiedzi. Ten człowiek powiedział mi; Wszystko stracone! kanclerz Bestużew aresztowany, w domu moim stoi warta; uwiadomiony zostałem o tem w mieszkaniu Daloglio, u którego znajdowałem się wtenczas. Zaklinam, przez litość każ mnie pan wrzucić do studni swojego domu, abym przynajmniej uniknął mąk, jakie tu spotykają więźniów stanu. Po kilku chwilach namysłu zapytałem go : czy masz teraz u siebie chociażby najmniejszą kartkę pisaną ręką kanclerza albo Wielkiej Księżny? — Nie mam żadnej, odpowiedział. — A więc najlepiej zrobisz, udając się ztąd prosto do domu i nie okazując najmniejszej obawy, albo niepokoju! Łagodność obecnego panowania, znane mi zachowanie się kanclerza i Wielkiej Księżnej każą wnosić, że po pierwszej trwodze, wszystko się nie tak tragicznie skończy, jak sobie wyobrażasz; ale gdybyś się chciał ukrywać (co zresztą po upływie godziny stałoby się niemożebnem) to samo już po odkryciu i przyprowadzeniu ciebie, tylkoby los twój pogorszyć musiało. Po długich namowach i przekonywaniach, udało mi się w końcu skłonić Berardego do usłuchania mej rady. Mało scen w życiu tak mnie głęboko dotknęło; Berardi służył mnie wiernie, a oprócz tego był to człowiek uczciwy i miły. Więzienie jego było lekkie i po kilku tygodniach miał już być wypuszczony, kiedy niespodziewany wypadek, który pogorszył położenie Bestużewa, wpłynął też i nagłos jego, tak, że w końcu wysłanym został z pensją kilku set rubli do Kazania, gdzie umarł. Żona jego i dzieci pobierały pensję odemnie w Wenecji. Po wielu ubocznych zażaleniach, przygotowanych przez nieprzyjaciół kanclerza, chcących oczernić go w umyśle Elżbiety, ambasador francuzki margrabia de 1’Hópital wziął na siebie powiedzieć Cesarzowej podczas zgromadzenia u dworu, zbliżywszy się do niej, jakby dla pochwalenia jej sukni: „Wasza Cesarska Mość ma na swym dworze bardzo niebezpiecznego dla Niej człowieka. Przestraszona Elżbieta zapytała go, ktoby był tym człowiekiem? — 1’Hópital wymienił Bestużewa i odszedł. — To wywarło skutek. — Wielki kanclerz uwiadomiony o zbierąjącej się burzy, przejrzał wszystkie swoje papiery, spalił co tylko chciał widzieć zniszczonem, i tak był pewien, że się zabezpieczył najzupełniej, iż kiedy go w przedpokoju Cesarzowej aresztowano, nie okazał ani gniewu ani bojaźni: we wszystkich rozmowach swoich, w całem znalezieniu się, przez pierwszych kilka tygodni więzienia, okazywał się nietyłko spokojnym, ale wesołym nawet, a niekiedy pozwalał sobie grozić nieprzyjaciołom zemstą swą w przyszłości.* Cesarzowa widząc, że nie znaleziono nic, coby mogło dać powód do zarzucenia m u jakiejkolwiek zbrodni stanu, zaczynała żałować, że go uwięzić kazała; już nieprzyjaciół Bestużewa strach przejmował, kiedy go Elżbieta zapytać kazała, czy prosił hr. Brühla o polską błękitną wstęgę dla barona Stambke, holsztyńskiego ministra Wielkiego Księcia? Była to kreatura Bestużewa, bardzo do Wielkiej Księżnej przywiązana. Nie wiem dlaczego Bestużew zaprzeczył temu, co w istocie miało miejsce, ale zaprzeczył. Elżbieta kilka razy kazała mu powtórzyć to zapytanie, a on tak się zaciął w swojem twierdzeniu, że się posunął aż do oświadczenia, że gotów byłby wykonać przysięgę i przyjąć Przenajświętszy Sakrament, na dowód prawdy słów swoich. W tenczas pokazano mu własnoręczną jego kartkę pisaną ołówkiem do sekretarza Kanzlera, w której zalecał temu ostatniemu, aby nie zapomniał danego mu w tej rzeczy polecenia. — Prawdopodobnie ten świstek papieru uszedł uwagi Bestużewa, kiedy przeglądał swoje papiery, i musiał być przekonanym, że go. z innemi zniszczył. Fałszywa przysięga do której oświadczył się być gotowym i jeszcze dla tak drobnej rzeczy, zaszkodziła mu bardzo w umyśle Elżbiety; sam także upadł na duchu, ujrzawszy się tak zawstydzonym. Ponieważ jednak żadnej mu innej winy dowieść nie zdołano Elżbieta więc poprzestała na wysłaniu go na wygnanie do jednej z jego posiadłości w okolicach Moskwy, zkąd dopiero przez Katarzynę II. odwołanym został. Nazajutrz po uwięzieniu kanclerza, zmuszony byłem pokazać się u dworu, z powodu zaślubienia jednej z panien honorowych Cesarzowej, bo to się uważało za uroczystość dworską, na której według prawideł etykiety, ministrowie zagraniczni znajdować się byli obowiązani. Słyszałem tam jednego z dworaków (żyjącego dziś jeszcze hr. J. C.) chwalącego się, że będzie mógł nie zapłacić za brylantowy gwiazdę, jaką mu nieszczęśliwy Berardi był przyniósł. Czytelnik rad będzie może znaleść tu opisanie zwyczajów. zachowywanych wówczas na tym dworze, przy ślubach panien honorowych. Skoro starający się o rękę, uzyskał przyzwolenie rodziców i Cesarzowej, zaraz pozwolono mu spędzać z narzeczoną kilka godzin dziennie w tak wielkiej poufałości, że dziwić się należy, iż ztąd nie miłe nie wypływają następstw o, tem bardziej, że długi czas zazwyczaj upływał, cały rok nieraz, między przyrzeczeniem a ślubem. Wigilią wigilii ślubu, przewożono z wielką uroczystością wyprawę panny młodej do mieszkania pana młodego; rozkładano ją tam, i całe miasto schodziło jakby do sklepu, dla oglądania tej wyprawy. Podczas obrzędu ślubnego, dwóch krewnych użytych za świadków, trzymało nad państwem młodymi wieńce z drzewa wyzłacanego. Po ślubie, marszałkowie dworu, z laskam i śrebrnemi, malcami orły na wierzchu, prowadzili kilka ceremonialnych tańców, poprzedzając państwo młodych. Niewielki baldachin zawieszony u środka stołu podczas wieczerzy, wskazywał miejsce panny młodej. Pan młody wstępował na stół, i szedł po nim, aby zasiąść obok niej, ale przechodząc, powinien był zdjąć zawieszony nad głową oblubienicy, wieniec z kwiatów. — Na weselu o którem mówię, pan młody zapomniał o tej ceremonii — wianek pozostał zawieszony nad głową panny młodej, a w publiczności mówiono później, że tak samo się stało i z innym wiankiem, o zdobyciu którego, miała dowieść Cesarzowej, przyniesiona jej nazajutrz w umyślnie na ten cel przygotowanej śrebrnej puszcze, bielizna panny młodej. Mówiono mi, że cały ten obrządek ustanowił Piotr Wielki, naśladując zwyczaje, jakie istniały za jego czasów w Szwajcarji. Dzisiaj wszystko to zostało zmienione, jak powiadają. Upadek Bestużewa tak silnie mnie dotknął i z powodu wdzięczności, jaką miałem dla niego i dla wpływu jaki ten wypadek mógł mieć na Wielką Księżnę, że rozchorowałem się naprawdę; podczas tych kilku tygodni zacząłem doświadczać nadzwyczaj silnych bólów głowy i innych cierpień, które mnie później tak często nawiedzały, aż do chwili, w której to piszę. Doktorem moim podówczas był Boerhave, synowiec tego, którego Holandja i wiek nasz przezwały spółczesnym Hipokratem. Petersburgski Boerhave był głuchym; dla rozmówienia się z chorymi, używał tłumacza, którego wyrazy czytał za pomocą szczególniejszego alfabetu; każden z pięciu palców, u ręki, oznaczał w nim jedną samogłoskę, a rozmaity tych palców układ stanowił spółgłoski. Pojmował szybko, i odpowiadał ustnie, z taką dokładnością i nieraz dowciwpem, że pomimo całej głuchoty swojej, bardzo był miłym w rozmowie. Znalazł raz na moim stoliku Tragedje Rasyna i chciał je zabrać, mówiąc, że dosyć mam czarnych myśli i że wesołych książek potrzebuję. Chociaż Lew Aleksandrycz Naryszkin, dał Wielkiej Księżnie powód do nieufania mu od niejakiego czasu, uwięzienie jednak Berardego zmusiło ją, uciec się znowu do Naryszkina, dla urządzenia komunikacji ze mną; stała się ona wkrótce tak częstą jak dawniej; było zresztą pewne zbliżenie między Elżbietą i Nią, które pozwalało nam wnosić, że Cesarzowa zupełnie przychylną się stanie naszemu związkowi. Ta nadzieja skuteczniej od lekarstw Boerhave wpłynęła na moje zdrowie. Tak jednak osłabiony jeszcze byłem, że kiedym o wiorst kilka na spotkanie przyjeżdżającego wtenczas księcia Karola wyjechał, mój przyjaciel Rzewuski z trudnością, mnie poznał. Wiosna i ruch, wróciły mi prędko siły. Ten książę Karol, ulubiony syn Augusta III., przyjeżdżał z nadzieją otrzymania od Elżbiety zgodzenia się na to, aby został księciem Kurlandji, w razie, gdyby Biron nigdy z wygnania swojego wrócić nie miał. Chociaż rodzina moja i ja, uważaliśmy ten zamiar za nieprawny, że jednak nie był się stał jeszcze publicznym, i że jedynym tej podróży powodem, do którego się przyznawano, była chęć dania się poznać osobiście Cesarzowej przed rozpoczęciem kampanii przy jej wojsku, uważałem więc za obowiązek dla siebie, okazywać największe uszanowanie synowi mojego monarchy. — Miał powierzchowność ujmującą, zręcznym był we wszystkich ćwiczeniach ciała, i chociaż źle bardzo wychowany, wydawał się prawdziwym fenixem przy Wielkim Księciu, który postrzegł prędko, jak źle wychodził na porównaniu, a oprócz tego z niechęcią widział w nim Sasa, nieprzyjaciela króla pruskiego. Przez trzy miesiące pobytu swego w Petersburgu, książę Karol dzielił czas na chwile spędzane u Cesarzowej i na domowe u siebie zabawy; dużo czasu trawił na wprawianiu się do broni, i fechtując się nieraz, przyszło mu się zmierzyć ze sławnym kawalerem d’Eon, który był wtenczas w Petersburgu, jako należący do poselstwa margrabiego de l'Hópital, i nosił mundur dragonów. — Ja sam biłem się też kilka razy z nim , czy też z nią. nie podejrzewając zgoła płci jego, o której Cesarzowa Elżbieta była podobno uwiadomioną. Jednym z kawalerów w świcie księcia Karola, był młody hrabia von Einsiedel, rodem Saksończyk, który z zajmującą niezmiernie powierzchownością, łączył najmilsze moralne przymioty. Rezydent saski w Petersburgu , nazwiskiem Prasse, któremu zdawało się że miał powody mnie zazdrościć, uprzedził zrazu Ein . siedla przeciw mnie, nagadawszy mu, że z powodu anglomanji mojej, rozminąłem się z obowiązkami mego stanowiska; ale wkrótce wywiedziony z błędu, Einsidel oddał mi sprawiedliwość, napisał za mną do swego dworu, i stał się moim szczerym przyjacielem. Nie mogę bez największego żalu myślić o tem , że taki człowiek stał się nieużytecznym krajowi i światu, przez fanatyzm tej gałęzi Braci Morawskich (Hernhutów) nazywanych di Stillen im Lancie, której się oddał całkowicie, może w skutek dziedzicznej umysłowej choroby, którą matka jego była dotknięta. Mieszkaliśmy z nim rarem podczas wycieczki księcia Karola do Schlusselburga, w celu zwiedzenia tamecznego kanału. Postrzegliśmy, że jeden z lokai dworskich przeznaczonych do służby przy Księciu, * Dzisiaj nie ulega już wątpliwości, że kawaler d’Eon, był rzeczywiście mężczyzną.— Patrz: Memoires sur la Chevaliere d’Eon, La verite sur les mysteres de savie, d ’apres des documents authentiques, suivis de douze lettres, inedites de Beaumarchais, par Frederie (iaillardet. Paris, chez Dentu in 8. ustawicznie odchodził i wracał, co nas do tego stopnia zaciekawiło, żeśmy go o wytłumaczenie zapytali, ująwszy wprzódy podarkiem; odpowiedział nam naiwnie, że jest bardzo zajęty, gdyż na cały czas podróży, zrobiono go viceszpiegiem, bo chłopiec przygotowujący konfitury (który był głównym szpiegiem), zachorował. Zdaje mi się, iż ta drobna anegdota maluje ducha i zwyczaje tego dworu w owym czasie. Naturalnie, że ani Książe, ani żaden z nas nie mógł być przedmiotem najmniejszej politycznej obawy, zwłaszcza w tern miejscu i podczas tej wycieczki, którą kierował zresztą hr. Iwan Czernyszew i w której brało udział dwa razy więcej Rosjan wszelkiego stopnia, niżeli cudzoziemców, ale Piotr I. powiedział był, że trzeba szpiegować, szpiegowano więc i wielkie i najmniejsze rzeczy. Widziałem za moich czasów, że trzymano się w Rosji raz nadanego przez Piotra I. kierunku, jak w Hiszpanii za rządów kardynała de Retz, w tysiącznych wypadkach postępowano sobie według zostawionego przez Karola VI. przykładu, nie dla tego, żeby rozsądek albo okoliczności to nakazywały, ale że tak się działo za jego panowania. Najpiękniejszym ze wszystkich w otoczeniu księcia Karola, był niezawodnie hrabia Franciszek Rzewuski, wówczas pisarz koronny, i Elżbieta nie była wcale nieczułą na jego powaby, ale zazdrosna czujność Iwana Szuwałowa, nie dała wzróść rodzącemu się upodobaniu. Zaszła nawet drobna okoliczność, która o mało nie sprowadziła nieprzyjaznego między nimi wybuchu. Pewnego dnia po południu znalazło się. nas kilku Polaków i Moskali zebranych u Iwana Szuwałowa, i na nieszczęście przyszło mi namyśl podać projekt wspólnej zabawy w tak zwanego sekretarza. W skutek tego, każdy z przytomnych odebrał kartkę z wybranem losem, imieniem jednego z grających, pod którem, zmieniając pismo swoje, obowiązanym był napisać co jeno chciał o osobie noszącej imię znajdujące się na jego kartce. Przy czytaniu rozdanych po raz pierwszy kartek , najpierwszem było imię Iwana Szuwałowa, pod którem znalazł się następujący napis: „Ktokolwiek zna go z gruntu, przyznać musi, że on nie zasługuje na przyjaźń uczciwego Człowieka. Szuwałów wściekły odgrażał się przeciw sprawcy tej obelgi, a ze spojrzeń jego wnosiłem, że o nią Rzewuskiego posądzał. Odezwałem się wtenczas do niego: „Nie powiem kto to napisał, chociaż dostrzedz mogłem, upewniam jednak hrabiego, że nie żaden Polak. Po chwilowem milczeniu postrzegliśmy, że Szuwałów żywo rozprawiał z Czernyszewem, i dowiedzieliśmy się później że ten ostatni przyznał się do napisania tych wyrazów, a to z powodu, że Szuwałów nie pomógł mu do osiągnienia jakiejś łaski, o którą się starał u Cesarzowej, chociaż mu był winien skuteczną pomoc w stosunkach z pewną panią, której Cesarzowa zawsze była niezmiernie zazdrosną. Czernyszew za pomocą tej tajemnicy, miał Szuwałowa w ręku i to było powodem , że tenże Szuwałów starał się wszelkiemi sposobami zatrzeć całe to zdarzenie, umyślnie przez Czernyszewa wywołane. Jednym z należących do świty księcia Karola, był wtenczas Branicki, dzisiejszy hetman wielki koronny. Młody jeszcze, już się był odznaczył w dwóch kampaniach, które jako ochotnik odbył w wojsku austryjackiem, towarzysząc temuż księciu Karolowi. Od chwili przyjazdu do Petersburga, starał się zjednać sobie moją przyjaźń w sposób tak wyłączny i rycerski zarazem, że przyszło mi na myśl wystawić go na próbę w dziwnem zdarzeniu, które tutaj opowiem. Ponieważ obrót jaki wzięła sprawa kanclerza i wszystkie ówczesne na dworze petersburgskim i warszawskim okoliczności, coraz draźliwszemi stawały się dla mnie, uznawałem więc za potrzebne, oddalić się na czas ja kiś z Rosji za urlopem, zostawiając sobie możność wrócenia tam w danej chwili. Myśl ta sama, już daleko częstszemi uczyniła nocne wycieczki moje do Oranienbaum, gdzie wtenczas młody dwór się znajdował, zwłaszcza że od czasu pobytu swego w Peterhofie przy księciu Karolu, o dwie trzecie drogi bliżej byłem od celu tych wycieczek. Oswojenie się zupełne z przebraniem jakiego używałem i ze wszystkiemi szczegółami tych szczęśliwych dotąd wycieczek, tak zasłoniło w oczach moich wszelkie ich niebezpie czeństwo, że 6. Lipca odważyłem się wybrać do W. Księżny, nie umówiwszy się z nią nawet wprzódy, jakem to był zwykł czynić. Nająłem jak zwykle mały kryty wózek, którym powoził zwykły rosyjski zwoszczyk, nieznający mnie wcale; z tyłu za wózkiem siedział przebrany służący, który mi dotąd zawsze towarzyszył. Tej nocy, (która w Rosji nocą nie była) w lesie przytykającym do Oranienbaum, spotkaliśmy na nieszczęście Wielkiego Księcia z całą jego świtą, a wszystkich na wpół pijanych. Zapytują zwoszczyka kogo wiezie? odpowiada, że nie wie; służący odzywa się, że jedzie krawiec. — Puszczają nas; ale Elżbieta Woronców, pannna honorowa Wielkiej Księżny, a kochanka Wielkiego Księcia, znajdująca się przy nim, ze złośliwym uśmiechem takie o mniemanym krawcu zaczęła robić przypuszczenia, że Wielki Książe wpadł w najgorszy humor; i kiedy spędziwszy kilka godzin z Wielką Księżną, wychodziłem z ubocznego pawilonu zajmowanego przez nią, pod pozorem brania kąpieli, zostałem nagle o kilka kroków ztamtąd, napadnięty przez trzech jeźdźców z dobytemi szablami, którzy schwyciwszy mnie za kołnierz, powiedli w takim stanie przed Wielkiego Księcia. Ten poznawszy mnie, kazał stróżom swoim, iść za sobą. Prowadzono mnie czas jakiś drogą, spuszczającą się ku morzu. Myśliłem, że już ostatnia wybiła dla mnie godzina, ale nad samym brzegiem zwróciliśmy się na prawo, ku drugiemu pawilonowi, a tam Wielki Książe w jasnych i dobitnych wyrazach zapytał mnie, czy miałem stosunki z jego żoną? Odpowiedziałem, że nie. On. Powiedz pan prawdę, bo jeżeli ją wyznasz, wszystko się jeszcze da ułożyć, w przeciwnym razie, dobrego się nie spodziewaj. Ja. Nie mogę powiedzieć żem uczynił to, czego nie uczyniłem. Na te słowa Wielki Książe wyszedł do drugiego pokoju, gdzie zdawał się naradzać z osobami swojej świty; wkrótce wrócił znowu i odezwał się do mnie: On. Dobrze więc; ponieważ nie chcesz przyznać się, zostaniesz tu, do dalszych rozkazów. I zostawił mnie ze strażą u drzwi, w pokoju gdzie oprócz mnie, był tylko jego jenerał Bruckdorff. Nie przemówiliśmy do siebie ani słowa przez dwie godziny, po których wszedł hr. Aleksander Szuwałów, krewny ulubieńca. Był to wielki inkwizytor, naczelnik owego straszliwego wydziału w zarządzie państwa, który w Rosji „tajną kancelarją“ nazywają. Jakby dla zwiększenia trwogi, jaką samo imię jego urzędu przejmowało, miał on w twarzy nerwowe targania, które szpetne bez tego rysy, wykrzywiały okropnie, ilekroć był czem mocno zajęty. Zjawienie się jego dowiodło mi, że Cesarzowa wiedziała o wszystkiem. — Wybąkał z zakłopotaną miną słów kilka , z których odgadłem raczej, niż mogłem zrozumieć, że żąda odemnie wytłumaczenia tego co zaszło. Zamiast wdawania się w szczegóły, powiedziałem mu: „Spodziewam się że pan rozumiesz, iż dla honoru własnego, dworowi waszemu nie mniej odemnie na tem zależy, aby się ta cała sprawa z jak można najmniejszym skończyła rozgłosem, i żebyś mnie pan ztąd jak najprędzej wydostał. On. (Zawsze jąkając się, bo na domiar przyjemności, był jeszcze zająkliwym) Masz pan słuszność i zajmę się tem natychmitat. Wyszedł, a nie upłynęło godziny, kiedy wrócił powiedzieć mi, że powóz na mnie czeka i że mogę wracać do Peterhofu. — Była to licha maleńka karetka, ale cała z luster albo raczej z szyb złożona, jak latarnia. W tem to mniemanem incognito, o 6. zrana, a więc w dzień biały, wlokłem się dwoma końmi po głębokim piasku, który mi czas tej podróży przeciągał do nieskończoności. W pewnej od Peterhofu odległości, zatrzymałem się, odesłałem ten powóz i resztę drogi odbyłem piechotą, w mojej kapocie, nasunąwszy szarą czapkę na uszy. Wyglądałem jak rozbójnik, ale zawsze postać moja mniej zwracać musiała uwagę ciekawych, niż ten przezroczysty powóz. Dostawszy się do drewnianego budynku, w którym mieszkałem z kilku dworzanami księcia Karola, zajmując na dolnem piętrze małe pokoiki, w których wszystkie okna były otwarte, nie chciałem wchodzić przeze drzwi, bojąc się, abym kogo nie spotkał; i zdawało mi się, że wpadłem na doskonały sposób uniknienia tego, wchodząc przez okno; ale omyliłem się, i wskoczywszy, znalazłem się w pokoju mego sąsiada, jenerała Ronikera, który golił się wtenczas. Wydałem mu się widmem; obydwa milczeliśmy chwil kilka, poczem wybuchliśmy śmiechem. Nie pytaj zkąd wracam powiedziałem mu, ani dla czego oknem wchodzę, ale jako dobry rodak daj mnie słowo honoru, że nikomu o tem nie wspomnisz; dał mi to słowo, a ja poszedłszy do siebie próbowałem usnąć, ale nadaremnie. Dwa dni następne strawiłem w okropnej niespokojności; widziałem z twarzy, że wszystkim znaną była przygoda moja, ale nikt mi o niej nie mówił. Nareszcie Wielka Księżna znalazła środek przesłania mi słów kilku, z których wyrozumiałem, że starała się ująć dla siebie kochankę swego męża. Nazajutrz Wielki Książe z żoną i całym dworem przybył do Peterhofu, dla przepędzenia tam dnia ś. Piotra (29. Czerwca według starego, a 10. Lipca według nowego stylu), który obchodzono uroczyście u dworu, na pamiątkę założyciela tego miejsca. Wieczorem był bal u dworu; tańcząc menueta z Elżbietą Worońcof, powiedziałem jej: „mogłabyś pani uszczęśliwić kilka osób.“ — „Już to prawie zrobione, odrzekła: przyjdź pan o pierwszej po północy ze Lwem Aleksandryczem, do pawilonu Monplaisir w dolnym ogrodzie, gdzie mieszka Wielkie Księztwo. Ścisnąłem jej rękę i poszedłem umówić się ze Lwem Aleksandryczem Naryszkinem. Powiedział mi: „przychodź, znajdziesz mnie u Wielkiego Księcia. Namyślałem się przez chwilę, po czem zapytałem Branickiego, czy gotów jest narazić się dzisiaj na przechadzkę ze mną w dolnym ogrodzie? Bóg wie dokąd ta przechadzka zaprowadzić nas może, ale prawdopodobnie dobrze się skończy. Przystał bez wahania się, i o godzinie naznaczonej stanęliśmy na miejscu. O dwadzieścia kroków od salonu, spotkałem Elżbietę Worońców, która mi powiedziała: zaczekajcie tu jeszcze trochę, bo Wielki Książe pali fajkę z kilku osobami, których chce się pozbyć, zanim was zobaczy. Chodziła kilka razy wypatrując swobodną chwilę, której oczekiwaliśmy. Nareszcie powiedziała mi: „Idź pan ;“ w tem Wielki Książe z wesołą twarzą podszedł ku mnie i powiedział: „czyż nie wielki z ciebie dzieciak, żeś mi się ze wszystkiem w porę nie zwierzył? Gdybyś to był uczynił, nie byłoby całej tej zwady. Przystałem na wszystko (jak łatwo domyślić się można) i zaraz zacząłem wychwalać głęboką mądrość wojskowych jego rozporządzeń, których uniknąć było mi nie podobna. To mu tak pochlebiło i w tak doskonały wprowadziło go humor, że po kwandransie zawołał: „Kiedyśmy się już tak zaprzyjaźnili, to brak tu nam jeszcze kogoś; i po tych słowach wszedł do pokoju swej żony, wyciągnął ją z łóżka i zaledwo dawszy jej czas włożyć pończochy, bez trzewików, i lekki narzucić szlafroczek, przyprowadził ją nam w tym stanie, a pokazawszy na mnie, powiedział: „Otóż go masz, spodziewam się że teraz radzi będziecie ze mnie. Ona w lot korzysta ze zręczności, i rzecze: „Brak nam tylko słów kilka Waszej Książęcej Mości do vicękanclerza Worońcowa, aby wyrobił w Warszawie, prędki powrót tutaj naszego przyjaciela. Wielki Książe kazał przynieść sobie stół do pisania, a gdy się tylko jedna znalazła deszczułka, położono mu ją na kolanach i na niej napisał ołówkiem list bardzo naglący w tym przedmiocie do Worońcowa; drugą podobnież ołówkiem pisaną kartkę z dopiskiem swojej kochanki Elżbiety Worońców, oddał mi do rąk; oryginał jej posiadam dotychczas; jest następujący: „Możesz być pewnym, że wszystko na świecie uczynię, abyś tu wrócił; wszystkim mówić o tem będę, i dowiodę Ci, że o Tobie pamiętam. „Proszę niezapominać o mnie i wierzyć, że wszystko co będzie możliwem uczynię, aby mu usłużyć. Pozostaję najszczerzej przychylną mu sługą. Elżbieta Worońców. Potem wszyscy śześcioro zaczęliśmy rozmawiać, śmiać się, i tysiączne wyrabiać figle z małą fontanną, znajdującą się w salonie, jak gdybyśmy żadnej na sercu nie mieli troski, i rozeszliśmy się zaledwo o godzinie 4. rano. Jakkolwiek może się to wydawać szalonem, zapewniam, że jest najściślej prawdziwćm. Od tej chwilii rozpoczął się mój serdeczny z Branickim stosunek. Nazajutrz wszyscy mnie spotykali uprzejmie. W. Książe aż cztery razy kazał mi powtarzać wycieczki moje do Oranienbaum. Przyjeżdżałem wieczorem, wchodziłem ukrytemi schodkami do mieszkania Wielkiej Księżny; spotykałem tam Wielkiego Księcia i jego kochankę, jedliśmy razem wieczerzę, poczem Wielki Książe zabierał zwykle z sobą Elżbietę Worońców, mówiąc do nas: „Zdaje mi się dziatki, że już mnie nie potrzebujecie, i zostawałem ile mi się podobało. Iwan Iwanowicz prawił mi same grzeczności, Worońców również: postrzegłem jednak, że coś się pod tern ukrywało i że trzeba było wyjeżdżać. Miałem już na to pozwolenie z góry i opuściłem Petersburg dnia......... Podróż moja była niepomyślną; doświadczyłem w niej wszystkich przypadków, jakie tylko podróżnego opóźnić w drodze mogą. Zaledwo po trzech tygodniach stanąłem w Siedlcach, gdzie rodzice moi osiedli oboje, po śmierci babki mojej Czartoryskiej, zmarłej dnia 20. Lutego bieżącego roku. KONIEC.